Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 216694
Komentarzy: 10485
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 11 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 sierpnia 2024 , Komentarze (10)

Nie jest to jakiś mocny prąd, i trzeba będzie wrócić, ale odcinki długie. Upału na wodzie się nie czuje. Głodu też nie. Jedyna możliwość obiadu - to stanica w Spychowie- ale jak zobaczyliśmy jaki tam tłum, hałas i zamieszanie (park linowy z tyrolką tuż koło restauracji), zgodnie stwierdziliśmy, że zrobimy przyjęcie na wodzie - śliwki + bananowiec 😜. Potem zwiedzanie zatoki, w której jeszcze nie byliśmy, długie pływanie i ja jeszcze 4 km spacer po starym pięknym lesie. 

Pierwszy raz w tym roku widziałam tak dużo otyłych kajakarzy obydwu płci (w tym dzieci). Pływali w całkiem nowym modelu kajaka - bardzo szerokim, jakby kanou na kajak przerobione. 

16 sierpnia 2024 , Komentarze (7)

i bez nazwy. Pusta. Tuż obok wyspy Miłości, większej i kilkoma namiotami już rozstawionymi. Prawie na środku jeziora Zyzdrój. Prawie bez wiatru, cicho i spokojnie. I jeszcze dużo suchego drewna na ognisko po poprzednikach zostało (a drewno na wyspach to towar cenny, szczególnie jak teraz, pod koniec sezonu). 

W środę wg planu - ja pierwsza w domu, więc kończę pakowanie, głównie to co z lodówki, wraca S. i po 21 jedziemy na działkę. Na toruńskiej korek!! Na białostockiej gęsto. Ostatnie zakupy w ostatnim otwartym sklepi i już inny, leśny świat. Jasne gwiazdy i księżyc.

Rano rowerowa rundka 35 km, budzenie S. pakowanie kajaków I znowu tłumy. Na drodze, na stacji, wszędzie. W stanicy na obiedzie. W miejscu wodowania kajaków. 

Zaraz na początku spływu, jest nieprzyjemna przenoska, przez drogę, z wąskim wyjściem i betonowym, stromym zejściem, a potem już dobrze, idealnie 🚣‍♀️🏊🤸‍♀️

12 sierpnia 2024 , Komentarze (18)

A może to spokój i równowaga 🤔. 

Jem to co lubię, ile lubię, aktywność jednakowa.

I jednakowe wartości waga pokazuje: 50 - 52 kg. 

W korpo pokusy ciastkowe się skończyły, do okresu świątecznego ich już nie będzie. S. też bardzo dba o płatki brzuch, żadne słodycze nie wchodzą do naszego domu, ani my nie chodzimy do miejsc, gdzie one są. Więc trudno nie jest.

O wakacjach myślę. 

I tych mikro - kajaki na gdzieś pomiędzy Babiętami i Zgonem, te już za chwilę. Gdzie spać, czy kormorany już odleciały? A co w zimie robią czaple? Czy mała restauracja z pysznym jedzeniem, przy moście w Spychowie, z tarasem, z którego widać kajaki, będzie jeszcze czynna w tym roku? No i co z pogodą?

I tych długich, głównych, w Słowenii - nasz pierwszy raz. Które miejsca zobaczyć, który camping. Jak to będzie w tych górach, wielkich i kamienistych. Nie, via ferrata nas nie interesują. Wirtualnie już cały kraj zwiedziłam  😉.

A na chwile wolne, albo deszczowe, mam chustę szydełkową, która ogromnym jest dla mnie wyzwaniem. Nie tyle technicznym, bo nie ma tu wielkiej filozofii, przeciąga się nitkę, przez pętelki w ściśle określony sposób, ale w koncentracji, żeby o niczym nie zapomnieć, nie pominąć, albo nie dodać nic niepotrzebnie.

Pierwszy błąd (i prucie mam już za sobą). Nawet sama bym go nie zauważyła tak szybko, ale bystre oko w FB grupie, gdzie której robimy ten wzór wspólnie, zobaczyło od razu i już odzobaczyć nie mogłam. Poprawka musiała być.

Fotka pierwsza z błędem, druga to wersja poprawna:

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 15 km rower

Środa: 30 km rower 

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Piątek - niedziela: 123 km

5 sierpnia 2024 , Komentarze (19)

Weekend na działce trochę inaczej niż dzień biurowy, wygląda na talerzu.

Tak około (tu wszystko jest tak około i mniej więcej 😉) 7 kawa na trawie, trochę poszwendania się i pogrzebania w komórce i 33 km rowerem po lesie, z postojem koło krzaków jeżyn.

Śniadanie tak o 11 ( jeszcze dwie więcej śliwki):

Około 13 S. na wielkim talerzu, podaje obiad - sadzone jajko, ziemniaki z kalafiorem i fasolką, przepyszny pomidor z ogródka obok. Na deser odżywka białkowa z mielonym siemieniem lnianym. 

Potem jest wycieczka, wspólna już "na lody" oddalone od nas jakieś 3 km, my krążymy po okolicy co najmniej 15. Lody zjada S., ja mam jabłko i śliwki. 

Potem jeszcze dwa banany, miska odżywki białkowej z wodą i siemieniem, a do ogniska - 0,5 bobu na spółkę. 

Płyny - 1,5 l. muszynianki, duża herbata, 0,5 l. ziołowej mieszanki, dwie duże kawy.

Nie mam pojęcia ile to kcal, jakie to makra, ani czy to dużo, czy mało.

Dla mnie to tyle ile trzeba.

4 sierpnia 2024 , Komentarze (18)

Tydzień w swoich zwykłych ramach. 

Tylko ramach, bo to w środku, zawsze inne. Trochę porządków, poukładania na półkach i w głowie. No i spokojno/aktywny weekend w naszym lesie.

Ptaki ucichły, młode bociany już samodzielnie latają i pasą się przed odlotem. Chłodniej, cudownie chłodno. 

I nareszcie, po dwóch chyba tygodniach czekania, odpowiednie światło, na żeby mój nowo zrobiony sweterek obfotografować. Pierwsze doświadczenie z włóczką z dodatkiem jedwabiu - cudownie delikatna ale gniotąca się trochę..

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h min siłownia

Wtorek: 36 km rower

Środa: 30 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower

Piątek - niedziela: 150 km

29 lipca 2024 , Komentarze (5)

Wszystkie "atrakcje" w okolicy jako cele wycieczek potraktowaliśmy (tym bardziej, że tam też jakieś obiady zwykle bywały) ale to droga do nich się liczyła.

Bo np wiadukty w Stańczykach, które zapamiętaliśmy, jako nagryzione zębem czasu, ale ciekawe - skoki na linie się tam odbywały i w okolicznych krzakach młodzi, nakręceni tym ludzie obozowali. Teraz jest metalowa brama, bilety 10 zł i okropne budy z pamiątkami i okropnym jedzeniem. 

Smolniki - ładne, zadbane, nic wyjątkowego. Punkt widokowy "Pan Tadeusz" drewniana platforma na wzgórzu.

A wszystko pomiędzy - przepiękne.

Kluchy nadziane soczewicą się skończyły, jak tylko zdążyłam je polubić. Zostały mi placki, omlet i pierogi. I strasznie twarde surówki z kapusty.

Przepedałowane 430 km (trochę z tego jeszcze na "naszych" Kurpiach, skąd wyruszaliśmy. Przewiosłowane 16.

Waga -1kg.

25 lipca 2024 , Komentarze (6)

We wtorek pogoda się zmieniła na jeszcze lepszą. Po nocnym deszczu, kurz na drogach zniknął, wszystko jest umyte i świeże. Jeden deszcz w ciągu dnia przeczekaliśmy "Pod Krasnalem" = wiejskim sklepem, przy misce śliwek i moreli - ja i czekoladzie z orzechami - S. Objechaliśmy jeziora poniżej Wigier, bardziej płasko, jakąś śluza, widziana z drogi - taka se, Czarna Hańcza - inna niż z kajaka, mniejsza jakby. 

Po wycieczce (60 km) kąpiel w jeziorze i zaleganie w fotelach. Niestety, grupa rodzin z dziećmi rozbiła się tuż przy nas i zniknęła cisza 😟. 

Ale środa i tak = przeprowadzka na północ. Po moim porannym 25 km pedałowaniu, szlakiem kolejki wąskotorowej i śniadaniu, zwijanie obozu, sprawne bardzo, bo wiemy już kto co i bez zbędnego kręcenia się w kółko to robimy, wyruszamy w stronę nowego 😀. Szkoda mi trochę, że dopiero dzisiaj czyli już za późno, odkryłam, że na pomoście, codziennie rano, zbierała się otwarta grupa ćwicząca jogę...

Tu z kempingami gorzej, Ale S. wypatrzył idealny: namiot mamy tuż przy jeziorze Czarna Hańcza, na swojej małej polance. Stary dom, jabłonki, wiejskie kwiaty i łabędzie koło pomostu.. 

Na koniec dnia wycieczka na wieżę widokową - ale tu są góry!!!

Zjedzone z lokalności - soczewiczaki - tłuste, słodkawe i kakory - suche, bułkowate, słodkawe. Jedno i drugie z soczewicą w środku. Pyszne 😋

23 lipca 2024 , Komentarze (13)

Wigierski Park Narodowy.

Jak ja inaczej go zapamiętałam🤔.

Nie jest płaski. Wręcz przeciwnie. Jest bardzo różnorodny, bardzo pięknie zagospodarowany tzn. Super utrzymane trasy rowerowe i piesze, do wyboru i koloru, co kto lubi i na czym jeździ. Asfalty, szutrowa, leśne, płaskie i niepłaskie. A wszędzie linia jeziora. 

Pierwszy dzień, to niespieszne wygrzebywanie się z działki + moje 27 km rowerowe. I szukanie kempingu idealnego, bo nasz pierwszy wybór był za mało w przyrodzie, taki trochę zatłoczony, wielki trawnik.

Drugi też. Trzeci to było to. Wysoki brzeg jeziora, pomosty, otoczony lasem. Duży, ale każdy jest bardzo cicho, tak, cicho jest też wieczorami. Bardzo czysto. 

Drugi dzień to moje marzenie - rowerem dookoła jeziora Wigry. 40 km cudów. Było wszystko - długie kładki przez podmokły las, puszcza sosnowa i bagienna, widokowe wzgórza, pola, łąki, wioski. Pomosty i punkty widokowe z opisami na co patrzę. Ludzi dużo tylko na plażach.

Dzień trzeci - kajakiem do klasztoru 8 km w jedną stronę z kąpielą w miejscu idealnym po drodze i micha owoców na wzmocnienie 😉. Bardzo przeciętny obiad regionalny pod klasztorem.

Zachwycona Suwalszczyzną jestem!!!!

16 lipca 2024 , Komentarze (31)

Ostatnie cztery dni pracy i tydzień urlopu!!!👍Trudne dni, bo oprócz tego co zwykle o tej porze roku i m-ca = dużo, to jeszcze zastępstwo za koleżankę, co nie tylko znaczy więcej, ale to więcej jest tak nie do końca mi znane.

Kilka dni temu, usiedliśmy z S. przed mapa google i myśleliśmy gdzie tu pojechać 🤔. Miała być koniecznie woda, nie jakoś mega daleko, coś trochę nowego, albo długo nieodwiedzanego. No i nie tłumy. Więc nie Tatry, nie Bieszczady, ani Pieniny. Palec zawahał się nad Wyspa Wolin i niemiecką stroną, ale jak "człowieczka" na mapę upuściliśmy, przeszło nam szybko. Było płasko, jednakowo, trzciny - piasek i tak bez końca. A strona "nasza", z klifami i różnorodnością wybrzeża, to chyba jednak tłumy straszne.

No i tak metodą eliminacji została dawno niewidziana Suwalszczyzna, która zresztą chodziła za mną już dłuższy czas. Na jakimś spokojnym kampingu (pierwszy już wybraliśmy - z zachodami słońca z Klasztorem w Wigrach w tle), drugi będzie bardziej w stronę Stańczyków, tam niestety z kempingami nad jeziorem bardzo ubogo.

Kajaki zabieramy oczywiście i rowery.

Czekam i cieszę się 🤪.

A w weekend pierwsze kurki w jakiejś większej ilości się pojawiły, S. udusił je z cebulka i do naszego późnego wsiowego (kalafior, fasola, ziemniaki + jajko sadzone i mleko zsiadłe, ale mleko tylko dla S.) śniadania je dodał.

I jak tak sobie siedziałam z pełnym brzuchem i cos tam na fb patrzyłam, wpadłam na szydełkową chustę Folkloria, nowy, dopiero co opublikowany wzór, gruby, mięsisty, bardzo strukturalny, oparty na motywach ludowych. Z moteczka, który się "Chata na wsi" nazywa. I że od 1 sierpnia jest KAL. I ja przepadłam od razu. Coś tam walczyłam ze sobą, bo nie mam czasu, bo dwa rozgrzebane swetry, ale trwało to krótko dosyć...

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 35 km rower

Środa: 20 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Piątek - niedziela: 140 km

Waga 51,9 😜

7 lipca 2024 , Komentarze (29)

Dwa tygodnie temu były dwie kanie.

Wczoraj cztery małe, suche dosyć kurki, dzisiaj jedna kania - jędrna młoda i ładna.

Niezliczone ilości kurek można kupić ze stoliczkowych straganów przy drodze 🤔. I jagody. I tegoroczna nowość - domowe jagodzianki.

Przypomina mi to spływ Czarną Hańczą, dawno, dawno temu, gdzie przy pomostach siedziały babcie w chustkach i sprzedawały jagodzianki właśnie, ciasta drożdżowe, a czasami jakieś nalewki. A były to czasy (och, co to były za czasy 🥲, kiedy ciastka to ja pałaszowałam bez zastanowienia).

W naszym lesie ptaki przestały śpiewać prawie zupełnie, ale zielono jest jak nigdy, pojawiły się nowe, wcześniej nie widziane tam kwiatki. Sąsiedzi na naszej ulicy, dwa domki po drodze do naszego, kupione w czasie pandemii, pięknie wykończone, nie przyjeżdżają w tym roku wcale i mamy ciszę dookoła 👍.

Ciszę zakłócał tylko S., który zarzucił linę, założył swoja uprząż i z piłą elektryczną wlazł na wielką sosnę i obsmyczał ją z wielkich uschniętych konarów, one spadały z trzaskiem, potem S. ciął je na kawałki piłą spalinową. A ja pakowałam na wózek i odwoziłam pod daszek i układałam tam na tyle równo, na ile umiałam. Przy ognisku padliśmy, z miską bobu blisko pod ręką.

Mogę już pochwalić się nowo zrobionym sweterkiem i boską chudością😉już nie nową taką. Sweterek był robiony jako test, projektantka na fb szukała chętnych do sprawdzenia, czy w opisie wszystko ok. I teraz dopiero, po publikacji, mogę go pokazywać. 

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 30 km rower

Środa: 15 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower

Piątek - niedziela: 127 km

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.