Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Sobota.....
27 września 2008
Darus od rana dokształca się, a maluchy póki co, zgodnie bawią się w swoim pokoju.
Po wczorajszym powerze i imprezce , dziś mam zamiar zwolnić. Kłebia mi sie różne pomysły na roboty domowe, ale na razie poleżę sobie.:))
Moja lewa reka jest dziś o wiele sprawniejsza , a blizna po amputacji zupełnie jasna. Koleżanka , ktora u mnie wczoraj gościła zwróciła mi uwagę na bardzo wazną rzecz- nie warto zastanawiać sie nad tym co mnie czeka w najbliższej przyszłosci, bo czy tego chce czy nie to i tak to nastąpi.
Trochę się zamotałam, ale chodzi o to, że jak sie obecnie się dobrze czuje, to powinnam skupić się na czerpaniu radości z zycia., a nie martwieniu sie jakie skutki spowoduje np. chemioterapia.
A wiecie co mnie przeraża i powoduje największe lęki?? Np. takie stwierdzenia, że Bóg mnie tak doświadcza, abym wreszcie w niego uwierzyła, albo że takie jest moje przeznaczenie, że taki los jest mi gdzieś pisany lub nic sie nie dzieje bez przyczyny.
A dlaczego tak się stało? Być może powinnam zwolnić, być może powinnam sie sobą zopiekowac, być może powinnam się badać, być może powinnam pójśc do kościoła, być może zrobić coś dobrego na rzecz amazonek?? A być może jakis członek mojej rodziny powinen wyciągnąc wnioski z mojego zachorowania?? A może to Wy powinnyście sie nad sobą zastanowić???
Dużo jest we mnie pokory wobec mojej choroby, ale przeraża mnie myśl, że ktos juz zadecydował o moim losie i ja na nic już nie mam wpływu.
Każdy człowiek w obliczu różnych zdarzeń wytwarza w swojej psychice mechanizmy obronne, a ja jako osoba racjonalnie myśląca wolę wierzyć, że choroba moja jest splotem różnych genetycznych czy chemicznych uwarunkowan w moim organziźmie.Jeżeli natomiast Bóg tak mnie doświadcza, to powinien przecież wiedzieć , że przekorna ze mnie osoba.Nie tędy droga Panie Boże.
bezkonserwantow
28 września 2008, 16:59miłego wieczoru niedzielnego:)
gusika
28 września 2008, 11:53rzadko sie odzywam do Ciebie, ale czytam.Tak mysle ze w tym co robisz na codzien, w Twoim zyciu i postepowaniu jest wiele swiatla wlasnie Boskiego. Dajesz ludziom nadzieje i promienie slonca, a to jest kontynuacja Boskiego dziela. Swiadczysz sama soba. Twoja otwartosc sprawia ze czuc moc od Ciebie, i z tym pozostan.
zombieit
28 września 2008, 10:07Tak sobie czytam a i też oglądam główne zdjęcie i nie wyglądasz na 40 lat a na 25 lat:) serio , wage masz w porządku. Pozdrawiam
jbklima
28 września 2008, 09:37dzielna dziewczyno.....masz ogromny wpływ na swoje życie ,najbliższych i może się Tobie wydaje dziwne ale...na te które zaglądają do Twojego pamiętnika... kasztanek na szczęście.. <img src="http://img402.imageshack.us/img402/6333/i576444rv9.jpg" border="0" alt="Image Hosted by ImageShack.us"/>
alinan1
28 września 2008, 06:24tak przeczytałam Twój ostatni wpis i..nie wiem co napisać. W pewnym sensie rozumiem co czujesz. Ale tylko w pewnym sensie. Bo, nie przeżyłam tego co Ty. A uważam, że jak człowiek jakiejś sytuacji sam nie doświadczy, to tak naprawdę nie wie jakby się zachował, co by czuł. Może mu się tylko coś wydawać.A wcale nie musi to być zgodne z prawdą. Ja wierzę w Boga. I ta wiara pomaga mi. Zwłaszcza w trudnych momentach. Oczywiście jest b.b.b.b. dużo spraw na świecie, których nie rozumiem. Zwłaszcza tych złych, tych nieszczęść, dramatów ludzkich. Nie wiem czemu spadają na ludzi. Myślę, że jest to racja, że trudne sytuacje po coś są. Coś nam uświadamiają.Te cytaty u mnie to Paulo Coelho "Życie". Ja też je odbieram osobiście. trzymaj się! I powodzenia Ci bardzo życzę!
roxy1
28 września 2008, 01:13zamierzam sie bardzo dobrze bawić choć nie w Izraelu, tam jade tylko na krótką wycieczkę, docelowo do Sharmu a więc trochę spokojniej, a wiesz z jakim zyczeniem włożę karteczkę w scianę płaczu? domyśl się bo jak to mówią Panu Bogu świeczke a diabłu ogarek, cóż nie zaszkodzi przecież.
Hejho
27 września 2008, 23:10przeczytałam i długo zastanawiałam sie co Ci napisac... Ja wierze w Boga i jego wolę...nie zawsze tak było...dorastałam do tego powoli po śmierci taty mocno wadziłam sie z Bogiem.. Czy teraz rozumiem wszystkie dlaczego? Oczywiście nie... wierze też że mamy wpływ na swoje życie ...gdyby nie to nic nie miałoby sensu I jeszcze jedna refleksja: według mnie Bóg nie doświadcza Cie tak abyś w niego uwierzyła... na ile zdążyłam Cię poznać to o Bogu świadczysz całym swoim zyciem już od dawna... nie wiem dlaczego Cię doświadcza... wierze w Boski plan i wierze tez w siłę ludzkiej modlitwy: modle się za Ciebie i Twoich bliskich
ToJaMajka
27 września 2008, 23:08Jutro dołączę, bo dziś w nocy będę robić za kierowcę. Moje uczulenie z okaprzeszło mi na pól twarzy. Amoj domowy doktor orzekł, że to z braku dezynfekcji.Długo nie czekałam i specyfik się już chłodzi. Całuski
siemka2
27 września 2008, 22:43Wiesz mariolu, kiedyś usłyszałam taką mądrą rzecz: "Czasami trzeba się poddać, żeby wygrać" jak wiesz, mam męża uzależnionego od alkoholu i zawsze jak walczyłam i chciałam wygrać, to przegrywałam. W którymś momencie musiałam się poddać. I stało się . Dziś wygrałam życie. jestem szczęśliwa i nie szarpię się z moim mężem. Może to głupi przykład. Ale czasem na prawdę warto się poddać i tak jak koleżanka ci powiedziała, nie myśl co będzie jutro. Ciesz się tym co masz teraz. Bóg to ty. Wsłuchaj się w siebie, żyj szczęśliwie, ciesz się tym co masz. I uwierz, nawet w trudnych dla ciebie chwilach, że będzie tak jak ty chcesz!
ToJaMajka
27 września 2008, 22:32Ładnie Ci z radością na twarzy. Buziaki. Szkoda, że nic już nie mogę wykombinować w kwestii spotkanka.Jestem uziemniona pracą. Bardzo żałuję.
monika735
27 września 2008, 21:08metaxa z cocacolą - jak to mawia mój Łukasz : no to na bogato ;-)
roxy1
27 września 2008, 19:28z tresci wypowiedzi wnioskuje kochana kolezanko, ze u Was wszystko wraca do normy, jak jeszcze napiszesz, ze nawsadzalas jakiejs paniusi(np. przedszkolance) to wtedy juz zupełnie bedę spokojna o Twoje zdrowie, no narazie psychiczne, które w zaistniałej sytuacji jest nie mniej wazne od fizycznego, buźka
mikrobik
27 września 2008, 18:48Całkowicie zgadzam się z Danaidą. Wydaje mi się jednak, ze od tego typu myśli i refleksji jeszcze długo się nie uchronisz. Tak naprawdę, mimo najbardziej oddanych nam najbliższych, ze swoimi myślami zostajemy sami i musimy pokonać swojego "potwora". Jeżeli jest to za trudne trzeba prosić o pomoc fachowców z tej dziedziny. Pozdrawiam cieplutko M.
agonia65
27 września 2008, 18:03Nie mam zamiaru komentować tego co napisałaś. Przeczytałam jednym ciurkiem moje myśli biegną z prędkością światła. " Piękno należy wesprzeć, bo tworzą je nieliczni, a potrzebuje wielu " Jesteś piękną kobietą:))) Buziaki:)
Danaida
27 września 2008, 17:13Dziękuje Ci za wsparcie i Twoje dobre słowo. Długo zastanawiałam się co Ci napisać, by nie brzmiało banalnie, ale jeśli tak będzie trudno,bo pisze co czuję. Czytając jak zmagasz się ze swoją chorobą, jaka jesteś dzielna, nie poddajesz się i masz w sobie tyle optymizmu i tyle ciepła myślę sobie że jesteś wspaniałą kobietą. Nie sądzę że to co nas spotyka w życiu złego jest próbą, karą, przestrogą dla innych. Tak po prostu jest i już, i nieważne czemu. Szkoda czasu na dociekanie. Myśl że nie ma się na nic wpływu jest koszmarna - odbiera nadzieję i wolę walki zostawiając w zamian pustkę, bezsilność i bezsens. Bo po co "coś" robić skoro ktoś już za nas podjął decyzję i nie raczył nawet nas o tym poinformować? Bezsens. Może ci co tak mówią chcą z dobrego serca pomóc ci oswoić się z lękami o przyszłość, a może właśnie tak uspokajają siebie - właśnie szukając jakiegokolwiek wytłumaczenia obecnego stanu. Jakby nie było myślę że zastanawianie się nad tym "czemu ja", "jaki w tym cel" itd. zupełnie nie ma sensu i do niczego dobrego nie prowadzi. Naszymi ciałami rządzi cała masa zależności i uwarunkowań ale z całą pewnością mamy na nie ogromny wpływ (ten dobry i ten zły). Więc głowa jak zawsze do góry , serdeczny uśmiech na twarz i ciesz się tym wszystkim co Cię otacza , każdą chwilą!!! Żyj pełną piersią wnosząc promyk słońca do życia innych jak to robisz nie od dziś. Wierzę, bardzo mocno wierzę, że pokonasz chorobę i tego życzę Ci z całego serca. Basia.
mmiler
27 września 2008, 17:12Mariola, z tego wynika, że jednak wierzysz w Boga, ale go nie akceptujesz w swoim życiu. Wolisz polegać na swoim rozumie.Czyli tak jakby wypowiedziałas mu wojnę.Nie martw się tym. Ja myslę, że wszystko nastąpi w swoim czasie, a nikt na siłę nie bedzie Cię przekonywał do pójścia do kościoła, bo to Ty sama musisz to poczuć, żeby tam pójsc. Ja wierzę, że kiedys pójdziesz. Warto:-)
monika735
27 września 2008, 14:52jestem z ciebie dumna tak myslisz... i jestes dla mnie wzorem. Teraz to juz nie wypada inaczej...biorę sie w garśc i pogonie czarny kolor w moim zyciu, nie lubie go nazywac po imieniu...depresja. blee . nie lubię tego słowa, zawsze jak go nie wypowiem wydaje mi sie że go nie ma...zaczynam działac bo inaczej to co sie dzieje w moim zyciu mnie wykonczy. ja obraziłam sie na Pana Boga 3,5 roku temu, na razie sie z nim nie przeproszę... ale.. moze za jakis czas.