Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mileczna

kobieta, 43 lat, Holandia

170 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 listopada 2013 , Komentarze (48)

Mój nałóg się zdecydowanie powiększa. Na swoje wczorajsze zachowanie mam tylko jedno usprawiedliwienie : mąż ma pilne zlecenie i przesiaduje nad kompem także popołudniami w tym tygodniu. A co robiła w tym czasie przykładna żona ? No żeby nie było całkiem degrengolady zjedliśmy razem objadek i odwiedziliśmy bibliotekę ,a potem ja poszłam całkowicie w tango. Najpierw biegiem na fitness - póki co plan fitness codziennie do końca roku wykonany w 100%. Szczerze mówiąc jak wracałam z pacy do domu to głowa zaczęła już pieprzyć ,że zakwasy są i trzeba odpuścić. Ale dałam jej rady - bo po pierwsze dziś po zakwasach nie ma śladu ,czyli były tylko w mojej głowie ...a po drugie od kiedy to nie można ćwiczyc z lekkimi zakwasami? Zatem moje wczorajsze popołudnie wyglądało tak: 18:00 Fitnes, 20:00 bieganie -delikatnie tylko 4,5 km, 21:00 godzinny spacer z psem. I tak to moje tango skończyło się o 22:00 ,a ja nie bardzo miałam siłę wejść pod prysznic :) Ale weszłam ,i taką mi to sprawiło przyjemność jakbym brała prysznic pierwszy raz w życiu. Jak padłam do łóżeczka to moje wielkie czytanie Mitrza i Małgorzaty skończyło się po 5 stronach. No właśnie do biblioteki poleciałam po Bułhakowa bo wczoraj to mi się normalnie śniło ,że latam na miotle i uznałam to za znak :))

Wczoraj faktycznie ten fitness troszkę czułam, ale dziś ani śladu po zmęczniu. Zatem zapowiada się kolejny piękny dzień w raju -hihihi. Dobra już wracam na ziemię ,a wieczorem znowu zajęcia z moją nowa fitnesową idolką. Już sobie przypomniałam jaki nick jej wymyśliłam: LUX_TORPEDA :) Zatem będzie ostro ,a jak starczy mi sił zaraz po tych zajęciach jest zumba. Jak już pisałam prawie 2 lata temu kiedy moja waga zaczynała oscylować w okolicy 90 kg wybiegłam niemal z płaczem z zajęć zumby. Jestem pewna ,że tak jak wiele innych aktywności ,także ta forma nie podobała mi sie bo poprostu nie miałam wystarczajacej kondycji lub dobrego podejścia. Czasami to mnie przeraża nieco wizja samej siebie z tamtego okresu. Jaka ja musiałam być nieszczęśliwa! Nic mi się nie chciało ,nic mnie nie cieszyło. Szok po prostu. I w dodatku nie wiedziałam o Vitalii!

W łikend zaplanowałam ostre sprzątanie szafy. Ja juz nie mam co na siebie włożyć. Ale żeby w przyszłym tygodniu ruszyc najakies sklepy muszę zrobic miejsce w szafie. Ach no i czas powystawiac moje skarby na allegro. Mam dwie śliczne sukienki z których w jednej nie zdążyłam wystapic ani razu ,a w drugier chyba z razów 4. Myślałam o zmniejszeniu ,ale nie mam tu zaufanej krawcowej a szkoda było by spieprzyc takie ładne ciuszki.

No nic ... rzucam się wir pracy. Życie jest dziś znowu piękniejsze niż wczoraj - jak to w ogóle możliwe :))) 

  

20 listopada 2013 , Komentarze (38)

Po pierwsze mnie te zajęcia jakos uskrzydliły ,a po drugie i bardziej zaskakujące w końcu się sama przed sobą przyznałam dlaczego ja np.2 lata temu zrezygnowałam z fitnesu - co m.in. w niedługim czasie mnie doprowadziło do wagi 90 kg. Odpowiedź na skróty brzmi: bo nie biegałam :))) Wczoraj nie było moich zajęć o rzeźbie ,ale koleżnaka mnie zachęciła do cardio + brzuch. Ogólnie cardio nie chciałam ,bo biegam więc aerobów mam sporo w swoich aktywnościach. Ale ... ale te zajęcia prowadziła kobieta wulkan! W dodatku pięknie zbudowana ,tzn. może i ja nie chciałabym aż tak mieć zbudowancyh mięśni ,ale zdecydowanie jest kobita chodzącą reklamą zajęć które prowadzi. Do tego dynamiczna i wiecznie uśmiechnięta - no po prostu git! A ja tuż po rozgrzewce byłam w szoku ,że daje rady ze wszystkimi powtórzeniami. Było dużo kopania i boksowania ,a pamietam jaka wyszłam kiedyś zniesmaczona po takich zajęciach. Zniesmaczona tym ,że mi toralnie nie szło powiedziałam wtedy że to głupie i w efekcie w końcu przestałam. I wczoraj normalnie byłam zaskoczona własna formą. Nie myślcie sobie ,że wszystko wykonuję na luzie - bzdura. Jestem czerwona ,oddech głeboki ,mięśnie palące ,pot sie leje. Ale nie odpuszczam ani na chwilę! I wiem ,że te 2 lata temu odpuściłam ,bo ja w ogóle nie miałam kondycji. Po za tym juz panuje nad swoja głową. Tzn. troche panuję bo wiadomo jak to z nią jest ,i ciągle nad tym pracuję. W każdym razie ,przynajmniej w zakresie zajęc fitness, potrafie nad tym zapanować. I ten fakt pcha mnie do przodu. Od wczoraj bardzo wyraźnie czuję gdzie mam pośladki i brzuch :))) I już doczekać się nie mogę jakie jeszcze mięśnie odkryję w tym tygodniu :)))

I oczywiście postękuję troszeczkę od zakwasiorków - ale naprawde niewiele. Mąż wczoraj jak wychodziłam na fitness rzucił "znowu sie idziesz katować" ,ech - no cóż moge powiedzieć. Ale zamiast się złościć na niego uśmiechnełam się ,podarowałam całus i odparłam "przyzwyczaj się ,bo tak to będzie co najmniej do końca roku wyglądało" :))))

Generlnie jak tak sobie czasem analizuje ten rok to jednak wpadam w podziw ,że tak mi to wszystko wyszło racjonalnie. Zachwyt bierze sie z tąd ,że ja tak naprawdę nie siadłam w styczniu i nie zrobiłam planu na cały rok z racjonalną analizą mojej kondycji itp. Zaczęłam spokojniutko od nordick walking (styczeń - kwiecień) ,bo stwierdziłam że troszkę jestem hipciem więc easy. Po tych prawie 4 miesiącach już mnie to NW nie męczyło tak jak początkowo i był to pierwszy argument do rozpoczeciaq przygody z bieganiem. Najpierw marszobiegi ,a po niecałym miesiącu pierwszy ciągły bieg na 4 km. Potem na 10 km ,aż się to skończyło zeszłoniedzielnym biegiem. A od wczoraj ostry fitness!!! Ale gdyby mnie ktoś zapytał w styczniu "jak planujesz to odchudzanie" odpowiedziałabym z przerażeniem ,że nie wiem! I generalnie do większości mądrych decyzji skłoniły mnie albo Vitalijki ,albo artykuły podesłane przez Vitalijki  :))))

A co wy na to?

 

19 listopada 2013 , Komentarze (29)

Emocje opadają ,ale głowę to trzeba pilnować cały czas. Po biegu niedzielnym taka byłam nabuzowana ,że musiał iść to jeszcze gdzieś spożytkować i wybrałam basen. Bez szaleństwa 55 basenów ,co dało 1,375 km. Emocje i wysiłek mocno mnie wypompowały. Poniedziałek to raczej przeżyłam w pracy niż przepracowałam. Ale nic to - czasem są po prostu takie dni. Z dietą było całkiem ok. W domu przegrałam z jedną kostka czekolany - ale za to białej. I w sumie to nawet się cieszę ,że tak sie stało bo ... bo z wyrzutów sumienia spakowałam się na fitness. Zatem tak jak obiecałam od poniedziałku rozpoczęłam rzetelne ciałka rzeźbienie. A już mi głowa zaczęła psuć wszystko :jesteś zmęczona ,wczoraj biegłaś prawie 10 km, jest poniedziałek itd. itp. I prawdę powiedziawszy poddałabym się temu ,no ale ta czekolada wymagała ofiary. Pomyślałam ,że to tak być nie może że siedzę i żre czekoladę ,a potem żadnej pokuty. Pogorszyło to napewno bilans spalonych kalorii - podczas godziny ajrobixu możemy spalić nawet 700 kcal ,a ja na własne życzenie od tego musze odjąć 150 kcal na cholerną czekoladę. Najważniejsze że się ruszyłam. Pot lał się gęsto ,ale byłam z siebie bardzo zadowolona. Nie odpuszczam i mam zaskakująco dużą wytrzymałość. I jak to przy takiej grupie bywa ,w przerwach kiedy pot nie zalewa oczu się troszkę rozglądałam. I szczerze powiedziawszy na taką grupę kilkunasto osobową może 3-4 dziwczyny wykonywało te ćwiczenia poprawnie. Faktem jest ,że nie mam przepastnej wiedzy ale kurcze troche przerażająco wyglądają powykrzywiane sylwetki - bo zbyt duże wybierają ciężarki, przedziwne pozy - bo niepoprawnie ułożone nogi, a niektóre panie np. rezygnują z rozciągania i odchodzą na kanapę poplotkować lub poszperać w smartlhonach. Zaczęłam się po tym zstanawiać czy te zajęcia w ogóle coś dają. Bo skoro te laski w takich pozycjach nie opuszczają zajęć jako kaleki ,to może obciążenie i taki rodzaj ćwiczeń jest po prostu nieefektywny ,a ja będe czekać pół roku na godziwe efekty. I tak sobie rozmyślałam przez cały ten ftness - w zasadzie momentami tylko kiedy nie powtarzałam "dasz radę , nie odpuszczaj, jeszcze osiem" :))) I jednak stwierdziłam ,że znowu głowa się wtrąca ze swoimi mądrościami.  Całego świata nie ocalę, pilnowanie poprawnej sylwetki podczas wykonywania ćwiczeń jest rolą prowadzącej. A co do natychmiastowych efektów - nosz kurde przecierz nie ma czegoś takiego! Jak już mi uświadomiła Eli złoszczę się na ćwiczenia siłowe bo sama nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Potrzebuję trochę wskazówek ,trochę opieki i szczyptę dosłownie motywacji do tego. Dlatego coraz bardziej rozważam trening z trenerem osobistym. Nie mogę sobie pozwolić na bóg wie ile spotkań ,ale pomyślałam żeby np. szarpnąć się na jeden miesiąc takiej opieki żeby się po prostu nauczyć swojego ciała itp. Któraś z was pisała ,że kilka takich spotkań z trenerem osobistym może być fajnym prezentem. Ba może być nawet świetnym prezentem! Bo czy jest coś piękniejszego niż piękne ciałko pod choinkę? Nie ma!

Decyzja jeszcze we mnie kiełkuje ... ale ...jestem bliska rozwiązania :))  

17 listopada 2013 , Komentarze (89)

No to mam pierwszy start za sobą. Moment wbiegnięcia na metę - BEZCENNY! Dystans bez magicznej dychy ,było tylko 9,7 km ale tak czy tak mój czas rekordowy 1h04minuty30sekund. To jednak odczyt z mojego stopera. Jutro powinny się wyniki w necie pokazać to dopiero posprawdzam. Tak czy tak - zakochałam się już tym teraz ostatecznie po uszy. Nie wiem która byłam na mecie. W każdym razie udało mi się wystartować z takim tempem jakie zakładałam. Choć bieg na samym końcu stawki jest średnio dopingujący. Ale zacisnęłam się nie pędziłam jak oszalała. I dało to super wynik! Wyprzedziłam aż 8 osób! W zasadzie to nawet 9 ,ale dziewiąta niestety zrezygnowała to nie wiem czy się liczy :))) A ja dobiegłam. No tak się cieszę!! Ani przez chwilkę nie spacerowałam. Tempo super ,bieg super i piękna trasa tego biegu jest. Praktycznie cały czas przez las. Czuje się tak jakbym wygrała coś naprawdę dużego .. i wiem ,że tak jest :))) Wygrałam z dużym grubasem z zeszłego roku ,całkiem się grubas zawstydził i wiem że to już nie wróci. Ja pie***** ... wzięłam udział w biegu prawdziwym ,całkowicie nie udawanym. No dobra żebyście mi uwierzyły o to dowody.
Się rozgrzewałam ... trochę mi opaska się zsunęła :)))



Tuż po starcie ..peleton niezbyt daleko ale przede mną :) W sumie prawie wygląda jakbym była pierwsza :)))

I spektakularny finish! I znowu jakbym była pierwsza :)))) Dla siebie jestem najpierwsza. Dobrze lub nie dobrze ,ale nie widać że ze szczęścia lecą mi łzy :)))


Medal jest mój!!!



I jeszcze tradycyjne ukwiecenie zwycięzców :))) Komitet dopingowy z mężem jako przewodniczym naprawdę się spisał!! Spodziewam się także ,że Ministerstwo Głupich Min przyznało mi wyróżnienie :))))


16 listopada 2013 , Komentarze (77)

To wczorajsze porównanie faktycznie nie do końca było trafione. Zdjęcia "od tył" prawie się nie różniły Przeszukałam więc wszystkie dyski i znalazłam. I jak się można było spodziewać radość i bajeczne wspomnienia mieszają się z ... no sama nie wiem ,niesmakiem? W ogóle się dziwie ,że po pierwsze pozwoliłam sobie zrobić takie zdjęcia ,a po drugie że ich nie skasowałam. Niestety ocalały dlatego ,że wtedy jeszcze nie widziałam swojej nadwagi - jakim cudem nie wiem.

Na pocieszenie zdjęcia dzisiejsze - rzeźbienie zaczynam od poniedziałku! Waga od zeszłego tygodnia constans - czyli 72 kg.


Tutaj maj tego roku. Waga 80 kg. Uradowana zrzuceniem 10 kg pozwoliłam sobie zrobić pierwsze zdjęcia w stroju - no trochę chyba przedwcześnie.


I na koniec szokująca prawda. Lato 2012. Waga 90 kg. Jakim cudem ja tego  nie widziałam - nie pytajcie.


Ot i cała prawda.
Bieg już jutro dlatego spokojnie od poniedziałku można ruszać z rzeźbieniem ciałka. Się będą lały łzy, pot i...no krew to mam nadzieje że nie. Jak tak patrzę na te zdjęcia to cały czas sobie dziękuję ,że ruszyłam dupę i zabrałam się za siebie. Jakby mi ktoś na tych wakacjach powiedział ,że za kilkanaście miesięcy się będę szykowała do ulicznego biegu na 10 km to stanowczo zaleciłabym mu odstawienie trawki - czy co on tam się nawąchał :)) Za 1,5 miesiąca dobiegnie końca najfajniejszy rok w moim życiu. Biegam , zdrowo jem, zaczynam wyglądać bosko - a będzie jeszcze lepiej. Czego życzę każdej z was i ... zbieram się na basen - czas na relaks w końcu jest łikend!


I jeszcze pomiary. Nie załadowało mi dzisiejszych - ale różnica jest w zasadzie tylko w szyji - 3 cm i biodrach -1 cm.

14 listopada 2013 , Komentarze (77)

Słowo sie rzekło porobiłam zdjęcia. Póki co mam zestawienie listopad vs wrzesień. No nie wszędzie widać różnicę ,ale troche jest. Też nie ma co szaleć z oczekiwaniami - te dwa zdjęcia różni tylko 4 kg.

Wnioski takie jak 3 miesiące temu - marsz na siłownie! Potrzebna jest rzeźba jak nic ,bo ciałko straciło na sprężystości. Ale spokojnie mocne plany są. Ten tydzień jest odpust bo w niedziele bieg. Więc wczoraj biegałam ,dziś basen. Jutro jeszcze bieg ,a potem relaks. Natomiast od przyszłego tygodnia jedziemy z fitnesem. Zajęcia "rzeźba i streaching". I niech mnie pokroją jeśli nowego roku nie przywitam z jędrniutkim ciałkiem...no może z jędrniejszym , bo to jednak tylko 6 tygodni. Tak czy tak zrobię wszystko co w mojej mocy. Generalnie jakiś trzeci wiatr chwyciłam w żagle. Bałam sie ,że tuż przed metą ... w sensie kiedy będę tak blisko celu ,motywacja mi spadnie i odpuszczę siebie w stanie jakim jestem. A jest wręcz odwrotnie. Już po prostu czuję smak zwycięstwa i satysfakcję z doprowadzenia tej walki do samego końca. Oczywiście zgodnie z wczorajszym wpisem nareszcie widze ,że schudłam ... ale teraz się ostatecznie wymodeluję i ujędrnię :)

Na koniec jeszcze takie porównanie mniej drastyczne ...choć wydaje mi się bardziej obrazowe. To ja latem 2012 - koszulka męża XXL , spodnie typu namiot rozmiar 46 i waga 90 kg.

A tutaj jesień 2013 - koszulka rozmiar L moja własna nie mężowa ,spodnie z ostatniego roku studiów W32 L 32 ,a waga 73 kg :)

 

 

13 listopada 2013 , Komentarze (40)

Po 11 misiącach zmagań wczoraj pierwszy raz po kąpieli zobaczyłam szczupłą osobę w lustrze!!! Przyglądałam się i przyglądałam i jak nic wychodziło ,że szczupła. Galareta na brzuchu jest jak była ,ale tego wszystkiego jest po prostu mniej. Przywiozłam od rodziców mój płaszcz z przed 4lat!!! Rozmiar 38!!! No oczywiście nie oznacza niestety ,że ja sama jestem już w rozmiarze 38 ,ale płaszcz jak wół ma taki rozmiar. Leży jak marzenie - nareszcie coś co nie jest na mnie za duże :))) W ogóle jakie rozterki: mam same za duże rzeczy! Ukochaną marynareczkę jeszcze będę próbowała ratować przez przeszycie guzika ,ale np kurteczki to już nie przeszyje. Zbieram sie mocno do fotografowania i czas na wyprzedaż. A tytułem chudej dupki dziś porobię zdjęcia jakieś nowe do porównania - ostatnia sesja była we wrześniu. I serce mi wzlata bo już widzę fanfary na koniec roku. Zostało mi 2 kg do celu i 6 tygodni do dyspozycji ,czyli praktycznie już moge zmieniać pasek wagi :)))) Dla mnie najbardziej niesamowite jest odkrywanie ,że np strasznie schudły mi palce (moja nieszczęsna obrączka :)). Kiedy zaczynałam ,moją otyłość widziałam tylko na brzuchu i nada mnie szokuje fakt ,że ten tłuszcz to się znajduje dosłownie wszędzie! Tak czy tak u mnie się już go znajduje dużo dużo mniej! Faktem jest ,że zakładałam dojście do wagi 70 kg do końca sierpnia. Pomyliłam sie o 4 mesiące. Co zawiodło? - no głowa oczywiście. W zasadzie tylko lipiec był totalna katastrofą. Ale widać to wystarczyło. Mimo to i tak się cieszę. Przede wszystkim z tego ,że nie odpuściłam. Paradoksalnie nie z powodu braku wyników mogłam to wszystko zaprzepaścic ,tylko właśnie z powodu wyników nadmiaru :) No ale dzięki Wam i dzięki sobie opanowałam jakoś pierwsza euforie i dzielnie dotarłam tu gdzie jestem. Teraz już naprawdę jest co świętować ,a najlepszym sposobem na fetę jest ... BIEG!

Do biegu zostało raptem 4 dni. Już się nie stresuję. Patrzyłam na wyniki w zeszłym roku i cóż - przybiegnę ostatnia. Najgorszy wynik zeszłego roku to 1h6' ,a mój najlepszy czas to 1h14'. Ale już sie z tym pogodziłam. To mój pierwszy start ,więc nie trzeba wymagać od siebie cudów. Poza tym patrzac na to z perspektywy to ja biegm w zasadzie od 6 miesięcy. Mój pierwszy bieg na 10 km zają mi prawie 2 h ,więc teraz jest wręcz świetnie. Od wczoraj analizuje trasę ,jestem już mocno podekscytowana. Najwiekszą schizę mam taka ,że w połowie biegu zachce mi się siku  . To nie jest maraton żeby były toitoi porozstawiane na trasie ...no nic mam nadzieje ,że jakoś do mety doniosę:)

12 listopada 2013 , Komentarze (30)

Tak to już całkowicie pewne. Od soboty mam już prawidłowe BMI. Oczywiście nie oznacza to kompletnie zaprzestania pracy nad sobą. Wręcz chyba dokładnie odwrotnie. Jeszcze bardziej jestem zajawiona na ćwiczenia w celu likwidacji galarety na brzuchu i zastapienia jej dorodnym ,jędrnym brzuchem. Pupa już wygląda nieźle ,ale udo wymaga jeszcze sporo pracy. W nagrodę jednak za to wszystko (oraz za pierwsze miejsce wsiód kobiet w lidze kreglowej:)) wybrałam sie do obiecanego Decathlonu (miałam bony na 250 zł). Kupiłam w końcu getry na fitness - poprzednie się niesety rozleciały. Do tego piekna koszulkę. Ale najważniejsze są dwie rzeczy: nowe buty do biegania oraz super hiper trzymający stanik. Buty przecenione o 150 zł :))) Dziś inauguracjia zarówno butów jak i stanika! A oto i moje cudeńka.

http://www.decathlon.pl/stanik-energy-czarny-id_8232496.html#avantages

http://www.decathlon.pl/top-my-top-id_8157359.html

http://www.decathlon.pl/rybaczki-slim-fit-id_8086558.html

http://www.decathlon.pl/rcznik-z-mikrofibry-l-130x80-cm-granatowy-id_8095701.html

http://www.sarenza.pl/asics-lady-gel-pulse-4-w-s798296-p0000075411

 

Zaopatrzyłam się także w ręcznik z mikrofibry. Koleżanka wychwalała więc się skusiłam - no zobaczymy co to warte. W tym tygodniu oprócz biegów tylko basen. W niedzielę start więc postanowiłam odpuścic fitnes w tym tygodniu. Chodze już niemal od miesiąca na ta rzźbę ,ale co rusz ćwiczymi inne partie mięśni i nadal mam po zajęciach zakwasy. Raz mniejsze ,raz większe i nie chcę tego czuć na pierwszym moim biegu. Dlatego plan treningowy na ten tydzień przewiduje tylko dwa biegi i basen.

I jeszcze słóweczko o przemiłej rozmowie sobotniej z kolega z angli przez skype. Mąż często z nim gada ,ale tym razem mieliśmy włączoną kamerkę. No to się podeszłam przywitać. W lifie widzieli mnie ostatnio prawie 1,5 roku temu. Waga 85 kg+. Kolega mnie wypatrzył i krzyk: "ja pier**** jak ona schudła" i woła żone :)))) No jego ślubna po trójce dzieci jest ciągle odemnie szczuplejsza ,ale nie miało to w tym momencie znaczenia :)) I oboje stwierdzili ,że jeszcze od tego chudnięcia wymłodniałam. Ech....no miód na moje uszy i tyle. Dobra ,dość już tej próżności.

 

 

11 listopada 2013 , Komentarze (6)

Jeszcze wskoczymy na chwilkę do Św. Marcina i niestety czas się zbierać. Rogala zjeść musiałam ,był pyszny ,ale zapewniam że spaliłam go już wielokrotnie. Razem ze spacerami przebyłam w ten długi łikend 30 km :))) I to się nazywa impreza! A wczoraj z okazji usunięcia nadwagi byliśmy na kręglach. Nie wiem czy to ta waga tak mnie niosła czy co ,ale pobiłam swój rekord w kręglach - 187 punktów! Potwornie ich wszystkich ograłam - a wierzcie mi to nie amatorzy.

To był po prostu mój łikend i był piękny. A nad Maltą nawet dla mnie na chwilkę wyszło słoneczko.

I jeszcze chciałam was zaprosić do biegów nad Maltą. Poniżej dane kontaktowe do człowieka ,który uczestniczy w organizacji. Tu jest oczywiście zaproszenie na dziś ,ale oni biegają co 2 tygodnie bez żadnych opłat startowych . Jeśli macie luźną gotówkę możecie ich wspomóc.


10 listopada 2013 , Komentarze (42)

Tam tadam i w ogóle nie wiem co !!!Nie ma już pieprzonej nadwagi ...,że o otyłości nie wspomnę. Od dziś jestem już w widełkach wagowych dla mojego wzrostu!!! Daje mi to - 1,3 kg w 3 tygodnie - bez szału ale i tak szczęście to nie pojęte. Wiem ,że waga to nie wszystko ,ale kuźwa tak długo czekałam na dzień kiedy będę mogła powiedzieć że... NIE MAM JUŻ NADWAGI!!! Oczywiście uczciłam ten fakt spacerem tym razem nad Maltą :))) Ach i tu się należy sprostowanie lub raczej dodatkowy komentarz. Oczywiście ,że kółeczko w okół Malty ma 5,3 km (znaczone co 250 m) ,ale od miejsca w którym mieszka teściowa ,czyli tymczasowo i ja , jest nad Maltę jakieś 2,5 km co w obie strony daje brakujące 4,7 km :))) Dziś był spacer z psem ,ludzi faktycznie w niedzielę jest dużo więcej. Ale to nie ma znaczenia bo ja ... nie mam już nadwagi :))))

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.