Waga od 4 dni prawie się nie zmienia, chyba, że zmianą można nazwać 10 dekagramowy wzrost lub spadek ;) Dobrze, że nauczyłam się panować nad emocjami i nic sobie z tego nie robię, a właściwie robię po prostu działam dalej z uśmiechem na twarzy, bo wiem, że to tylko przejściowy etap, chociaż zdaję sobie sprawę, że może potrwać kilka dni, ale i kilka tygodni. Grunt to zachować spokój i nie dać się zwariować z powodu braku wymarzonych efektów na tym elektronicznym urządzeniu, które niejednym spędza sen z powiek :D
Od wczoraj zaczęłam mieć też fazę na nie jedzenie. Nie wiem, czy Wy tak macie, ale ja na pewnym etapie odchudzania przestaję być głodna i mogłabym cały dzień nic nie jeść. Niektórym może się wydawać, że to super, niestety tak nie jest, bo jak nie będę jadła to po pierwsze spowolnię metabolizm, po drugie nie dostarczę organizmowi odpowiednich składników odżywczych, a po trzecie skończy się to tym, że w końcu rzucę się na jedzenie i nadrobię zaległości w 5 minut, a do tego wcale nie gwarantuje to spadku masy (już to przerabiałam). Wpaść w tą pułapkę jest bardzo łatwo, trudniej się z niej wydostać. Dlatego muszę się przymuszać do jedzenia, nawet jeśli nie odczuwam głodu. Gdyby nie było to takie skomplikowane, to można by uznać to za śmieszne, że grubas zmusza się do jedzenia.
Dzisiaj dzień odpoczynku, trzeba się zregenerować, żeby mieć siły na jutrzejszą jazdę. Rano wyskoczyłam jedynie na bazar po śliwki, cebulę i natkę pietruszki i mało nie wróciłam do domu ze szczeniaczkiem. Był śliczny i kosztował tylko 20 złotych. Zdrowy rozsądek jednak zwyciężył i wróciłam do domu bez pieska. Trochę szkoda, ale trzeba myśleć realnie, bo nie bardzo mam warunki, żeby nim dobrze się opiekować, chociaż moja Jaga (bratanica) byłaby wniebowzięta. Z tym jest podobna do mnie, najchętniej przygarnęłybyśmy wszystkie kotki i pieski, które potrzebują pomocy :) Właściwie to z tym całkowitym odpoczynkiem wyszło średnio, bo pomyłam okna (polecam mycie okien letnim płynem do spryskiwaczy samochodowych), zmieniłam i wyprałam pościel i ręczniki, i ogólnie posprzątałam. Ale za to jutro i pojutrze żadnych obowiązków pełny chill out.
A oto menu do, którego się zmuszam :
Śniadanie : owsianka, twaróg z pomidorkami, rukolą, otrębami i pestkami dyni, koktajl brzoskwiniowy
Obiad : zupa-krem z białych warzyw, burgery z boczniakami i surówką z kiszonej kapusty, marchewki i jabłka
Kolacja : muffinka warzywna, reszta surówki z obiadu i śliwki (zamiast muffinki miała być sałatka ze szpinaku, rukoli, pomidorów, białej fasoli i awokado, ale nie dałabym rady jej zjeść, gdyby nie to, że jutro wcześnie rano chcę zrobić sporo kilometrów na rowerze to w ogóle bym nie jadła)
A na deser kartka z mojego kalendarza :
Miłego wieczoru :)