Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Leniwa niedziela.......
28 września 2008
Długo leżeliśmy w łóżkach, bo dziś telewizyjna jedynka zafundowała nam "Gdzie jest Nemo?". Uwielbiam tę bajke :)) Uśmiałam się do łez :))
Wczorajszy wpis był troche taki przekorny. Jak zwykle mogłam liczyć na niebanalne i przemyślane komentarze. Miałam wielkie szczęście, że trafiłam na vitalie i na tak madre i dojrzałe zyciowo kobiety. Naprawde to niesamowite, jaką wykazujecie się empatią.
I niech nie zabrzmi to jak jakaś kokieteria, ale ja aż tak nie potrafię współodczuwać.Szczególnie jeżeli chodzi o osoby zupełnie niewidoczne i nieznane.
Na dzień dzisiejszy nie boję sie swojej choroby i opisane wczoraj dylemty przeżywałam na początku swej walki, wtedy, kiedy musiałam przyjąć do wiadomości i pogodzić się z realiami.
Podobno nie jestem oryginalna w swycha odczuciach, a takie pytanie zadaje sobie wiekszość ludzi, ktorych spotyka podobne zdarzenie.Czy jest to dla mnie pocieszeniem ?? Tak.
Pocieszajace i podtrzymujace mnie na duchu są równiez wszelkie historie osób, które maja już te trudną drogę za sobą.
W weekendowej Gazecie Lubuskiej jest kilka podobnych historii. Październik jest miesiącem walki z nowotworem piersi. Podobno lubuszanki są na pierwszym miejscu w rankingu jeżeli chodzi o ilość wykonywanych mammografii.
A poza tym to cóż, niedziela, piękne słońce, a Darek wypucował kuchnie i zaraz zmyka na wykłady. Pora wymyślić dzieciom jakieś konkretne zajęcie. Ależ mi sie nic nie che.................
otulona
28 września 2008, 23:45jak Twój Daruś:) Tyle tylko, że nic nie pucowałam:) A względem poprzedniego wpisu, to Bóg to Ty, a nie budynek i chłop w szmacie do ziemi...Na wszystko możemy mieć wpływ, pod warunkiem, że coś robimy. Jeśli nic nie robimy, to też w pewien sposób wyznaczamy kierunek naszemu życiu:) Ja słyszałam, że człowiek ma takie problemy, jakie może unieść, a moja Babcia zawsze mi mówiła: "kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje.."- a ja nigdy nie mogłam tego pojąć! Jak to?! Z miłości zsyła cierpienie?! A teraz wreszcie zrozumiałam! Jak cierpimy, to zaczynamy myśleć, walczyć, rozwijamy się i hartujemy jak stal w ogniu... Możemy też się poddać, ale wtedy to wszystko jedno. A jak się już wydobędziemy, to nie ma na nas mocnych! Zdrowie! Dziś kończę pyszne winko...Za Twoje też popijam:) Uściski.
pohlam
28 września 2008, 16:26no właśnie taki piękny weekend a ja caluteńki muszę spędzić w pracy.Pozdrowionka!
ewikab
28 września 2008, 15:22że osoby przeżywajace podobną sytuację życiową czuja i myślą podobnie. Zarówno, gdy jest to choroba, jak i inne "wypadki losowe", np. rozwód, śmierć, narodziny. Zadziwiające,że zadajemy te same pytania, mamy te same obawy i podobne mysli kłebia się w naszych głowach... ale dobrze, gdy zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy jedyni, którzy muszą tego "czegoś" doświadczyć. Wtedy trochę latwiej...
malgoska1571
28 września 2008, 14:25Kochanie przepraszam ,ze mnie tutaj nie było wcześniej!Dziękuje,ze jesteś,ze moje zyc Twoim zyciem i doswiadczeniem.Obtulam mocno!!!!!!
mikrobik
28 września 2008, 13:56Prawie nie oglądam telewizji i przegapiłam taki kapitalny film.Dopiero przed chwilą zobaczyłam, że przy takim samym wzroście masz wagę do jakiej ja dążę. Miłej i leniwej niedzieli!
gusika
28 września 2008, 13:40Ja sie bardzo ciesze ze sie nigdzie nie wybierasz:)Wiele osob Ci na to nie pozwoli:)"wyzwolona" Mariolka to zalezy z jakiego punktu widzenia, bo z mojego wyzwolenie=zniewolenie=samotnosc w duzym miescie.Trzymie kciuki za Twoje bezbledne poczucie humoru i kolory zycia.
sobotka35
28 września 2008, 12:13i mi się nic dzisiaj nie chce,ale też nic nie muszę,więc niech się samo dzieje:)Przyjemnego leniuchownia-niedzielowania:)
zombieit
28 września 2008, 12:05ładna córka:)