Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1488024
Komentarzy: 54515
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 20 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 81.30 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 lutego 2017 , Komentarze (9)

No i jednak Sebastian dziś nie przyjechał. Będzie dopiero jutro. Dziś musi być w warsztacie, bo nie zdążyli zrobić sprzęgła i skrzyni biegów w busie. Jest więc potrzebny. Rozumiem to i nie wybrzydzam. Najwyżej zostanie dzień dłużej. Tak bywa. Dzisiejszy dzień u mnie będzie spokojny. Nie mam nic pilnego do roboty to zajmę się tym co lubię. Może coś podziałam artystycznie, a może poczytam. Mam zamiar oczywiście ćwiczyć, medytować i zrobię też zabieg Reiki. Krzysiek po południu jedzie do biblioteki. Będę więc miała trochę spokoju. Wykorzystam ten czas na relaks. Ostatnio toczę z nim boje o telewizję. On chce oglądać po któryś raz z kolei polskie filmy w tym seriale albo Ukrytą prawdę czy też Szpital. Ja oczywiście staję okoniem. Wpadłam na pomysł by kupić bezprzewodowe słuchawki dla niego. On oczywiście mówi nie i koniecznie chce mnie terroryzować bzdurami. Telewizja ma raczej niekorzystny wpływ na mnie. Podnieca mnie często psychicznie i psuje mi nastrój. Jak ja bym chciała mieć faceta o podobnych upodobaniach. Niestety mi nie dane...Wszyscy moi partnerzy to związki konfliktowe, a że konfliktów nie lubię to te związki szybko się kończyły. Wyjątkiem jest Krzysiek, bo mi ulega i niczego nie zabrania...]:>.

Od wczoraj znowu próbujemy łapać Śnieżka. Krzysiek ustawił na strychu klatkę łapkę, bo Śnieżek zaczął schodzić ze strychu i buszować po okolicy. Był nawet u mojej koleżanki trzy domy dalej. Martwię się o niego...


16508611_10209123242102110_6391153562473433039_n.jpg

A na koniec parę słów o jodze. Ćwiczę ją już ponad miesiąc codziennie po 30-40 minut. Widzę korzystne zmiany w moim ciele. Jestem bardziej sprawna i ciało zaczyna się stopniowo poddawać. Pierwsze poddały się nogi. Niektóre ćwiczenia już robię bez problemu. Problem mam natomiast z prawym barkiem. Nie jestem w stanie np. dokładnie wykonać tego ćwiczenia co poniżej. Ręce składam nie bez bólu znacznie niżej. Sporo więc przede mną...:).

ffffffffffffffffffff.jpg

19 lutego 2017 , Komentarze (25)

Opowiadanie jeszcze do dopracowania. Prawdziwe na faktach. Majeczka ma się dobrze...

Historia Mai

 

Od kilku dni lało i mżyło na przemian. W kałużach przeglądało się ołowiane, zasnute niebo i wierzchołki drzew prawie pozbawione liści. Było zimno i mgliście. Tego dnia wstałam wcześnie, bo zmarznięty Józek mi nie dał spać. Kocur był głodny i zaczął tuż po siódmej ciągnąć mnie za włosy. On to potrafi. Łapie kilka włosów w pyszczek i ciągnie. Robi to zawsze gdy ja śpię, a on czegoś chce. Tym razem chciał bym wstała i dała mu jeść. Próbowałam się buntować ale jak zwykle przegrałam.  Wstałam więc, nakarmiłam go i pozostałe koty. Gdy wypuszczałam psa starłam z powiek resztki snu. Już po chwili parzyłam kawę i budziłam Krzyśka. Mąż oczywiście wstać jeszcze nie zamierzał.

-  A dajże mi spokój- gderał. Człowiek ma wolne, a ty się wyspać nie dajesz.

- Wstawaj palić w piecu, bo zimno ciągnie z każdego kąta – argumentowałam.

- Nie. Sama rozpal jak ci zimno- mruknął nakrywając  się kołdrą.

Zrezygnowałam i poszłam po drewno.  Za moment kucnęłam przy piecu i zaczęłam usuwać resztki popiołu. Jeszcze byłam w trakcie gdy zadzwonił telefon,, Niech dzwoni” pomyślałam i nie przerwałam pracy. Ktoś był jednak bardzo uparty. Zostawiłam piec i złapałam za telefon. Usłyszałam pełen emocji głos koleżanki Ewy, korpulentnej brunetki z sąsiedztwa.

- Chodź szybko- trajkotała – Pospiesz się, bo ktoś wyrzucił pod domem Baśki małego kotka. Strasznie leje – dodała.

-Idź łap. Masz bliżej. Ja będę za chwilę- rzuciłam do telefonu.

Obudziłam Krzyśka, w pośpiechu narzuciłam na siebie poncho, wsadziłam gumiaki i już za moment  gnałam drogą rozpryskując kałuże. W momencie wilgoć we włosach sprawiła, że się wzdrygnęłam. Deszcz spływał mi po policzkach, moczył bluzkę, wpływał strużką za kołnierz. Poczułam przejmujące zimno i zadrżałam. Pod domem Baśki czekała już Ewa z parasolką.  Po chwili dołączyła Baśka w szlafroku i kurtce.

- Tego malucha ktoś wyrzucił chyba w nocy. Godzinę temu gdy wyszłam z psem już tu był i miauczał – powiedziała Baśka, otulając się kurtką.

- Kociak jest  dziki – spytałam.

- A skąd podszedł do mnie i próbował się łasić. Dałam mu kawałek kiełbasy. Nic innego nie miałam  ----usprawiedliwiła się Baśka.- Zostawić nie mogę, bo mój pies koty goni.

- Ja też nie mogę wziąć, bo niedawno przygarnęłam Kajtka- mruknęła Ewa. Mój Marek jak wiecie za kotami nie przepada i z trudem na dwa się zgodził. Trzeciego nie weźmie za nic. Już nosem kręci, że bezpańskie dokarmiam - dodała.

- Ja wezmę wobec tego- odpowiedziałam.- Wezmę i znajdę mu dom. Może zrobię wydarzenie na Facebooku, dam ogłoszenia do gazet, lecznic i Internetu. – Szukajmy - ponagliłam.

Już bez słowa ruszyłyśmy do ogrodu. Deszcz lał coraz bardziej. Mokre gałęzie chlastały mnie po twarzy, a krzaki agrestu czepiały się spodni. Szłam krok za krokiem i nawoływałam. Z początku moim krokom towarzyszył tylko szum deszczu i nawoływania koleżanek. Za chwilę usłyszałam miauczenie. Głosik był cieniutki i piskliwy. Należał z pewnością do małego kota, przerażonego w dodatku. Ewa pierwsza do maluszka dotarła. Odchyliła trawę i zauważyła go pod gałęziami starej rozłożystej porzeczki. W sekundzie byłam obok, schyliłam się i spojrzałam w olbrzymie, przestraszone oczy. Wyciągnęłam drżącą  istotkę i przytuliłam, złorzecząc w duchu temu kto ją tak okrutnie potraktował. Maleństwo okazało się  śliczną koteczką - szylkretką. Miało około sześciu tygodni i było całe mokre i chudziutkie. Podziękowałam Ewie i Baśce i prawie biegiem ruszyłam do domu, chowając koteczkę pod poncho. Trzeba było maleńką wysuszyć, ogrzać  i nakarmić. Krzysiek czekał na schodach.

- Masz go?- spytał.

- Tak mam- odpowiedziałam mijając go w drzwiach. – Szykuj ręcznik i jedzenie.

Za pięć minut mała wcinała już jedzenie dla kotów. Była bardzo głodna. Pewnie w poprzednim domu niedojadała. Moje koty przyjęły ją spokojnie. Pies też. Nie było łapoczynów, fukania i  dąsów. Starsze koty podeszły, powąchały i zajęły się swoimi sprawami czyli wylegiwaniem się przy rozgrzanym piecu. Malutka dostała imię Maja i cały pierwszy dzień przespała u mnie pod swetrem. Chwilami się budziła, mrucząc lizała mnie po rękach. Od razu zdobyła moje serce. Postanowiłam jej nie szukać domu. Wprawdzie mam sporo kotów, ale na jeszcze jednego mnie stać. Już pierwszego dnia dałam jej preparat na pchły, bo miała sporo. Drugiego dnia podałam leki na robaki, specjalne dla kociąt. Następnego zajęłam się świerzbowcem usznym, ponieważ uszka były aż czarne w środku. Widać było, że o Majeczkę nikt do tej pory nie dbał. Po paru dniach Maja podbiła też serce Krzyśka. Niedawno obchodziliśmy trzeci miesiąc gdy jest z nami. Nie żałujemy ani chwili. Jest wspaniała- miziasta, rozmruczana, słodka i łagodna. Będziemy o nią dbać by już nigdy nic złego jej nie spotkało. Zasłużyła na to tak jak każdy kot czy inna żywa, czująca istota.

19 lutego 2017 , Komentarze (35)

Tak sobie ostatnio myślę, że by było fajnie gdybym miała pokój do ćwiczeń. Niby jogę można ćwiczyć wszędzie i ryty też ale ja mam z tym kłopot. Ćwiczę w pokoju dziennym i wciąż mnie coś rozprasza. A to koty, a to Pikuś, a to telewizja, a to kręcący się Krzysiek. W sypialni ćwiczenia trudne, bo ciasno. W pracowni wcale się nie mieszczę... Teoretycznie mieszkam we własnym domu i dwa puste pokoje przyległe do moich mieszkań są. Trzeba by przebić ścianę i któryś dołączyć. Problem z tym, że jeden to pokój mojego syna, a drugi mamy. Mama w zasadzie go nie potrzebuje ale dać nie bardzo chce. Syn pokoju nie będzie długo potrzebował i nie wiem czy w ogóle kiedyś, bo pokój mu nie pasuje i chce się z niego wyprowadzić. Jego pokój by mi pasował bardziej, bo jest z niego wyjście na dwór. Łatwiej by też go można było dołączyć i wejście by było z pokoju, a nie z kuchni. Miałam zamiar urządzić w nim kiedyś bibliotekę z biurkiem, ale i ćwiczyć bym mogła. Plany więc jakieś mam...A co! Krzysiek o nich jeszcze nie wie. Nie chcę go na razie puki plany mgliste, denerwować.

WCZORAJ WRESZCIE MI SIĘ UDAŁO SUKCES ZROBIŁAM KWIAT LOTOSU. Co prawda trochę nisko ale już jest... Zdjęcie będzie po wyjeździe Sebastiana...:DMiało nie być entuzjazmu i chwalenia się ale nie wytrzymałam...:D... Uwielbiam moje ciało, które pięknie współpracuje... No to teraz mogę powiedzieć, że ćwiczę jogę i efekty mam... Nie jest jeszcze ze mną tak źle. Nie zardzewiałam do końca. Będę ćwiczyć dalej to może i szpagat kiedyś z powrotem zrobię;).

Dziś siedzę już jak na szpilkach i nie bardzo mi idzie realizowanie planu dnia, bo już jutro przyjeżdża Sebastian. Mam wyjść po niego po 10 rano. Mam nadzieję, że nie zaśpi na autobus i ja nie zaśpię, bo powinnam go rano obudzić. Strasznie się cieszę. To oczywiste. Nie widzieliśmy się od początku stycznia i okropnie tęskniliśmy oboje. Co prawda gadamy nadal długo co dziennie przez telefon ale to przecież nie to. Sebastian będzie u mnie do 1 marca. Nagadamy się i nacieszymy sobą]:> za wszystkie czasy. W czasie jego pobytu diety nie przerwę. Mam też zamiar ćwiczyć. Czy tak samo długo jak teraz jeszcze nie wiem. Pewnie wpisy na Vitalii będą krótkie albo ich wcale nie będzie przez ten czas.

Menu na dziś: lazania z mięsem, mandarynka, jogurt owocowy, sałatka z warzyw korzeniowych z kartoflem, groszkiem, ogórkiem kiszonym, jabłkiem i majonezem]:>


18 lutego 2017 , Komentarze (8)

Sobotni poranek zaczął się u mnie od ćwiczeń rytów tybetańskich. Dodają energii. Później zrobiłam kawę i teraz się wyleguję przy piecu. W piecu już się pali oczywiście i już czuję przyjemne ciepełko. Dzień mam zamiar potraktować dość ulgowo. Pewnie tylko wróżyć będę, bo pracy typu pisania na już nie mam. Cały tydzień był w zasadzie ulgowy choć niełatwy. Nie napracowałam się. Przyszły też taki będzie, bo planuję urlop i to totalny. To są właśnie plusy bycia wolnym strzelcem- pracuję kiedy chcę i odpoczywam kiedy chcę. Nic na siłę. Pieniędzy zarabiam mniej niż na etacie ale coś za coś. W końcu pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Są tylko środkiem do celu, a ja zbyt dużo ich nie potrzebuję przy moim trybie życia i moich upodobaniach. Konsumpcyjne życie mnie nie nęci.:)

Dziś po południu powinnam już zaplanować zakupy w sklepie dla rękodzielników. Nic już do decu w domu prawie nie mam, a wiosna idzie i już w zasadzie bym w pracowni mogła wytrzymać. Na malowanie akrylami i olejami jeszcze za wcześnie, bo trzeba posiedzieć dłużej. Mogłabym za to zrobić jakieś zakładki czy świeczniki. Może też termometry. Nic nie robiłam dwa miesiące i strasznie mnie do tego ciągnie. Wczoraj ozdobiłam na szybko świeczkę i zawieszkę. Dziś też może coś zrobię. W najbliższym czasie trzeba też będzie zrobić zakupy w sklepie dla plastyków, bo potrzebuję nowych pędzli i akryli.

Menu: pierogi z kaszą gryczaną i serem, mandarynka, jogurt owocowy, sałatka z pora, jabłka i marchwi.

Miłość wystarcza sama sobie. Gdy zawładnie jakimś sercem, skupia w sobie wszystkie inne uczucia. Dusza, która kocha, kocha i nie myśli o niczym innym. - Św. Bernard


SAM_1929.JPGSAM_1928.JPG

17 lutego 2017 , Komentarze (16)

Tydzień powoli się kończy, a ja myślę o następnym i o Sebastianie. W poniedziałek jak nic nie wypadnie po niego jadę. Ostatnio pracuje po całych dniach do wczesnego wieczoru w warsztacie samochodowym. Tnie też drewno piłą spalinową. Należy mu się odpoczynek. Jak będzie będę musiała kombinować i sobie osobno gotować. Nie jestem w stanie zjadać tego co on lubi no przynajmniej nie wszystko. On je strasznie tłusto i niezdrowo- tłuste mięso typu boczek, golonki i zupy na mięsie. Moja chuda kuchnia mu nie odpowiada. Woli nie jeść wcale. Zastanawiam się jakim cudem jest taki szczupły.

U mnie z dietą wszystko w porządku. Nie odpuściłam i trwam. Dobrze ją znoszę i raczej długo wytrzymam. Oby rok co najmniej. No i żeby waga spadała. Na razie spada bardzo opornie. W dwa tygodnie spadła 70 dkg . Wciąż się buja. Tragedia jakaś choć dziś spadło 20 dkg.Tak wyglądam na tą ósemeczkę z przodu, a tu jeszcze trochę brakuje. Przestałam szaleć i ćwiczę sobie spokojnie jogę plus ryty tybetańskie. Chyba dobrze to wymyśliłam, bo na razie zmęczenia i braku energii nie odczuwam. Zobaczymy co będzie dalej. Na razie żyję sobie spokojnie, działam i delektuję się przyjemnymi momentami życia. Sporo ich mam. Tylko nie zawsze je dostrzegam. Chyba z powrotem powinnam zacząć się nimi cieszyć i odczuwać wdzięczność, że są mi dane. Może nie wszystkie są mi dane, bo po część sama sięgam...:)

Menu: kartoflanka z pieczarkami, warzywami i boczkiem, sałatka z papryki, tuńczyka, jajek, marchwi, ogórka kiszonego, pomarańcza, serek homogenizowany.

16 lutego 2017 , Komentarze (28)

Dziś wstałam naładowana pozytywną energią. Dzień mam luźniejszy. Moje dążenie do równowagi przynosi efekty. To mnie cieszy, bo nie znoszę pośpiechu i spinania się. Powinnam w zasadzie trochę popracować nad antologią i wszystko wysłać do wydawnictwa ale spokojnie zdążę. Krzysiek po pracy jedzie na zakupy i pewnie znowu jakieś słodycze kupi. Nie mam jednak zamiaru grzeszyć i jeść nie będę. Nie mam też zamiaru robić mu awantury, że on je. Gdy wrzeszczałam ostatnio efekt był taki, że wprawdzie słodyczy do domu nie przyniósł ale zjadł po drodze ze sklepu. Jest jak dziecko. Już myśli o tłustym czwartku i o tym, że cztery pączki zje. Nudzi też o faworki. Zawsze robiłam, ale teraz chyba nie zrobię. Sama jeść nie powinnam, a on ma podwyższony cukier no i te 4 nieszczęsne pączki pożre. Może zrobię na ostatki?

Ostatnio zainteresowały mnie ryty tybetańskie. Chcę czymś zastąpić rower, którego nie znoszę. Ryty znałam od dawna ale nawet nie próbowałam ćwiczyć, bo jedno ćwiczenie wydawało mi się strasznie trudne. Myślałam, że go nie dam rady wykonać. Spróbowałam jednak i o dziwo daję radę. Od poniedziałku więc ćwiczę. Na razie tylko 3 powtórzenia. Zwiększać będę stopniowo. Liczę, że mi zharmonizują organizm. Opinie o nich są bardzo dobre. Ponoć faktycznie działają. No cóż zobaczymy...:)

Ćwiczenia przynoszą efekty. Energii mam niby mało ale i tak znacznie więcej niż w zeszłym miesiącu. Wczoraj po mieście wręcz frunęłam. Nie siadałam gdy była kolejka ani na poczcie, ani w banku, ani w aptece. Nie siedziałam też na przystanku. Nie było potrzeby. Byłam 2 godziny na nogach bez przerwy. Cud jakiś...:)

Menu: ser z solanki, kostka sojowa w sosie pomidorowym z ryżem brązowym, tuńczyk z jajkami na twardo, mandarynka.


15 lutego 2017 , Komentarze (18)

Dzisiaj mam dzień nieco stresujący, bo muszę jechać do miasta. Oczywiście nie mam na to nawet najmniejszej ochoty. Mus jednak to mus. Spraw do załatwienia mam sporo i trochę czasu stracę. Miasto mnie pewnie psychicznie zmęczy jak zawsze. Przyjmuję ten fakt z filozoficznym spokojem co nie oznacza, że nie zazdroszczę mojej mamie siedzenia w domu. Ma szczęście, że ma ją kto wyręczyć i z domu nie musi wychodzić. Też bym tak chciała. Czasem zastanawiam się czy gdybym mieszkała na typowej, klimatycznej wsi o czym tak marzyłam, też bym chciała w domu siedzieć. Pewnie tak. Im jestem starsza tym od ludzi bardziej się izoluję. Kiedyś marzyłam by ogrodzenie od strony ulicy zmienić na wysoki murowany, betonowy płot. Nikt by mi w okna nie zaglądał i było by ciszej. Przed domem powstał by przytulny dziedziniec. Nie wiem tylko czy dostanę na to zgodę.To nawet by nie był jakiś straszny koszt. Teraz myślę by dodatkowo posadzić tuje. Może w tym roku to zrobię. Niech rosną...

Menu na dziś: zupa pomidorowa z ryżem, kotlet mielony z pieczarkami, sałatka z tuńczyka, jajek, pora, marchwi i kukurydzy, mandarynka. Z aktywności będzie joga. Może 40 minut i jeszcze coś ale na razie sza...To co wczoraj spadło z wagi dziś nie nabrałam. Wygląda więc na to, że pierwsze 10 kg pożegnałam. Ufff...Teraz jeszcze drugie 10 i będę zadowolona. Tak uważam teraz, bo pewnie jak osiągnę te 83 kg to nadal się cieszyć nie będę. Jak sięgam pamięcią wstecz to ja i przy 63 zadowolona nie byłam.

Po powrocie z miasta i odreagowaniu może zrobię sobie zabieg czakroterapii. To mi zrównoważy energię. Ostatnio zbyt dużo niezdrowego podniecenia było w moim życiu. Pora z tym skończyć. Nie będzie to jednak łatwe. Od marca zaczną się dla mnie bardzo trudne miesiące. Nie wiem jeszcze ile. To będzie swoisty egzamin. Będzie mi ciężko i nikt mi nie będzie w stanie pomóc. Zostanę z tym sama. Jakoś przetrwać muszę, bo nie mam wyjścia. O szczegółach tu pisać nie będę, bo sprawa nie dotyczy tylko mnie...:(Fakt, że chciałabym ten czas przespać by minął jak najszybciej...

14 lutego 2017 , Komentarze (32)

Od kilku dni jestem zmęczona wręcz wyczerpana, a sen nie przynosi odpoczynku. Nie wiem co się ze mną dzieje. Na rower nie mogę już patrzeć i z trudem się mobilizuję by jeździć. Czarno to widzę. Chyba mi pozostanie tylko joga, która nadal sprawia mi przyjemność. Dzisiaj niby schudłam 60 dkg ale pewna nie jestem. Waga buja się już drugi tydzień. Chyba powinnam się nauczyć cierpliwości. Wybrać przy tym taką dietę i aktywność, którą jestem w stanie zaakceptować na stałe bez większych wyrzeczeń. Dieta mi w zasadzie odpowiada- jem co lubię i głodna nie chodzę. Co do aktywności to na pewno joga. Na niej mi zależy, bo daje sprawność, wyciszenie, równowagę i zdrowie. Rower no cóż? Ponoć  się po nim nieźle chudnie ale trzeba jeździć długo, a ja cierpliwości nie mam ani siły. Nie zależy mi też na poprawie kondycji ani sylwetki. Nie chcę wzmacniać mięśni. Po co mi kondycja jak życie spędzam na kanapie i nie mam zamiaru tego zmieniać. Po co mi sylwetka? Chętnie bym dołożyła jakieś ćwiczenia do jogi, ale takie, które mi się na coś przydadzą. Kusi mnie tai chi. Wczoraj nawet próbowałam je trochę ćwiczyć. Niestety jestem tępa i spamiętać ruchów nie mogę. Jeszcze popróbuję ale jak mi się nie uda i niczego nie znajdę to może dołożę jogę ale asany w pozycji stojącej. Nie ćwiczyłam ich jeszcze...W tym tygodniu kupię może witaminę D3. Może doda mi energii. Muszę wytrwać z tym, że już bez spiny, bez koncentrowania się na diecie, bo to powoduje u mnie stres zwłaszcza wtedy gdy dieta efektów nie przynosi. Muszę podejść do tego na luzie ale czy potrafię? Jeśli nie to czas się nauczyć...Chcę przecież zrzucić jeszcze z 25 kg. W takim tempie to mi zajmie kilka lat...

Menu na dziś: placuszki z batata i pieczarek, mandarynka, omlet z płatków owsianych, jajko w schabie.

13 lutego 2017 , Komentarze (30)

Mrozy w nocy się kończą. Czyżby to koniec zimy? Mam taką nadzieję. Od jakiegoś czasu zaczynam już wyglądać wiosny, a w zasadzie jej pierwszych oznak. Pomalutku już nadchodzi i oznaki są. Przyroda się zaczyna budzić. Ostatnio ktoś na Facebooku wrzucił zdjęcie przebiśniegów. Czytałam też, że ptaki się ruszyły. Co prawda miałam zamiar przywitać wiosnę z wagą poniżej 90 kg ale chyba mi się to nie uda. Teoretycznie to możliwe z tym, że bym musiała chudnąć kilogram na tydzień. Niestety tak dobrze już nie jest, bo w tym tygodniu nie schudłam.Tydzień był ok - diety przestrzegałam i ćwiczyłam dużo, a tu takie buty. Trudno. Do tego wygląda tak jakby mi z talii też wymiary nie zeszły...Nowy tydzień przede mną, a za tydzień jak dobrze pójdzie przyjeżdża Sebastian...Bardzo się cieszę. Będzie u mnie ponad tydzień. Zastanawiam się co będzie z ćwiczeniami, a konkretnie z jogą. Chyba będę ćwiczyć codziennie ale krócej. Myślę by ćwiczyć w sypialni, a tam jest zimno i ciasno po prostu. Boję się tylko, że się rozleniwię...Boję się, że przytyję...

Menu: pizza na spodzie z batatów z pieczarkami i papryką, mandarynka, jajka sadzone z fasolką szparagową, kotlety z soi, ogórek kiszony.

Dziś po południu będę pracować nad wierszami do antologii, a później mam zamiar czytać. Wieczorem kusi mnie dłuższa medytacja. Może z aniołami albo minerałami na czakrach. Potrzebuję relaksu i odreagowania, bo poprzedni tydzień nie był łatwy dla mnie.


12 lutego 2017 , Komentarze (10)

Dziś udało mi się pospać. Nie wypoczęłam jednak. Dzień będzie spokojny. Wprawdzie medytacje, Reiki i ćwiczenia będą, ale poza tym niczego robić nie zamierzam. No może tylko przygotuję paczkę na bazarek dla kotów organizowany na Facebooku. Tym razem to bazarek dla ślepaczków. Te biedactwa kiedyś poddawane eutanazji, dziś są ratowane, bo doskonale sobie radzą. Miłość też nie potrzebuje oczu. Mam zamiar wysłać trochę kolczyków zdobionych metodą decoupage i malowanych, magnesy, lampiony, kartki ręcznie robione oraz kilka akwareli kotów, bo ostatnio nieźle się sprzedają. Czekam na ciepło, żeby wreszcie wejść do pracowni i zacząć decoupage robić. Myślę o wyrobach z kotami specjalnie na bazarki. Trzeba by zamówić magnesy, podkładki, może termometry, może świeczniki, zakładki i breloczki. Nic już prawie w domu nie mam.

Tu link do bazarku https://www.facebook.com/events/480559212148532/624772184393900/?notif_t=admin_plan_mall_activity¬if_id=1486506099434613

Od kilku dni piszę wiersze. Nie mogę ich tu na razie zamieścić, bo być może znajdą się w antologii. Antologia ma być wydana jeśli znajdzie się 10 autorów chętnych. Na razie jest 8 więc jest szansa. Gdyby powstała to by był o projekt komercyjny. Znalazło by się w tomiku 10 moich wierszy o miłości i biogram. Antologia ukazałaby się drukiem i można by ją kupić w księgarniach stacjonarnych w tym w empiku. To by była niezła promocja i szansa dla mnie. To oczywiście nie pierwsza moja antologia ale i tak pisanie do niej wierszy mnie bardzo cieszy. Niezależnie czy antologia się ukaże czy nie i tak w tym roku planuję tomik. Może wierszy a może haiku. Jeszcze nie zdecydowałam...

Menu: kluski kładzione z selerem, marchwią, cebulą i kiełbasą, pieczywo chrupkie ze smalcem z jabłkiem i ogórkiem, mandarynka, jajka na twardo z tuńczykiem. Co do ćwiczeń to przestałam szaleć po godzinie dziennie, bo za bardzo jestem zmęczona. Waga i tak przestała spadać. Teraz będę ćwiczyć codziennie jogę i może co drugi dzień rower. Joga jest dla mnie ważniejsza, bo chcę być sprawna. Wczoraj zjadłam prawie 300 kalorii więcej. Celowo i bez wyrzutów sumienia. To nie były słodycze co to to nie. Chciałam po prostu sobie sprawić jakąś przyjemność i poczuć endorfiny, bo już mnie ta walka z wiatrakami teraz wyczerpała psychicznie. No i zadziałało...]:> Dziś już bez grzeszków będzie... Od wczoraj nie przytyłam...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.