wczoraj tylko 20 min rowerku bo dzien połatany ale trzymam sie diety i spacery pod kazdym pozorem.
waga jezdzi bylo 66,6 potem 66,4 potem 66,1 dzis 66,6 z powrotem (bo wczoraj jadlam kolacje - pan mąż przyniósł łososia i trudno byloby odmawiac siedzenia, jedzenia, rozmawiania) ale z drugiej strony ja juz pamietam moje poprzednie wyczyny na vitalii, gdy chudlam kilogram na tydzien a potem w ciagu chyba tygodni dwu nagle mialam z 64,x doszlam do 72... oto moje mozliwosci,,, wiec narazie jakby sie udalo trzymac 66,6 i nie wyzej to byloby milo... pochwalę sie moim kotom;) i Wam
wiec nie pospieszam sie bo chcialabym sie ustabilizowac, jestem juz za stara na skoki i myslenie ze dam rade pozniej.
w nagrode za chudniecie poszlam do fryzjera;-) farba sciecie modelowanie i jestem nowa Florką schudnieta na tyle, by bylo milo i lepiej. "Mamo schudlas, prawda?";-0
tymczasem trudne pare dni bo wyjezdzam, dwa miasta i spotkania rozne sluzbowe i nie,
realnie oznacza to brak wlasnej kuchni i trudnosci w regularnosci ale postanowilam sie trzymac ;-) by jak wroce w niedziele bylo tak samo - bo to juz byloby sukcesem, mozliwosci gimnastyki beda mocno ograniczone a kawa i slodycze na kazdym stole,,,
narazie. Powodzenia wszystkim! i dobrych mysli
ps.
takie urocze zdanie Nakonieczny napisała
Jak pomyślę, że 4kg cukru, albo 3 butelki wody mineralnej czy 20 kostek masła mniej na moich plecach, to czuję tę ulgę.