MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych
znowu mnie dopadła..wczoraj obudziłam się o 1 i za nic, za nic, za żadne skarby nie mogłam usnąć, tak przecipiałam do 5 50 , bo planowałam się obudzić o tej porze i myknąć, ostatni raz w tym roku do Królewskich Źródeł...no i wstałam, obudziłam małża i równo ze wschodem słońca ( 7 40) stanęłam w puszczy. Przywitały mnie słowa " a pani to widzę spać nie może"😁, tako rzekł do mnie pan, który kończył bieganie. Cuda i dziwy, facet ...somnambulik, biegał - śpiąc. Podreptałam sobie znajomą trasą, mrozek był ( - 7), słonko było, ptaszków nie było ...leciało coś wielkiego i drapieżnego, muszę je nakręcić następnym razem, bo ptaszydła owe lecą mniej więcej o tej samej porze. Ludzi wczoraj trochę było i to nawet tak rano..głównie byli to biegający. Wcale się nie dziwię ilości ludzi, bo te przeżarte święta warto było zdematerializować ( mnie przez święta kilogram przybył, trzeba go wygnać). Koło 11 już było sporo spacerowiczów no ale i pogoda sprzyjała. Co wam powiem to wam powiem ale łapy- oddolne to mi zmarzły jak cholera i tu jest problem - jak założę grubsze skarpetki to mi buty nie wejdą ...więc musze wybierać albo boso - albo podkuta. Na łapy odgórne założyłam niezbyt grube rękawiczki i dzięki temu mogłam spokojnie focić. A jak to u mnie ...podziwiać miałam co. Choć niby doskonale znam to co mijam co najmniej raz w miesiącu. Zatem ...zapraszam was do końcoworocznych Królewskich Źródeł.
Zresetujcie się moi drodzy, bo niedługo przed nami kolejny " dłuuuuuuuuuuuuuuuugaśny" wolny czas. Zatem ahoj!!!!
przynajmniej dla mnie. Jestem zmęczona, kręgosłup lekko ćmił w nocy, teraz odzywa się naddupie, ale jeszcze chwilka, wypiję kawę, odsapnę ( czytaj wysikam się), biorę nikusia i idę w park...szczeżuja nie chciała mnie zawieźć do puszczy, ok...jutro nie odpuszczę, dzisiaj obudziłam się późno, spałam ponad 10 godzin - widać wzięłam przykład z Kazinka, który spał u nas prawie 12 godzin, a jak nie spał to uroczo się uśmiechał do nowo poznanej cioci, wujka i nawet dziadek od czasu do czasu go interesował. Podczas jednego z obchodów tata opowiadał dziecku co jest co i kto jest kto no i padł taki tekst " a to jest kuchnia, królestwo babci" no i proszę ...babcia zaszufladkowana Chochella Pierwsza ( no cóż byli Wazowie...może być i dynastia Chochellów)
Przy wigilijno świątecznym stole niezwykle użyteczny okazał się chłopyszek młodszego Paszczura ( raz że wielki, to ściągał naczynia z górynych półek, bez pomocy stołeczka) podawał, wyciągał gorące naczynia z piekarnika, zebrał naczynia i kawę zrobił, po prostu skarb ( jak to Baran). Po wieczerzy i rozpakowaniu prezentów - dostałam wymarzoną bransoletkę od Pandory, oraz zestaw pielęgnacji dla ciela i pięknie pachnące świece - wypatrzyłam filmik o nich w internecie i kiedy weszłam na ich stronę, to się okazało, że sklep, w których można je obwąchać , bo zapachów jest masa, jest niedaleczko mojego warszawskiego Paszczurzątka, dzieć sobie wziął moje pytanie o " dalekość" sklepu do serca, udała się tam i kupiła mi dwie świece - ogródek babci - autentycznie kiedy powąchałam, to przeniosłam się do ogródka mojej babki, do dzieciństwa, wyczuwam tam zapach malwy ale jest jeszcze jakieś kwiecie znane z dzieciństwa, dziecki stwierdziły że to moje ukochane konwalie, druga to zimowy poncz o bardzo przyjemnym, kwaskowym zapachu, świece są sojowe i jak się doczytałam z powodzeniem mogą po rozgrzaniu być wykorzystywane na ciele ( wroga radzę polać gorącym woskiem świecy😁). Zatem po ucieszeniu się podarunkami , wykorzystaliśmy jeden z prezentów, zagraliśmy w Dixit - łódzki chłopyszek do stał od Gwiadki - trzy części tej gry. Słuchajcie to jest rewelacyjna zabawa - karty, skojarzenia i zawody, kto zgadnie najtrafniej - dopasuje kartę do skojarzenia Narratora. Przy tym doskonały pretekst ( gra) do spotkań towarzyskich , wyżerki, wypitki ale przede wszystkim zabawy, świetnej zabawy. Tak mi się ta gra spodobała, że zaraz wczoraj wlazłam na internet i .......wyskoczyłam z kasy. Na Wish ( aplikacja stworzona przez Polaka do kupowania towarów z Chin - no trudno) znalazłam 8 zestawów tej gry za ( akurat w tym momencie) 157 zł - u nas ceny jednego zestawu wahają się od 67 do -140 zł!!!. Więc odżałowałam 200 zł ( bo przesyłka niestety 43 zł) i kupiłam, teraz czekam niecierpliwie...bo zabawa przy tym przednia, a i mózg musi się nieźle napracować. Ale wróćmy do wczorajszego śniadaniowego stołu.
Padło już pytanie czy te 6 nakryć to nie zmyłka. No nie , śniadanie było 9 30 a w południe młodsza Paszczurzyca już dopominała się obiadu. Zresztą koło 11 warszawskie dziecki się spakowały i pojechały, bo chcieli wykorzystać że Kazik, też był po śniadaniu i szykował się do spania, więc podróż by przebiegała bezproblemowo, bo Hipopotamek lubi spać w samochodzie. Potem pakowaniem żarełka zajęły się łódzkie dziecki - bo jechali dalej świętować tym razem do rodziców Tomka. Mieli podjechać z " okruszkami" ciast do Długorękiej, ale Szczeżuja stwierdził " a po co będziecie jechać, zadzwońcie niech przyjadą do nas" - widać brakowało mu alkoholu we krwi. Tak też się stało i niezadługo przyjechało całe kłębowisko źmij....oczywiście najmłodszy gad najpierw zapytał " ciociuniu , co masz na obiadek" i pożarł zraziki z sosem i suróweczkami, wzgardziwszy kaszą. Młodsze Paszczury pojechały a my posiedzieliśmy 3 godzinki z wężowatymi, muszę wam powiedzieć, że mój szwagier wygląda tragicznie, nie po covidzie , bo ten przeszedł całkiem łagodnie, ale po tym odchudzaniu...jesuuu, chłop ma nogi jak zapałki, on nigdy nie był wybitnie gruby, ale od kiedy odstawił się od ciast, mięsa, słodkości ( miał problemy z cukrem) to wychudł strasznie...naprawdę się zastanawiamy czy nie popadł w anoreksję, tu gdzie była bluza nie widać było chudości ale te nóżki pajęcze ..przerażają. Ale o dokładkę makowca poprosił ( czyli jednak kusicielką jestem) nie mówiąc już o tym że zachwycał się tortem makowym ( nawet nie wiedziałam, że jest wielbicielem tego ciasta ...mój małż bardzo lubi ten tort i w zasadzie upiekłam go jako " dowód" dzwięczności, za drugą część biblioteki). Dokładka była dla mnie łaskocząca, bo siestra robi bardzo dobre makowce i uczyniła je także w tym roku, a tu szwagierek bezwstydnie zachwycał się moimi. No dobra koniec o świętach, choć te jeszcze trwają...dzisiaj spokój, cisza, żadnych wysiłków...zapraszam was na spacer po Krakowie ( wy wirtualnie, ja zaraz wskakuję w buty i śmigam do parku).
No to cóż...pozostało mi życzyć wam dalszego, miłego ciągu świętowania. Ahoj!!!!
popieprzy. Ale miałam poniedziałek, jak mnie ustrzelił kręgosłup, to mnie wcisnęło na godzinę w kanapę, dosłownie. Ten mój kręgosłup mnie trochę pobolewał , ale zganiałam to na kilometry przełażone w Krakowie, w poniedziałek, zrobiłam kawę sobie i Marysi, przyniosłam nam po kawałku keksu do testowania ...podniosłam się po wszystkim z krzesła i aż krzyknęłam. Tak mnie przeszył ból w prawym naddupiu ( przy prostowaniu się) no ale jeszcze poszłam do wc i tam.....już miałam problem z rozprostowaniem się . Jakoś nóżka za nóżką dowlokłam się do kanapy, siadłam i......amba. Koniec...siadłam i za żadne skarby nie byłam w stanie się podnieść, a co tam ja ...dooopencja się nie chciała podnieść nawet centymetr nad welury. Tak przesiedziałam godzinę , sprawdzają ruchomość...w przód skłony ok, nogi do góry i na boki ok...tylko tyłek za cholerę nie chciał się podnieść i nie dało rady się spionizować. I modliłam się, żeby mi się siku po tej kawie nie zachciało. Marysia odebrała paczki od kuriera, i jeszcze za jej bytności udało mi się powstać. Sunąc powoli i dostojnie ( przechylona na prawą burtę) niczym karawela Kolumba wpłynęłam na suchy przestwór kuchni i tam uczyniłam sernik i orzechową korę dla młodszego zięciunia. A kole 20 pojawili się stolarze i akcja " biblioteka" została zakończona. Drugi regał stanął na ścianie, pod skosem, na przeciwko schodów do mojej dziupli. Wczoraj rano pognałam zrobić pazury , ha pognałam to zbyt wielkie słowo. Szczeżuja mnie zawiozła, bo się trochę przestraszył jak zobaczył w poniedziałek w jakim jestem stanie. Nawet zasugerował, żebym nie szła spać do mojej sypialni, tylko została na dole. Ale mu podziękowałam za troskę i powiedziałam, że jakby co ...to zjadę po poręczy 😁. Jak wróciłam od pani Ewci to zrobiłam makowce, upiekłam tort makowy, poczekoladowałam piernik, wpadł niezwykle użyteczny siostrzeniec i przywiózł mi zamówione rybki...nie chciał kasy a w zamian wyjechał z kawałem keksu , nie chciał czekać aż czekolada na pierniku zastygnie i orzekł " przyjadę po świętach, na pewno jakieś resztki zostaną, coś wybiorę". Wieczorem jeszcze zrobiłam zrazy na świąteczny obiad ...właśnie się duszą i ugotowałam kompot z suszu. Dzisiaj obudziłam się o 4 , zrobiłam krem do tortu, przełożyłam go i ozdobiłam. Zrobiłam sałatkę jarzynową, chlebki razowe wyrastają, jutro zrobię ten z garnka i upiekę w Boże Narodzenie rano, bo on jednak jest najlepszy świeżutki, lekko ciepły. Teraz leżę, piszę sprawozdanie dla was i odpoczywam troszkę. Dzisiaj już tylko usmażę rybki i ugotuję wywar warzywny na barszczyk. Zresztą niedługo przyjedzie młodsza Paszczurzyca, ubierze choinkę. Jutro już tylko zamarynuję ziemniaki do pieczenia, upiekę kulebiaki, zrobię surówkę do ryby i koniec. A nie...jeszcze racuchy, ale to jutro. Dobra koniec sprawozdawczości, przerwa na kawę i obrazki.
No to miłych i mało męczących działań przedświątecznych. Koniec przerwy idę do kuchni ...aż się chce...za oknem piękne słońce. Ahoj !!!!
...nic mnie nie zeżarło, choć naruszyłam strefę osobistą , hłe,hłe,hłe, Podwawelskiego. Niestety, widać zleniwiał ze starości, albo i ta "śtucna" łowiecka go zadawala, bo nie rzucił się mię....prawdziwą, ognistą baraniczkę. No cóż...jego strata🐑. Zatem ...było cudnie, spotkanie z Ewcią i Mareczkiem, nawet sama,samiusieńka dojechałam do nich na Azory, przy okazji się dowiedziałam, że mam sypialnię o rzut beretem od Muzeum Narodowego, już ja to będę wykorzystywała, jak tylko odkluczą instytucje ( w tym te kulturalne, bardzo kulturalne). To było w poniedziałek popołudniu, zawiozłam urodzinowo rocznicową dobrą kawę, a do kawy moje ciasteczka, które poszły całkiem szybko. Ale...najbardziej ucieszył mnie tekst gospodyni, zwlekłam swą szatę...bardzo wierzchnią i słyszę " co ty ? urosłaś?" a za chwilę " nie, ty schudłaś" niewiasta nie widziała mnie pół roku, znaczy się jest ...nieźle. Ale wracając. Mareczek mnie odholował do przystani i umówiliśmy się na wtorkowe, wieczorowe łażenie po Krakowie. Oczywiście raniutko już śmigałam po znanej sobie okolicy, ale ja zawsze wypatrzę coś...nieodkrytego, przez mła oczywiście. Łaziłam do 14 a od 16 już łaziłam po Krakowie w duecie, poszliśmy wzdłuż Wisły, na Kazimierz ( kompletnie nieznanymi mi ulicami a i Kazimierz przemierzyłam po obcych mi do tej pory ulicach), wróciliśmy na Rynek a potem at chałupa. We środę korzystając z przecudnej urody dnia pognałam już sama drugim brzegiem rzeki ( czyli tuż pod zamkiem), oblazłam go dookoła, kawałeczek Plantami, gdzie natknęłam się na matematyków oraz pomnik Grażyny ( niestety chłopina obok to nie był Janusz), miałam kontakt z przemiłym Mikołajem i do tego " św" ( czytaj świetnym), od którego poza miłą rozmową dostałam dwa ostatnie jamiołki, wygrzebane z przepastnego worka mikołajowego ( plus foty, które oczywiście zaprezentuję). W ogóle miałam szczęście do mężczyzn różnej maści - a to mi trębacz, ten z Mariackiej wieży pomachał, ręką, ręką nie instrumentem, bo byłam jedyną osobą, pod wieżą, w dodatku fotografującą jegomościa, a to Mikołaj ze mną pogaworzył, czy wreszcie dostałam propozycję !!! przewiezienia mnie żółtym mini autobusikiem po Krakowie. Propozycji tej się oparłam ( o żywopłot podwawelski) i orzekłam, że nie skorzystam, bo pan by jechał zbyt szybko i ja bym nie zdążyła sfotografować cudów ( no może jakby pan mi rzekł , że przewózka gratis to bym się oddała rozpuście) 😁😁. Spytano mnie ( a to już przemiła pani w sklepie z cudeńkami szklano ceramicznymi) jak mi się podoba Kraków o tej porze, cóż, Kraków podoba mi się zawsze, bo go kocham i ciągle w nim odkrywam coś nowego, a brak liści na gałęziach odkrywa tajemnice. Ale tak poza tym ...smutno, jak chyba w każdym mieście w czasach zarazy. Moja dentystka zadzwoniła i prosiła " pani Beato" proszę przywieźć dużo zdjęć ozdób świątecznych ...szczególnie z Kazimierza. Kurcze ! jakich ozdób....Kazimierz wyjątkowo pusty i ponury, podobnie reszta, poza Rynkiem i przyległymi " sławnymi" uliczkami. No cóż...wiosną już będzie inaczej, mam obiecaną wyprawę do kościoła Bożego Ciała, podobno przepiękne i bogato " wyposażone" wnętrze. No ale dosyć marudzenia, pora chodzenia ( bo ja zaraz gnam do kuchni grzać bigosik i robić ciasteczka i keksy, piernik już nasiąka powidłami ).
I owym motywem świetlistego Laj(t)konika, kończę moją dzisiejszą pogadankę( a w zasadzie popisankę), lecę oddawać się rękodziełu a wam życzę miłej i mało męczącej przedświątecznej niedzieli. Ahoj! Ahoooooooooooooooooooooooj ( bo nie wątpię że wam ciut brakowało , owego energetycznego zawołania).
Ps. Ach zapomniałam, że jako rozpustnica niebieska , tuliłam się " bublicznie" do takiego oto przystojniaka : wysokiego, barczystego, ciepłego.
...stoczona jestem 😭. Nie będę piła z moimi dziećmi ( szczególnie tymi młodszymi) koniec...oooo mamusiu alem popłynęła, a raczej ..uwinniłam się. Dobrze, że pojęcie kac jest obce memu cielu. Za żadne skarby nie dam się już tak podpuścić ogrodzę " zbiornik" na wino kratą i zamknę na kłódkę a kluczyk połknę😛. W ogóle, ponieważ " zmawiałam" się ze znajomą krakuską na spotkanie, to pognałam rano zakupić jej dobrą kawę. Wracawszy polazłam kupić haczyki do bombek oraz innych pierd...znaczy się ozdóbek nachoinkowych, dwa razy byłam w Aldim( którego mam niedaleczko, ale jakoś to nie jest mój ulubiony sklep)dwa razy kupowałam tego typu rzeczy ( przyssawki do szyb i już na nich wiszą gwiazdki i serduszka) haczyki do świetlnych łańcuchów (nic na nich nie wisi, ale pobawię się z tym jak wrócę) no a tych haczyków nie wzięłam nigdy. Wczoraj pognałam, po tym jak przedwczoraj nawlekałam cieniutkie niczym włosek niteczki do dzwoneczków , ooooooooo i jeszcze raz oooooooooooooooooooooooooooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!ileż nerwów ja straciłam, ile kobiet wiadomej konduity posłałam i to nie z winy astygmatyzmu czy innej ślepoty ale z winy pazurów....dla mnie hybryda jest zbawieniem no i ładnie wygląda ale zrobić cokolwiek tymi pazurami ...masakra. Tym razem nie mogłam węzełka zacisnąć no to po podwyższeniu sobie temperatury krwi niemalże do wrzenia, postanowiłam pójść i kupić. I polazłam i za niecałe 12 zł mam 150 haczyków i nie będzie już problemów z niteczkami, sznureczkami z plątaniem się ich przy zakładaniu czy zdejmowaniu, zaczepianiu o igiełki i tego typu. Spokój, nareszcie spokój sobie zafundowałam ( i satysfakcję bo wygrzebałam trzy ostatnie opakowania tych cudów). Ale ,ale jak podążałam z galerii ku domowi, to mijałam plac na którym panowie rozkładali jemiołę....akurat jedna mi wpadła w oko , więc z panami gadu gadu i ustaliłam, przede wszystkim cenę duuuużej jemioły na 40 zł, a poza tym ( ja bym jej nie przydźwigała bo dla mnie zbyt ciężka ) dogadałam się że Szczeżuja może przyjechać po jemiołę o każdej porze bo panowie tam koczują. Oddaliłam się nieco, wywlekłam smarkfona i dzwonię do tego oportunisty żeby mu powiedzieć co wynegocjowałam a ten osobnik męskopodobny wydarł się na mnie " nie mam czasu na żadne jemioły" i .......roscypił się. O żesz ty....ręcznikiem polerowany po potylicy. Przylazłam do domu i mnie natchnęła myśl.....palcem mnie natchnęła ani chybi środkowym, że przecież mi łódzkie Paszczury przybędą to ich przegonię po tę jemiołę. I tym natchnieniem ( ale bez palca) podzieliłam się z dzieciem. Przyjechali i stwierdzili że nie pojedziemy brum brum...tylko się przejdziemy bo to niedaleczko. Potem oczywiście zrobiłam akcję z wybieraniem jemioły i generalnie wyszliśmy z przeogromną jemiołą, która mi wprost " weszła na oczy" zaraz po wlezieniu na plac....bo stała cudnie oprawiona w stojaczek, oczywiście u mnie zawisła pod powałą, więc pan musiał ten stojaczek rżnąć ...dzieć mu trzymał lampę, omc zięć trzymał jemiołę a pan czynił masakrę przy użyciu piły łańcuchowej ( na szczęście nie teksańską ...masakrę czy też piłę). Przyszło do płacenia pytam się how much, no to pan mi 50 zł a ja od razu a dlaczego 50 jak umawialiśmy się na 40 ( co prawda oglądałam wtedy jemiołę o połowie gabarytów tejże) no to pan pojęczał ale humorystycznie i przystał na 40 . Wyleźliśmy z tym gigantem i udaliśmy się w stronę domu a dzieć jęczy ...mogłaś mu dać to 50 , na co ja ...mogłam...gdyby się uparł że za tą chce 50 to bym ustąpiła, ale ponieważ go omotałam ( niewątpliwie urokiem osobistem i potokiem słów - to jest najlepsza taktyka, zagadać przeciwnika) i zgodził się na 40 to dostał 40 a ty zarobiłaś dychę ( bo dzieć " rozmieniał" moją 50, którą wzięłam na zakup). Przyszliśmy do domu i po pierwszej szklaneczce wina ( chilijskiego shiraza) dzieć wlazł na drabinę i ściągnął starą jemiołę, a potem drugi dzieć wlazł na opróżnioną drabinę i powiesił świeżutką. I moje maleństwo prezentuje się tak :
Powiem wam, że nie wiem czy uda mi się kiedykolwiek przebić tego rekordowego malucha....bo zaprawdę jest imponujący( swoją drogą małżowi kopara opadła jak zobaczył ją już po " wykonaniu egzekucji" czytaj - powieszoną)
A teraz tradycyjnie foteczki, ale te już z innej beczki, tudzież pary kaloszy🤣🤣
No dobrze, dobrze, kończę już tę moją dzisiejszą pisaninę, bo się w niej rozpuściłam niczym Sienkiewicz, siedzący na Latarniku przed Potopem😜.Zatem życzę wam miłej ( i mało pracowitej) soboty. Ahoj!!!!!
odpoczynku mi potrzeba i mam nadzieję, za takowy będę miała od poniedziałku...albowiem będę ganiała po kochanym Krakowie. Co prawda już się umówiłam ze znajomymi na spotkanko, no ale przecież nie będę się z nimi spotykała 3 dni. Poza tym będę się szwendać i fotografować. Bo moje początki na fotoblogu są miłe ...ciepłe słowa, zachęcają do dalszych działań. Poza tym....Boże Narodzenie się odbędzie ...wczoraj Szczeżuja przywiozła nowego robusia. Ma mocniejszy silnik , kolorem bardziej mi pasuje do kuchni ( bo srebrno - niby czarny ale ja bym określiła to jako grafit) no i hurrra....pasują mi wszystkie części od starego robota, więc część z nich zostawiłam na " podorędziu" a najbardziej mnie cieszy, że będę miała dwie miski , bo strasznie mnie wkurzało robienie np. sernika, gdzie ubiłam żółtka z dodatkami i musiałam w osobnej misce ciężkim starym robotem tłuc białka ( albo wyskrobać i umyć miskę po ubijaniu żółtek) teraz problem rozwiązany po prostu zmienię miski. No i w tym modelu , mam lepszą ( tak mi się na oko wydaje) końcówkę do ucierania ciasta. Sprawdzę, dzisiaj na pierwszy ogień poszedł chleb. Zaraz dorobię barszczyk, bo rosół ugotowałam wczoraj, pierożki są...a Paszczury łódzkie będą wieczorem. Za robusia małż postanowił zawieźć chłopakom moje ciasteczka. Eeee...resztę pożrą dzieci...czyli mogę się brać za siekanie owoców, do następnych ciasteczek i robić je ...to zabiorę trochę ze sobą do grodu Kraka. Poza tym ...a poza tym przyszła mi kolejna paczka z ciuchami ...co prawda waga stoi, a nawet lekko poszła w górę, ale ...w sobotę Paszczurzyca starsza na mój widok rzekła ...znowu schudłaś, a dzisiaj weszłam w spódniczkę ( czerwoną, jeansową i do tego mini...mało rozmiar 48 szer. w pasie 51 cm!!!!) co prawda jeszcze w niej nie będę łaziła bo ...nad paskiem wylewają mi się boczki ale myślę, ze za dwa miesiace będzie super...grube rajstopy, botki i mini iiiiiiiiiiiiiiiiii.......ruszamy w świat. Jeansy, które kupiłam też mają mniejsze rozmiary, jak wspomniałam muszę kupić masę nowych jansów, bo wszystkie jakie mam...mogę sobie ściągnąć przez biodra bez rozpinania. Dobra...dosyć gadania. Pooglądamy trochę a potem śmigam do kuchni.
I to by było na tyle, życzę wam miłego popołudnia i ahoj. Przygodo! Przygodo? Ahoj?
m....wam. Oto jest https://imie-rozy.flog.pl. Tak wierciłyście, tak namawiałyście, że się poddałam. Założyłam i będę wrzucać. Oczywiście i tutaj też, bo nie każdy musi chcieć ganiać po jakichś tam blogach. A tak poza tym padam na tzw. ćwarz. Nie wiem co się dzieje, strasznie chce mi się spać i to mam takie nagłe " napady" śpiocha, oczywiście jak to u mnie wynajduję miliony spraw i spraweczek i nie mam czasu paść i pospać. Wczoraj pokazał się news o budowie w moim sąsiedztwie ...tuż obok cudnego, zabytkowego parku ...apartamentowców. No mało mnie krew nie zalała, przez dwie godziny przegrzebywałam KRS ( i sieć) żeby się dowiedzieć cóż to za " bizmesmeny" chcą tu inwestycję prowadzić. Nooo spółeczka z kapitałem 5000 zł, do tego udziały za 1450 zł ma w niej spółka, która rzekomo odkupiła grunt od sąsiadującego ze mną klub sportowego . Jakieś 10 dni temu wysłałam do miasta wniosek o udzielenie informacji , kto i co ma tu budować, czy miasto przeprowadziło analizy co do wpływu inwestycji na środowisko ( raz zabytkowy park, dwa tereny zalewowe i grunt torfowy). Spółki nie składają sprawozdań finansowych do KRS - przynajmniej ten "udziałowiec" ostatnia informacja złożona w 2018, a główny inwestor niby złożył dokumenty, tylko ich nie ma w KRS - dziwne, nie mogę ich ściągnąć i zobaczyć. Od jutra staję do garów, bo przyjeżdżają łódzkie dziecki. Szczeżuja przejął się moim zrzędzeniem i zakupił robota, ale święta będziemy mieć w " ściśniętym" gronie. Wczoraj wieczorem zadzwoniła Długoręka, szwagier jednak ma covida. Co prawda odosobnienie skończy im się przed świętami, ale nie chcą przyjść ze względu na Kazika ( ja też nie chcę), więc ustaliłyśmy, że w tym roku nie ma wspólnej Wigilii , tylko każda robi na swoich śmieciach. Udało mi się zrobić zrzut z sesji...więc wam pokażę jedno zdjątko...resztę opublikuję, jak dostanę " oficjalne" pliki.
No dobra podążam pod ciepłą wodę ( robię to już od dwóch godzin i nie mogę dojść) bo jeszcze klient będzie dzwonił, robiłam mu odstąpienie od umowy kupna samochodu. A te chłopy to są😁
No to teraz trochę obrazkowo.
No powiem wam że moja cierpliwość, której jak wiadomo, nie mam została wystawiona na ciężką próbę przez ...nowy sposób dodawania zdjęć. Delikatnie mówiąc to długaśna procedura, no nic..idę się relaksować pod cieplutkim prysznicem. Ahoj!!!!
cytując młodą lekarkę...mam na myśli dzisiejszy " śnieg". Ale od początku ...otworzyłam ócz mych błękity po 5 ( a miałam o "cióstej") zlazłam na dół, cichutko pojękując bo jednak wczorajsze 5,4 km czułam w dooooo.....znaczy się i udach tyż. Upindrowałam się, z lekka i 7 45 już byłam w sądzie czytać akta (ze sprawy karnej) żeby wyrazić opinię dla mojej sędzi co do wyroku rozwodowego, który ma zapaść 30 grudnia. W międzyczasie " zaliczyłam" wejścia kilkorga innych ławników, z dwoma ostatnimi troszkę pogawędziłam i panowie wyrazili zaskoczenie że " pani to tak solidnie przykłada się do przejrzenia akt", no cholerka a można inaczej? Szczególnie w sytuacji , gdy mam wyrazić swoje zdanie ...a ze sprawą ciągnącą się od 3 lat miałam styczność po raz pierwszy bodaj we wrześniu. Zeszło mi prawie półtorej godziny ale się upewniłam, że z faceta kawał cholery, choć próbował iść w " wariata" tyle że opinia biegłych psychiatrów tego nie potwierdza. Po sądzie , pognałam do księgowej z dokumentami i tam wysłuchałam komplimentu na temat moich " patrzałek" cytuję " ależ ty masz oczy" , no mum, mum i całkiem niebrzydkie a jak je jeszcze podkoloruję to mają swoich fanów. Od Beaty podreptałam do domu " beeeeeeeeeeeeeeeez caluśkie Żeromskiego. Po drodze, zauważywszy, że w Orange nie ma nikogo ...wpadłam i rozwiązałam umowę na telefon stacjonarny a zostawiłam tylko internet i od razu przepisałam umowę na firmę. A potem poszłam do fotograta....odebrałam wywołane zdjęcia z Barcelony ( oczywiście tylko część) i zostawiłam Kazika do wywołania, potem polazłam do paczkomatu i odebrałam cienie. Mogę powiedzieć, że jestem cieniomaniaczką....dzisiaj odebrałam pierwsze cienie z Glamshopu...faktycznie, ależ kobieta robi cuda ( o nazwach nie wspomnę) dzisiaj dostałam duuuużą paletę magnetyczną ( ale i tak za małą na to co chcę mieć) i pięć cieni trzy ultraperły i dwie perły , jak sobie pomyziałam skórę tymi pięknotami to zamówiłam 4 następne teraz dwa ultramaty ( hehehe dla kontrastu ciemny fiolet i pomarańczowy) , metalik i metalik duochrom...resztę będę kupowała sukcesywnie. No cóż ...skoro nawet osobista matka ( moja) powiedziała do mojego małża " taka ładna jak ona jest teraz to jeszcze nigdy nie była" to trzeba się tego trzymać i pindrować. Swoją drogą ...dwa dni temu wpadłam na yt na filmik brytyjki ( 52 l . - w życiu bym jej tyle nie dała, choć intuicyjnie czułam, że wygląd kobiety może być mylący), która pokazała makijaż, którym sobie można " zliftingować" twarz...no i oczywiście wczoraj wieczorem, jeszcze raz obejrzałam jej porady a dzisiaj je zastosowałam i serio serio....tuman jeden wzorując się na naszych blogerkach źle sobie pysk malowałam przez lata ...teraz podobam się sobie bardziej. O i jutro do sklepu się upindruję...swoją drogą, wszystkim malującym ślepka polecam lecieć do Rossmana i kupić sobie trzy pędzelki do oczu z marki Auri...i gąbeczkę ( ciemno różową) do wklepywania podkładu ...coś rewelacyjnego ( no chyba że ktoś nie lubi mięciutkich gąbek) ja lecę jutro po gąbki ...bo oczywiście dzisiaj wpakowałam się na " starcze godziny" , cholera, chyba zacznę rok urodzenia podawać jako wiek. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaale się dzisiaj rozpisałam na temat pięknienia. No ale już kończę i zapraszam was do "obglądania" ( no dobra, najpierw mnie)
No to miłego popołudnia, ahoj. Aaaaaaaaaaaaaa i wszystkiego najlepszego dla Marii, Maryś, Marysieniek.
pożyczę sobie tytuł . W zasadzie nigdy nie pokazywałam wam miasta, mojego miasta. No cóż...przyznam, że nie lubiłam go nigdy, wczoraj odpalono dekoracje świąteczne i małż podrzucił mnie do centrum, a sam pojechał nakarmić kocicę, bo Miśka wciąż wraca na stare śmieci. Zrobiłam kilka fotek i naszła mnie taka refleksja " smutne to moje miasto" , pomijam że puste, mało ludzi było o 16 na deptaku, ale smutne. Ciemne a przez to ponure. Ciekawe czy większość miast " w czasach zarazy" też tak posmutniała? No sama osobiście sprawdzę za tydzień Kraków. Tymczasem zapraszam do wieczornego Radomia ..do ścisłego centrum.
To w zasadzie jedyne dekoracje miejskie, na placu Corazziego , przed budynkiem Urzędu Miasta.
A tu i sama siedziba naszych miejskich włodarzy.
" Rodzący" Kochanowski z Orszulką - stoi na przeciwko UM, na skraju parku Kościuszki.
Tunel świetlny na Żeromskiego u zbiegu z placem Corazziego, w zasadzie powyższe dekoracje powtarzają się w naszym mieście od lat , muszę jeszcze zobaczyć czy pod klasztorem Bernardynów coś już stanęło. Jak się więc " naszalałam" przy dokumentowaniu zdobień, powędrowałam Mickiewicza ..ku Sienkiewicza, gdzie stoi nasza radomska katedra czyli kościół Mariacki nota bene, w tymże moi rodzice brali ślub.
I to by było na tyle ...dzisiaj. Oddalę się by złożyć moje ciele na marku i powyć subtelnie z bolesności. Ahoooooj. Miłego, pięknego, słonecznego popołudnia.