Wstałam dziś tuż po 9, bo Krzysiek obudził mnie jak szedł po zakupy. Po południu idzie do pracy. Co ja będę robić po południu jeszcze nie wiem. Kusi mnie decoupage ale nie bardzo mam co zdobić. Na przesyłki ze sklepów dla rękodzielników dopiero czekam... Może dziś przyjdą. Mam co prawda zagruntowanych kilka podobrazi ale nie wiem czy za pędzel złapię. Mogę działać gdy Sebastian śpi. Czy będzie spał po południu nie wiem, bo nie planuje tego. Do południa ma mamie przepiąć jarzeniówkę i skopać kawałek miejsca pod kwiatki. Ja nadal działam na starym laptopie. Zawiesza się, muli, a ja się wściekam. Do punktu laptop zawiozę dopiero wtedy gdy Sebastiana odwiozę na autobus. Punkt jest obok przystanku autobusowego. Nowy laptop kiedy kupię nie wiem. Schodzi mi z tym ale muszę się wreszcie zdecydować jeśli zależy mi na windows 8. Teraz odpoczywam ale strasznie mi brakuje nauki robienia logo. Wczoraj wieczorem namalowałam obraz według zasad vedic art. Podoba mi się nawet...Nazwałam go autoportret. Krzysiek był z lekka przerażony gdy tytuł usłyszał, bo to przecież abstrakcja...
Menu na dziś: jaskółcze gniazda, faworki, mandarynka, surówka z selera i marchwi.