Jakos stabilizuje sie vitaliowo. Codziennie coś ćwiczę, łażę z psami (szybciej jesli sama z suką, wolniej jesli w towarzystwie męża, córek lub psa), jezdze na rowerku (wczoraj o porze juz przesadnej, ale jakos dobrze mi to zrobiło). Cwicze - narazie wczoraj 10 min a dzis 20. Jutro bedzie lepiej, dobrze? ;-) jestem spokojniejsza, madrzejsza, mniej nerwowa, bardziej niezalezna. U mnie jakos to bardzo sie laczy ruch, spanie, ze stanem umysłu. Pamietam jak swietnie sie czulam na diecie wegetarianskiej Ohsawy wazac 54 kg... eh.
Czyli znowu wracam do vitaliowej ściezki biegowej... bardzo chcialabym wrocic do sukcesu vitalii czyli doszłam do 65 i potem powoli ale stabilnie zjezdzac w doł.
Mam ciche nadzieje podbudowane z Pirą i grupą zeby na urodziny sobie zrobić prezent czyli dojsc do 65, co realnie wyglada na mozliwe - umialam zejsc z wagi ok 1 kg na tydzien wiec na koniec lutego jest szansa, jesli.... nie pogubie sie.
Staram sie uwazac na to co jem - w czasie gdy mnie tu dluzej nie bylo, mialam takie 5 dni gdy codziennie jadłam czekoladę... teraz jem sensownie.
narazie jestem w niezlym stanie psychicznym - probuje zauwazyc, jak jest ze spadam i wypadam - tak juz bylo - chyba to tak ze zaczynam nie robić - w sensie, ze powinnam codziennie cos...