Witajcie
Zacznę od tego, że bardzooo się cieszę, że ten tydzień dobiega końca :) Piątek, sobota te dni zleciały. Momentami było miło, momentami fatalnie. W piątek byliśmy po młodej chłopaka, aby cały czas nie tracił na paliwo ;) Po drodze moi domownicy zaliczyli mcdonalda.. ja nie miałam ochoty ( już wtedy byłam wkurzona). W sobotę odwoziliśmy młodego.... i pierwszy raz miałam przeprawę promową
Pierwszy raz miałam przyjemność płynąć tym i to jeszcze z samochodem... Hmm było ciężko na początku, ale okazało się, że strach miał większe oczy ;) Fakt trwało to jakieś 10-15 minut.. więc dałam radę. W drodze powrotnej jechaliśmy już normalną trasą, bo musielibyśmy czekać jakieś 45 minut, więc w tym czasie już byliśmy prawie w domku.
Wszystkie punkty z wyzwania zaliczone, poza treningami :( Mam na myśli piątek, sobotę.. bo dziś wpadł marsz
Co prawda 30 minut... ale brakowało mi kroków i stwierdziłam, że marsz będzie dzisiejszą aktywnością. Ważne, że aktywność ciągiem była. Woda pita, kroki zrobione... kalorie policzone
I posiłek: chleb z jajkiem, pomidorem, majonezem , ogórek gruntowy
II posiłek: śliwki suszone, truskawki, paluchy serowe, chipsy z soczewicy
III posiłek: kapusta z bułką tartą
IV posiłek: truskawki, orzechy nerkowa o smaku wasabi, kawa
Nie ma tragedii, ale..... właśnie ale... dziś 27 dzień wyzwania.... zostało jeszcze 48 dni. Jeszcze nie ma nawet połowy wyzwania... a moja waga hmm to jakaś kpina :( ostatni tydzień, tzn ten tydzień był fatalny i odczuwam to nawadze. Dlatego spinam 4 litery... nie ma, że boli :( Fakt, faktem... zawsze jakieś nawyki mi pozostaną ;) To też plus.
Nowy tydzień, może być ciężki, bo to moje imieniny... dzień mamy... więc tutaj hmmm może być ciężko. Ale co ma być to będzie ;) Nie poddaje się, działam dalej. Trwam w tym co zaczęłam.
Pamiętaj, aby się nie poddawać. Rób swoje, nie patrz na innych. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :)