To co zrobiłam wczoraj, przerosło wszelkie zasady zdrowego rozsądku... . Żarłam bez opamiętania, choć tak ładnie zaczęłam dzień. Później wpadła koleżanka niespodziewanie zresztą, wypiłyśmy kawę, po pół piwa i zjadłyśmy po dużym kawałku drożdżowego niedzielnego ciasta. Później coś mi odwaliło i zeżarłam talerz bigosu, zagryzłam to kolejnym kawałkiem ciasta. Było mi tak niedobrze, że nie mogłam sobie znaleźć miejsca. W życiu się tak nie obżerałam jak wczoraj. O 15.00. zaczęło walić mi serducho jak oszalałe, zaczęły drętwieć mi palce u prawej ręki, zaczęłam się pocić i było mi zimo... .A w domu nie ma nikogo... , zmierzyłam ciśnienie 150 na 85 moje normalne to 111 na 65. Wpadłam w panikę, zaparzyłam melisę, jedną, drugą, położyłam się, po godzinie znów zmierzyłam ciśnienie, spadało, ale ciągle było wysokie.
Melisa spowodowała, że się uspokoiłam, zaczęłam czuć się lepiej, choć żołądek zaczął mi dokuczać. Wystraszyłam się nie na żarty. Przyrzekłam sobie, że jak przeżyję tę noc, to od jutra ( wtorku) wracam do diety i ruchu. Przeżyłam, rano stanęłam na wadze i kolejny szok, jak obuchem w łeb... 80kg, jak ja mogłam się znów tak spaś
i to przez wakacje. No tak, ale jak sobie przypomnę, letnie wieczory, grille, wino, zero ruchu prawie, bo raczej tylko prace ogrodowe... . Bo zawsze były wymówi, bo to upał, to komary albo deszcz... . I efekty nie dały na siebie długo czekać.
Dzisiaj, po śniadaniu : 100g twarogu ziarnistego z kromką chleba i po pół: banana, nektarynki i jabłka, zaliczyłam 10kg marszu z kijkami. Zajęło mi to półtorej godziny. Po powrocie wypiłam kefir, zjadłam pozostałe części owoców ze śniadania. Na resztę dnia przewiduję porządki w ogrodzie jako ruch. Wieczorem spacer z rodzinką.
Na obiad mam wczoraj przygotowanego kurczaka z warzywami, zupę kalafiorową czystą, surówkę z czerwonej kapusty. Kolacja: kefir z nektarynką może... .
Do urodzin postanawiam zrzucić 5kg.