Tak tak, z jednej strony wytęskniony, wyczekany, upragniony bo ostatni dzień przed weekendem i już jutro będe mogła rano wskoczyć na kanapę z pyszną kawką i oglądać DTVN (co prawda potem sprzątanie i zakupy - ale kiedyś trzeba to robić), a z drugiej strony zagrożenie dla mojej diety i już dzisiaj to odczułam.
Po kolei - wczoraj wieczorem wyżarto mi szynkę z lodówki więc zamiast sałaty z szynką i jajkiem był kurczak i jajko, popiłam to drinkiem - nie wiem co się dzieje bo ja zawsze wolałam wino od wódki a teraz drineczek z sokiem z porzeczki to jest to, a ponieważ mam ogromne problemy z panem wc to zaserwowałam sobie jeszcze na wieczór ziółka. Niestety rano poza bolącym brzuchem nie miałam żadnych innych efektów, co mnie wkurzyło okropnie. Waga 88,2 kg co też nie było dla mnie miłe bo miałam nadzieję na 88,00 maksymalnie. I co zrobiłam głupia? Weszłam do pracy i rzuciłam się na wczorajszą bułkę z ziarnami!
Zjadłam z niej dwie kromki - całe szczęście, że tylko tyle a nie wsunęłam całej, popiłam kawą z mlekiem i teraz mam ogromniaste wyrzuty sumienia !
Za nic nie mogę popłynąć w ten weekend, jeżeli to zrobię to znowu od poniedziałku wystartuję z wagą 90 kg albo więcej a już zaczynam widzieć sens. Wiem, że jeszcze 3,4 kg i zacznę lepiej się czuć. Ok wizualnie będzie niewiele lepiej, ale przynajmniej zacznę się mieścić w stare ciuchy. Zresztą poczuję się lepiej sama ze sobą, wiem o tym.
Dzisiejsze menu ... po tej cholernej bułce to już sama nie wiem, miał być w pracy jogurt z owocem a popołudniu serek z jajkiem, ale a) ta cholerna bułka ! b) wieczór ze znajomymi więc alkohol znowu niestety będzie, a boję się, że i jedzenie :-(
Zobaczymy...trzymajcie kciuki laseczki :-)