Samolot, pociąg, autobus, samochód czy rower?
Dla mnie to pytanie jest banalnie proste. Jestem fanką transportu zbiorowego – od dzieciaka przesiaduję w autobusach, ale zakochałam się z pociągach. Szczególnie odkąd mieszkam w NL, ale i w Polsce lubiłam jeździć między Bydgoszczą a Toruniem przez lasy. Natomiast czasy się zmieniły, zwiedzać jako tako nie zwiedzam, ale jak gdzieś mam jechać to w pierwszej kolejności rozważam rower.
Jak dojadę gdzieś w godzinę i pogoda jest w porządku – biorę rower. Do pracy mam 18 km i daję radę dojechać a nawet wrócić tego samego dnia. Dwie godzinki pedałowania. Mam wtedy czas by pobyć sama ze swoimi myślami. Posłuchać podcastu. Zobaczyć brązowe świnki w zagrodzie, owce, gęsi, byki z paskiem na brzuchu, czasem nawet konie. Zobaczyć, co na polach rośnie. Poczuć, który rolnik lał już gnojówkę. Zobaczyć co u ludzi w domach piszczy, jakie mają dekoracje w oknach, ilu ludzi jest na wybieganiu.
Jak jest trochę dalej, lub się spieszę to biorę auto, ale jeśli mam jechać do dużego miasta to biorę pociąg.
Wsiadam na spokojnie, przez cała drogę mogę poczytać książkę, posłuchać podcastu, popatrzeć przez okno, zjeść coś… Spust mi się zawsze włącza, jak gdzieś jadę.
W minionym roku pojechałam na wycieczkę przez kraj z moją przyjaciółką. Kto czyta regularnie ten śledził tą wycieczkę, podczas, gdy byłyśmy w trasie. Dla przypomnienia:
- Dzień 1 + zdj. z aparatu
- Dzień 2 z Vw busa do domku pod stodołą
- Dzień 3 Trzy prowincje w jeden dzień
- Dzień 4 Pomnik dobrych ludzi
- Dzień 5 Trzy promy w jeden dzień
- Dzień 6 Szkielety w ogródku
- razem 480 km
Zwiedzałyśmy szlak turystyczny wokół jeziora Ijsselmeer, po drodze nocowałyśmy w wynajętych pokojach, domkach, przyczepach. Jechałyśmy bardzo malowniczym szlakiem, jadłyśmy świeże rybki z Morza Północnego i Ijsselmeer, sałatki, owoce, ser kupiony na serowej farmie i syropy z przydomowej spiżarki. było naprawdę super.
Odpowiada mi taka forma zwiedzania kraju. W tym roku ruszamy dalej. Trasa została wybrana, namiot kupiony. Bo tym razem będziemy nocować w sieci kampingów stowarzyszenia SVR, gdzie lokalni farmerzy udostępniają kawałek ziemi, gdzie można się zatrzymać, umyć się, popływać kajakami czy zrobić ognisko. Muszę pamiętać jeszcze by wziąć gotówkę, bo za większość płaci się na miejscu i nie mogłam dokonać przedpłaty. Kampingi pomogą trochę obniżyć koszty – bo w tym roku kwatery są wybitnie drogie – a przy okazji da smaczku naszej przygodzie. W duchu mam nadzieję, że nie będzie padać, bo rozstawienie namiotu w deszczu może być nie lada przygodą. Muszę jeszcze poćwiczyć z mężem i później przyjaciółką, sprawne rozstawianie namiotu. niestety, ale w pojedynkę nie da się go rozstawić. Próbowałam. Z resztą instrukcja tez mówi o dwóch osobach.
Zwiedzanie rowerem, szczególnie Holandii, gdzie nie muszę się martwić o samochody na mojej drodze, jest naprawdę fajne. Trasy są tak zaplanowane, aby zawierały jak najwięcej ciekawych miejsc a przy tym są połączone siatką punktów orientacyjnych, punktów przyjaznych rowerzystom, noclegami, kawiarniami, restauracjami. Wszystko zaplanowane, aby rowerzysta miał wygodnie, przyjaźnie i smacznie zjadł. W poprzedniej wycieczce miałyśmy po drodze farmę mleczną, gdzie rodzina robiła swoje lody i mieli ogródek ze zwierzątkami dla dzieci do głaskania i można było pójść do obory zobaczyć cielaczki. Zjadłyśmy po lodziku i pojechałyśmy dalej. Było naprawdę świetnie, zwłaszcza, ze to był jeden z tych słonecznych dni. Mam nadzieję w tym roku mieć podobne doświadczenia. W dwóch miejscach zostajemy dwie noce. W jednym jest to pewniak, a w drugim jeszcze się zastanowimy. Ten rolnik ma wypożyczalnie kajaków, to może jeden dzień poświęcimy na opalanie i kajakowanie…
Próbowałam iśc biegać w środę, ale nie miałam jakoś motywacji by iśc na deszcz i wiatr. Poszłam więc na bieżnię, ale z uwagi na padający deszcz od strony biura, okno mogłam tylko uchylić, a nie otworzyć. Napadało by mi na panele. Gdy zaczęłam trening było jeszcze okej, ale potem, gdy próbowałam biec to już nie dałam rady. Za ciepło w domu, bez wiatru, który schładza organizm było to bez sensu. Przeszłam więc do bardzo energicznego marszu w strefie tlenowej. trening biegowy musze powtórzyć w terenie.
Później poszłam się porozciągać z jogą. Próbowałam z aplikacją down dog, którą tu kiedyś chwaliłam, ale ostatnio nie mogę się z nią wcale dogadać. Wciąż wyrzuca mi pozycje z podporem na nadgarstkach, co jest dla mnie niewykonalne. A sięganie po telefon wciąż i robienie „pomiń” kłóci się z duchem tej praktyki. Więc włączyłam w Cadtbox dźwięki natury, według swojego upodobania i poćwiczyłam, co czułam, ze mam ochotę ćwiczyć. Rozciąganie, skłony, skręty. Myślałam, ze pomoże mi to z bólem pleców, ale rano i tak obudziłam się połamana.
W domu zawitała wiosna. Ścięłam „różowe” narcyzy i wstawiłam jako pierwsze do mojego wazonika w kolorze Delft blauw.