W niedzielę zakończyłam post 42/42 cieszę się ogromnie ;-))) aż nie wierzę, że udało mi się to zrobić, bo należę do osób, które szybko się poddają. post zaczęłam i skończyłam ostrym bólem głowy. Przed postem zmagałam się z bólem stawów, bólem promieniującym w okolicy łopatki, PCOs, zaparciami i częstymi bólami brzucha plus wzdęcia. Przed postem odżywiałam się w miarę zdrowo, ale jestem strasznym łasuchem słodyczowym. Co dał mi post? nauczyłam się dostrzegać swoje wady jedzeniowe, głównie podjadanie - ten odruch ręki łapania czegokolwiek. Mam nadzieję, że to wyeliminuję na stałe z mojego życia. Nauczyłam się kombinować z niewielkiej dozwolonych produktów fajne potrawy. Nauczyłam się smakować potrawy. pieczone jabłuszko z cynamonem to niebo w gębie ;-)Nauczyłam się nie wyrzucać jedzenia, a każde warzywko przerabiać. Co poza tym? waga spadła może niewiele, ale mi bardzo odpowiada, bo wyglądam dobrze, a może nawet trochę za chudo. z 64,5 do 59 kg przy wzroście 164cm. Ale ważniejsze są kwestie zdrowotne i oczyszczenie organizmu. musze pojśc za jakiś czas na badania kontrolne do rodzinnego i do ginekologa. Zaparcia i wzdęcia minęły. Codziennie wypróżnianie. Na razie bóle stawowe i przy łopatce minęły. Zobaczymy jak dalej będzie.Skóra gładziutka jak pupa niemowlaka, paznokcie nie łamią się. Lepszy sen. Brak problemów ze wstawaniem. Kładłam się o 23, a wstawałam o 4.30 bez problemu. Brak PMS, a miesiączka przebiegła bardzo łagodnie, bez bólu i była krótsza. Minusy: okropne zimno!!! mało energii, musiałam troszkę ograniczyć sporty, na początku jeszcze biegałam po 10km co drugi dzień, potem nie miałam już siły. Czasami nawet wlokłam się do domu z pracy. Długie biegi zastąpiłam długimi spacerami z psem i ograniczyłam się do krótszych przebieżek 2 razy w tygodniu po 5 km. Pierwsze tygodnie to totalne wyciszenie i wsłuchanie się w siebie i w swój organizm. Natomiast pod koniec postu stałam się bardziej nerwowa i płaczliwa. Od wczoraj wychodzenie, włączyłam do menu banany, za którymi tęskniłam i inne owoce, surówki zaś spryskałam troszkę oliwą. To tyle z mojej strony. ja na pewno powtórzę post, ale latem w przyszłym roku, bo brakowało mi świeżych warzyw, które dopiero powolutku się pojawiają na ryneczkach.
miłego dzionka ;-)