....że siedzenie w domu mi bardzo nie służy. Mam teraz urlop i czuję jak z dnia na dzień rozleniwiam się coraz bardziej. Dzisiaj toczyłam prawdziwą walkę samą z sobą. Tak moje drogie, mechanizmy wszystkie są mi znane doskonale ale tak samo jak Wy borykam się z tymi samymi uczuciami, odczuciami i bolączkami.
Z obserwacji siebie samej zauważyłam, że nie jestem jeszcze gotowa na poluzowanie narzuconych sobie działań. Odpuszczenie treningu czy małe odstępstwo od diety zaczyna powodować efekt kuli śnieżnej. Utoczyłam narazie małą kulkę i na szczęście udało mi się ją natychmiast rozwalić. Bardzo się dzisiaj biłam z myślami czy wyjść pobiegać. Pogoda wietrzna i zimno. Przeciągałam to przez cały dzień. Tak mam już wyrobiony nawyk codziennego wychodzenia ale to nie znaczy, że codziennie robię to z uśmiechem na twarzy i z ogromnym oczekiwaniem. Staram się, żeby tak było ale nie zawsze tak jest...
Dzisiaj był właśnie taki dzień. Skąd ten opór? Może po prostu nuda ( oby nie bo zamierzam biegać jeszcze wiele lat) , może zniecierpliwienie, że to wszystko idzie tak wolno. W procesie zmiany ścierają się dwie siły - dążenie do zmiany i opór wobec niej. Opór to świadome przeciwstawianie się zmianie, i jest on nieodłącznym jej elementem. Boimy się tego co nowe i nieznane, boimy się czy nam się uda, co będzie jak nam się uda itp. Zatem lepiej jest zostać w tym gorszym ale znanym, bezpiecznym , ciepłym...
U mnie pojawił się opór, opór przed restrykcjami, które sobie narzuciłam, przed wczesnym wstawaniem, regularnym jedzeniem, wychodzeniem itp. Ja wiem, że tylko to jest drogą do sukcesu ale ów opór komplikuje cały proces. Musze zatem przeprojektować cały proces, ułożyć i zaplanować go na nowo. Nie, nie, nie nie poddam się choć wiem, że mój mózg by bardzo tego chciał. Trzeba pamiętać, że zmiana jest jak topniejąca kostka lodu. Jest -15 i chcemy żeby lód stopniał, nic się nie dzieje zatem stopniowo zmieniamy temperature na -14, -13, -12 a kostka nadal nic. Tak własnie wygląda zmiana, temperatura to nasze działania , każdy jeden stopień to nasz ruch, zabawa, przytulenie itp i choć w tych minusowych temperaturach tej zmiany nie widać to jednak te nasze drobne kroki ciągle przyblizają kostke lodu do zera... Przy -1, 0 zaczynamy w końcu zauważać zmianę, przy 2 czy 3 st kostka zaczyna wyraźnie topnieć, by w koncu przy +10 zniknąć całkowicie... Tak wygląda nasza zmiana, długo długo nic a jednak się dzieje...
Zatem wyszłam dzisiaj w bólach i mękach i przebiegłam 5,5 km a potem pomachałam hantelkami w domu...
Jestem z siebie dumna.