Hej wszystkim.
Ostatni wpis z 17 lutego. Tak musiało być, tak chciałam i tak sie stało. Nie miałam normalnie siły psychicznej, fizycznej i z dnia na dzień odkładałam moment w którym coś naskrobię.
Tłusty czwartek mnie przeorał w tym roku...najgorszy dzień dla cukiernika...serio. Jak zaczęłam w środę o 12 w południe pracować tak skończyłam w tłusty czwartek o 10 rano. AAAAAAAAAA!!!!!!!!!!
Bilans jest oczywisty...nie zjadłam nic czego nie powinnam...naszykowałam sobie wedle planu posiłki i tego się trzymałam...z resztą przez te wszystkie dni czy tam tygodnie robię to samo...to, że nie pisałam nie znaczy że się poddałam. Fakt można by tak pomyśleć no bo kto nie zna moich zjazdów. Przysięgam z ręką na sercu, że jest dobrze.
Staram się codziennie jakoś te moje życie ogarniać i siebie no bo szczerze zapuściłam się jak jasny uj. (Czy ja to właśnie napisałam? Chyba tak.) Kurde pora powoli rozkładać czerwony dywan i wracać na salony mojego życia w którym się cholernie pogubiłam. Na razie dywan mocno brudny, ścieżka wyboista ale poczekajmy.
Układałam sobie w głowie , bo miałam wiele do napisania ale jak zwykle dziura...chyba tłuszcz przyblokował to coś co odpowiada za pamieć :P
Jutro planuję pomierzyć się dokładnie i wpisać do vitaliowej tabelki. Ciekawe czy mają taka rozpiętość w liczbach hahahhahaha.
No i najważniejsze...wpadłam na kolejny genialny pomysł ale to jest dopiero pomysł...co by było jakbym np wykupiła sobie dietę i to wszystko co jest z tym związane....
Nie wiem to mnie trochę i jara i przeraża bo niby mam chęć ale czy to nie będą pieniądze wyrzucone w błoto...chodzi mi o to czy ogarnę całą logistykę i wytrzymam rygor. Nie wiem , a jakie wy macie zdanie na temat tej "smacznie dopasowanej"?
I teraz najlepszy skecz. Wiecie co robiłam przez ostatnie 2 tygodnie???? No normalnie nigdy nie zgadniecie hahhaha powiem wam. Wywaliłam wszystkie ciuchy z szaf. Te z teraz i te z chudszych czasów. Te z teraz to garstka wierzcie m i bo na taką grubą dupę fajnych ubran nie ma nie oszukujmy się. Pomykam w samych leginsach bo to najwygodniejsze i jakieś tiszerty...rozpinane sweterki...te jak one się nazywają? plandeki hahhaha :D No i tak poprzebierałam wszystko 2 worki trzeba było wywalić bo to się nie nadawało do niczego, resztę prałam...dzień dnia....prałam i składałam, prałam i składałam...no i czasami wzdychnęłam ....serio taka wąska kiedyś byłam? Fak!!!!!!!!!!!!!!
W ramach gorączki sobotniej nocy piszę do was moi mili i popijam zimniutkiego Heinekena...bezprocentowego rzecz jasna :P A jak chcecie by lepiej trzepało polecam zrobic większe stężenie meliski hahhaha :P
Trzymajcie się cieplutko w tych ujowych czasach. Buziaczki cukiereczki :*