To nie sen.......
Ostatnio miewam tak intensywne i burzliwe sny, że dziś wstałam z wrażeniem, że być może wydarzenia ostatnich dni były koszmarnym snem.
Pomacałam się pod pachą i niestety , to dzieje się naprawde.......:((
Jednocześnie pomyślałam sobie, że gdyby teraz ktoś powiedziałby mi , że zostało mi niewiele życia i w tym krótkim okresie mogę zrobić coś , o czym marzę, co chciałabym jeszcze w życiu zobaczyć, osiągnąć , zmienić, to ja nie mam takich planów. Moje życie jest życiem właściwym i nie mam żadnego żalu, poczucia straty czy nie spełnienia. Wszystko mam i niczego mi nie brakuje.Nawet z tym cholernym raczydłem jestem już pogodzona .
A z prozy życia??? Wyskakuje z łóżka i pędze do Tesco po zakupy. Patryk ma w środe urodziny, a my nie kupiliśmy mu jeszcze żadnego prezentu. Na weekend wybiera sie do nas moja teściowa , więc też musze sie przygotować na wizytację :)))
Dobrze mieć wyznaczone cele. Nawet takie proste i banalne :))
Poniedziałkowe buziaki!
Leniwa niedziela.......
Długo leżeliśmy w łóżkach, bo dziś telewizyjna jedynka zafundowała nam "Gdzie jest Nemo?". Uwielbiam tę bajke :)) Uśmiałam się do łez :))
Wczorajszy wpis był troche taki przekorny. Jak zwykle mogłam liczyć na niebanalne i przemyślane komentarze. Miałam wielkie szczęście, że trafiłam na vitalie i na tak madre i dojrzałe zyciowo kobiety. Naprawde to niesamowite, jaką wykazujecie się empatią.
I niech nie zabrzmi to jak jakaś kokieteria, ale ja aż tak nie potrafię współodczuwać.Szczególnie jeżeli chodzi o osoby zupełnie niewidoczne i nieznane.
Na dzień dzisiejszy nie boję sie swojej choroby i opisane wczoraj dylemty przeżywałam na początku swej walki, wtedy, kiedy musiałam przyjąć do wiadomości i pogodzić się z realiami.
Podobno nie jestem oryginalna w swycha odczuciach, a takie pytanie zadaje sobie wiekszość ludzi, ktorych spotyka podobne zdarzenie.Czy jest to dla mnie pocieszeniem ?? Tak.
Pocieszajace i podtrzymujace mnie na duchu są równiez wszelkie historie osób, które maja już te trudną drogę za sobą.
W weekendowej Gazecie Lubuskiej jest kilka podobnych historii. Październik jest miesiącem walki z nowotworem piersi. Podobno lubuszanki są na pierwszym miejscu w rankingu jeżeli chodzi o ilość wykonywanych mammografii.
A poza tym to cóż, niedziela, piękne słońce, a Darek wypucował kuchnie i zaraz zmyka na wykłady. Pora wymyślić dzieciom jakieś konkretne zajęcie. Ależ mi sie nic nie che.................
Sobota.....
Darus od rana dokształca się, a maluchy póki co, zgodnie bawią się w swoim pokoju.
Po wczorajszym powerze i imprezce , dziś mam zamiar zwolnić. Kłebia mi sie różne pomysły na roboty domowe, ale na razie poleżę sobie.:))
Moja lewa reka jest dziś o wiele sprawniejsza , a blizna po amputacji zupełnie jasna. Koleżanka , ktora u mnie wczoraj gościła zwróciła mi uwagę na bardzo wazną rzecz- nie warto zastanawiać sie nad tym co mnie czeka w najbliższej przyszłosci, bo czy tego chce czy nie to i tak to nastąpi.
Trochę się zamotałam, ale chodzi o to, że jak sie obecnie się dobrze czuje, to powinnam skupić się na czerpaniu radości z zycia., a nie martwieniu sie jakie skutki spowoduje np. chemioterapia.
A wiecie co mnie przeraża i powoduje największe lęki?? Np. takie stwierdzenia, że Bóg mnie tak doświadcza, abym wreszcie w niego uwierzyła, albo że takie jest moje przeznaczenie, że taki los jest mi gdzieś pisany lub nic sie nie dzieje bez przyczyny.
A dlaczego tak się stało? Być może powinnam zwolnić, być może powinnam sie sobą zopiekowac, być może powinnam się badać, być może powinnam pójśc do kościoła, być może zrobić coś dobrego na rzecz amazonek?? A być może jakis członek mojej rodziny powinen wyciągnąc wnioski z mojego zachorowania?? A może to Wy powinnyście sie nad sobą zastanowić???
Dużo jest we mnie pokory wobec mojej choroby, ale przeraża mnie myśl, że ktos juz zadecydował o moim losie i ja na nic już nie mam wpływu.
Każdy człowiek w obliczu różnych zdarzeń wytwarza w swojej psychice mechanizmy obronne, a ja jako osoba racjonalnie myśląca wolę wierzyć, że choroba moja jest splotem różnych genetycznych czy chemicznych uwarunkowan w moim organziźmie.Jeżeli natomiast Bóg tak mnie doświadcza, to powinien przecież wiedzieć , że przekorna ze mnie osoba.Nie tędy droga Panie Boże.
Co za dzień........
Dzien dziś mi mija w szybkim tempie .Zaczne może najpierw od odowiedzi .Po pierwsze nic mnie nie boli i czuje sie bardzo dobrze. Dzis byłam u chirurga, ktory zabrał mi nożyczki spod pachy, a dren dociał i założyl opatunek.
Niech sobie jeszcze chłonka spływa.
Po drugie , wczoraj moja przyjaciółka powiedziała, że schudłam , więc weszłam dzisiaj na wage i faktycznie - 69,500 kg.
Jakos tego nie odczuwam, bo jem, dogadzam sobie i nawet mi do głowy nie przyszło żeby sie w tych okolicznściach odchudzać. Do tego wystaje mi nad spodniami flakowaty brzuch , wiec byłam przekonana,że waże sporo.
Po trzecie , źle sie wysłowiłam jeżeli chodzi o Patryka, bo nie obiecujemy mu kar, których później nie wykonujemy, lecz przypominamy o panujących w domu zasadach i ewentualnych konsekwencjach takich zachowań. Dziecko przyjmuje do wiadomosci, obiecuje poprawe i widać, że się stara , a że z czasem znów nie wychodzi .......... :)))
Nio..............
Dziś mam sporo zajeć , bo obiecałam Agacie zrobić tort na imprezke urodzinowa, ktora ona dziś organizuje. Zrobiłam też kurczaka w galarecie i gotuję zupę grzybową , bo tata wczoraj nazbierał grzybków.
Zwykle takie czynnosci nie stanowia dla mnie problemu, ale musze przyznać, że na te chwilke jestem zmęczona.
Byłam dziś też na drobnych zakupach, takich jednorękowych, bo przeca lewa ręka jest jeszcze nieuzyteczna. Pogoda jest piękna, więc wyrzuciła mnie koleżanka z samochodu w środku mego osiedla i przespacerowałam sie do domciu.
I nie krzyczcie na mnie, że za wcześnie, bo przecież znacie mnie nie od dziś i wiecie, że uwieziona w chacie nie jestem zbyt szczęsliwa.
Jola, jak bedzie mi bardzo źle, to nie omieszkam wyżalić i pomarudzić na vitalii. Bo gdzie i komu miałabym marudzić ??
Póki co zmykam doprawić zupke , a wieczorkiem kładziemy maluchy spac i idziemy do Agaty na imprezke.
Może małego drineczka nawet pociągnę ??
Z pamiętnika młodej (hehehe) amazonki :))
Nie lubie nie mieć planów na nowy dzień. To znaczy mam w planie siedzieć w domu i wykonać kilka czynności, ale to nie powoduje takiej mobilizacji, jak wyjscie na zewnąrz .
Bożenko, dzis nie narażę sie na infekcje, no chyba, że przyniesie mi zarazę swoich dzieci moja przyjaciółka, która zapowiedziała sie na kawkę.:))
Za oknem znów pięknie świeci słońce, więc otworzę na ościez balkon i bede łykać powietrze pełną , aczkolwiek uszczerbioną piersią :))
Cóż jeszcze?? Biedny Daruś ma kupę roboty z powodu ułomności swej żonki, ale na razie spisuje się dzielnie .Nie zapomina nawet o zapewnieniu mnie o mej atrakcyjnosci, a ja nie watpie, że moją powierzchowna niedoskonałość traktuje równie obojętnie jak ja :))
Ze zrozumiałych względów nasze relacje są teraz odmienne i skoro zaczynam już o tym mysleć to znaczy, że pora zadbać o jego męskie ego :)))))
Nie chce mi sie jak nie wiem co. Jestem teraz bardzo na sobie skoncentrowana i wiem, że nie jest to dziwne, ale w trosce o naszą (póki co) niełatwą przyszłosc muszę , muszę, muszę........
Kurde, a czas tak szybko umyka. Wczoraj wspólnie z maluchami robilismy stroje na bal jesieni. Było więc wycinanie i malowanie jesiennych liści, korony, korale z kasztanów i szarobure stroje .Czas do wieczora minął tak intensywnie, że po kąpieli, smarowaniu, masażu ręki przez tatusia,przymocowaniu nozyczek pod pachą , mamusia padła , jak kawka zanim dobrze powiedziała dobranoc :))
Dzieci też nie mają łatwo w tych okolicznościach.Na razie przetrzymujemy je do 16:00 w przedszkolu, skąd odbiera je Bartek, a że chodzą spać po dobranocce to niewiele zostaje nam czasu na pobycie razem. Tata musi ogarnąć chate , zrobić zakupy, przygotować kąpiel i kolacje ,a mama jakaś taka .........egocentryczna.
Na razie nieoceniona jest pomoc i wsparcie Agaty, ale nietety córuś jedzie juz w niedziele do Warszawy :(((
Zreszta od tego weekendu zaczyna sie juz pierwszy zjazd na studiach Darka.Matko !!Będzie się działo !!
Pani w przedszkolu dośc często skarży się na zachowanie Patryka, że bije, że zabiera zabawki, że nie słucha. W domu też widzę, że synek potrzebuje wiecej uwagi, bo dokucza Oliwii i złym zachowaniem zwraca na siebie uwage.
Przykro mi, ale póki co przyjęlismy taką zasade, że zrzędzimy i rozmawiamy z nim, zapowiadamy kary, ale ich nie stosujemy. Pani w przedszkolu niech sobie sama radzi z problemami i stosuje pedagogiczne sztuczki. My pomyślimy o tym jutro.
Jednoznacznie stwierdzam, że z nożyczkami pod pachą śpi sie zdecydowanie lepiej niż z dyndającą na drenie buteleczką :))
24.09.2008r.
23 urodziny Agaty.
Przyjechało najstarsze dziecie pożyczonym od chłopa samochodem w dniu swych urodzin i woziło swą ułomna matkę po lekarzach :)))
Przynamjmniej miałam po co wstac z łóżka , co też uczyniłam ochoczo, w przeciewiństwie do dwóch ostatnich dni, gdzie amplituda dobrego nastroju powoli malała.
Byłam u ginekologa, który oznajmił, że mam 3 stopień cytologii i natychmiast kieruje mne do szpitala na pobranie wycinkow. O nie ! Tego juz za wiele! Kto pobiera cytologię w czasie ostrej infekcji podwozia???
Za tydzień jade do Szczecina na komisję onkologiczną i tam poproszę o zajęcie stanowiska. Martwie się, ale odpieram złe myśli. A sio.
Byłam też zdjąć dren,ale mój zaprzyjaźniony lekarz odciął mi buteleczke i zacisnął cązkami kabelek hehhehehe. Powiedział,że jak obrzekne, to mam sobie stzrykawaka odbarczyc chłonkę hihihi. Teraz chodzę z metalowymi nozyczkami pod pachą hihihi.
Byłam też u rodzinnego po skierowanie na rehabilitacje . Ręka mi drętwieje i boli, a wyczytałam w mądrych pismach,że będe musiała o nią juz dbać do końca życia.
Gdzie jeszcze byłam?? W pracy. Oddałam L-4 i dowiedziałam się, ze za miesiac moge dostać wezwanie na komisję lekarska. Tja........
Dzwoniłam tez do gorzowskich amazonek. Mysle, że bede musiała sie udać do ich siedziby, bo mam lekki chaos w głowie, a doświadczone kobiety pomogą mi to wszystko sobie poukładać i usystematyzować.
Teraz robie obiad, alem zmęczona i poleguję , jak skóra z diabła.:))
Piękne słońce dziś na dworze :))) Aż żyć się chce :))
23.09.2008r.
Tak jak obiecałam tak robię- nie marudzę na forum .Tu zrobię sobie wypłakiwalnie .
Dostałam drugie wezwanie od położnej na cytologie w przychodni, do której zgłosiłam sie trzy tygodnie temu ze swoim guzkiem.
Zadzwoniłam dzisiaj do niej, z informacja, że jak tylko wydobrzeję, to natychmiast zgłosze sie,ale ta zasiała juz ziarno niepokoju w mojej głowie, że jakiś wynik wyszedł niedobry i mam natychmiast wykonać cytologię.
Zanim wyleczę sie z podstawowej choroby, to zemrę na jakiś zawał, albo popadnę w stan depresyjny, a psychiatra długo bedzie sprzątał w mojej głowie.
Nie bede jednak czekac i jutro doczłapię sie by dowiedzieć się czego tam ginekolog się u mnie znów dopatrzył ??
Dziś już jestem ubrana i czekam na koleżankę, która ma mnie zawieźć do fotografa.Produkuja nam w pracy nowe, unijne legitymacje, więc i zdjęcie musi spełniać unijne normy hehehehe.
I dobrze, przynajmniej miałam powód żeby podnieśc swoje dupsko z łóżka i umalować mordkę :))
22.09.2008r.
Czasem płaczę Monika. Ostatnio wylałam masę łez kiedy powiadamiałam członków rodziny i przyjaciół o swoim stanie i kiedy w szpitalu psycholog przyniosła mi książeczkę dla dzieci pt. "Moja mama ma raka".
Ckliwa aczkolwiek rzeczowa bajka dla dzieci objasniajaca maluchom co sie dzieje z ich mamusia , co sie jeszcze może wydarzyć i jak należy sie w takich sytuacjach zachować.
Nie kupie moim dzieciom. Ja potrafie sama o tym opowiadać.
Nad swoim losem sie nie użalam i nie chce mi sie z tego powodu płakać.Wrecz przeciwnie, w środku czuje sie bojowo nastawiona, ukierunkowana i pogodzona.
Wczoraj wieczorem w obecnosci Bartka zaczełam głosno zastanawiać się czy pokazywanie blizny po mastektomii jest równoznaczne z pokazaniem piersi, czy, gdybym pokazała koledze w pracy bliznę, to byłoby równoznaczne z obnażeniem piersi?
Moi chłopcy byli poczatkowo zażenowani pytaniem, ale później wszczęła sie ciekawa dyskusja :))Było nawet zabawnie :))
A co Wy na to ???
Przypomniało mi sie, jak swego czasu moja mama miała na Unwersytecie III Wieku wystawę fotografii. Na zdjęciach były nagie od pasa w góre Amazonki . Mama lekko zniesmaczona zadawała sobie pytanie po co i dlaczego te kobiety tak się obnażaja?? Powiedziała, że było to nieładne , wręcz obrzydliwe. Znam moja mamę i wiem, ile w niej różnych zahamowań, wiem ,że jej punkt widzenia zmienia sie w zależności od okoliczności.
Wróciłam kilka dni temu do tego tematu w rozmowie z nią. Powiedziałam , że Amazonki potrzebuja pewnie akceptacji, ale z mojego punktu widzenia , jest to przede wszystkim ich krzyk - badajcie się, idźcie na mammografię !
Hmmmm, czy gdybym widziała wystawe to pobiegłabym po niej na badania??
Codziennie na drogach ginie tyle ludzi w wypadkach. Oglądamy to w codziennych wiadomościach. Czy są ludzie, którzy wyciągają wnioski, robią coś , aby to zmienić, naprawiaja coś w sobie ??
Dziewczyny sio na mammografie!! :)))
Niedziela.....
Niektóre Wasze komentarze i wiadomości wprawiaja mnie w zakłopotanie.........., bo przecież moje wpisy to skoncentrowany obraz stanu mego wnętrza, a ten z kolei niewiele ma wspólnego z tym , co sie w moim codziennym życiu dzieje.:))
Żyje ja sobie swoim leniwym tiktak, obserwuje swych kochanych współmieszkańców, orzeszek cos tam pod kopułka generuje, a później okazuje się, że ja jaks święta męczennica Joanna D'arc jestem :)))
Dziś wstałam z łóżka , wypchałam sobie biustonosz bandażem elastycznym i mam zamiar aktywnie spędzić ten dzień . Rana po operacji w ogóle mnie nie boli, rzec można,że goi sie na mnie jak na psie .Troche przeszkadza mi wystajacy spod pachy dren z buteleczka na chłonkę, ale Daruś przyczepił mi go breloczkiem do szlufki w spodniach i jest git :)
Dokucza mi tez ból kręgosłupa, bo jednak chronie podświadomie lewą strone , więc moja postawa jest lekko przekrzywiona.Musze dowiedziec sie od jakiegoś fachowca jakie powinnam wykonywać ćwiczenia żeby troche wzmocnić kręgosłup.
A ręke lewą ćwiczę.Poważnie potraktowałam przestrogi i macham łapką na wszystkie strony .:))
I co? Myślicie, że sie nie boję najbliższej przyszłości?? Pewnie, że się boje. Boję się, że jednak chemia mnie nie ominie, boje sie,że stracę kondycję, że posiwieje, wyłysieje, przedwcześnie sie postarzeje i takie tam.........
Ale jak tylko zaczynam o tym myśleć, to zaraz zaczynam o tym mówic, jak o tym mówię, to oczyszczam sie z tych obaw i znów zaczynam cieszyć sie tym co mam dzisiaj , i tak w kółko.........
Jeszcze Wam nie pisałam ,że po konsultacji ginekologicznej , dostałam propozycje przemyślenia profilaktycznego usuniecia jajników i macicy. Tak w razie czego :)))
Znam takie kobiety co z lęku przed nowotworem , czy duzym , genetycznym uwarunkowniem , po prostu to uczyniły, ale.............ale ja w życiu nawet nie miałam nadżerki!!!
Fakt, że nie znaleziono u mnie żadnych logicznych, ani medycznych uwarunkowań do utworzenia sie raka, więc co?.........usunąc płuca, żołądek, trzustkę, nerki czy nie wiem co??????
Jesli tak miałabym sie wszystkiego teraz bać, to lepiej kłaść się już na piachu i przyzwyczajać...........:))))
A wiecie jak skaczą świerszczyki ??? Koło mnie dwa takie śmieszne włsnie skacza :)) Idziemy robić serniczek na zimno. Na razie papapapa.
Uaktualniam .
Masa myśli i słow do przekazania.................i zderzenie z rzeczywistością.
Po adrenalince związanej z operacja, rozłąką z bliskimi, pogodzeniu się z utrata ważnego kawałka siebie, powolutku docierają do mnie pewne fakty.
Będzie trudno .
Oliwia jąka się i popuszcza w majtki przed snem, Patryk boi się do mnie zblizyć . Mała mnie obtula , dotyka, co chwile zaglada pod bluzke , w kółko zadaje te same pytania. Mały boi sie, że zada mi ból. Oboje są nieznośni i usiłuja zwrócic na siebie moja uwagę.
Wczoraj wieczorem Agata jeżdziła po aptekach i miała problemy z wykupieniem leku, który mam sobie co wieczór wstrzykiwać w brzuch.Patryk zaniepokojony wypytywał co się z mamą stanie, jak ostatecznie nie uda sie Agacie znaleźc tego leku.
Pewnie się boja ,że im bardziej zachoruje i mnie stracą.
Darusiowi jest ciężko, bo musi nad wszystkim panować.
Bartek zachowuje się, jakby sie nic nie wydarzyło.To tez trochę niepokojące.
Zaczynam odczuwać pierwsze skutki zmiany środka cięzkosci. Od chodzenia i napinania barku boli mnie łopatka i odcinek lędźwiowy kręgosłupa.
Do czaszki docierają też do mnie fakty, że muszę w najblizszym czasie powściągnąc swoją energie , dbać o siebie i oszczędzać sie.
A wiecie juz przecież, że ja wszystko umiem lepiej, że ja wszystko musze sama.........
Utrata piersi, operacja i dolegliwości z tym związane to pryszcz naprzeciwko tego, że przez najbliższy okres musze pogodzić się z faktem, że jestem inwalidką.
Ech, wszelkie stany swojej świadomości bede odzwierciedlała w swoich wpisach. Oj bedzie sie działo .Bądźcie gotowe :))
PS.Maluchy bawią sie w swoim pokoju, Daruś sprząta kuchnię, ja leże w łóżku,a obok mnie Bartek :))) Dziwny jest ten świat :)))