Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Całe moje życie kręci się wokół wagi i moich kompleksów, chciałabym to zmienić i zacząć cieszyć się z życia i wyciskać z niego ile się da.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37358
Komentarzy: 206
Założony: 31 marca 2008
Ostatni wpis: 21 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
babajaga82

kobieta, 42 lat, Kraków

171 cm, 99.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 lutego 2010 , Komentarze (2)

Wczorajszy dzień mogę zaliczyc do udanych. Zjadłam jajeczka i sałate z mięsem, wypiłam dużą ilośc wody, waga rano wskazała 90,9.

Dzisiejszy dzień rozpoczęłam od białej kawki, żeby zagłuszyc burczenie w brzuchu, potem na wczesny lunchyk jogurt z szynką i niestety popołudniu wylądowałam z kontrahentami na obiedzie, na całe szczęście mieli grillowanego kurczaka z sałatą, pomidorem i karczochami - bez sosu. Całośc poprawiłam pyszną capuccino, ani dobrze, ani bardzo zle. Teraz siedzę w domku, w piekarniku ziemniaczki z przyprawami dla mojego chłopa a ja modlę się, żebym sie im oparła.

Do walentynek muszę chociaż poczuc się odrorbinę lepiej, bo niestety na lepszy wygląd nie ma za bardzo szans - za mało czasu, żeby zrzucic sadło. Może chociaz ta myśl pozwoli mi się trochę opamietac, jak będę chciała sięgnąc po coś z serii zakazanej.

Jeżeli wytrwam dzisiaj pochwalę się rano, jeśli nie to też powiem, żebyście mi nawrzucały :-)

1 lutego 2010 , Komentarze (2)

No trudno, styczeń pomimo świetnego początku nie zakończył się spadkiem mojej wagi. Tak naprawdę waga pokazała dziś 91,5. Oczywiście, że to tylko i wyłącznie moja wina i mojego sposobu na stres i wszystkie inne problemy. Pozostaje mi tylko wierzyć, że luty okaże się dla mnie bardziej łaskawy...

 

29 stycznia 2010 , Komentarze (3)

Dlaczego facetom wydaje się, że jak powiedzą swojej kobiecie, że wygląda strasznie to ona od razu pożegna się z jedzeniem i zamknie na pół dnia w siłowni? Może niektóre kobiety tak robią, ale ja na pewno do nich nie należę. Sama sobie zdaję sprawę, że jest zle, nawet bardzo zle, chcę wziąć się za siebie od nowa, ale jak tylko słyszę z jego ust jakiś komentarz na temat mojej wagi to od razu włącza się u mnie mechanizm obronny i wykrzykuje mu, że jeśli mu się nie podoba to niech sobie idzie w cholere i oświadczam ,że nie mam zamiaru schudnąć ani grama.

Oczywiście, że mam, ale to ma być moja decyzja, bo inaczej na pewno mi się nie uda, to chyba jak z każdym innym nałogiem, jeśli samemu się nie chce i nie dojrzeje do tej decyzji to nikt inny nie jest w stanie Cię do tego zmusić. Ja dojrzewam, co tydzien dojrzewam, ale brak mi silnej woli.

Kiedyś nie mogłam uwierzyć, że istnieją faceci, którzy stawiają ultimatum dziewczynom i co gorsze żonom, że jeśli nie schudną oni odejdą, a teraz sama zaczynam powoli tego doświadczać. Tzn na razie tylko wkółko słyszę, że muszę schudnąc, ale dla mnie to i tak już jest gruba przesada. Widziały gały co brały, nie podoba się to do widzenia, tyle, że ja mam ten komfort bo nie mam ani obrączki na palcu, ani dzieci ani żadnych innych wspólnych zobowiązań, ale nie chciałabym nigdy doczekać chwili, kiedy mój mąż powiedziałaby, że albo chudnę albo odchodzi. Nigdy. Facet ma mnie kochać taką jaką jestem...ale wiem, że w życiu wygląda to zupełnie inaczej...

Dzisiaj czeka mnie imprezka, świetny klub, nowi ludzie, ale z moim samopoczuciem jestem sobie w stanie zepsuć nawet najlepszą zabawę. Będę się czuła gruba i brzydka, nie ruszę się z miejsca, żeby nikt nie widział moich kilogramów...oczywiście, że będą widzieć a ja zmarnuję sznasę, żeby potańczyć, ale tak już mam.

Dobra zrobię się na bóstwo, tłuste bóstwo, ale dobre i to i będę się cieszyć piątkowym wieczorem :-)

28 stycznia 2010 , Skomentuj

Trochę się nie odzywałam, ale nie ma się czym chwalić.

Po kolei ... po dwóch tygodniach euforii, motywacji, diety ćwiczeń, lepszego samopoczucia i delikatnego spadku wagi znowu dałam ciała. Od zeszłego czwartku jem i jem. Oczywiście przytyłam, ale paska nie zmienię, żebym wiedziała co straciłam. Trudno, całe życie tak mam; najpierw ciężka praca, ostra dieta, ćwiczenia a kiedy pojawia się światełko w tunelu ja wszystko zaprzepaszczam w pare dni. Jestem beznadziejna. I od dziś zowu muszę zaczynać od nowa wrrrrrrrrrrr nie cierpię się za to.

Na całkowite dobicie od trzech dni słyszę kąśliwe uwagi swojego faceta na temat mojego rosnącego brzucha........kolejne wrrrrrrrrrrrrrrrrrr.

Tia teraz możecie na mnie krzyczeć bo wiem, że na to zasłużyłam. Trudno znowu muszę walczyć o 8 na przodzie...

19 stycznia 2010 , Skomentuj

Jakoś nie mam weny na dzisiaj już do pracy. O 15 mam spotkanie służbowe więc do tego czasu postanowiłam trochę się poobijać. Zjadłam jogurt z musli, dosyć kcaloryczne ale nie będę popadać w skrajności z tym odchudzaniem, i teraz już nie wiem czy to dziwne uczucie w żołądku to z przejedzenia czy z ochoty na więcej :-)

Dlaczego to odchudzanie wymaga tyle czasu, tak cudownie byłoby po tygodniu odchudzania stać się zgrabną laseczką... tzn tak przypuszczam, bo nigdy zgrabną laseczką nie byłam, więc nie wiem jaki to uczucie :-)

Ale niestety nie ma tak dobrze i każdego dnia trza się na nowo motywować, żeby chociaż 1 dkg zgubić.

Jak już wcześniej pisałam u mnie to niestety recydywa, tzn dieta - jojo, dieta - jojo i tak wkółko, dlatego teraz bardzo ciężko mi cosik schudnąć. Czasami zastanawiam się nad oddaniem się w ręce specjalisty, żeby mi jakąś zgrabną dietkę wymyślili, która zagwarantuje efekt, tyle, że boję się, że nic z tego nie będzie, bo o regularności posiłków to mój organizm nie słyszał a 5 posiłków dziennie wydaje mi się nierealne.

19 stycznia 2010 , Komentarze (2)

Tak jak przewidywałam w niedzielę odbył się rodzinny obiad, a ja oczywiście się mu nie oparłam. Zjadłam dużo, za dużo i nie da się tego ukryć, co zresztą pokazała mi w poniedziałek rano waga i wskazała 0,5 kg więcej.

Na szczęście potraktowałam to jako wypadek przy pracy i w poniedziałek wróciłam na dobrą i jedynie słuszną drogę. Wczorajsza kcalorycznośc posiłków to 900 kcal. Dzisiaj waga wróciłam do normy a ja mam zamiar walczyć dalej.

Wczoraj również zaopatrzyłam się w jakąś super hiper max spalającą herbatkę i mam zamiar popijać ją codziennie w pracy, bo niestety w moim przypadku recydiwisty odchudzanie już nie jest takie proste i muszę podpierać się wynalazkami.

Plan na dziś:

- kawa z mlekiem (dużo mleka i słodzik - od takiej jestem uzależniona, bo to moja jedyna słodka przyjemność)

- super hiper max herbatka :-)

- jogurt z musli

- po pracy albo sałatka brokułowa (gotowane brokuły, jajko na twardo i sos czosnkowy na bazie jogurtu bałkańskiego - przepis na sałatkę rewelacja polecam, niestety w oryginalnej wersji występuje jeszcze ser żółty, który ja muszę pominąć...a sałatka jest boska na zimno i na gorąco) lub zwykły omlet smażony bez tłuszczu - nad tym jeszcze pomyślę

Mam nadzieję, że żadne dzisiejsze spotkania służbowe nie skończą się jakimś grzeszeniem ... oczywiście mówię o jedzeniu hihi :-)

Myślimy dziewczynki oczywiście pozytywnie i z każdym dniem jesteśmy coraz bardziej boskie !

17 stycznia 2010 , Komentarze (5)

Waga stoi piąty dzień!

Jak ja mam trwac przy swoim postanowieniu skoro moja waga za wszelką cenę próbuje mnie do tego zniechęcic...

Od prawie dwóch tygodni moja dzienna dawka kcalorii to ok. 800 kcal - baa naprawdę zdrowe kcalorie, cwicze minimum godzinę dziennie, wieczorem rytuał z balsamem i lekki masażyk cellulitu. I ani grama mniej od 5 dni. Jesli to dłużej potrwa to znając siebie siegnę na pocieszenie po czekoladę ! Więc błagam Was użyjcie swojego doświadczenia i siły perswazji i powiedzcie mi co mam zrobic, zeby ta cholerna waga drgnęła...oczywiście w dół :-)

15 stycznia 2010 , Komentarze (1)

Znowu nic, wczorajsze menu: 20 złotych talarków krakowskich, dwie kawy z mlekiem i słodzikiem, puszka tuńczyka w sosie własnym, 2 litry wody, godzina fitnesu, efekt - BRAK EFEKTU

Waga stoi jak zaklęta, no i jak tu człowiek może nie stracić motywacji. Oczywiście już dzisiaj mam ochotę zjeść cos normalnego bo tak czy owak nie ma rezultatów.

No dobrze dobrze, nie zrobię tego. Przetrzymam ten cholerny zastój, ale wcale mi to nie pomaga i motywuje. Ogólnie jestem zła, bardzo zła :-(

14 stycznia 2010 , Skomentuj

Już wiem, że po wczorajszej euforii przyszedł czas stagnacji. Wczoraj tryskałam energią i optymizmem dzisiaj pogryzłabym wszystkich. Dostałam @ to raz, mam kryzys dietowy, już zgrzeszyłam krakersami a mam ochotę na więcej grzechów, waga stoi w miejscu i coś czuję, że istnieje ryzyko tendencji wzrostowej...generalnie nastrój fatalny.

W pracy wypiłam dwie duuże kawy ze słodzikiem i duża ilością mleka kondensowanego oraz pochłonęłam talarki krakowskie. To pierwszy mój grzech od soboty (nie licząc alkoholu), ale boję się, że pociągnie za sobą kolejne. Jak na razie zrezygnowałam z zaplanowanej na lunch ryby bo talarki niestety wyczerpały z nawiązką limit kcalori. Na wieczór planuję brokuły z czosnkiem i mięsem, a co z tego wyjdzie napiszę Wam jutro.

W niedzielę niestety czeka mnie rodzinny obiad i to w dodatku w restauracji, z pewnością nie skończy się na sałatce, dlatego nie przewiduję żadnych wybryków jedzeniowych do tego czasu, koniec kropka.

Aaaaaaj oby to nie był dłuższy kryzys...

13 stycznia 2010 , Skomentuj

Wreszcie, po tylu miesiącach na moje wadze pokazała się ósemeczka z przodu ! Co prawda za nią 9,99 nadprogramowych kilogramów, ale i tak od rana jestem cała w skowronkach. Od kąd dzięki niezawodnemu efektowi jojo przytyłam zrzucone kilogramy, przez kilkanaście miesięcy nie mogłam zejść poniżej 90 kg.

Od razu wszystko dzisiaj wydaje mi się piękniejsze, nawet ja sama :-)

Ta ósemeczka dodała mi motywacji i wytrwałości...mam nadzieję, że na dłuuugi czas. Jeszcze 5 kg i mam nadzieję, że zacznę mieścić się w stare ciuchy, które kurzą się w szafie. A potem to już z górki do 65 heheheheh. Taki żarcik ;-)

Dalej klapa z ćwiczeniami, ale za to dietka całkiem niezle, dzisiaj serek z jajkiem w pracy a wieczorkiem jogurt z owocami...oby!

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.