Marsz zaliczony, zaraz po śniadaniu. Dzisiaj w drodze powrotnej dopadł mnie deszcz, ale taki ciepły i drobny, że już pod domem byłam znów sucha.
. Ludzie w mieście dziwnie się na mnie patrzą, ale nie jest to jakieś pogardliwe czy złośliwe spojrzenie, raczej może nawet mi zazdroszczą, że mam na to czas... . Kiedyś maszerowaliśmy grupą pięcioosobową, teraz chodzę sama, bo sąsiadki z różnych powodów się wyłamały... . O tej porze roku, kiedy nie mam dużo prac w ogrdzie, to rano taki spacer to sama przyjemność. Zakładam MP3 i maszerując uczę się francuskiego. Przy okazji takich spacerów odkryłam sporo nowych uliczek, skrótów, podglądam cudze ogrody
. Niektóre obce psy już na mnie nie szczekają, bo mnie poznają... .
A w domu... trochę się nudzę, a może jest mi smutno, że przez większą część dnia nie mam do kogo się odezwać, zaczynam "rozmawiać" z Bellą, właściwie jest to raczej monogol. Wieczorami staram się jeszcze małżonka wyciągnąć na krótki spacer, ale to raptem pół godziny, dobre i tyle. Sunia się dobrze wybiega i nie rozrabia w domu.
Około 18.25 mam swój ulubiony program ogrodniczy, brytyjski, lubię go oglądać, można się ciekawych a czasem zabawnych rzeczy dowiedzieć
.
A jak dietka... jakoś się trzymam, choć przyznaję, nie jest lekko.
śniadanie: 100g twarożku z kromką chleba, pomidory i ogórek
II śniadanie: serek waniliowy Danona, nektarynka i trochę winogron
obiad: ryba duszona na warzywach, zupa kalafiorowa (krem) bez zabielania,
podwieczorek: kefir i owoc
kolacja... znów nie mam pomysłu, ale może sałatka ze świeżych warzyw z jogurtem? , lekka i zdrowa. Byle do przodu... .