No i kurcze ledwo 0.3 w tym tygodniu... cholerne sajgonki. Ja nie mogę nic serio, jak alkoholik. Wszyściutko muszę liczyć. Dzisiaj dietka trzymana super i sportu dużo bo i spacer i pobiegane i wyzwanie myknięte;) Owocny dzień także pod względem realizacji innych moich planów. Nadal toczę bój z prokrastynacją. Szukam swojej ścieżki pokonania tego cholerstwa za wszelką cenę. I doszłam dzisiaj do wniosku, że chyba mam za małe ..hamowanie. Ot szybko przerzucam się z czynności na czynność, niejednokrotnie zapominając w ogóle, że poprzednią już zaczęłam. Oczywiście może to już być efekt demencji starczej i początków Alzhaimera a niekoniecznie prokrastynacji ;) Wszak wiek już mam zacny :)
Poobserwowałam dzisiaj siebie jak reaguję na różne dystraktory ( czyli przeszkadzacze, rozpraszacze uwagi ) np pikający sms, czy wyskakujący nowy post na FB, sąsiadka za oknem itp itd. Za wiele tych dystraktorów nie mam bo chwilowo nawet kot nieobecny ale zawsze coś. I okazało się, że nawet siedząc przed komputerem i pisząc artykuł, w tzw międzyczasie zdążyłam :
- przejrzeć kilka #hot16challenge ( niektóre są naprawdę wspaniałe!!!!)
- pozmywać
- ogarnąć koleżance kilka osób do badań do pracy magisterskiej
- wysłać kilka wiadomośći na msg
- sprawdzić co mam dzisiaj jeść na lunch i obiad
- włączyć odcinek serialu i wyłączyć go po 15 min ( bo jednak mam pisać artykuł !)
- sprawdzić czy na pewno ukazał się nowy film Sekielskich i upewnić się, że na pewno nie chcę go oglądać własnie w tym momencie
- przejrzeć milion stron internetowych poszukując info jak napisać artykuł naukowy ( chociaż doskonale to wiem, bo pisałam już kilka na zaliczenie i do publikacji na studiach ), mimo iż naukowego pisać nie będę tylko popularnonaukowy bo jak zacznę na blogu zasuwać psychologicznymi pojęciami to nikt mnie nie będzie chciał czytać:D
- dopisać kilka książek do mojej listy "do przeczytania " bo w wyniku szukania info o artykule natknęłam się na kilka ciekawych pozycji ( choć mam już na niej 18 pozycji !)
- a i jeszcze zdążyłam się przebrać na trening ! by po chwili podjąć decyzję, że jednak poćwiczę popołudniu ;D
I to wszystko w ...3 godziny !
Znacie to? Przecież to się można zamęczyć na śmierć samymi " przygotowaniami" a artykuł jak nie powstał tak nie powstał choć zarys już jest ! Nie zrobiłam w zasadzie NIC co choćby odrobinę przybliżyło mnie do mojego celu...
I dlatego muszę popracować nad hamowaniem. Przyda się też w diecie jak nic ! Never more sajgonek !
Jeśli umiesz hamować to umiesz odmówić różnym pojawiającym się na horyzoncie " okazjom do natychmiastowego wykorzystania" - pogadania przez telefon, zjedzenia czegoś za dużo, lub czegoś co jest na ten moment nie wskazane, obejrzenia filmu nie wtedy kiedy jest na to czas. Powiecie aaaa... nie dajmy się zwariować, żyjmy ! Tak , zgadzam się, ale wieczne spychanie obowiązków czy czekających na nas zadań powoduje, że wpadamy w pętlę
odwlekam ---> zadręczam się, że czegoś nie zrobiłam ---> odwlekam-----> zadręczam i tak w kółko ..
Zatem co robimy ?
Rozbijamy sobie zadanie na mniejsze etapy i nie ruszamy niczego innego zanim nie zakończymy etapu A, B czy C itp. Po każdym etapie mała nagroda ( wybierz sobie co chcesz:D) Stwarzamy sobie wizualizację i trenujemy w głowie - wizualizację procesu wykonywania danej czynności i osiągania celu. ( Nie już osiągniętego celu, bo wtedy mózg spocznie na laurach i będzie nas kusił przyjemnościami - tylko procesu) . Tak sobie wizualizowałam jazdy jak robiłam prawko! Działało serio...
I trzymamy się planu...
Wciskamy hamulce dziewczyny i dawaj do celu!!!!