c.d.
No normalnie wytrzymałam, tzn. kokosanki dalej leżą sobie spokojnie w szufladzie w pracy. Chociaż kusiły, nęciły a ja parę razy myślałam, że przecież jedna nie zaszkodzi, ale stwierdziłam, że to przecież ja mam rządzić swoim ciałem, a nie moje zachciewajki. Obiad też był taki jak w diecie, podgryzek w czasie przygotowania obiadu nawet nie było tak wiele, tzn. piętka chleba, 2 plasterki wędliny, no i trochę czekolady (syn ma jeszcze czekoladową kurę, którą podgryzam, ale przynajmniej nie zjadłam jej całej tak jak kiedyś). Więc chyba nie było tak źle , oczywiście oprócz czekolady, ale przyjdzie i na nią czas. Do jutra, jutro w pracy czeka mnie sądny dzień - wraca szef a ja muszę pokazać mu wyniki analiz- niestety nie będzie szczęśliwy. Ale to będzie jutro, a dzisiaj zaliczyłam solarium W KOŃCU !!!!! kupiłam sobie tusz i puder, no i zero na koncie, ale raz się żyje. PA PA
23.04.2008
Dziękuję za słowa pocieszenia, ale przyznam się do tego że jestem strasznym tchórzem. Boję się panicznie zmian, boję się że sobie nie poradzę w nowej pracy i tkwię dalej w starej pracy bo ją znam, wiem co mam robić itd.
Wiem to są śmieszne tłumaczenia, ale taka jestem panikara, zażerająca nerwy, stres, kłótnie, stąd moje problemy z wagą.
Ale teraz z innej beczki, wczoraj dostałam od koleżanki w pracy całe opakowanie kokosanek i co ......................... NIE ZJADŁAM ANI JEDNEJ. Nawet ich nie otworzyłam. To tyle z boju ciastkowego. Natomiast poległam przy obiedzie, aż wstyd się przyznać. Zastanawiam się jak długo można zaczynać od nowa, kiedy w końcu się zmienię i poskromię to coś we mnie (tego diabła) który kusi : no zjedz, zjedz to tylko kromeczka, tylko plasterek. No i zamiast małego obiadu mam porządny posiłek. Czarna rozpacz. To na razie.
22.04.2008
Od piątku żyję w ogromnym stresie, który niestety zajadam. Prezes zwariował, chyba już czas szukać nowej pracy, a nie jest to łatwe przy kredycie hipotecznym. Żeby tak poradzić sobie ze stresem, przestać się przejmować, a nie tak jak ja siedzę i myślę, denerwuję się i jem. Nie mam na to siły, a niedługo komunia, boję się że nie dostanę urlopu z powodu pomysłów prezesa. To tyle użalań, muszę wracać do pracy.
18.04.2008
Moja diablica podała dziś cztery różne wyniki w przedziale od 79 do 80 kg. Co ona sobie myśli, sama mam sobie wybrać, który mi pasuje? Narazie nie zmieniam paska, ale dałam jej ostatnie ostrzeżenie, ma się skonkretyzować bo jak nie to wymienię ją na lepszy model.
Co do wczorajszego dnia to zamknął się on w okolicach 1000 kcal licząc łącznie w 2 delicjami i 4 kostakami czekolada (mój mężuś miał wczoraj imieniny), ale było zdecydowanie mniej podżerania w czasie robienia obiadu.
Postanowienie na dzisiaj - nie przekroczyć 1000 kcal i powolutku do przodu.
Pamiętajcie dzisiaj piąteczek, a więc weekendu początek. Jest pięknie, pozdrowionka.
c.d.
Jestem głodna, zjadłam już śniadanie 330kcal, II śniadanie tylko 68kcal - taki bilans podaje Vitalia smacznie dopasowana. Na razie dzielnie nic nie podżarłam, ale dalej chce mi się jeść, oszukiwanie wodą nic nie daje, burczy mi w żołądku. Jak dobrze że pracuję na takim wygwizdowie, że nie uświadczysz żadnego sklepu. Dzisiaj mam zamiar jeść tylko to co w planie posiłków, sama jestem ciekawa czy to mi się uda. pa pa muszę wracać do pracy.
17.04.2008
A więc znowu nic, stanęłam na moją diablicę dzisiaj, chociaż ważenie dopiero jutro i nic. Ale jak ma być gdy:
- słodycze - były, a ja nie potrafię z nich zrezygnować, chociaż jak mój synek zauważył jem ich już mniej niż zwykle
- dobry obiadzik- urodzinki mamusi
- torcik - nawet dwa kawałki, jeden na urodzinkach (malutki), drugi gdy odwiedziałam przyjaciółkę (musiałam się wyryczeć w wiadomej sprawie) - niestety do małych nie można go zaliczyć
- parówka (wczoraj) - chciałam sprawdzić jak smakuje, dawno ich nie jadłam
- w różnej postaci chlebki, a to kawałek bułki, piętka, kromka itp.
- wędlinka - plasterki wpadające do buzi tak przypadkiem, że nawet nie zarejestrowałam ich ilości.
No i same widzicie, że ja się do tego nie nadaję, to miało być odchudzanie, a nie podżeranie. Narazie waga utrzymana, a ja zaczynam od początku.
Z jednych miłych rzeczy - spodnie mi wiszą , normalnie w pasie mi latają, koleżanki w pracy mówią że już dużo schudłam, ale moja waga jakoś nie chce tego pokazać, no nic najważniejsze w tym wszystkim to chyba się nie poddawać i starać się jeszcze bardziej.
Gdyby nie te słodycze!!!!
16.04.2008
Dziękuję za słowa pocieszenia, rozmawiałam o tym już z mężem. Na szczęście rozumie, że nie mam ochoty kontaktować się z jego rodziną, zgodziliśmy się, że jeśli on będzie odczuwał taką potrzebę to będzie odwiedzał ich sam.
Jestem również po rozmowie z synkiem, nie chce jeździć do babci (teściowej), i mąż również to uszanował. Z młodszym sunkiem nie ma problemu, narazie wykazuje zbyt dużo pomysłowości (czasami nawet agresji), że zdecydowaliśmy się że również nie będzie odwiedzał babci, poco mamy usłyszeć, że kogoś uderzył lub coś zniszczył. Wyjaśniam, że pomimo naszych starań nasz 3 latek to prawdziwy łobuz, wykazuje uwielbienie do zabawek militarnych (w domu nie ma ani jednej, ale to nie przeszkadza mu marzyć o pistolecie). Lekarka podejrzewa u niego nadpobudliwość, ale narazie jeszcze nic z tym nie robimy, myślę że jest jeszcze za wcześnie tym bardziej że nie ma wszystkich objawów.
Teraz z innej beczki, od wczoraj jestem właścicielką dużej czerwonej torebki. Od razu poprawił mi się humor i jest cudnie i nawet z dietą nie jestem na bakier, chociaż parę słodkości wpadło tak przypadkiem. Tylko ćwiczenia - to moja zmora znowu sobie odpuściłam. Zobaczymy co ta moja diablica w piątek pokaże.
14.04.2008
To był najgorszy weekend. Ciągle chce mi się ryczeć jak sobie to wszystko przypominam, słowa "mojej rodziny" ugrzęzły we mnie zbyt bardzo a to boli. Ciągle rozstrząsam co powinnam im powiedzieć, czemu zaprzeczyć. Niestety nie zdążyłam, po prostu zabrałam dzieci i psa i wyszłam. Nie chcę ich znać, a najgorsze jest to, że chodzi o moją teściową i moją szwagierką (siostra męża). Najchętniej chciałabym, żeby nie przychodziły na komunię, przecież to będzie jedna wielka farsa, po tym wszystkim co naopowiadała moja kochana szwagierka, jak ona będzie mogła przyjść i siedzieć przy jednym stole ze mną, moją mamą i moim dzieckiem. Ale od początku- oskarżyli mojego syna o kradzież ( podobno ta sytuacja miała miejsce w...... wakacje zeszłego roku, a wywnioskowała to po tym, iż jej syn zbyt mało pieniędzy przywiózł, a mój synek przywiózł więcej- paranoja prawda. Najgorsze było to, że mój syn słuchał tego wszystkiego ze łzami w oczach, spytał się później dlaczego ciocia go nie lubi ( a była to jego ulubiona ciocia), konkubent mojej szwagierki (inaczej nazwać się go nie da) wyzwał moją rodzinę od patologicznych, bo moja mama zwróciła ich synowi uwagę (byli z moim synem pod opieką mojej mamy tego dnia), że nie można niszczyć cudzego auta oblepiając go gumą Spidermana, choćby nie wiem jak było to nieszkodliwe (samochód sąsiada z zielonego zrobił się niebieski). Oni nie widzieli w tym nic złego, ot ośmiolatek się nudził. Tego wszystkiego słuchała moja kochana teściowa i nie zrobiła nic, nic nie powiedziała po prostu nic. A to moja rodzina jest patologiczna, to nic, że konkubnet mojej szwagierki ją maltretował, że bił, że pobił teścia, że zmasakrował ich psa, a potem wyrzucił ją z pierwszego piętra (sunia zdechła z powodu ciężkich obrażeń wewnętrznych, i to nie był mały piesek tylko sznaucer olbrzym). Po tym wszystkim poprostu ubrałam się , dzieci, skulonego psa i wyszłam. Ryczałam całą drogę, do tej pory ciągle ryczę. Mój mąż stanął po mojej stronie, chociaż jego siostra wrzeszczała, że to ona a nie ja jest jego rodziną. Boję się że później on o tym zapomnie i znowu będzie drążył, że dzieci muszą znać swoich dziadków etc. Ja nie chcę ich widzieć, nie chcę znać, chcę żyć spokojnie, tak żeby nie wstydzić się patrzeć ludziom. Ryczeć się chce, trzymajcie się cieplutko
11.04.2008
No i stało się - żadnego postępu w tym tygodniu nie będzie, ani w dół ani w górę. Ten tydzień był stracony, wiem gdzie popełniłam błędy (pizza !!!) no i podjadanie chlebka, słodycze, brak ćwiczeń. Zdaję sobie z tego sprawę, że w taki sposób to moje odchudzanie będzie trwało wieki, ale może ważne jest to, że pomimo moich grzeszków nie brnęłam w nie dalej i utrzymałam wagę sprzed tygodnia. Teraz zaciskam pasa i walczę dalej. Aha wczorajszy dzień był bardzo długi- śniadanie, II śniadanie jak najbardziej ok -bez żadnych udziwnień , natomiast obiad był dziwny, 2 delicje, krakersik, pierniczek - byłam na bardzo długiej naradzie w pracy - do 19-tej i już nie mogłam stąd te słodycze. W domu nie jadłam obiadu , tylko 2 kromki pełnoziarnistego chlebka tak ok. 70g, 2 plasterki szynki, ogórki (ale to akurat jest ok). Myślę, że nie było chyba najgorzej - bo jak znam siebie to bym jeszcze cały obiad zjadła, nie wiem oceńcie same.
Gratulacje dla wszystkich, którym udało się w tym tygodniu zrzucić trochę nadbagażu. Jesteście dzielne i do boju z nimi. Mi też się uda.
c.d.
Dziewczyny załamka, w pracy dałam się namówić na kawałek pizzy. BUUU
teraz czuję się nażarta i utyta, jestem zła, BLE BLE,
mama zadzwoniła że dzisiaj nie robi urodzin, więc przynajmniej ciasta nie zjem. I mam mocne postanowienie - dzisiaj już więcej nic tylko woda woda woda.
Jutro napiszę czy uległam czy byłam silna.
Boże jak ja nie lubię kochać pizzy i włoskiego jedzenia.