Jednak ile razy siadam do tego wpisu wychodzi mi masło maślane. Złapałam się na tym, że próbuję stworzyć wpis, który miałby Was przekonać, że mój wybór nie jest skrajną głupotą. A przecież powinien to być wpis, który pomoże mi przede wszystkim w usystematyzowaniu tego co już wiem i jak po tych niecałych dwóch tygodniach zaczyna funkcjonować.
Przyjęło się powszechne przekonanie, że jak paleo to samo mięso i surowizna. Uważa się, że paleo jest dietą wysokobiałkową i nisko węglowodanową. Nie prawda!!!! Ta dieta nie polega na wywaleniu węgli, tylko większości zbóż, nabiału i produktów wysoko przetworzonych. Zanim zaczniecie się zastanawiać, co w takim razie zostaje, powiem tak - cała reszta
Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez kawy - po kilku miesiącach zastanawiam się co było w niej takiego pociągającego... Uwielbiałam (zresztą ciągle bardzo lubię) zapach, jej smak kojarzył się z chwilą wytchnienia, pewnym rytuałem - i to było w niej najfajniejsze. Nie piłam kawy na kopa, nie działała tak na mnie. Co zyskałam po odstawieniu? Przestały mnie budzić skurcze w łydkach. Fakt, mogłam nieustannie suplementować się magnezem, wolałam jednak wykluczyć kawę przez jakiś czas i sprawdzić na własnej skórze, jak to się ma do moich skurczy.
Tak samo z chlebem. Niby nie byłam niepoprawnym kanapkowcem, ale życie bez pieczywa wydawało się być bardzo problematyczne. Nie mogłam przestawić się na pieczywo "ciemne", ponieważ bardzo źle się po nim czułam. Do wyboru było zatem zwykłe białe lub tekturki. Średnio pociągające, prawda? Nawet nie zorientowałam się kiedy chleb poszedł w odstawkę.
I przykład może nie spożywczy, ale dający do myślenia - odstawienie pomadki ochronnej. Używałam jej po kilkanaście (dziesiąt?) razy dziennie. Ostatnio trafiłam na niusa, że część pomadek zawiera substancje, które specjalnie podsuszają, żeby częściej po nie sięgać, szybciej zużywać i kupować nowe.. Wszystko się we mnie zbulwersowało i stwierdziłam, że koniec. Tyle osób ich w ogóle nie używa, a ja swoje wykańczam w ciągu miesiąca. Coś nie halo, pewnie w ogóle jej nie potrzebuję. Pierwszy tydzień - maskara, usta spękane, poranione. Drygi tydzień - niespodzianka, skóra jest lekko spierzchnięta. Jestem przekonana, że za klika dni wygładzą się zupełnie, jak podczas używania pomadki. A co najciekawsze, bardzo szybko przestałam odczuwać dyskomfort przez nie używanie nawliżacza. W tej chwili nie mam już w ogóle potrzeby, żeby pozbywać się tej lekko suchej warstewki, przestała sprawiać mi... hmm... psychiczny niepokój?
No, ale czemu tak się produkuję o tych zmianach, przy okazji przejścia na paleo? Chcę pokazać, że nie ma takich przyzwyczajeń, których nie można by było przestawić Dlatego też uważam, że odżywianie się według zasad tej diety, chociaż na pierwszy rzut oka wydają się być zupełnie nie do przeskoczenia, irracjonalne lub nawet niebezpieczne, wcale takie nie są. Naprawdę nie chcę tutaj wypisywać głównych założeń, produktów dozwolonych i zakazanych. Jeśli ktoś jest zainteresowany tą dietą mogę podesłać na priv linki do kilku blogów, które w bardzo przyjemny sposób wprowadzają w paleo. Od siebie tylko powiem, że "moje paleo" polega na wywaleniu nabiału (poza jajkami), glutenu i przetworzonego żarcia (chociaż to ostatnie niby miałam już opanowane, ale ostatnio zdarzało mi się wracać z zakupów z gotowymi pierogami, czy też krokietami...)
A jak do tego doszło, że jednak paleo?
Mam nadzieję, że zrzucenie nadwagi, będzie miłym skutkiem ubocznym odstawienia niektórych zbóż i nabiału, ponieważ głównym powodem tej "kuracji" jest... moja cera.
A to jest temat rzeka. Może powiem tylko tyle, że nie próbowałam już tylko "porządków w diecie" oraz kuracji izotekiem. Tak właściwie, w gimnazjum jeden z dermatologów kazał mi odstawić czekoladę, ostre przyprawy i żółty ser. Powiem szczerze, że się tego trzymałam ponad rok, bez efektów oczywiście. Nie wiem dlaczego lekarz nie zagłębił się w temat, mógł wspomnieć o nabiale w ogóle, zasygnalizować, gdzie i dlaczego może leżeć problem. Chyba go to nie bardzo obchodziło, ale może myślał, że nie warto dzieciakowi tłumaczyć? Rzucił z dupy trzema produktami i tyle....
To nabiał, a dlaczego gluten? Trafiłam na fajny blog chłopaka z podobnymi przejściami u dermatologów do moich. To co pisał oraz wszystkie komentarze pod jego artykułami przekonały mnie, że warto spróbować. Bo tak właściwie to nie będzie duży wysiłek. A mając do wyboru to i izotek... cóż, to całkiem proste
Miałam jeszcze pisać jak wygląda moje menu, ale to już może następnym razem....
ar1es1
26 lutego 2015, 10:39Ja z nabiału jem tylko mozzarelle, żółty ser i może 1 grecki jogurt na tydzień. Ale bez jajek i kasz czy chlebka bym nie wytrzymała.
kawonanit
26 lutego 2015, 10:49Niby wikipedia twierdzi, że jajka to nabiał, ale chodziło mi o mleko i jego przetwory. Powinnam poprawić ;) I nie wszystkie kasze są be, wypadają tylko te z glutenem :) W paleo też jest coś takiego jak kategoria "pseudo zboża", więc to nie jest tak, że nagle zostaje się o suchym mięsie i sałatce do obiadu. Kwestia preferencji :)