Jeszcze trochę kaszlę czasami, ale jest na tyle dobrze, że zabieram się za porządki u mamy. W przyszłym tygodniu reszta książek i biurko. Chcę to już skończyć, bo i tak mam opóźnienie ponad miesiąc. Miałam skończyć przed świętami.
Dieta trwa i waga spada. Nie rozumiem na tym etapie czemu jedząc węglowodany w posiłkach stałych nie chudnę, a gdy jem w zupach chudnę. Przecież makaron to makaron. Na mnie ograniczenie kalorii i jedzenie wszystkiego nie działa od lat. Muszę odrzucić węglowodany. Chudnę na Dukanie, plaż południowych i typu Karniwory. Ja lubię ziemniaki i kasze i dlatego dieta zupowa mi odpowiada, bo mogę je jeść i chudnąć. To jest też dobre, że diety nie czuję. Jestem najedzona, a waga coraz mniejsza. Teraz czytam książkę Moniki Honory Waga psychiki w odchudzaniu. Dziś zupa z pora, soczewicy i ziemniaków. Można jeść makaron, ale góra 2 razy dziennie i niedużo.
Dziś Krzysiek zrobi zakupy. Mało będzie. Chyba tylko wątrobę lub schab i jajka. Może Seler i brokuł...
Umówiłam się na łapanie kotów.
PO zabiegach Reiki i kundalini reiki udo mnie już prawie nie boli. Jeszcze może dziś i jutro i całkiem przejdzie. No i dobrze:)
Wczoraj Krzysiek wrócił z pracy późno i wściekły. Za nadgodziny nikt mu nie płaci, a robić trzeba. Teraz jest odśnieżanie, skuwanie lodu i wysypywanie piaskiem alejek na targu. Praca ciężka. PO powrocie wyżywa się na mnie. Ja to generalnie mam gdzieś byle zwierzęta nie cierpiały. Teraz już prawie nic przy nich nie robi, a i tak gada. Wczoraj był problem, bo nie chciał wyjść z Mikusiem. Później jak już wyszedł to poszedł dalej niż zamierzałam. Inna sprawa, że wie, że prędzej pozbędę się jego niż zwierząt. Całe życie pomagałam kotom i będę to robić i żaden facet mnie tego nie oduczy. Wiedziały gały co brały. Gdy się poznaliśmy miałam koty i uprzedziłam, że będę mieć. Nawet w ogłoszeniu matrymonialnym o kotach pisałam.
Wczoraj oglądałam Kiepskich. Głupota to ale humor mi sie poprawił...:)
Kupiłam nowe lekarstwo dla Kajtusia. Na biegunkę. Czekam na nie...