Zaliczając sporo przeprowadzek, bardzo szybko objawia się lista rzeczy zbędnych. U mnie na tej liście wylądował zegar. Przecież godzinę można sprawdzić na kompie i w telefonie, więc po co jeszcze dodatkowe coś, co zawala miejsce i jeszcze denerwuje tykaniem?
Tak oto stałam się niewolnikiem minutnika. Jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi
Jestem gapa. Jak mierzę czas kiedy coś gotuję, nie wystarczy, żebym sprawdziła, która jest godzina, dodała potrzebny czas i zapamiętała godzinę, w której mam coś wyłączyć/ przestawić czy coś tam. Zazwyczaj się zapominam i mam wtedy problem nawet z ustaleniem, o której dana rzeczy mi się zaczęła w ogóle gotować....
Tak więc... niech żyje minutnik!
Już od rana idzie w ruch. Zaczęłam używać takiej maści do twarzy, którą powinnam nałożyć na pyszczek 20 minut po umyciu. Coby nie myśleć o tym cały czas, nastawiam minutnik.
Przy gotowaniu, oczywiście minutnik, no bo jakże by inaczej!
Przy ćwiczeniach - minutnik! Do twistera i rowerka, na plank nie minutnik, jedynie stoper
Dobrze, że na spacerach nie używam minutnika!! Haahhaha
No i tak śmiechem, żartem. odpalam to ustrojstwo z 10 razy na dobę...
Też tak macie?
***
Dietowo przyzwoicie, chociaż wpadły mi do paszczy herbatniki holenderskie No i było nieco mniej ruchu niż w zeszłym tygodniu, ale całokształt jest zdecydowanie na plus!