Jeszcze tylko dziś i jutro rano biorę lek przeciwzapalny i koniec. Chyba równy tydzień leczenia wystarczy. Czas odrabiać straty, bo zrobiła się masakra z wagą. Nie ma możliwości chudnąć, choćbym się dwoiła i troiła. Nie pomógł Dukan, nie pomogły koktajle, waga i tak rośnie.
Dziś od rana- kanapka z serkiem białym i dżemem, potem kilka śliwek. Na obiad naleśniki z farszem z pieczarek i pora, mniam
Podwieczorek- galaretka z brzoskwiniami
Kolacja, nie wiem, powinny być same warzywka, albo samo białko, chyba skocze po kalafiora i zrobię zapiekankę kalafiorową
Chodzenia było dziś sporo, bo musiałam dylać z psem do weta. Dobrze, że była przerwa w porze deszczowej. Po wyciągnięciu kleszcza zrobił się niegojący stan zapalny, wiec lekarz zaordynował antybiotyk, ech. Nie wiem czy to fryzjerka, która go wyciągała, zrobiła coś źle, czy jakiś wściekły kleszcz sie trafił, bo wiele razy wyciągałam i nigdy sie nic złego nie działo, poza krotko trwającym obrzękiem.
Nie ma małych dzieci, są za to zwierzaki i kłopoty.