Tak sobie wczoraj myślałam i o tym roku co mijał i o planach na kolejny. Mglistych, raczej życzeniach. Nigdy nie robiłam postanowień Noworocznych. Zmiany wprowadzałam jak do nich dojrzewałam, nie ważne czy to był 16 kwietnia czy 5 września. Na siłę bo data to się nie da, nie u mnie. Musi przyjść czas.
Na początek rzecz, tutaj na portalu dla osób gubiących wagę, najważniejsza ten rok zaczynam o 15 kilo lżejsza niż rok temu 😁
Zeszły rok był trudny, pozytywny, przyniósł wiele decyzji, zmian.
Pierwsze pół roku w kieracie, praca, dużo pracy i dom. W pracy w swojej komórce byłam sama, mnóstwo pracy i odpowiedzialności, ryzy dokumentów. 8h dziennie przy komputerze, a właściwie 3 komputerach. Kursy, wszystkie anglojęzyczne, podnoszenie kwalifikacji itp. Dużo pracy nad sobą. Sukcesy małe i trochę większe, kolejna "szóstka z opiniowania", szanse na awans w kolejnym roku. W pracy perfekcjonizm. Ale to ma koszty, dużo kosztów. Ruch mało, brak czasu. Rano pieszo do pracy 3,5 km (mąż w to samo miejsce jechał autem syna odwożąc po drodze do przedszkola). Po południu czasem powrót pieszo, czasem autem bo szybciej. Popołudnia wiadomo, lekcje, gotowanie na dzień następny, pranie itp. Żonglowanie jak szkoły i przedszkola zamykali. Brak czasu dla siebie, na cokolwiek. Jak już człowiek ogarnął co trzeba - padał z dziećmi.
Jedzenie, rano w pracy owsianka potem lunch, zdrowy kanapka i sałatka itp. w domu popołudniu obiad, bez kolacji. Ilość kalorii nie tragiczna ale dieta oparta na tym co mi najbardziej smakowało, węglowodany. Huśtawka energii, spadki, brak siły, zmęczenie itp.
W pierwszym półroczu coraz gorzej się czułam, ręka drętwiała mi bardzo, nie byłam w stanie robić notatek odręcznych, obrać pieczarek, przyszyć guzika. Bóle kręgosłupa, po godzinie siedzenia musiałam się kłaść na podłodze na 5 minut. Na lekarza brak czasu, do czasu. Jak tylko mój szef wrócił z kursu przekazałam mu pałeczkę i zaczęłam maraton po lekarzach, badaniach. Wyniki krwi, przeciwciała, prześwietlenia, rezonanse, EMG i sporo innych. Nadrobiłam 5 ostatnich lat. Wykluczyliśmy sporo rzeczy, o pewnych wiedziałam (niedoczynność tarczycy leczę od lat, guzy badam co roku), a pewne były ogromnym zdziwieniem. Pęknięcia kręgosłupa, kilka przepuklin, uciskających nerwy, problem "uciekającego kolana" wynikający z ucisku nerwu w kręgosłupie, zaawansowany Zespół Cieśni Nadgarstka z zanikiem mięśni kciuka, insulinooporność, hiperinsulinemia, problemy z hormonem stresu to tak na początek. Każdy lekarz ma swoje zalecenia. Nie biegać, nie dźwigać, nie siedzieć, nie stać, odciążyć kręgosłup. Zmienić żywienie, ograniczyć na maxa proste węglowodany, schudnąć. Ćwiczyć, unikać stresów. Neurolog jasno mówi: może być trochę lepiej ale mało, jedna operacja konieczna, kolejna do uniknięcia, zobaczymy, walczymy o to aby gorzej nie było, o to aby było tak jak jest, bo może być dużo gorzej.
Niewykonalne. Nie przy trybie mojej pracy, nie przy tych obciążeniach. Brak czasu, dzieci, dom, pełny etat, daleko od rodziny, pomocy. Czas na decyzję.
Wybór wbrew pozorom był prosty, przeanalizowaliśmy z mężem finanse, i nasze potrzeby jakie mamy jako rodzina - nie tylko te finansowe ale te dotyczące czasu, poświęcenia. Prawa emerytalne nabyłam kilka lat temu, zabezpieczenie mam, będzie mniej ale damy radę. Od lipca zwolnienie lekarskie, potem komisja lekarska orzeka urlop zdrowotny, ja składam wypowiedzenie, skupiam się na rodzinie i na sobie, swoim zdrowiu. Po raz pierwszy w życiu chyba słucham lekarzy, ale o tym już wielokrotnie pisałam.
Wtedy też tu trafiłam, więc dalsza historia jest znana.
Jest ok, jest lepiej, dużo lepiej, póki nie siedzę i nie stoję i nie przeciążam ręki, kilka dni temu wzięłam do ręki szydełko. Po pięciu minutach nie czułam ani dłoni ani szydełka. Ale jest o niebo lepiej niż pół roku temu.
Schudłam i chcę jeszcze schudnąć, ale już nie dużo 5-7 kilo. Nie będę eteryczna, zawsze będę umięśniona ale przy tej wadze wyglądam dobrze, szczupło. W pierwszym kwartale roku rehabilitacja dłoni, potem kręgosłupa. Ogólnie chcę działać tak jak od września. Dużo ruchu dozwolonego przez lekarzy, odciążanie, rehabilitowanie, czas dla dzieci, męża, domu. Plany może mało ambitne, ale realne a postanowienie?
Nie wiem czy realne ale powinnam zacząć się rozciągać. Nienawidzę tego, ale wiem, że muszę, a jak muszę to zrobię. Dojrzewam pomału do tego.