Po kajakowym zwiedzaniu różnych tras spływów, najwięcej jest w zachodniopomorskim, od kilku lat wybieramy górny odcinek Krutyni. Bo tam jest najpiękniej i rzut beretem od domu.
I tak właśnie w lipcu, zwykle bywało tam dosyć ciasno, szczególnie na odcinkach rzeki no i na miejscach biwakowych. Nie w tym roku 😐. W tym roku było zupełnie inaczej: nie było prawie wcale (tylko jeden malutki spływ) Niemców pływających wcześniej całymi rodzinami kanadyjkami kanu. Nie było kilkudniowych spływów. Puste wyspy Owcze, mało zajęta Wyspa Miłości 💔na Zyzdroju, bardzo puste nieliczne ośrodki na szlaku (Canu klub bardzo podupadły), kilka osób na plaży. Kajaki na na palcach jednej ręki można było policzyć. Rowerów wodnych zero. Ale to jest jeziorowa część, trzeba się nawiosłować, często pod wiatr.
Jedyne dwie restauracje zamknięte 😥
A wracając, autem już, przejeżdżaliśmy przez Uktę, centrum organizacyjne odcinka rzecznego i spływów godzinnych. tam wystarczy machnąć wiosłem, tak żeby kierunek utrzymać i nurt sam niesie. I tam tłumy były. Ludzi, samochodów zwykłych i tych z przyczepami do transportu kajaków. Tłumy przy rzece, na rzece, na ulicy, kolejki do lodów, obiadów i piwa.
Dwa różne światy...