Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 59 lat, Wałbrzych

162 cm, 76.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 stycznia 2019 , Komentarze (10)

Nie ważyłam się od dwóch miesięcy... w międzyczasie zaliczyłam ciąg cukrowy i się porobiło. Wiadomo ... zimno, szaro i ponuro, to ani ruszać się człowiekowi nie chce, ani pić wodę nieszczególnie. Zachcianki biorą górę nad zdrowym rozsądkiem.

 Bywały dni, że nie jadłam nic poza słodkim... cukierki, wafelki, banany. W święta i po, ciasta z kremem popijane mirindą...

Waga na dziś 71,9kg, po półkilogramowym spadku od wczorajszego wskazania, kiedy to jak obuchem w łeb dostałam widząc na wadze tragiczne 72,4.

Jak to ja, stawiam oczywiście na białko, bo to mi zawsze pomaga schudnąć. Przykładem dzisiejszy spadek, po wczorajszym dniu białkowym. W zasadzie to też chyba spadek po odstawieniu słodyczy, hmm. Nic nie obiecuję, bo motywacja jakaś tam jest, ale jeszcze sie w ciuchy mieszczę więc na wielki spadek się nie nastawiam. W moim wieku wieszakiem to już nawet nieładnie być. Żeby mi tylko straszne brzuszysko zlazło, a kilogramy mniej ważne.

 Zobaczymy co czas przyniesie...

Dzisiejsze menu, nie do końca dietetyczne, ale nie będę sobie wszystkiego odmawiać:

kawa

śniadanie- jogurt nat z musli i z dżemem brzoskwiniowym

drugie- brak

obiad- makaron i 2 jajka sadzone

podwieczorek- sernik na zimno (jogurt nat, żelatyna, słodzik, herbata owocowa), kawa

II podwieczorek/za 2 śniadanie/- dwa banany niespecjalnie dojrzałe

 kolacja- dwa jajka na miękko, dwa pomidorki, czerwona herbata

Nie liczę kalorii i makr, przynajmniej na razie.

Z życiowych spraw, to mąż zakończył swoją przygodę z Irlandią. Miał w planach uderzyć za niemiecka granicę, ale jednak odmówił. Powodem moja depresja, która przez rozłąkę się nasila. Co będzie robił w przyszłości jeszcze nie sprecyzował. Na razie sobie siedzimy w domku, albo ruszamy w miasto wydać trochę kasy ;) W naszym wieku wszystko się w zasadzie już ma, wiec i jakichś specjalnie wielkich wydatków nie ma. Jedno co, to kupiłam sobie zmywarkę, o ! :)

I pazury, szybka migawka, bo trochę tych mani było, jak mnie tu nie było

Jeśli chodzi o chińskie gadżety to zainwestowałam w wystrój wnętrz ;) i kupiłam super obrus, do wcześniej kupionych poszewek

lecę czytać co u was...

27 listopada 2018 , Komentarze (6)

Nie wiem czy to zima, czy depresja w swojej krasie, ale nic mi się nie chce. Nawet wchodzić na wagę, w zasadzie to tego w szczególności mi się nie chce. Strach ma wielkie oczy zapewne, bo nie czuję, żeby mnie jakoś specjalnie przyb(t)yło, ale nie, nie zważę się :) Na pewno jest więcej niż chciałabym, a poznanie swojej wyższej niż lubię wagi oznaczałoby, znając siebie, konieczność odchudzania. Tego nie chcę, mam dość... Może na wiosnę...

To nie tak, że rzuciłam się nagle na torty i schabowe, bo pilnowanie się weszło mi w krew i nawet jak nie ma diety, to ona jest, bo nie umiem już inaczej. Fakt, jest aktualnie faza na budyń i za dużo bananów jest, ale jednak regularne posiłki i dietetyczne zasadniczo.

Żyje sobie leniwie, odliczam dni do przyjazdu męża, który zjedzie przed świętami , na dwa tygodnie i... nic mi się nie chce. Nawet na zakupy się wybrać, co jest u mnie nader dziwne. Nawet robota sprzątającego włączyć mi sie nie chce. Przesypiam dzień, przesypiam noc, życie przecieka przez palce... depresja jak malowana, a psychiatra dopiero w styczniu

Kilka migawek z życia, kiedy jeszcze mnie cieszyło...

kupiłam sobie super sukieneczkę, ze świątecznym akcentem :)

i zdecydowałam się na zakup smartwatcha

może on mnie zmotywuje i obudzi. Oczywiście dopiero kiedy dojdzie z tych Chin, pewnie za miesiąc, albo dwa, a na pewno do wiosny.

Jak już jesteśmy przy Chinach i zakupach stamtąd... chiński gadżet, bo nie może go przecież zabraknąć. Tym razem praktyczny długopis

ma w sobie dwa śrubokręty, poziomicę, miarki i końcówkę do ekranów dotykowych. Ekstra bajer za jedyne 3,93 zł :)

I pokażę wam szał, czyli moją nową odsłonę w kupionej dla zabawy peruce :) chciałam sprawdzić jak się w tym będę czuła, no i zmiana fryzury zawsze jakoś humor poprawia. Chodzić w tym do ludzi nie będę, ale uśmiałam się przymierzając i głupawki dostałam oczywiście. Generalnie, nie mój kolor, nie dla mnie długość i w ogóle jakoś tak to nie ja. Ale warto było sprobować

I jeszcze pazury, bo bez nich ani rusz:) 

i wypadałoby zrobić kolejne, ale nie mam pomysłu...

16 października 2018 , Komentarze (7)

Poczytałam wasze pamiętniki i postanowiłam się odezwać, bo ciiiiiisza u mnie jak makiem zasiał ;) Pomalutku sobie żyję, spokojnie. Dieta taka se, efektów nie widać, więc chyba za dietetycznie nie jem, choć bywają zrywy. Jem akurat tyle, żeby nie przytyć bo waga od dłuższego czasu na stałym poziomie.

Postanowiłam za to jeść codziennie jakąś surówkę, żeby było regulaminowo. I zainstalowałam w telefonie aplikację przypominającą o piciu wody. Bat nad głowa musi być, bo inaczej kiszka na maksa. Fakt, że trochę naginam przepisy, bo do picia wody doliczam kawę, jogurt, czy mleko na budyń, ale jednak to płyny i sie wysiusia :) miejmy nadzieje, że z toksynami które się w organizmie lęgną.

Ruch marny ostatnimi czasy, choć pogoda nadal piękna. Domowo nie chce mi się wsiadać na rowerek, bieżnia zapomniana kurzy się w piwnicy. Czasem tylko rozciąganie na piłce, bo zalecił rehabilitant, no ale to nie jakiś spalający kalorie ruch. Rozleniwiłam się okrutnie, chyba organizm czuje zimę. Wychodzić się nie chce bo i po co? łazić bez celu? Biedronkę mi zamknęli, bo remontują, wiec cel odpadł. Poza tym nie ma już dla kogo robić zakupów. Męża nie ma, syn w weekendy na uczelni, ech prawie syndrom pustego gniazda mnie chyba dopada.

======================================================

ostatnie pazury, takie stonowane, jesienne. One są wyznacznikiem czasu, bo robię co dwa tygodnie, czyli nie było mnie tutaj miesiąc... 

Efekt lustra z marmurkiem i piękny nudziak z efektem holo

Z chińskich gadżetów nic mi ciekawego nie przyszło, wiec może pochwale się biżuterią, którą na ali opłaca się kupować. Przepiękna bransoletka w kolorze różowego złota, jakość rewelacyjna, a kosztowała tylko 6,69 zł :) na żywo się cudnie mieni

i śliczna tunika na jesienno-zimowe chłody. Jakość jak na chińszczyznę też rewelacyjna. Zapłaciłam 50zł, co jest drogo jak na Ali, ale warta swojej ceny.

 jak już tak lecę fotkami, to jeszcze mój boski koteł na dokładkę :)

25 września 2018 , Komentarze (11)

czyli dzień płynny...

Odchudzać mi się nie chce, ale kombinacje na temat odchudzania, czemu nie ;) Z nadzieją na pozbycie się balastu, dziś pora na dzień płynny. A balast poweekendowy, bo zachciało mi się upiec pleśniak. Męża nie ma, synowi nie podpasowało, jeść nie ma komu, wiec chcąc nie chcąc (bardziej chcąc :) zjadłam prawie całe ciacho.

Dziś poza kawą x3, wypiłam:

 koktajl o wdzięcznej nazwie- bananowe latte, czyli u mnie klasyka w dniu płynnym. W składzie- mleko, kawa, banany, len mielony, odżywka białkowa, liofilizowana żurawina. 

Do tego w ciągu dnia kompot śliwkowy, który został mi z wczoraj, 

grzybowa zupa krem z pora i włoszczyzny {z wczorajszego rosołu}.

sok marchwiowy/mniam/ i sok wielowarzywny/ble/

Opiłam się dziś za wsze czasy, bo i woda jakoś dziwnie mi dziś wchodziła.

Czy jutrzejsze poranne ważenie powinno dać efekt wow? zobaczymy... oby, bo to menu dzisiejsze, to nie był szczyt marzeń. Zupy i soki warzywne, to kompletnie nie moja bajka i sporo samozaparcia mnie kosztowało żeby to bez odruchu wymiotnego spożyć.

======================================================

Jako chiński gadżet, dziś wałek jadeitowy. Koło jadeitu to zapewne nawet nie leżało, ale wiara czyni cuda, wiec się nim wałkuje i prasuję zmarszczki :)

Z rodzimej pielęgnacji, żeby wałek miał po czym wałkować, postawiłam na Ziaję i jej serie z liśćmi manuka. 

Plus super ekspresowe serum

A i jeszcze w ramach dopieszczania siebie, wykupiłam sobie serię masaży, bo mój kręgosłup cyklicznie ich potrzebuje i jest mi za tę inwestycję dozgonnie wdzięczny. Tak wiec, pogoda, czy niepogoda, a zimno okrutnie, trzeba dylać codziennie po tę odrobinę luksusu ;)

20 września 2018 , Komentarze (9)

Nie liczę kalorii od jakiegoś czasu. No bo przecież jestem taka mądra i wiem co i ile jeść. Waga sobie stoi, co mnie zaczyna wkurzać, bo wydaje mi sie że jem mało i waga powinna spadać. Ważę 67, co nie jest takie tragiczne, ale chciałabym 65, co jest bardziej komfortowe. Miało być 62, ale mi sie nie chce:) aż tak spinać.

Dziś tknięta przeczuciem? i wkurzona na maksa, zrobiłam sobie dzień z liczeniem kalorii I co? menu jak zwykle, a na liczniku prawie 1800kcal. Niedobrze, bo żeby chudnąć potrzebuje 1600. Niby nic, a robi różnicę. Motywacjo wróć, bo poza wkurzeniem nie chce mi sie kombinować z jedzeniem.

Tak sobie wpadłam pomarudzić :) i nawet na rady nie liczę, bo ja to wszystko wiem... warzywka, woda, ruch... kto by tego nie wiedział.Tylko jak tu się zmobilizować, kiedy nawet przyciasne ciuchy nie dają kopa jak zwykle dawały.

To chyba jest tak, że ta zbliżająca się jesień i maskujące kurtki na horyzoncie. Mało tłuszczu w organizmie, to człowiek marznie, a ja marznąc nie lubię. No i mąż jakby był motywacją, żebym trzymała fason, a że mąż daleko, to i się nie ma dla kogo starać.

 jeszcze tylko pokaże jesienne pazury w zielonej tonacji...

 i chiński gadżet :) szpatułki do wyciągania ze słoiczków resztek kosmetyków :) ja mam zwykle długie paznokcie, wiec bardzo mi sie to przydaje

10 września 2018 , Komentarze (18)

oj, Flisowna, zmotywowałaś mnie :) do wpisu

Odechciało mi się pilnować michy. To znaczy tak na maksa pilnować, bo generalnie staram się jeść dietetycznie. Ważę się oczywiście prawie co rano, żeby mieć wgląd w sytuacje i się nie zapuścić. Waga na dziś 67,2 kg, ale to się zmienia w dopuszczalnych widełkach. Znaczy miałam schudnąć do 62kg, ale niech będzie  ile jest :) Może kiedyś motywacja wróci...

Ruch jest codziennie całkiem przyzwoity, picie wody klasycznie szwankuje strasznie. No nie mam pragnienia i już.

Co tu dużo pisać, jem jak zwykle  to co lubię, czyli dużo owoców, sporo białka, mało tłuszczu, węgle zazwyczaj w normie.Tabelki nie chce mi się prowadzić, liczyć kalorii też nie. Mniej więcej wiem na co mogę sobie pozwolić, jak wyjdzie w praniu, to się okaże :) Najwyżej wprowadzę jakiś plan naprawczy na jakiś czas. i tak pilnowanie diety do końca życia jest nieuniknione. 

Mimo, że nie wierzę w żadne "odchudzające" specyfiki, natknęłam się przy zakupach w aptece, na takie cosik.

Jeszcze tego nie brałam;) a brałam już sporo takich cudów. Nie liczę, że za mnie załatwi  problem odchudzania, ale ma sporo cennych innych właściwości, więc myślę że nie zaszkodzi połykać jakiś czas.

Mąż wyjechał do Irlandii, zostałam słomianą wdową i z tej radości/rozpaczy, pozwoliłam sobie na masło orzechowe. Cały spory słoik w dwa dni. Wieki nie jadłam i tak mnie naszło na przekór... podładowałam akumulatory i nie żałuje ani jednej łyżki :) i ani jednej kalorii z tej smakowitej bomby.

 nowe pazury:) bo to klasycznie musi być we wpisie:) W ramach spowiedzi, co tam nowego u mnie :)

 termiczny różowo-fioletowy lakier i zdobienie holograficznym pyłkiem.

 i coś czego dawno nie było, czyli chińskie gadżety :) Rewelacyjne  składane etui na biżuterię

22 sierpnia 2018 , Komentarze (6)

Właściwie miałam już sobie dać spokój z dalszym odchudzaniem... waga akceptowalna, wygląd też, więc po co się dalej "męczyć"? Znudziło mi się liczenie kalorii i pilnowanie na każdym kroku, ale... przypomniało mi się o moich niedawno zakupionych spodniach :) przyciasnych deczko i motywacja wróciła. Niby w nie wchodzę, niby normalnie siadam, ale jakieś takie za obcisłe są 

i przydałoby się trochę mniej ciała w nich, więc... odchudzamy się dalej.

Waga na dziś, równe 66 kg. 

Zdrowe obiadki z ostatnich dni:

 kurczak po chińsku z ryżem parboiled, ryba po grecku, placki ziemniaczane z łososiem i mięso mielone z pieczarkami, pomidorami i kaszą gryczaną.

 Na kolacje ostatnio codziennie jem lody ;) domowe oczywiście, więc dieta jak to u mnie, uciążliwa specjalnie nie jest. Zjadam między 1500, a 1700kcal.

Nadal prowadzę tabelkę, żeby mieć większą kontrolę nad tym jak to dokładnie wygląda.

Przegląd aktywności:

i nowe pazury ;)

11 sierpnia 2018 , Komentarze (7)

Pomalutku chudnę, bardzo pomalutku, ale jednak. Na wadze 66,6kg :) 

Czas na cotygodniową relację ;)

Pilnuje co jem, a jem klasycznie, tylko to co lubię ;)

 były jeszcze śledzie w jogurcie, który z powodzeniem zastępował śmietanę, jajka sadzone na makaronie, no i ta nieszczęsna lasania, po której waga wzrosła i trzeba było odrabiać straty. Stąd spadek tygodniowy taki niewielki. 

Były też lody prawie codziennie :) ale takie nietuczące, swojskie, z samego jogurtu, mleka i owoców.

 nadmiernie nie grzeszę (winogrona!), ruszam się całkiem dużo jak na swoje możliwości i ten koszmarny upał

i woda- oczywiście nie pita. Nie wiem co jest, ale nawet mimo upału nie mam pragnienia. Może to za sprawą arbuza, którego jem codziennie w ilościach nieprzyzwoitych ;) ale w bilansie. Już zrobiłam sobie wodę cytrynową, która chłodzi się w lodówce i... stoi i się chłodzi i nadal jest nie wypijana, mimo że całkiem fajny smak wyszedł.

Generalnie jestem zadowolona z tego tygodnia, bo i jedzenie smaczne i spadek na wadze zaliczony. Bez problemu udawało sie wpasować w przypisaną kaloryczność i nawet makra niewiele poprzekraczane. Białko to chyba mój ulubiony składnik diety :) bo tego to sie nie da nie przekroczyć w moim wypadku.

Dziś miały być na obiad frytki, którym bym sie z pewnością nie oparła, ale jakoś chęć domowników na frytasy uleciała i jestem uratowana ;) przynajmniej na jakiś czas. Kiedy nie mam w zasięgu tego co mogłoby mnie kusić jest grzecznie.Tak więc dobra rada... nie kupuje się słodyczy i innych takich i nie trzyma w domu, o!:)

==================================================

Wracając do gadżetów... przyszły mi karabinki do kluczy . Dla mnie gadżet potrzebny, bo często wypinam sobie "pikacza" od domofonu, żeby pękiem kluczy nie dzwonić o świcie. Odczepianie z kółeczka to jakaś masakra.

I śmieszne nakładki na klucze, też oczywiście niezbędne :), bo do rozróżniania takich samych kluczy się przydają

3 sierpnia 2018 , Komentarze (10)

Tydzień jedzenia z liczeniem kalorii i makr, bez specjalnej jakiejś rozpisanej diety. Ot, jadłam co lubię, tylko pilnowałam, żeby limitu kalorii nie przekroczyć.

Całkiem przyzwoicie mi to wyszło, bo spadek na wadze jest zauważalny:) Był ryż na mleku i truskawki z makaronem, rybka, jakieś mięsko i  jajka sadzone... smacznie i bez przymusu. Dziś miałam jakiś kryzys i zjadłabym na kolacje konia z kopytami, ale... skończyło się na jednym płacie śledziowym w occie :) to chyba bardziej psychologiczny ten głód, bo jak zobaczyłam że zostało mi do limitu tylko 100kcal, to się przestraszyłam, że o kolacji mogę już tylko pomarzyć. 

Ruch też w tygodniu na przyzwoitym poziomie, a dokładając upał do tego ruchu, to kalorii z pewnością spaliłam więcej niż pokazywała aplikacja.

 I nowe pazury ;) ciemna wiśnia z jasnym sharm effect.  

27 lipca 2018 , Komentarze (6)

Jako że waga ostatnio nie współpracuje, diety sztywno się nie trzymam i generalnie samowolka, czas na zmiany. Zachwyciłam się jednorazowym mega spadkiem wagi i przestałam pilnować diety. Kręcę się w kółko wokół tych samych wskazań, co nie jest do końca złe, ale postanowiłam wrócić do tabelki i zabawy z aplikacją VitaScale. Aplikacja przydzieliła mi niecałe 1700kcal i mam się tego trzymać i chudnąc oczywiście. Strasznie trudno jest zgubić małe 5 kilo, jak się okazuje.

Będę liczyć kalorie,makra, ruch, odnotowywać grzeszki i nie ma przebacz. Wszystko będzie czarno na białym i może da się to łatwiej ogarnąć.

Postanowiłam zrezygnować z drugiego śniadania, bo i tak pije o tej porze kawę z zagęszczonym mlekiem, więc kalorie przyjmuje jakby w ramach posiłku. Zwykle to były owoce popijane kawą, bo mi czasu nie starczało. Dla grzmiących, że owoce to nie posiłek i że jem ich za dużo, pewnie info zadowalające. Z tych podwieczorkowych owocków nie zrezygnuję ;)

Miałam zacząć od poniedziałku, bo jutro rozpustna sobota z pizzą i imieninowym grilem, no ale po co tracić czas. Zawsze to piątek i niedziela grzeczne i pod kontrolą

 A tabelka wygląda tak:

Wody wypitej nie wpisuje, bo prawie nie pije i nie będę się zmuszać. Ale tak sobie pomyślałam względem tych trzech pitych kaw. Kawa działa moczopędnie, a więc wydalane są z organizmu toksyny, wiec jakby płyny przyjmuję i swoją rolę spełniają. Taka sobie pokrętna filozofia :)

Nie wiem co bym tu mogła jeszcze monitorować...

Tak się dziś napaliłam na nowy rozdział odchudzania, że włączyłam dwie aplikacje ;) Wyniki porównywalne, więc można im wierzyć.

==========================================================

Wracając do gadżetow.... ;) kupiłam dla piesa adresatkę. Nie wiem w sumie po co, bo raczej nie ma szans, żeby się zgubił, no ale chciałam to mieć ;)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.