Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128094
Komentarzy: 2269
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 13 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 października 2014 , Komentarze (7)

Jak w tytule :) Wczoraj zreanimowaliśmy w końcu skypa i pogadaliśmy chwilę z rodzicami męża. Nie widzieliśmy się jakiś rok, przypuszczam, że teściowie byli przygotowani na to, że może mnie być więcej, ponieważ ton głosu (duże zdziwienie) i mina mówiły wszystko :D No i usłyszałam "ależ zeszczuplałaś! pokaż się bokiem..." czego oczywiście nie zrobiłam, ponieważ bokiem widać moją zaawansowaną ciążę spożywczą (smiech) Nasłuchałam się komplementów jak to fajnie wyglądam, że nowa fryzurka bardzo mi pasuje i inne takie :) Jednak najważniejsza rzecz, która mnie cieszy, to sam fakt, że człowiek (teściu), któremu nie wiele trzeba, żeby komuś przyfasolić nierzadko chamskim komentarzem, tak bardzo mnie.... hmm... chwalił? Jak to sobie wspaniale poradziłam z nadwagą i w ogóle.

Heh.... czemu takich rzeczy nie słyszę od swoich rodziców. Nic tylko nieustająca krytyka i żale.... Mniejsza, nie ważne. 

I tak sobie myślę, że bardzo potrzebowałam takich słów. Utknęłam w połowie odchudzania i tak trochę już się przyzwyczaiłam do rozmiaru 40, a przecież celowałam się na 38 ;) Można powiedzieć, że dostałam dowód na to, że warto. Mój wysiłek został zauważony i doceniony :) Bo to nie jest to samo, co słowa męża o tym, że jestem piękna i wspaniała :p Wiecie o co chodzi, prawda? :)

***

Przez to wszystko mam super humor. Zimno bardzo (chyba czas, na cieplejszy płaszcz), a mam w planach zakupy, potem spacer :) Gdyby to był inny zwykły dzień, załatwiłabym szybko spożywkę i zakopała się w kocu z książką lub serialem. Ale nie... dzisiaj to ja będę góry przenosić!!!!!! (smiech)

21 października 2014 , Komentarze (9)

Przebimbałam cały miesiąc... Właśnie zorientowałam się, że minęło 31 dni od mojego "wielkiego planowania". Oznacza to, że zostało równiutkie 100 dni do rzucania tabletek. A ja jestem w lesie....

Przez 3 dni jestem grzeczna, potem coś mi odpierdala i zaczynam sobie pozwalać. I tak już przez miesiąc... Wspaniale utrzymuję wagę (smiech) Szkoda tylko, że to jeszcze nie czas na stabilizację (smiech)

Nie będę się zarzekać, że to "już ten czas", że się ogarnęłam i będzie dobrze. Nie wiem, czy będzie... Moją umiejętność planowania posiłków dopadła ostra dysfunkcja.... I przez to leży cała reszta. Leży, kwiczy i jeszcze się ze mnie śmieje...

***

Z rzeczy, które mi się raczej udały to zmywanie na bieżąco :) Już tylko sporadycznie odkładam rzeczy do zlewu "na potem".

***

Mam nadzieję, że kolejna notka nie pojawi się po kolejnych 31 dniach ;)

24 września 2014 , Komentarze (3)

Mąż w domu i trudno mi ogarnąć kuchnię, bo... to on gotuje :D

Dieta

 wszystko ok.zeżarłam coś w "niedozwolonej kombinacji"poległam na całej linii

12, 3

Pielęgnacja Twarzy

 według planuodpuściłam

1, 2, 3,

Układnie menu 

wszystko zaplanowane na 100%nie mam pomysłu na jeden posiłekobjawi się w sklepie,

1, 2, 3,

Zmywanie na bieżąco

 zrobionezostawiłam coś w zlewie na noc.

1, 2, 3,

22 września 2014 , Komentarze (5)

No nie pomyślałam, noooo.......:p A raczej nie pomyślałam, że mąż będzie miał romantyczny zryw. Zaskoczył mnie przy śniadaniu mówiąc, że wróci wcześniej z pracy i posiedzimy sobie przy romantycznej kolacji... Zapytał też, czy w związku z tym skuszę się na roladę węgierską na deser.... (slina) Tak, przypuszczam, że się skuszę (smiech)

Heh, przekombinuję menu, trudno się mówi ;) Zresztą, jakbym miała tak odkładać na "po czymś tam" to bym nigdy z dietą nie ruszyła.

Wczorajsze jedzonko:

- owsianka, zielona herbata

- jabłko, gruszka,

- makaron z sosem pomidorowym,

- kotlety mielone, gotowany brokuł i papryka z fetą, garść orzechów włoskich,

- jajecznica z pomidorami.

***

A teraz kontrolka poczynań ;)

Dieta wszystko ok., zeżarłam coś w "niedozwolonej kombinacji", poległam na całej linii

1,

Pielęgnacja Twarzy według planu, odpuściłam

1,

Układnie menu wszystko zaplanowane na 100%, nie mam pomysłu na jeden posiłek, objawi się w sklepie,

1,

Zmywanie na bieżąco zrobione, zostawiłam coś w zlewie na noc.

1,

21 września 2014 , Komentarze (11)

Uwaga, wpis jest na temat zrezygnowania z antykoncepcji hormonalnej i związanymi z tym przemyśleniami. Jeśli ktoś ma się bulwersować, niech lepiej nie czyta. Wiem, że to moja prywatna sprawa (średnio powiązana z odchudzaniem, ale jednak ;)) i teoretycznie nie powinnam tutaj poruszać tego tematu, ale czuję potrzebę usystematyzowania tego co mi się wydaje, myśli i wiem.

Normalnie czuję się jakbym zamieszczała post z postanowieniami na Nowy Rok (smiech)

A wszystko przez to, że postanowiłam rzucić tabletki antykoncepcyjne... Dlaczego? Ano uświadomiłam sobie, że nie warto czekać na ewentualne skutki uboczne... A w to, że przecież mogą się nie pojawić jakoś nie wierzę...

Dlatego decyzja została podjęta :)

Tylko, że nie teraz, już, na hop siup. Dopiero za 4,5 miesiąca. Mam jeszcze 4 opakowania tabsów, nie licząc tego, co mi się niedługo kończy. Zużyję je do końca, przecież nie wyrzucę, ani nie będę szukała nikogo do odsprzedania. No i to będę ostatnie  miesiące bezstresowego seksu...:p Nad nową metodą antykoncepcyjną prowadzimy ostre dyskusje (smiech) A rzecz najważniejsza - chcę się do tego porządnie przygotować - do tej myśli wrócę za chwilę.

Co dały mi tabletki?

- biust w rozmiarze pełnym A...

- nieskazitelną cerę,

- totalną kontrolę nad cyklem,

- zero skrępowania w łóżku.

Co może się stać po odstawieniu?

- pewnie stracę swoje śliczne A i znowu zaczną się horrorki z dobieraniem biustonosza,

- liczę się z wysypem trądzikowym,

- ogólnie pojęte huśtawki nastrojowe,

- przetłuszczanie się i wypadanie włosów,

- rozregulowany cykl,

- mogę przytyć (tak, to podobno zdarza się bardzo często :()

- z tego co podczytuję teraz na wizażu na ten temat może zdarzyć się wszystko, albo nic. A ewentualne cyrki w organizmie mogą trwać nawet do pół roku...

Żeby nie pluć sobie w brodę, że wiedziałam o tym wszystkim, a nie zrobiłam nic, postanowiłam:

- uporać się z nadwagą (chociaż jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, do tego czasu powinnam być już wyłaszczona na błysk :D). Dlatego jakby mi się zdarzyło przytyć po odstawieniu, nie będzie to taki wielki dramat. Bo teraz by był... A uporam się z nią sprawdzoną i jakże skuteczną w moim przypadku dietą, zwaną Metodą Montagnica. Postaram się pisać, częściej niż rzadziej, zamieszczać jadłospisy... Bo przede wszystkim, chcę w sobie wypracować rutynę. Chcę, żeby niektóre czynności wlazły mi do rdzenia kręgowego, żeby nie było zastanawiania się "czy mi się chce, czy nie", po prostu robię co mam robić :)

- wrócić do regularnej pielęgnacji twarzy - ostatnio ograniczyłam się do minimum, a przy mojej trądzikowej cerze to może być za mało....Także będą regularne peelingi i maseczki. Mam nadzieję, że dzięki temu, nawet jeśli mnie wysypie, będę w stanie to jakoś opanować.

- a skoro robię już publiczne deklaracje, oświadczam również, że:

  • będę regularnie układać menu,
  • zacznę zmywać na bieżąco :D

Mam na to 131 dni (o ile nie rąbnęłam się w mnożeniu :x), to niecałe 19 tygodni - kupa czasu :D Dokładnie 30 stycznia 2015 skończę ładować w siebie ten syf. Na początku roku kontrolna wizyta u ginekologa (cytologia i te sprawy), pogadam z nim czego mogę się spodziewać po odstawieniu i... tak jakby zacznę jakiś nowy etap w swoim życiu :)

Tak naprawdę to nieduże te zmiany, ale brakuje mi w życiu regularności, brakuje rutyny. Z jednej strony trochę głupio układać dietę pod termin rzucania antykoncepcji, a z drugiej to chyba nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego powodu, niż chęć ratowania (utrzymania?) swojego zdrowia :) Ślub koleżanki, czy imieniny ciotki, chyba nie zmobilizowałby mnie w takim samym stopniu ;)

29 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Nic tylko piłabym w kółko:

- inkę z kakao i mlekiem

lub

- herbatę z imbirem i goździkami 8)

A jadła?

Zupy, zupy, zupy! (slina) Na tłustym rosołku :D Albo gulasze (smiech)

A jeszcze nie tak dawno (ze 3 tygodnie?) człowiek marzył o schłodzonych posiłkach i napitkach...:?

Co do napitków % - mija tydzień mojej dzielności :p A dziś pewnie będę oblewała nowe okulary, w końcu je odbieram :) I przynajmniej z tym będę miała spokój, na najbliższe lata ;) Jeszcze tylko fryzjer (jak się w końcu zdecyduję, bo waham się pomiędzy 4 opcjami!) i jakaś tam metamorfoza będzie zaliczona 8) Fajnie będzie się tak trochę zmienić :) Może poczuję się ładniejsza? Może doda mi to odwagi przy szukaniu pracy? Wolałabym, żeby nie było tych "może" w powyższych zdaniach, jednak... zasiedziałam się ;( już dawno straciłam rozpęd (szloch) i czuję jakbym "zabierała się za życie" po raz pierwszy....Także, metamorfozo! pomóż!! spełń swoje zadanie :D

***

Dietka bez większych wtop :) Obserwuję tendencję spadkową, ale z aktualizacją paska wstrzymam się do następnego tygodnia ;)

25 sierpnia 2014 , Komentarze (15)

Jak już pisałam, w zeszły piątek byłam u okulisty w celu rutynowych badań po okulary. Sama wizyta przeszła szybko i bezboleśnie. Jestem zadowolona z badań i lekarza. Okazało się, że wada postępuje powoli, nie ma dużych zmian, co jest super informacją, ponieważ w podstawówce straszono mnie koniecznością operacji, a w przypadku jej braku do pełnoletności - postępującą ślepotą... Taa... nie ma co, miałam farta do "inteligentnych" lekarzy....

Po badaniu, podbudowana wynikami, pełna optymizmu stanęłam przed ścianą pełną oprawek. Miałam jakąś tam wizję modelu, więc sięgałam i mierzyłam sztuki, które mi się podobały. Na to wtrąciła się pani obsługująca salon. Piszę wtrąciła, bo wcześniej miała mnie w dupie. Najpierw obsługiwała dwóch klientów na raz, potem zawisła nad telefonem, aż w końcu zajęła się przekładaniem kilku papierków z miejsca na miejsce.

Aż w końcu postanowiła zainterweniować i słyszę coś takiego:

"Nie, nie, nie. Tego pani sobie zrobić nie może. Takie oprawki nie są dla pani. Z tak specyficzną urodą musi pani podkreślić ten mankament, aby stał się zaletą! Przy tak blisko osadzonych oczach i szerokiej czaszce musi pani wybrać większe oprawki. Te co pani mierzy sprawią, że oczy zamienią się w szparki. Pani ma za dużą twarz do takich oprawek!"

Jak byście zareagowały? Bo mnie ścięło i zmurowało....

Bez słowa protestu zaczęłam mierzyć te ohydne oprawki na pół twarzy z "grubymi konturami"... Trochę to potrwało, ale w końcu mnie odblokowało.

Po tym jak udała, że nie słyszy, jak powiedziałam, że szukam modelu zbliżonego do tego, który noszę aktualnie i innego nie wezmę, również zaczęłam ją ignorować. 

Tak strasznie żałuję, że nie zapłaciłam w tamtym momencie za okulistę, nie wzięłam recepty i nie wyszłam....

No, ale... oprawki wybrane, siadam naprzeciwko niej, do salon ktoś wchodzi i co? Idę w odstawkę. Jakaś koleżanka wpadła po płyn do soczewek. Jego zakup zajął jej 5 minut....

Przewinął się jeszcze ktoś wychodzący i wchodzący do gabinetu, jeden telefon, bo pani się coś pilnego przypomniało i w końcu jesteśmy - ustalamy szczegóły. Pierwsze pytanie, czy chcę spiłowane brzegi.... pytam, czy szkło będzie wystawać, ona, że nie, ale warto zadbać o końcowa estetykę. Potem zaczęło się przeszukiwanie katalogów. W tym momencie, pomyślałam, że fajnie, może i jest idiotką, ale nie chce ze mnie zedrzeć najwyższych stawek, po czym postanowiła się odezwać i czar prysł: " z tego to akurat wyjdzie jakoś 400 zł., to dużo prawda?" i coś tam jeszcze plotła, a ja dostałam kurwicy galopującej. Najwidoczniej wyglądałam na klienta, którego nie stać! :<  I pomyślałam, że koniec, jak tak to niech się gimnastykuje, żeby było jak najtaniej. Nie dam babsztylowi na sobie zarobić!

Coś tam jeszcze mamrotała do siebie: " no nie, młoda dziewczyna musi mieć antyrefleks..." A spróbowałaby mi zamówić, szkła bez tej powłoki... pogryzłabym chyba!!

Wyrobienie tych okularów trochę potrwa, bla bla, pitu pitu.... znam to, zawsze czekam co najmniej tydzień.... ale tak dziwnej wizyty u optyka nie miałam jeszcze nigdy! Strasznie żałuję, że nie poszłam znowu do Vison. Jak dotąd, nigdzie indziej nie potraktowano mnie tak dobrze.

I chyba pierwszy raz w życiu pofatyguję się o wystawienie kilku negatywnych opinii na necie...Przede wszystkim za podejście do klienta.

Druga sprawa, już bardzo subiektywna, to to co powiedziała o budowie mojej twarzy, chyba zostanie ze mną na bardzo długo.... Za każdym razem gdy myję ręce i patrzę w lustro, widzę te moje blisko osadzone szparki w szerokiej czaszce i... robi mi się niedobrze....

***

Przez to wydarzenie, nie potrafię się cieszyć z tego, że dogoniłam pasek. Powrót na dobre tory, jest już oficjalny, należałyby się jakieś fanfary z tego tytułu... A tak?

Mam ścisk w żołądku na myśl, że odbierając okulary, być może znowu się na nią natknę...

22 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Tak, tak... boję się jak dziecko (smiech) Już chyba wolę chodzić do ginekologa :p

W czym rzecz? Ano w kropelkach na rozszerzenie źrenic. Nie każdy okulista stosuje je przed badaniami do nowych okularów, ale większość tak... A u tego pana jeszcze nie byłam, więc nie wiem co mnie czeka.... Siedzę i się przejmuję, bo stara baba, a na krople do oczu reaguje histerycznie.... I ten późniejszy dyskomfort z rozmazaną wizją...

Aaaa, chciałabym już być po.... A wizyta dopiero o 17.... eh....

***

Co z dietą?

Jem ładnie, tylko piwkuję za dużo. Ostatnio same okazje do oblewania... ;) Nowe okulary też pewnie będzie trzeba opić :x

20 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Tak kostka czekolady na czczo to był porażkowy pomysł. Praktykowałam go cale dwa dni (smiech) Strasznie mnie po tym mdliło...

Jak pisałam w poprzednim wpisie, pilnuję żeby w moim menu znalazło się więcej pestek. Ostatnio wzbogaciłam się o te z dyni, podobno są bezkonkurencyjne jeżeli chodzi o zawartość magnezu :) Jednak prochy też kupiłam, strzelę sobie dwumiesięczną kurację, bo skurcze to zło :< 

No i co jeszcze? Bardzo mocno staram się komponować posiłki oparte na Metodzie Montignaca ;) W praktyce różnie to wychodzi.... Troszeczkę pociesza mnie świadomość, że nie zawalam na całej linii, tylko coś gdzieś wpadnie... Teraz popracuję nad tym, żeby przestało tak wpadać :D

Generalnie nie jest źle.... :)

15 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Znowu pojawiły się paskudne skurcze łydek nad ranem :| Myślałam, że samo odstawienie kawy pomoże...heh...

Lekarz kiedyś zalecał mi magnez z potasem. I faktycznie, po miesięcznej kuracji zawsze był spokój, ale kupić prochy to nie sztuka. Sztuką jest zweryfikowanie diety ;) Odświeżyłam wiedzę na temat produktów bogatych w magnez i co się okazuje? Ano nie jestem z nimi tak bardzo na bakier :) W moim menu często pojawiają się płatki owsiane, szpinak, strączki i kasze. Nad pestkami i orzechami zdecydowanie muszę popracować, ale teraz mam dodatkową motywację, żeby pamiętać o nich w codziennym menu ;) W zestawieniu 15 produktów najbogatszych w magnez pojawiło się kakao... I przypomniało mi się jak ktoś, gdzieś, coś na ten temat... :D mówił właśnie o kostce gorzkiej czekolady na czczo ;) No to kupiłam jakąś wysokoprocentową i od dziś praktykuję :PP

***

A teraz się tłumaczę dlaczego tak długo nic nie pisałam.... Myślałam, że wrócę w wielkim stylu, że będę mogła pochwalić się sukcesami i w ogóle i w ogóle.... Prawdą jest, że dopiero doganiam pasek. Przebimbałam te letnie miesiące. Były pełne wzlotów i upadków, i miałam masę podejść do ogarniania się. Dopiero ostatnie 3 tygodnie były "almost perfect".... Czy po tym czasie mogę powiedzieć, że wróciłam na dobre tory? Wierzę, że tak 8) I chociaż wiem, że dzisiaj będzie tzw. cheat meal jak ta lala to nie rwę włosów z głowy ;) Bo już jest dobrze :) Nie tylko mówię, że się ogarnęłam, ale na prawdę to zrobiłam :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.