Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Zabiegana na zakręcie życia. Człowiek renesansu. Wiele zainteresowań, młoda dusza, coraz starsze ciało. Od ponad dwudziestu lat aktywna zawodowo, matka, żona. Dużo zmian w życiu, sporo wyzwań, niemało osiągnięć. U progu kolejnej dużej zmiany kierunku :). Optymistka zmotywowana na cel.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 59066
Komentarzy: 1955
Założony: 13 września 2021
Ostatni wpis: 12 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mantara

kobieta, 45 lat, Wilki

172 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 marca 2022 , Komentarze (20)

Byłam ale nie tu. Nie w Internecie, nie na portalu. Musiałam poukładać sobie w głowie pewne rzeczy. 

Z pozytywów: nie przytyłam, kulam się pół kilo w dół, pół w górę. Dieta pozostawiała dużo do życzenia. Nie ilościowo a jakościowo. Odrzuciło mnie od mięsa, ryb, jaj. Tylko węgle za mną chodziły. Teraz każdy dzień jest walką o to aby jeść jak najmniej węgli prostych... Nie wiem, organizm się zbuntował, emocje włączyły itp. Aktywność była jak na mnie nieporywająca ale ogólnie średnia dzienna kroków ok 15000, 19 pięter itp. Mało było typowych treningów.

Dopadły mnie zmęczenie, zwątpienie, wypalenie itp. Wolałam się tymi emocjami nie dzielić. Czas przeszły bo wychodzę już pomału z tego.

Co mnie zdołowało? Ja sama chyba. Na siłę próbowałam szukać czegoś, coś udowadniać. Bo wiecie nagle ktoś żyjący na ogromnych obrotach przez dwie dekady z okładem, zwalnia i zaczyna żyć jak inni. Zwalnia. O to chodzi. Zaczęłam się czuć jak ... nierób czy pasożyt, mimo, że cały dzień w ruchu. Zawsze podziwiałam kobiety poświęcające się domowi, rodzinie. Wiem ile to pracy i zachodu i wiem jaka to ciężka i wymagająca praca ale ... zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że mi teraz tak dobrze. Mam czas z jednym synem ćwiczyć to, z drugim powtarzać tamto, iść na rowery, spacery. Ok nadal nie mam czasu na TV :) i tak może zostać. Tylko to wszystko zaczęło mi się wydawać takie mało ambitne. 

Moja rodzina docenia zmiany i to jak teraz wygląda nasze funkcjonowanie. Nie ma problemów z wizytami z dziećmi u lekarzy, z odprowadzaniem, próbami, treningami itp. Mam w końcu czas dla dzieci. Tyle ile potrzebują. Więc sama do końca nie wiem o co mi chodziło, skąd to coś mnie dopadło. 

Z innych spraw, mój średniak ma zaostrzenie astmy i zmiany skórne z którymi walczymy coraz mocniejszymi sterydami. I sukces, trafiłam z synem prywatnie do Pani Dermatolog, która jest też alergologiem (w szpitalu też pracuje), i ma córkę trochę młodszą od mojego syna też alergika, astmatyka itp. Z tą kobietą normalnie rozmawiałam, ona wiedziała o co chodzi, kompleksowo potraktowała i skórę i astmę i alergię. Pozmieniała trochę dawki, doradziła jak żonglować lekami. Bo w nocy jak syn się dusi, to ja decyduję który z przepisanych leków podać i ile żeby nie było za dużo a zadziałało. To ja jak zaczyna się katar to już wiem czy to przeziębienie czy pylenie. Podać Hitaksę i steryd do nosa czy miód i vit C. Po wielu latach z tymi chorobami idę w poniedziałek do lekarza i mówię: zaczęło się w piątek tak i tak, podałam to i to. A lekarka w 95% mówi: doskonale, kontynuować. Zmiany skórne syna. Miał w wieku 3 lat AZS. Do dziś pierzemy w jednym proszku, na który nie reaguje, ale co mi pani doktor powiedziała, to ma Być proszek a nie kapsułki czy płyn (a na to przeszłam), bo mimo, że ten sam producent to ma już składniki uczulające. Do mycia emolienty i biały jeleń a pani doktor mówi, że odeszli na oddziale od białego jelenia bo zaczęli go perfumować trochę. Dostałam listę sprawdzonych mydeł i emulsji do ciała. Nie wiadomo czy to AZS, Łuszczyca czy jednorazowy atak wykwitów. Zobaczymy jak znikną i czy wrócą.

Martwię się, czy syn z tego wyrośnie, czy będzie zdrowy w przyszłości, czy mu to utrudniać życia nie będzie. Szkoda mi go. Wiem, że wydolnościowo jest słabszy i z biegów 4 dostaje. Ale biega. W sobotę był na rajdzie szkolnym w lesie. Uprzedziłam Panią, że może tracić oddech i mieć zadyszkę, poinformowałam, że rano dostał leki i może iść a ja jestem pod telefonem. W szkole wiedzą, że jego kaszel i katar to alergia, a ja biegam do pediatry raz na 10 dni, żeby go osłuchała, profilaktycznie, sprawdziła oskrzela, bo u niego o zapalenie płuc bardzo łatwo. Jest dysgrafem, ćwiczymy pismo cały czas (tak to to samo dziecko co ma średnią ponad 5,5) a ja i tak jego bazgrołów nie mogę odczytać. Dzisiaj przyniósł "4" z dyktanda, i pani zrobiła dopisek "bardzo się starałeś pisać czytelnie, brawo", prawie się popłakałam. Wiem, że on mnie teraz potrzebuje, i jestem.

Najmłodszy, pierwsza klasa w klasie wiolonczeli. Właśnie dziś jego nauczycielka wytypowała go do konkursu wojewódzkiego. Będzie grać etiudę. Pierwsza klasa. Lubi muzykę i szkołę muzyczną ale musi ćwiczyć codziennie, 30 minut ale codziennie, plus ja uczestniczę z nim w lekcjach instrumentu, żeby wiedzieć co i jak ćwiczyć. Jest zdolny, ma potencjał, podobno. Czy liczę, że będzie muzykiem? Nie. Ale chciałabym aby rozwijał talent, on słyszy więcej niż ja. Moja mama do mnie, że dziecko męczę, po co? Przecież wybijają się jednostki jedna na setki. Ale ja nie liczę, że on się wybije, chcę żeby go to bawiło. Jego ulubione przedmioty to rytmika, kształcenie słuchu i instrument. On chce grać, lubi jak mu wychodzi więc ja z nim procuję wspieram, poprawiam. Wspieram. 

W szkole jestem w dwóch trójkach klasowych i w jednej radzie szkoły. Wydzwaniam, ogarniam wycieczki, rezerwacje, wysyłam zapytania itp. 

Najstarszy syn, pasierb mój. W wakacje 18 lat kończy. To już mężczyzna. Masakra. Też potrzebuje wsparcie, wiary w niego, teraz gdy decyduje co chciałby robić w życiu i zastanawia się czym się kierować przy wyborze drogi. Teraz coś wspomina, że przydałby mu się większy pokój. Nasza sypialnia ma 30 m. I mam plan. Średni syn do pokoju najstarszego, najmłodszy do pokoju gościnnego, najstarszy do naszej sypialni a my po połączonych pokoi średniego i najmłodszego. Czyli remoncik się szykuje, malowanie, przenosiny mebli itp... Najwięcej pracy wymaga gościnny bo tam tapety trzeba zdjąć... No będzie się działo na wiosnę u nas.

Co do meritum portalu to... trzeba się ogarnąć i zgubić te ostatnie kilka kilo na wiosnę... 

7 marca 2022 , Komentarze (6)

O tym fakcie przekonałam się już 20 lat temu 😁 na własnym przykładzie, a właściwie moim i siostry. Ona młodsza o pięć lat. Jesteśmy podobne z urody. Ona wyższa o 2 cm, drobniejsza w górnej części ciała. Ja większy biust, ona duże C a ja w wieku 14 lat DD a teraz G. 

Jak miałam 25 lat a ona 20 ważyłyśmy tyle samo, idealnie. I mimo, że ona ciut wyższa to ja nosiłam ciuchy o rozmiar mniejsze. Ja ćwiczyłam dużo, zawsze, a ona była szczupła z natury, szybka przemiana materii (zawsze mogła jeść dużo więcej ode mnie i nie tyła 😭). Moje ciało było jędrniejsze itp.

Kilka lat temu na jakimś szkoleniu z zasad zdrowego życia, uczestniczki były poddawane badaniu na wadze z analizatorem składu ciała. Ważyłam za dużo ale o dziwo parametry miałam nie tragiczne. Dziewczyny szczuplejsze miały gorsze. Dlaczego? Wiadomo ta sama objętość mięśni waży więcej niż tłuszcz.

I tak dochodzimy do mojego zakupu. Garmin Indeks S2. O minusach wiedziałam z opinii. Może nie do końca minus ale niedogodność to taka, że trzeba mieś aplikację Garmin Connect aby waga wszystko liczyła dokładnie. Ja ją mam o czym wiadomo, bo co rusz wrzucam tu jej podsumowania. Mąż i syn zainstalowali, dodałam ich i tyle. Nie muszą mieć zegarków itp. Wystarczy aplikacja. I waga jak się na nią wchodzi sama rozpoznaje kogo waży 😁 Jak się pomyli można zmienić samemu. Oczywiście jak to z Garminem z konfiguracją męczyłam się dobre dwie godziny, mam tak z każdym ich sprzętem ale potem latami działa bez zarzutu.

Przejdźmy do meritum. To co ja mam w tym moim ciele i ile powinnam mieć. I znów weekend czytania, szukania, wytycznych itp. 

Mój skład wygląda tak:


TŁUSZCZ

To co mnie interesuje na pierwszym miejscu: tłuszcz - 31,3 % dużo. Zaczynam czytać i czego się dowiaduję? To jest zawartość tkanki wraz z woda zawartą w tej tkance. Jakie są normy? Jakie wytyczne z WHO?

Oto one:

No i wychodzi, że dla kobiety w moim wieku (przedział 40-59) norma to 23% - 34%.

Nie do wiary. 

Na portalach dla sportowców norma jest trochę mniejsza do 31%. 

Tak czy owak moje 31,3 % jest ok :) wiadomo będę pracować aby zejść poniżej 30 % oddalić się od górnej granicy, ale nie jest źle. 


MIĘŚNIE

Moja waga waży te szkieletowe. Więc ja czytam czym one są. Przecież mięsień to mięsień. Nie do końca znowu 😁

Wyróżniamy 3 podstawowe rodzaje mięśni:

  • Mięśnie gładkie wyścielają np. drogi oddechowe, układ pokarmowy, naczynia krwionośne .
  • Mięsień sercowy jest tkanką budującą serce.
  • Mięśnie szkieletowe budują mięśnie nóg, rąk, pleców i wszelkie inne, którymi możemy poruszać.


W treningu siłowym skupiamy się na rozwoju mięśni szkieletowych.

U mnie mięśni szkieletowych jest 25,8 kg. A jakie są normy?

I tu zaczynają się schody bo większość norm dotyczy całościowo wagi wszystkich mięśni a moja waga waży te szkieletowe... Na stronie dla kulturystów znalazłam informację, że norma dla kobiet to 35% zawartości ciała to mięśnie, ale jest to całkowita masa mięśniowa.

Odpowiedź znalazłam dopiero na stronie anglojęzycznej 😁 

Czyli normy fitness, a wiadomo one są bardziej rygorystyczne niż te WHO, określają, iż moje 25,8 kg mięśni szkieletowych czyli 31% wagi ciała to w moim wieku HIGH MUSCLE MASS 😁 

Jakby ktoś znalazł wytyczne WHO, ale dotyczące nie ogólnej masy mięśniowej ale masy mięśni szkieletowych to byłabym zobowiązana za podesłanie linku.

MASA KOSTNA

Bardzo ważna dla kobiet, jej obniżenie może świadczyć o osteoporozie.

zmineralizowana masa kostna - wartości prawidłowe do kobiet i mężczyzn:

Moje 3,4 kg to bardzo dobry wynik :).

WODA

Jako ostatni parametr zostaje nawodnienie. Norma nawodnienia dla mężczyzny wynosi 50–65%, dla kobiety 45–60% czyli moje 50 % jest w normie. Różnica pomiędzy płciami wynika, z tego, ze kobiety mają dużo większą zawartość tłuszczu (wiadomo hormony, piersi itp.) a w tym tłuszczu jest woda magazynowana też. 

Ogólnie prawie cała jestem w normie, tylko BMI i cyfra na wadze biją po oczach 🤪

A to co się naczytałam i naszukałam to moje 😁😁

3 marca 2022 , Komentarze (42)

Jedne kobiety kolekcjonują torebki, inne buty jeszcze inne uwielbiają perfumy czy biżuterię. Ja owszem korzystam z tych rzeczy ale to wszystko, tak samo jak z czapki czy kremu do twarzy, bez wielkiego "och jakie piękne - muszę je mieć".

Ja mam chybzia na punkcie nowinek i "ułatwiaczy". Ułatwiaczy? Już 10 lat temu miałam iRobota, sprawdzał się w poprzednim domu, jak ja wychodziłam do pracy, on codziennie o 9.00 odkurzał mi cały parter w domu. Przy raczkującym dziecku super sprawa, dywany też odkurzał. Potem jak się pojawiły to czekałam rok, aż spadnie cena, nie spadała, ale kupiłam frytkownicę tefal actifry - do smażenia na łyżce tłuszczu. Przez lata się sprawdzała, co 3 lata wymieniałam na nowa, naprawdę pilnowałam aby dieta mojej rodziny nie była za tłusta - a mnie wykańczały węgle. Mąż po powrocie ze szkolenia w Stanach zachwalał suszarki, jaka to wygoda. Jak miałam już w domu troje dzieci, w tym dwoje malutkich stwierdziłam, że tak, poproszę. Faktycznie ułatwienie ogromne, rzeczy miękkie. Nie trzeba rozkładać, wieszać, ściągać, nawet prasować - przy dobrym modelu. Miałam małe dzieci, pracowaliśmy oboje, po macierzyńskim wracałam do pracy normalnie a dom trzeba było ogarniać i te urządzenia mi bardzo pomagały.

Laptopa zawsze miałam dobrego, teraz mam takiego co się składa w tablet z dotykowym ekranem, czytnik ebooków, słuchawki porządne na siłownię i inne do pływania - tak pływał słuchając muzyki itp. Wiadomo zegarek mierzący co się da, robiący wykresy itp. To super sprawa przy treningach i dbaniu o linię. 

Na co przyszedł teraz czas? Waga z analizatorem składu ciała. 

Znów czytałam, znów dobre pół roku myślałam, zastanawiałam się, bo to jednak trochę kosztuje - czy warto itp.

Z drugiej strony wiem, jak ważne jest pilnowanie, ile czego mamy i po ludzku ciekawa jestem jak się przy treningach kształtuje to u mnie z moimi mięśniami. Czy jestem wystarczająco nawodniona itp. 

Prawie zakupiłam Tanitę ale w opiniach parę rzeczy mi nie grało. Wiadomo nie szukałam modelu za kilka tysięcy tylko z ciut wyższej półki ale bez przesady.

Zdecydowałam się na GARMIN INDEX S2. Pozostałą wierna marce. Mam już drugi zegarek Garmina (pierwszy nadal działa, syn go użytkuje), aplikacja mi się podoba i dobrze mieć dane w jednym miejscu.

A tak aby pokazać, że ja nadal walczę, mimo wszystko i się nie opierniczam wklejam dane z wczoraj, o teście wagi zrobię osobny post teraz muszę uciekać syna do szkoły prowadzić.

1 marca 2022 , Komentarze (3)

Tym razem na temat. 

Luty był trudny, mieszał szyki. Najpierw dwoje dzieci z Covidem a ja uziemiona z nimi, potem ledwo mogłam wyjść z domu skręciłam nogę i 10 dni musiałam ją oszczędzać a to wykluczyło i chodzenie i kardio. Dieta niestety też nie powalała na kolana. Niby kalorycznie z deficytem ale nie koniecznie to co mi nie szkodzi. Miałam okres węglowy i za dużo ich było. Za dużo owoców, za dużo pieczywa (nadal pełnoziarniste), pojawiły się makarony i ryż. I to zdecydowało chyba, że zamiast w dół, mimo, że deficyt, waga stoi. Po prostu całkiem nie mogłam się przemóc do mięsa, jaj, sera, ryb itp... Już mi przechodzi. Ale moje tabelki, obecny deficyt, nieduży 200-300 kcal dziennie plus brak spadków oznaczają ... spowolniony metabolizm. 

Ostatniego dnia lutego ważyłam tyle co ostatniego dnia stycznia. W szerszej perspektywie, nie udało mi się zgubić wszystkiego tego co przybyło od połowy grudnia do połowy stycznia w czasie chorowania i uziemienia. Waga większa o 2 kg od najniższej z zeszłego roku. Ogólnie od stycznia bez zmian. Z drugiej strony to nadal o 15 kg mniej niż we wrześniu zeszłego roku. I od dwóch miesięcy stoi. Muszę znów zacząć iść w dół.

Z aktywności w lutym, biorąc pod uwagę przeszkody, jestem zadowolona.

Luty w cyfrach wygląda tak:

Moje kroki - średnia dzienna 15 000.

A to chodzenie czyli spacery i marsze, widać przerwy covidowe i skręcenie :)

Kalorie spalone aktywnie, rozbite na tygodnie, nie da się inaczej ich pokazać.

No i treningi, z przerwą "kostkową":

Ogólnie wszystko jest widoczne czarno na białym. Energia mi wraca. Dawno nie miałam tak dobrej pozycji wyjściowej do wiosny 😂, forma jest. Oby zdrowie było i ... głowa odpoczęła od zmartwień. 

Jeśli znajdę jutro czas to napiszę coś o mojej nowej zabawce 😁 

Miłego wieczoru i postarajmy się aby nasze myśli nie krążyły non stop tam gdzie krążą. Nie da się o tym nie myśleć ale trzeba nam wiary, że będzie dobrze, że to szaleństwo się skończy chociaż świat długo nie wróci do normy jaką znamy z ostatnich dwóch dekad. Najpierw Wirus który zamknął nas w domach a potem to co teraz się dzieje. Pozostaniemy pokoleniem, któremu udowodniono, że nic nie jest na stałe, a na pewno nie pokój. Więc pokoju, życzę nam, naszym dzieciom i wnukom. 

28 lutego 2022 , Komentarze (39)

"mamo ale jak nas napadną to ty też będziesz musiała walczyć?"

Od czwartku siedzę w serwisach informacyjnych, polskich BBC, CNN. Czytam prognozy ekonomiczne, wypowiedzi znawców, i składam to z moją wiedzą i doświadczeniem. Mam duże, w tej akurat kwestii. Jestem jednym z niewielu prawników - praktyków specjalizujących się w prawie NATO. Dużo też rozmawiam i tłumacze zależności bliższym i dalszym znajomym, rodzinie. Tym żyję.

Moje dzieci wiedzą, że jest wojna, u naszych sąsiadów. Że jeden kraj zbrojnie wkroczył do drugiego i że są walki. Moje dzieci są "specyficzne". Wychowane w otoczce obrony ojczyzny. Matką zostałam pierwszy raz w wieku 31 lat, rok po ślubie gdy zamieszkał z nami niespełna sześcioletni syn mojego męża. Potem w wieku prawie 33 lat i ponad 35 lat. Moje dzieci chodziły do przedszkola gdzie w 95 % przynajmniej jeden rodzic nosił mundur, to samo najstarszy syn i szkoła. Najstarszy syn miał komunię w drugiej połowie czerwca, a nie w maju jak cała Polska bo wtedy nasza JW obstawiał Afganistan i czekaliśmy aby rodzice dzieci wrócili. Dzieci wychowywaliśmy sami. Babcie ze dwa razy do roku przyjeżdżały jak musieliśmy w tym samym czasie brać udział w ćwiczeniach. Moje dzieci miały nianię - żonę żołnierza zawodowego. W miejscu gdzie mieszkaliśmy do pracy z domu wychodziło się w mundurze, tak odbierało dzieci z przedszkola. Cała miejscowość to "zielony garnizon". Moje dzieci znają broń, widziały ja na festynach, dotykały, celowały, jeździły pojazdami wojskowymi, wygrywały zakopane fanty wykrywaczami metali. Wiedzą, że jak szyby w domu w oknie drżały to na strzelnicy strzelały czołgi. Wiedzą, że ojczyzny się broni, że chroni się kobiety i dzieci. I mają świadomość, że czasem kobiety są tymi co bronią innych. 

Potem skierowano nas kilkaset kilometrów od domu, który wybudowaliśmy do służby w jednostce NATO. Tu już do pracy chodziliśmy w cywilkach i w pracy się przebieraliśmy, i mieszkamy wśród cywili :). Moje dzieci wiedza co to jest NATO, co to za sojusz i czemu ma służyć, wiedzą chyba nawet co to art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Jak ściągnęłam mundur one też odetchnęły, że nie będę "jechała na wojnę". 

Dzisiaj rano, jak z najmłodszym synem wychodziłam do szkoły zapytał: "mamo ale jak nas napadną to ty też będziesz musiała walczyć?". O tatę nie pytał, wie, że tata nadal jest żołnierzem i co to znaczy. Odpowiedziałam, "nie napadną, na wojnę nie pojadę, ale jeśli kiedykolwiek by nas napadli to wtedy tak, wywiozę babcię i was w bezpieczne miejsce i jeśli mnie powołają założę mundur i będę walczyć". 

A potem w drodze uświadomiłam sobie, że najstarszy syn w tym roku kończy 18 lat, osiąga pełnoletność i wiek poborowy i też by musiał walczyć. 

Niestety nadal jest tak, że jedyne co powstrzymuje innych przed agresją są to sankcje, ich ranga oraz nieuchronność tego, że nastąpią. Teraz Świat pokazuje, że nie będzie akceptacji do zbrojnych napaści, że nie ekonomia i pieniądz są najważniejsze. Mamy nauczkę, że potrzebne są silne zdolne reagować sojusze, po to aby budziły strach w tych co chcieliby siłą przesuwać granice.

A moi synowie? Najstarszy matematyk, idzie jak na razie w programowanie, średni matematyk chce być nauczycielem w podstawówce a najmłodszy nie może się zdecydować czy zostać kucharzem, muzykiem czy jutuberem - chciałby to połączyć. 

24 lutego 2022 , Komentarze (44)

Trudno pisać o błahych sprawach jak w głowie jedno. Nie pisałam. Dzisiaj od rana mam łzy w oczach. Płaczę. Nie, nie boję się o dzieci, dom, nawet męża, choć w mundurze. Nie, moja ojczyzna nie jest zagrożona atakiem zbrojnym. 90% moich przyjaciół, znajomych to mundurowi. Walczyli w Afganistanie, Iraku i w innych miejscach. Ta sytuacja będzie miała wpływ na żołnierzy w służbie czynnej ale to wszystko zależy od polityków, NATO i UE. Cywili to nie dotknie. 

Wiem, co się wiąże z konfliktem zbrojnym, ostrzałami, aneksją itp. Wiem o wiele więcej niż chciałabym wiedzieć. 

I od rana myślę o tych ludziach, tuż obok nas, nie na końcu świata, takich jak my, obok, i o tym że tam spadają bomby. Na miasta, takie jak nasze. Myślę, o rzeszach pracujących tu a mających tam rodziny. Tak nie powinno być. Jest prawo, są normy, sojusze ustalenia. Po co??? 

Ciszę się, że w moim kraju są małe mniejszości narodowe, które mogłyby dążyć do zmiany włodarza danego terytorium, cieszę się, że jesteśmy niepokornym narodem, który przez 123 lata się nie poddał, walczył, że wolał ginąć w lasach niż zginać kark. Cieszę się, że nie jesteśmy "atrakcyjni" bo z nami wieczne problemy, wierzcie mi to bardzo ważne, i cieszę się, że jesteśmy w NATO i UE. I cieszę się też, że po wojnie nasze granice przesunięto na zachód a nie na wschód, bo wtedy mielibyśmy się o co martwić.

Co nam zostaje? Czekać na decyzje decydentów i przygotować się do przyjęcia uchodźców. 

Tamten kraj nie podźwignie się ekonomicznie przez dziesięciolecia, my odczujemy uzależnienie od dostaw gazu, a cała Europa doświadczy kolejnego tąpnięcia ekonomicznego. UE uderzy finansowo w agresora, a on, też finansowo w całą UE.

Atak 11 września 2001. Tamto spowodowali ludzie innej wiary w imię swojego Boga a to w imię czego? I kto? Naród mający, choćby tylko częściowo taki same korzenie. I kogo atakuje? Swoich pobratymców. A mi przypominają się słowa sprzed kilkunastu lat, kiedy politycy twierdzili, że za dużo jest żołnierzy, trzeba zredukować armię bo w Europie to już zawsze pokój będzie. I zaczęli redukować i dużo zredukowali.

Ja osobiście przedstawiam bardzo kontrowersyjny pogląd: jestem za modelem Izraelskim. Uważam, że każdy obywatel, mężczyzna i kobieta powinni odbyć przeszkolenie wojskowe, chociażby 2x3 miesiące w czasie wakacji studenckich. Po to aby potrafili posługiwać się bronią, jeśli kiedykolwiek wynikłaby taka konieczność bo najwięcej ofiar jest zawsze wśród cywili, kobiet, dzieci. Bo sama świadomość, tego, że każdy może stanąć do obrony, każdy z tego niepokornego narodu, to już jest rodzaj obrony. Ale to tylko moje zdanie a ja jestem nikim. 

10 lutego 2022 , Komentarze (32)

W zeszłym tygodniu miałam wizytę u mojego pana doktora, tego, który mimo badań w normie, i niby braku przesłanek do dokładniejszego szukania, zlecał kolejne, aż znalazł przyczynę tycia i trudności w schudnięciu. To mój ulubiony pan doktor 😁

No więc, porozmawialiśmy, obejrzał wyniki, coś tam pozmieniał w dawkach. Ogólnie przyswajalność u mnie Vit D jest kiepska. Biorę 20 000 jednostek 2 x w tygodniu od pół roku i ledwo jestem w normie zawartości. Nadal mam tyle brać. 

Rozmawialiśmy o diecie i o tym, czy to co mnie męczy może w jakimś zakresie się cofnąć. Może. 

Ogólnie sprawa wygląda tak: 7 lat temu, po ciąży wskutek zmian hormonalnych mój organizm zaczął reagować inaczej na to o jem. Nie jadłam więcej, niby jadłam zdrowo a tyłam. Jak tyłam to ograniczałam kalorie.

I tu mój błąd. Ograniczałam kalorie z tłuszczy a nie węgli. Moja dieta była oparta w ponad 80 % na węglach. I mimo, że kcal było ok to składnikowo nie. Nie było tłuszczy zwierzęcych, było mało mięsa, nie było serów żółtych i topionych, ograniczyłam śmietanę na rzecz jogurtu, serki wiejskie wersja o obniżonej zawartości tłuszczy, nie było soków, miodów, kolorowych napoi, chipsów, orzechów, paluszków (nigdy ich nie było). Było pieczywo białe, makarony białe, ryż biały, płatki owsiane, kasze manne, naleśniki z białej mąki, dużo owoców, bardzo dużo, itp. Ale nie więcej niż CPM.

Wprowadzony reżim zadziałał i dużo schudłam i na razie stoi waga. I teraz co dalej? Zostało mi do zrzucenia ze 4 kg ale co dalej. 

Pan doktor, powiedział, iż będę mogła wprowadzać stopniowo małe ilości prostych węgli. Chodzi o to aby już nigdy nie były PODSTAWĄ diety. Białe pieczywo okazjonalnie, podstawa to pełnoziarniste. Biały ryż, ok ale z mięsem i warzywami surowymi. I nie ograniczać tłuszczy. Oliwki, awokado, olej, nawet masło. To nie są moi wrogowie (a tak je postrzegała przez wiele lat). Warzywa - jak najwięcej surowych, mięso jak najmniej przetworzone i posiłki mieszane. Nie same węglowodanowe. Węgle muszą mieć osłonę z białka i tłuszczu. No i obserwacja organizmu jak na to wszystko reaguje. A i jeść jak się jest głodnym nie dopuszczać do "eskalacji" głodu. 

No i to co mi się nie podoba. Śniadanie w godzinę po przebudzeniu. Powiedziałam, że źle na mnie wpływa, potem jestem szybciej głodna, więcej zjadam w ciągu dnia. Pan doktor na to, że jeśli niczego nie jem i  pierwsze kilka godzin na kawie jadę to  spowalniam metabolizm. Stanęło na tym, że rano niby śniadania nie jem ale coś mam zjeść, choćby jajko na twardo czy centymetrowej szerokości plaster szynki. Tak też czynię. Zobaczymy. 

To czego mnie te lata nauczyły to to, że nie ma jednego sposobu i mój organizm reaguje inaczej, każdej z nas może reagować inaczej. Jedna ma problemy z nabiałem, inna z białkiem a jeszcze inna z węglami. 

Byłam dziś na zakupach i znalazłam coś fajnego, skład nie jest tragiczny, sporo białka, węgli nie tragicznie mimo, że kasza manna. A smak tak jak własnej roboty. Opakowanie 200 g to tylko 160 kcal. Myślę, że od czasu do czasu można sobie pozwolić, szczególnie przedtreningowo.

Myślę, że fajnie by było powymieniać się jakimiś fajnymi produktami, takimi co mają więcej białka a mniej węgli :) 

9 lutego 2022 , Komentarze (25)

Miałam ostatnio wrażenie, że coś się sprzysięgło przeciwko mnie. Aby utrudnić, uniemożliwić, ćwiczenia, nawet dietę. Namieszać w emocjach i nie tylko. Tak to u mnie wyglądało:

1. Mama. 

W zeszłą środę odcięli w jej budynku gaz bo planowa wymiana instalacji. Jest luty. Ogrzewanie gazowe. Na ok tydzień. W mieszkaniu też wymiana, w ciągu dnia, mama pracuje od 8.00 do 17.00. Mówię, na kilka dni możesz u mnie zamieszkać, ale nie bo za daleko do pracy, nie bo ona w nocy telewizję ogląda a my mamy w salonie i tylko cyfrową naziemną itd. I kilka godzin dziennie, na telefonie, jak oni mogą itp., przecież jej w domu nie ma itd. Że ona ma dosyć, znowu wszystko przeciwko niej, znowu pod górkę. Moje tłumaczenia, że po prostu tak jest, wymienią i będzie bezpiecznie, nic nie dawały. Uparła się zostać u siebie. Ok. Co zrobiłam ja? W środę zawiozłam jej farelkę do ogrzewania (ani razu jej nie włączyła wolała w 14 stopniach mieszkać, wytłumaczenie, że ona ogrzeje tylko jeden pokój a mama po całym mieszkaniu chodzi - mieszkanie 34 m kuchenka, łazienka, malutkie, sypialnia i salon, - jakby włączyła to by te 34 m ogrzała), kuchenkę dwupalnikową elektryczną pojechałam z nią kupić, zawiozłam ciepłą kołdrę. W czwartek rano pojechałam rozmawiać z fachowcami, na piątek umówiłam się na sprawdzanie szczelności w mieszkaniu, pojechałam i czekałam na nich. Ogarnęłam, umówiłam się na wymianę instalacji w mieszkaniu na poniedziałek i założenie licznika, włączenie gazu na wtorek. Mama cały weekend narzekała jaki to będzie bałagan, jak będą kuć, że ona ma dosyć, po co ona wracała z Hiszpanii. Takie warunki itd. W weekend kąpała się w misce w zimnej łazience, mimo, że proponowałam, że może u mnie, przywiozę, zawiozę. Nie ona uwielbia robić z siebie męczennicę.

Poniedziałek o 8.00 fachowcy a ja od 7.00 pozamykałam drzwi do pokoi, szczelnie zabezpieczyłam folią, poprzykrywałam meble w kuchni, wpuściłam panów, miałam z nimi siedzieć i patrzeć im na ręce przez 5 h. Dogadałam się z nimi, zostawiłam pączki i numer do siebie i pojechałam do domu. Zrobili czysto, nawet pozamiatali gruz. Zadzwonili pół godziny przed końcem roboty. Pojechałam do mieszkania mamy. Po wymianie, sprzątnęłam, odkurzyłam, wymyłam, powiesiłam firanki w kuchni, poodkładałam na miejsce kwiatki na górne szafki, mikrofalę, i cięższe rzeczy. Jedyne co to zostały dwie dziurki kilkucentymetrowe do załatania gipsem. Mamie zeszło ciśnienie. Nawet stwierdziła, że już nie będzie narzekać "po co ja wracałam z Hiszpanii". 

Wtorek/wczoraj o 9.00 u mamy złapałam panów z pogotowia gazowego, umówiłam się na 11.30 na montaż licznika i włączenia gazu. O 11.25 zobaczyłam ich oddalający się pojazd. Stanęłam autem pod budynkiem i czekam w aucie. Nie w mieszkaniu, żeby ich nie przeoczyć. Po 80 minutach wrócili, mieli interwencję z ulatnianiem gazu gdzieś. Podłączyli licznik u mamy jako pierwszy, włączyli piecyk, itp. Ja włączyłam ogrzewanie na 23 stopnie, odkręciłam kaloryfery na maxa i do domu. Po południu zawiozłam syna na judo w tym czasie podjechałam sprawdzić czy w mieszkaniu wszystko grzeje i szybko po syna.

2. Covid.

Syn najstarszy Izolacja do soboty zeszłej, najmłodszy kwarantanna do 12 lutego. Najmłodszy bez objawów najmniejszych, test płytkowy negatywny. No to pierwszego dnia po izolacji najstarszego zgłaszam najmłodszego do testu (negatywny znosi kwarantannę i mógłby w poniedziałek, góra wtorek do szkoły iść a nie cały tydzień w domu), test robimy w niedzielę i wieczorem na IKP jest wynik - POZYTYWNY. Syn izolacja do 15 lutego a my pozostali domownicy znów do testu w poniedziałek. Najstarszy syn nadal Pozytywny, a reszta Negatywna. Czyli chroni nas przejście go w grudniu. Ja nadal zakatarzona i z zatokami ale to nie Covid. 

3. Kontuzja.

Żeby lekko nie było i abym w tych kilku wolnych chwilach pomiędzy kursowaniem do mieszkania mamy i zajmowaniem się dziećmi w domu, nie mogła poćwiczyć to w piątek na prostej drodze, w płaskich butach skręciłam nogę.

Cały weekend przeleżany, tylko w kuchni trochę dreptałam a tak zabandażowane kopytko do góry i tyle. Dużo czytałam za to i porządki na Kindlu zrobiłam. Znalazłam fajny program do zmiany Metadanych w plikach, także tych tekstowych i teraz wszystko jest czytelne.

Zero kardio no bo z nogą to ani orbi, ani stepper, ani piłka. Masakra. Nadal nie ćwiczę i ograniczam chodzenie (np. wczoraj jedynie 8600 kroków zrobiłam). Już nie boli ale opuchlizna jeszcze nie zeszła do końca. Jeżdżę autem i tyle. Muszę ją wykurować do końca bo u mnie nogi to podstawa ćwiczeń. 

Podsumowanie:

Jak w tytule:

JAK NIE UROK TO ... INNA CHOLERA. 

A dieta była nieciekawa, bo jak mnie wk....iło i to i tamto to mnie na węgle wzięło. Ale już wróciłam na dobre tory. 

Chcę do mojej rutyny, do odprowadzania syna pieszo do szkoły, do basenu, marszy, bez chorób, izolacji, kwarantann i innych remontów. A jak coś ma się psuć to u mnie a nie u mamy. O wiele mniej mnie to nerwów kosztuje.

1 lutego 2022 , Komentarze (10)

Z dobrych tygodni byłam dumna, z tymi gorszymi też się godzę. Ostatni dwudziesty niewątpliwie należy do tej drugiej kategorii. Nie dość, że częściowo na wyjeździe, to jeden dzień na powrót, to potem znów chorobowo. Bez aktywności prawie. Dużo odpoczynku, rekonwalescencji. Nie wygląda imponująco ale strat nie było, strat to znaczy przyrostu wagi. Waga nadal oscyluje na tym samym poziomie.

Oto podsumowanie:

Zarówno średnia kroków 8500 / dzień jak i pięter 10/dzień, jak na mnie są oględnie pisząc "niepowalające". Kroki, jak widać poniżej, dopiero wczoraj podgoniłam, a w dni "przeleżane" było ich ledwo powyżej 4000. Tak ja też tak potrafię, z książką 😁 zatkanymi zatokami i bólem gardła.

Co do kalorii to podobnie, licho było z aktywnymi. Najsłabiej sobota/niedziela, co tylko potwierdza teorię, że wysiłek umysłowy NIE SPALA KALORI 😭, to tak w ramach żartu.

Tydzień na plus bo waga Stoi. To, że nie będzie spadać to było wiadomo, przy braku aktywności. Jadłam w większości bardzo rozsądnie, no dobra zjedzenie na podwieczorek 4 tartych na mus jabłek może rozsądne nie jest ale zdrowe już bardziej :) na takie zachcianki sobie pozwalam czasem. 

WAGA jest jak jest, plan mam na 2,5 tygodnia, zobaczymy jak będzie. 

Wczoraj wróciłam do treningów w oparciu o sprzęt w domu i garażowej siłowni. Basen i planowane do rozpoczęcia treningi sztuk walki też. Tylko w domu i w miarę rozsądnie planuję. Jedzenie wczoraj idealnie, mam nadzieję tak utrzymać. Planowany deficyt dzienny 800 - 1200 kcal w zależności od tego ile będę spalać aktywnie. Wczoraj po treningu na orbim, zapodałam sobie koktajl białkowy potreningowy i powiem, że mnie głód nie napadł. Chyba na stałe wprowadzę go jako jeden z posiłków, 40 g proszku to 135 kcal (w tym 30 g białka i  2,8 g węglowodanów), 250 ml mleka to 111 kcal (w tym 7,5 g białka i 12 g węglowodanów).

Wczoraj próbowałam zarejestrować się do doktora rodzinnego ale nie udało mi się dodzwonić, jak to w poniedziałek, po kilku próbach dałam sobie spokój. Dzisiaj się zarejestrowałam na telewizytę. Wiecie w piątek miałam wynik negatywny ale nadal jestem w domu z synem z wynikiem pozytywnym wiec zakładam, że 100 % pewności nie ma co do tego, że nie roznoszę wirusa. Siedzę z dziećmi w domu i tyle. Czekam na telefon i receptę. Sąsiadka wykupi :) i powiesi na płocie. 

Miłego dzionka.

31 stycznia 2022 , Komentarze (26)

W łóżku lub fotelu przy kominku, tak mi dużej mierze minął weekend piątek-niedziela. Już lepiej. I ja i dzieci wychodzimy na prostą. Mąż w pracy na ćwiczeniu, tylko ciekawe co do domu przyniesie, zachorowań od liku a oni w kontenerach i namiotach ćwiczą 🤪 jak dobrze, że mnie tam nie ma.

W weekend podgoniłam czytanie, przez te 3 dni 4 książki. Jeszcze zostało mi tej autorki kilka i trudno mi jak kończę jedną nie sięgać po drugą. Jednak czytnik to rozpusta, tyle książek pod ręką. W kolejce do czytania mam gotowych kolejnych kilkanaście.

Plany, plany. 

Czas pogonić choroby i brać się do pracy nad sobą. Jeszcze dwa tygodnie uziemienia w domu w dziećmi więc nie będzie raczej marszy i basenu. Czas powrócić na orbitreka, sprzęt porządny w siłowni stoi. Plan to 1 h dziennie plus cardio na piłce, tylko muszę się skupić na jedzeniu, bo jak z cardio przesadzam to mi się apetyt mega włącza.

Założenia 1000 kcal/dzień spalać aktywnie. Jeść 2200 kcal. I chciałabym powalczyć o każdy dzień, a nie jednego 1500 kcal a drugiego 400 kcal. Zobaczymy. Do moich urodzin zostało 2,5 tygodnia. Chciałabym zrobić sobie prezent i zobaczyć wtedy "7" z przodu na pasku. Jest do zrobienia ale nie będzie łatwo.

Nadal czekam na najważniejszą decyzję finansową, związaną z odejściem ze służby. Za te pieniądze spłacimy kredyt hipoteczny i będę wtedy dokładnie wiedziała na czym stoimy odnośnie finansów. Na razie wpływy mniejsze a raty nadal duże, nie lubię stanu zawieszenia. 

Chyba podjęłam decyzję odnośnie szkoleń. Mam do wykorzystania prawie 10 tysięcy złotych na przekwalifikowanie zawodowe, zdobycie nowych uprawnień. Mam na to dwa lata. Potem przepada. Jedyny koszt dla mnie to podatek od tego.

Na chwilę obecną moje wykształcenie/tytuły to:

- technik hotelarstwa + 5 lat pracy  w zawodzie (w czasie studiów);

- mgr prawa ( 10 lat w zawodzie jako referent prawny w MON)

- oficer WP + 17 lat pracy w zawodzie (w tym 7 na pododdziale i ponad 10 j.w.);

- studia podyplomowe: "przygotowanie pedagogiczne dla nauczycieli przedmiotów zawodowych";

- sporo kursów zagranicznych prawniczych i z zakresu GENDER;

- kurs EXEL - stopień zaawansowany.

A teraz chyba się zdecydowałam na:

- kurs I stopnia na głównego księgowego;

- kurs II stopnia na głównego księgowego;

- kurs głównego księgowego.

Z liczeniem, bilansami i tym podobnymi nie miałam nigdy problemów. Z przepisami też 😁

Czymś się będę na pewno chciała zająć, za jakiś czas. Nie chcę pracować na etacie. Potrzebuję czasu dla dzieci dla siebie. Nie mogę spędzań 8 h przy komputerze ale 2-3 h powinno być ok. Prowadzenie spraw jednemu czy dwóm przedsiębiorcom? Poradnictwo prawno-księgowe? Jako wolny strzelec? Nie wiem, myślę. Kombinuję. Całe swoje życie czegoś się uczę rozwijam, a to językowo a to zawodowo, dokształcam. Chcę wiedzieć, lubię wiedzieć, umieć, rozwiązywać. A teraz mam komfort, wypracowane świadczenie emerytalne więc coś swojego to mniejsze koszty i mniejsze ryzyko. Ten rok to czas na rehabilitację, czas dla dzieci i dla mnie i na treningi i na naukę. 

Wiem, że jestem dziwna. Moje zainteresowania są z całkowicie różnych dziedzin. Dodajcie do tego rękodzieło, kartki, szycie, gotowanie, pasję fotograficzną i czytelnictwo i ... pisanie też. Podobno Wodniki czasem tak mają.

Wiecie. Mam 42 lata, prawie 43. Zakończyłam jeden etap życia i .... czuję, że mogę jeszcze wiele. Tylko muszę się zdecydować, kim chcę być "jak dorosnę". 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.