W przeciągu dwóch tygodni późna wiosna we wczesne lato się zamieniła.
Nie kwitną już mirabelki, ani jabłonki, ani żadne inne drzewo oprócz bzu, no i kasztanowców, ale bardzo zielono się zrobiło, gęsto od liści. Przekwitły konwalie i pigwowce, poznikały nieliczne murarki.
Wiewiórka się pojawiała codziennie, raz chyba próbowała małe ptaszki wyjadać, bo całe stado ja odganiało, rwetes był straszny. I jeż się pojawił (jak spałam już, więc tylko słyszałam o tym).
A późnym wieczorem, już po ognisku oglądamy From i ja potem boje się wyjść do sławojki 👻
72 km przepedałowane, 2 godziny cięcia i targania chaszczy zaliczone.
I wielkie rozczarowanie 😥.
Skarpety z rundy piątej Sock Madnes (mojej ostatniej), projekt Carolyn Lisle, The worst way socks, idealne dla kogoś o wysokim podbiciu, tak trudno przez piętę przechodzą, że chyba swojego nosiciela nie znajdą nigdy... Ciepłe są cudownie i mięciutkie, ale chyba tylko do spania się nadają, dla osoby ze szczupła stopą, której nie przeszkadza, że na podbiciu się marszczy, a pod piętą odstaje.