Z miłych rzeczy to wieczorem na kilka dni przyjechała moja mama i zauważyła różnicę A widziała mnie ostatnio 29 września. I bardzo mnie to ucieszyło, gdyż moja mama nie ma w zwyczaju słodzić, i raczej mówi prawdę. A już jeśli chodzi o moją "figurę" to zawsze mówi prawdę, i nie zawsze jest (było) mi z tego powodu miło;-) Generalnie za każdym razem jestem poddawana ścisłej ocenie :-) Dziś dostałam od mamy nowe spodnie, i jak dodała, "ale nie wiem czy nie będą teraz za duże" to po prostu miodek na serce. Spodnie w sam raz, czyli mam przejściówkę, przecież nie od razu zmieszczę się w te z dnia szafy Dodatkowo czym zupełnie mnie rozbroiła przywiozła mi to:
Wielki pojemnik wyłuskanych orzechów włoskich i na górze laskowych :-)))))))))))))))))))))))))))))) Z naszego ogrodu w Olsztynie (stamtąd pochodzę), czyli zdrowe, niepryskane i pyyyyyszne, i postawiłam kubek żeby odzwierciedlić wielkość pojemnika :-) Normalnie porcja dla wiewióry :-)
Z ćwiczeń było tylko 35 min rowerku i 100 brzuszków. Ale weekend w końcu mamy i moje kolano wraca jeszcze "do siebie" ;-)
Moja dieta była dziś bardzo smaczna:
śniadanie kanapki razowe z zieleninką :-)
II śniadanie: kiwi w przelocie;-)
III Obiad też na szybko, gdyż byłam zajęta barszczem dla reszty ;-) A że najmłodszy dzielnie chciał mi pomagać, miałam niełatwą gimnastykę kuchenną :-) Moje danie: 60 gram czerwonego ryżu, 1 buraczek, 3 jajka w papryce
IV odrobina słodkości, serek wiejski z miodkiem i rodzynkami;-)
V skromna kolacja (1 razowa, z szynką z indyka 2 plastry)
Także Kochani walczę nadal :-) Pozdrawiam i ściskam Wszystkich Walczących o nowe życie :-)
Ania