Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ambitna studentka ekonomii, która z powodu ciągłego tycia i diet powoli traci radość życia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11239
Komentarzy: 296
Założony: 10 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 11 października 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
czekoladka9186

kobieta, 33 lat,

168 cm, 79.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 maja 2014 , Komentarze (4)

Spektakularnego sukcesu dziś nie było... Ale waga pokazała 93,3 kg czyli 0,4kg mniej niż tydzień temu. Nie ukrywam, że jestem trochę zawiedziona bo liczyłam na większy spadek taki ok. kilograma. Ale staram się sobie wytłumaczyć to też tak, że @ trwała przez cały tydzień i może to przez nią. W każdym razie nie załamuję się tylko idę dalej. Sumienie mam czyste bo cały tydzień było ładnie. N koniec maja zrobię pomiary cm. A tutaj już będzie znacznie lepiej i tego jestem pewna bo sama po sobie widzę różnicę i widzę jak ciało się zmienia. 

Menu:

ś. 2 kromki (7 ziaren) z sałatą, plasterkiem sera żółtego, 1/3 ogórka zielonego

II ś. kawałek piernika, szklanka soku (marchwiowo-bananowo-brzoskwiniowego)

o. miseczka zacierki (zupy mlecznej)

p. małe jabłko, baton musli

k. jeszcze nie wiem

Jutro do wieczora na uczelni... Ale może uda mi się coś wykombinować i jakoś wcześniej się urwać. W niedzielę tylko na 3 godziny. A od poniedziałku znów urwanie głowy.

Uciekam coś działać. Trzymajcie się.

Asia

15 maja 2014 , Komentarze (2)

Dobija mnie ta pogoda. Jak nie przestanie w końcu padać, to normalnie coś mnie trafi. Ja chcę słońca! A w domu, patrząc na pogodę za oknem dosłownie marznę. Coś mi się chyba krążenie pogorszyło, bo stopy i dłonie to mam normalnie lodowate. A przecież po ćwiczeniach powinno być inaczej. Nie wiem co jest grane...

Wczoraj rower sobie odpuściłam. Siedziałam do 1 w nocy nad pracą i w końcu trochę ruszyłam do przodu. Dzisiaj rower już był 40 min szybkim tempem. A zaraz zabieram się dalej za pisanie.

Dzisiaj zabiegi mamy poszły nawet sprawnie, nie czekałyśmy długo. Na gimnastyce, którą ma zaraz po zabiegach też się nie nudziłam. I poznałam fajnego chłopaka (ma ćwiczenia wtedy co mama). Świetnie nam się rozmawia, ma ogromne poczucie humoru i jest dokładnie w moim typie :D Ale wydaje mi się że kogoś ma... No nic, pogadać zawsze można, przynajmniej jest wesoło. :)

Dzisiejsze menu:

ś. płatki + musli + szklanka mleka 1,5 %

II ś. 3 paluchy kukurydziane (takie plecione Sante)

o. wczorajszy żurek, 3 plasterki kiełbasy, ketchup, kromeczka chleba

p. 3 paluchy kukurydziane

k. kromka (7 ziaren) z wędliną, sałatka (1/3 pomidora, 3 rzodkiewki, 1/3 ogórka zielonego, łyżka kukurydzy, 3 liście sałaty lodowej, ok 2 łyżki jogurtu naturalnego, majeranek, oregano, czosnek granulowany).

Trzymajcie się kochane! 

Asia

14 maja 2014 , Komentarze (4)

Dzisiejsze menu:

ś. 2 kanapki z twarożkiem ze szczypiorkiem i rzodkiewką

II ś. Big Milk, kostka mlecznej czekolady

o. miseczka żurku z jajkiem i 3 plasterkami kiełbasy wiejskiej, kromeczka chleba, ketchup

p. pół banana, średnia pomarańcza

k. 2 kanapki z sałatą, wędliną, rzodkiewką, pomidorem, pół zielonego ogórka

Dzień jakiś taki smutny dzień. Może to ta pogoda tak działa, nie wiem. Wczoraj rower był tak jak planowałam, a dziś miałam sobie odpuścić żeby w końcu na poważnie przysiąść do pisania tej pracy, ale chyba jednak wygospodaruję te 40 min, może to mi trochę poprawi humor...

Trzymajcie się kochane.

Asia

13 maja 2014 , Komentarze (3)

Dzisiaj zbliża się ku końcowi 15 dzień mojego NOWEGO życia. Czuję się z tym cudownie. Dużo jeszcze pracy przede mną, ale już teraz kiedy patrzę w lustro zaczynam się uśmiechać do swojego odbicia. Jest lepiej, a będzie jeszcze lepiej. Początek jest najtrudniejszy. Czuję się dużo lepiej, rano budzę się wypoczęta a wcześniej rano wstawałam bardziej zmęczona niż jak szłam spać... Mam więcej energii w ciągu dnia i nie muszę fundować sobie popołudniowych drzemek, żeby jakoś funkcjonować.

Zamieszczam dziś swoje menu i postaram się to robić codziennie (o ile będę pamiętać ;))

ś. musli bakaliowe ze szklanką mleka 1,5%

II ś. pół średniego banana (w biegu bo nie było czasu), pół szklanki soku z marchwi, truskawki i jabłka

o. warzywa na patelnię

p. naleśnik z serem, mały banan

k. kromka chleba z chudą wędliną, sałatka (kilka liści sałaty lodowej, 1,5 małego jajka ugotowanego na twardo, pół średniego pomidora, szczypiorek, majeranek, oregano, szczypta czosnku granulowanego, 2 łyżki jogurtu naturalnego)

3 szkl. herbaty czerwonej, 3 szkl. herbaty zielonej, ok 1l wody niegazowanej. 

Nie podaję kaloryczności posiłków, bo nie umiem tego szybko policzyć, a nie mam teraz na to czasu. Może kiedyś, z czasem się nauczę.

Dziś będzie rower 40 min i mam zamiar dać sobie taki wycisk jak wczoraj! :)

Trzymajcie się kochane, powodzenia w postanowieniach!

Asia.

Ps. Daj z siebie wszystko! :)

12 maja 2014 , Komentarze (1)

Kiedyś myślałam, że silna wola to coś czego absolutnie nie posiadam. Okazuje się, że jednak się myliłam. Ja ją posiadam, tylko schowaną głęboko. Dziś wygrała, w końcu dała o sobie znać! 

Miałam straszny dzień. O godzinie 6 rano obudził mnie potworny ból brzucha. Drugi dzień @, więc standard, zawsze wtedy zdycham. Normalnie jak bym mogła to przeleżałabym pół dnia, albo i więcej jakby się dało. Ale niestety miałam za wiele do zrobienia. Zrobiłam w biegu zakupy, potem szybki obiad, trochę porządków w domu. O 16.00 musiałam jechać z mamą na rehabilitację. I tak będzie teraz codziennie min przez 2 tygodnie. Przy czym od jutra zmienią się godziny. Ale nie byłoby w tym nic denerwującego, gdyby nie to że do domu wróciłyśmy po 20. Całe 2 godziny czekania w przeludnionej poczekalni, żeby wziąć 24 min elektrostymulacji i później znów czekać 40 minut na ćwiczenia... Do tego niemiłosierny ból brzucha i wróciłam do domu wykończona. Mama z resztą nie lepsza.

No ale szkoda mi było tego dnia. Zrobiłam co musiałam i siadłam na rower. Nawet sobie nie wyobrażacie jaki dałam sobie wycisk. To było tylko/aż 40 minut, ale tak intensywnego kręcenia, że nawet nie czułam bólu brzucha... Tym razem moja silna wola wygrała! 

A i pozwoliłam sobie dziś na loda, w ramach drugiego śniadania + szklanka soku. Nie mam wyrzutów sumienia. Ważne, że skończyło się na 100ml a nie 1000.

Wam również życzę duuużo silnej woli :)

Pozdrawiam,

Asia.

11 maja 2014 , Komentarze (3)

Tak to już u mnie jest, że 13-ty zawsze jest dobrym dniem. 13 w piątek się urodziłam, 13 wyrwałam pierwszego zęba, przeżyłam 13 dzień diety ;D Mój organizm chyba powoli przyzwyczaja się do "diety". Przy czym nie traktuję tego jak diety tylko zmianę stylu żywienia. Dieta to dla mnie coś okropnego, postrzegam ją jako rygor i same zakazy. A ja sobie niczego nie odmawiam, tylko pilnuję się żeby było zdrowo i w mniejszych porcjach. I to mi odpowiada. Nie chodzę głodna ani pozbawiona sił. Znalazłam w końcu na siebie sposób. Ale jak przypomnę sobie moje "diety" sprzed kilku lat to głowa boli. Jadłam np. same owoce, albo same warzywa albo inne cuda. Okropnie się czułam. Nie myślałam o niczym innym tylko o jedzeniu. A efekty były albo żadne albo krótkotrwałe bo na takiej diecie wytrzymywałam góra 2-3 dni. Potem wszystko wracało, czasem jeszcze z nawiązką. Ale do czego zmierzam...

Pojechałam dziś wieczorem na uczelnię, miałam seminarium z promotorem i musiałam wstąpić do biblioteki. Wyszykowałam się ładnie, wychodzę z klatki do auta a tam sąsiad. Ja standardowe "dzień dobry", a on do mnie: "Asiu promieniejesz!". Okej. Potem chwila namysłu podczas jazdy i aha... Buzia już nie taka opuchnięta + makijaż. 

Wracam z uczelni (kocham prowadzić auto!) i tak sobie myślę, że pojadę trochę dłuższą drogą i wstąpię może do biedronki albo lidla i kupię może jakieś lody, ciastka, czekoladę... Ale chwila! Przecież wcale nie mam na to ochoty. I to nie było psychologiczne zagranie, tylko faktycznie nie miałam ochoty na żadne słodycze. Ta myśl napadła na mnie z przyzwyczajenia. Bo prawie zawsze wracając ze szkoły jechałam po "coś" na wieczór. 1l lodów, chipsy, jakiś sok najlepiej nektar bananowy bo taki gęsty... no i jeszcze ze 2 czekolady mleczne, albo z jakimś nadzieniem. Rozkosz dla podniebienia. Stop. Pogłośniłam muzykę, odgoniłam głupie myśli. Ustępowałam pierwszeństwa każdemu pieszemu (jeden pan to mi nawet powiedział, że bardzo mi dziękuje i że jestem bardzo uprzejma) , robiłam miejsce włączającym się do ruchu i uśmiechałam się do siebie. A kiedy wróciłam do domu, zjadłam 2 przepyszne kanapeczki z chleba "7 ziaren"(mój ulubiony) z sałatą, jedna z wędliną, druga z połową plasterka żółtego sera, z rzodkiewką i szczypiorkiem. Do tego wypiłam ciepłą herbatkę. Później pobawiłam się klockami z moim chrześnikiem, trochę się powygłupialiśmy, a teraz oto jestem tutaj. To był udany dzień. Wczorajszy dołek dziś został usprawiedliwiony. Spodziewana @ przyszła. 

Trzymajcie się kochane,

Asia.

10 maja 2014 , Komentarze (5)

Ogarnęło mnie dzisiaj masakryczne poczucie bezsensu. Czuje się z tym fatalnie, a czym więcej o tym myślę tym jest gorzej.

Bezsensownie wybrany kierunek studiów - ekonomia. Nie miałam pomysłu na siebie i uznałam, że dobrze będzie po technikum ekonomicznym iść dalej w tym kierunku. Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że to była głupota. Trzeba było złapać trochę oddechu, pomyśleć o tym co chcę w życiu robić. A teraz? Pisanie pracy licencjackiej to dla mnie udręka. Męczę się na samą myśl. Zmuszam się i jakoś ciągnę to do przodu bo skoro przemęczyłam się już te 3 lata to szkoda to zmarnować, a tak będzie chociaż papierek. O ile w ogóle obronię... Chciałam prowadzić swoje biuro rachunkowe. Ale żebym mogła zostać samodzielną księgową, muszę mieć lata pracy w zawodzie. Znajomości w tej branży nie mam, a z ulicy nikogo nie chcą. Mogłabym poszukać jakiegoś stażu w większym mieście, ale to się wiąże z min godzinnym dojazdem w jedną stronę do pracy, plus powiedzmy 8 godzin w pracy i znów godzina powrotu. To jest już 10. A niestety w mojej obecnej sytuacji rodzinnej to nie wchodzi w grę. Nie miałby kto zająć się przez ten czas rodzicami... Ja się absolutnie nie skarżę, ale szukam na siebie pomysłu i już od ponad 2 lat tkwię w martwym punkcie. Nie wiem co ze sobą zrobić...

Dieta na szczęście w porządku. I to chyba jedyna kwestia, w której jestem przekonana, że dobrze robię i nie będę tego żałować. Wysprzątałam całe mieszkanie, zrobiłam zakupy, a wieczorem będzie rower i pisanie pracy...

Pozdrawiam, 

Asia

9 maja 2014 , Komentarze (12)

11 dni diety i na wadze mniej o 4,3 kg! Jeszcze 3,8 kg żeby zobaczyć dawno już zapomnianą 8 na wadze. Plan jest taki, żeby osiągnąć ją do 1 czerwca.To jeszcze 3 tygodnie więc powinno się udać. Przy założeniu, że zbliżający się okres nie popsuje mi planów. W każdym razie nie zamierzam się poddać! 

Pozdrawiam,

Asia

8 maja 2014 , Komentarze (2)

Normalnie dziś nie mogę! Siedzę całe popołudnie nad pracą lic. i co? Wypociłam całe 2 strony... Ogarnęła mnie jakaś totalna niemoc twórcza. Dodatkowo mam wyrzuty sumienia bo przez to dziś odpuściłam ćwiczenia bo chciałam się niczym nie rozpraszać. Teraz się zastanawiam czy w ogóle sens jest siedzieć i się męczyć, skoro na niewiele się to dziś zdaje... A i jeszcze wtryniłam o 21.30 kisiel "słodka chwila" licząc na to, że może jak sobie podniosę trochę cukier to coś pomoże. Nic. Poza tym na szczęście dalej trzymam dietę i gdyby nie ten kisiel byłoby idealnie!

Wczorajszy wieczór był mega udany! Ale...

Najpierw poszliśmy na spacer, ale złapał nas deszcz więc poszliśmy do P. się wysuszyć i na herbatę. Oglądaliśmy zdjęcia z wyjazdu i było dużo śmiechu. Potem włączyliśmy film "Zielona mila" i tak się wciągnęłam, że siedziałam tak cicho (czego nie umiem robić podczas oglądania czegokolwiek, nie umiem powstrzymać się od komentarzy), że P. nie mógł wyjść z podziwu. Na koniec, kiedy już zbierałam się do domu wyskoczył do mnie z szampanem i Rafaello. Powiedziałam mu, że chyba mu odbiło, że dziękuję pięknie ale tego nie przyjmę. I tak staliśmy chyba z pół godziny w korytarzu i sprzeczaliśmy się, bo nie chciał mnie wypuścić. Dla niektórych może się wydawać, że robię aferę o byle co, ale ja naprawdę czuję się niezręcznie kiedy cała jego rodzina odwdzięcza mi się za byle bzdurę którą dla nich zrobię! Bo to co robię, robię z czystej sympatii, nie liczę na żadne korzyści, jeśli tylko mogę w czymś pomóc robię to z przyjemnością. Powiedział mi, że to jest od jego siostry w ramach podziękowania. Pomijam fakt, że jego siostrę znam tylko z opowieści i ze zdjęć, ale nic dla niej nie zrobiłam, dlaczego więc mi dziękuje? W zeszłym roku kiedy P. był dość poważnie chory i spędził sporo czasu w szpitalu zdarzyło się że zabrałam kilka razy jego mamę czy ciotkę ze szpitala do domu (nie jechałam specjalnie, byłam u niego w odwiedzinach), zaraz po tym jak wrócił do domu dostałam całą paczkę słodyczy, owoców i innych pierdół w podziękowaniu. Kiedy odebrałam jego mamę z urodzin jego bratanicy, dostałam wino od jego brata. Kiedy przychodzą w odwiedziny do mojej mamy zawsze coś przyniosą. I cała masa innych sytuacji, których nie sposób spamiętać. Rozumiem, że drobne upominki są miłe, zarówno dla osoby obdarowanej jak i darczyńcy no ale nie przesadzajmy. "Dziękuję Ci, że jesteś i że zawsze można na Ciebie liczyć". Ja też go czasem proszę o pomoc i wiem, że na niego również można zawsze liczyć. Jak mu wytłumaczyć, że źle się z tym czuję? Moje argumenty do niego nie przemawiają...

Kurcze, tutaj to się rozpisałam, a praca leży i kwiczy.

Trzymajcie się,

Asia.

Ps. Jutro ważenie, zmiana paska a następne co piątek.

7 maja 2014 , Komentarze (2)

Nie wiem co jest grane, ale w ciągu ostatnich dwóch miesięcy przynajmniej, żyję w takim biegu że głowa mała, a każda środa zaczyna mnie przerażać! ;D Jest tyle spraw do załatwienia, że zaczynam sobie wszystko pisać, żeby się nie pogubić. Poza tym mój licencjat mnie wzywa. Muszę wreszcie skończyć tą pracę... 

Urzędowe sprawy załatwiłam, tylko czemu tak długo trzeba czekać na odpowiedź, skoro można by to załatwić od ręki? Nie ogarniam, ale to Polska właśnie... ;/ Później muszę jeszcze lecieć, pozałatwiać mamie sprawy u lekarza, a znając życie znów się wysiedzę w poczekalni! Nienawidzę!

Wczoraj były u mnie dziewczyny, ale było grzecznie :) Herbatka czerwona, zielona, przygotowałam mały poczęstunek, ale sama się nie skusiłam! Dzisiaj szykuje mi się wyjście, znów niewiele ruszę pisanie pracy. Ale kurcze to nie moja wina, że przedkładam przyjaźń i kontakty z ludźmi nad obowiązki. Może powinnam zmienić kierunek studiów? ;D Wieczorem idę się spotkać z przyjacielem (był u siostry w Niemczech), 3 tygodnie się nie widzieliśmy więc obawiam się, że wrócę późno. Może chociaż jak nie będzie bardzo zimno wyciągnę go na jakiś spacer. Tyle pożytku z niego będzie ;D

Dieta dziś również pięknie. Na obiad zrobiłam przepyszne leczo, ale na szczęście pilnowałam się, żeby zjeść tylko jedną porcję a nie dziesięć ;D Dałam radę. Gdzieś tu muszę wcisnąć jeszcze dzisiaj rower, chociaż będzie trudno, ale nie będzie przerwy! Nie i koniec. 

Trzymajcie się, trzymajcie dietę i nie odpuszczajcie sobie! :P

Pozdrawiam,

Asia.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.