Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ambitna studentka ekonomii, która z powodu ciągłego tycia i diet powoli traci radość życia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11208
Komentarzy: 296
Założony: 10 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 11 października 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
czekoladka9186

kobieta, 33 lat,

168 cm, 79.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Wczoraj cały dzień w biegu. Byłam tak niewyspana, że chodziłam jakbym była naćpana (tzn. tak mi się wydaje, nie wiem nigdy nie byłam). Wieczorem odpuściłam już sobie rower i położyłam się wcześniej spać. W końcu przespałam jednym ciągiem 7 godzin i dziś czuję się jak nowo narodzona. 

Dniówka w pracy powoli dobiega końca. Dziś wyjątkowo był spory ruch. Jeszcze godzinka i śmigam na Uczelnię. Promotor w końcu po kilku moich telefonach odpisał, że wszystko ok i mogę składać pracę. I że nie wie jak to się stało, że mi nie odpisał od razu skoro już tydzień temu przeczytał pracę.... Niepotrzebnie tylko się stresowałam. Wrócę do domu dopiero wieczorem, ale ćwiczeń sobie nie odpuszczę. Muszę nimi wynagrodzić swój spadek wagi poniżej 90 kg ;D Ah... cudowne uczucie. 

Spotkałam się wczoraj z przyjacielem i dostałam masę komplementów na temat tego, że zeszczuplałam, że ładnie wyglądam itd. Moje serce urosło z dumy. Same dobrze wiecie jakie to wspaniałe uczucie! :) Pogadaliśmy trochę o A., powiedział że nic do niego nie ma, ale niech wie, że ktoś będzie mu się przyglądał (yhm... akurat). No i cieszy się, że jestem szczęśliwa. A tego nie da się ukryć :)

Jutro wolne, zamierzam się wyspać, odpocząć, zrelaksować się. Chyba pojedziemy z A. do niego na działkę, tam jest tak przyjemnie... Muszę tylko pogadać jeszcze z siostrami jakie mają plany, żeby mogły zajrzeć do rodziców pod moją nieobecność. 

Kończę na dziś, wieczorem jeszcze poczytam co u Was. Trzymajcie się Kochane. Buziaki ;*

Asia

17 czerwca 2014 , Komentarze (6)

Ostatnio śpię ledwie połowę tego co przesypiałam dawniej. Strasznie brakuje mi snu, a jeszcze w ciągu najbliższych kilku dni nie zanosi się na to, żeby mogło się to zmienić. Mało tego, od niedzieli ciągle jest  mi zimno. Nie mam gorączki, gardło też przestało boleć, a ja żywcem marznę. Dzisiaj nim wyszłam do pracy było 13 stopni w cieniu. Ja w grubym swetrze i płaszczyku a ludzie w krótkich rękawkach. No litości. Od samego patrzenia przechodzą mnie dreszcze....

Dzisiaj wraca mama. Po pracy muszę biegiem lecieć do domu, dać tacie obiad i w drogę. Potem jeszcze kilka spraw do załatwienia a wieczorem mam się spotkać z przyjacielem. Wpadliśmy na siebie w sobotę na koncercie. Miał w końcu okazję poznać mojego A., ale odniosłam dziwne wrażenie że chyba się nie polubią... Muszę z nim o tym pogadać. 

Jeżeli chodzi o dietę... Bajka. Nie ciągnie mnie do śmieciowego jedzenia, do góry słodyczy. Wpadnie czasem jakiś cukierek czy coś. Ale jest on jeden, najwyżej dwa. Nauczyłam się odmawiać. Zawsze jak szłam np. do przyjaciółki, zjadałam to co naszykowała żeby nie robić jej przykrości. W sobotę nastąpił przełom, powiedziałam jej że jestem już po kolacji, że ją przepraszam ale się nie poczęstuję. Zrobiła jakiś deser w pucharkach, wyglądał pysznie ale niestety bardzo kalorycznie. Zrezygnowałam, ale nie tak jak jeszcze zrobiłabym to 2 miesiące temu, tzn. powiedziałabym nie a za moment dałabym się namówić. Pozostałam konsekwentna i jakoś wcale mi nie było przykro dlatego że "nie mogę" tego zjeść.

Wczoraj waga zrobiła mi niespodziankę i pokazała się w końcu ta upragniona 8! Dokładniej 89,9 kg ;D Dzisiaj pomiar kontrolny i ten sam wynik. Następne ważenie i zmiana paska jak zwykle w piątek. 

Tymczasem kończę. Trzymajcie się Kochane! Buziaki ;*

15 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Nie lubię takiej pogody. Jeszcze kilka dni temu upały niemiłosierne a teraz? 16 stopni w czerwcu, w nocy 8. 

Po wczorajszej imprezie czuję, że mi poszło na gardło. Mało tego nos zatkany, nie mam czym oddychać. A. mówi, że mam teraz seksowną chrypkę, a ja się wkurzam.

Ogólnie impreza jak najbardziej udana. Wybawiliśmy się prawie do 3 nad ranem. Potem wracaliśmy prawie godzinę do domu ;D (a od miejsca imprezy do mnie jest zaledwie 15 min spacerkiem).Generalnie byłaby bajka gdyby nie mąż przyjaciółki. To jest tak trudny człowiek że głowa mała. Ze względu na naszą przyjaźń starałam się zawsze nie nastawiać się do niego negatywnie. Rozmawiałam z nim normalnie, głupie uwagi i docinki starałam się puszczać mimo uszu. Wczoraj znosiłam to wszystko cierpliwie jakieś 3 godziny. Ale w końcu coś we mnie pękło. Miałam już dość jego marudzenia, dogadywania i łapania za słówka. Półgodzinnego szukania miejsca gdzie mógłby się wysikać! Matko, to przecież nie baba, stanie za byle jakim krzakiem i po wszystkim. Ale nie, nie on. Pół godziny przed koncertem ktoś rzucił uwagę, że jeszcze nim się zacznie chciałby skoczyć do toalety, na co on że to dobry pomysł, też by poszedł. Więc stwierdziłam, chodźmy od razu bo przecież R, to trochę zajmie. Już nie pamiętam co mi powiedział, ale tak na niego wyskoczyłam, że sama byłam w szoku. Nawrzeszczałam na niego, że znamy się nie od dziś, że zwykle toleruję jego zachowanie ale dziś totalnie przegina i że mam go już dość. Zaskoczyłam go tym wybuchem, dopiero po chwili mi powiedział "taki już jestem". Cholera jasna. Skoro zdaję sobie sprawę z moich wad to staram się nad nimi pracować. A on nic zupełnie z tym nie robi. Żal mi tylko przyjaciółki bo on jest taki zawsze. Nie tylko jak się z nami spotyka i widzę że ona też ma już go czasem dość... Jestem osobą spokojną i raczej opanowaną, więc wyobraźcie sobie jak musiał mnie wkurzyć, że wybuchłam. Szybko się opanowałam, stwierdziłam w duchu "o nie, nie pozwolę Ci zepsuć mi tego wieczoru" i do końca odzywałam się do niego tylko wtedy kiedy było to konieczne. 

Dziś drugi dzień imprezy, oczywiście się wybieramy, postaram się nie zwracać na niego uwagi. A. jeszcze śpi, ja już się ogarnęłam, teraz popijam kawkę i siedzę na V. Zaraz zabieram się za obiad, później jadę do mamy. 

Sprawy dotyczące diety mają się świetnie. Wczoraj wypiłam tylko jedno piwo. I dzisiaj myślę, że też nie będzie więcej. Nie było, żadnych kalorycznych przekąsek ani nic. Kolację zjedliśmy jeszcze u mnie, żeby nie iść głodnym i żeby zapachy nie kusiły. A. jest kochany, uważa że wyglądam dobrze i nie muszę się odchudzać, ale szanuje moją decyzję i nie działa wbrew niej. Sam też się stara wystrzegać śmieciowego jedzenia i śmiał się ostatnio, że może nawet i jemu uda się zrzucić kilka kg. Nie wiem, czy można tu już mówić o miłości, ale czuję się przy nim szczęśliwa. Pomimo tych wszystkich problemów, obowiązków... Łapię czasem doły, ale on wie co zrobić żeby mnie z tego wyciągnąć. 

A i jeszcze wczorajsze ważenie. 90,4 kg więc spadek o 0,8 kg w ciągu tygodnia. No mogłoby być lepiej, mogłaby być już 8 z przodu, ale myślę że to i tak całkiem niezły wynik :) 

Trzymajcie się kochane! Buziaki ;*

Asia.

13 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Możecie mi wierzyć lub nie, ale pierwszy raz odkąd jestem na diecie żywcem zapomniałam o ważeniu!! Z jednej strony można to uznać za dobry znak, przyzwyczaiłam się do diety i nie myślę już tak obsesyjnie o swojej wadze, z drugiej strony chyba powinnam się wybrać do lekarza bo z moją pamięcią ostatnio coraz gorzej :D 

Dziś jestem pierwszy dzień w pracy. Nie powiem, żebym miała ręce pełne roboty. Raczej... odpoczywam ;D Nadrabiam zaległości w lekturach, prawie skończyłam już czytać jedną książkę - Skarby przeszłości (Nora Roberts, swoją drogą bardzo lubię ją czytać). Wypiłam dwie filiżanki kawy no i pogawędziłam trochę z pacjentami, którzy przyszli się umówić na zabiegi. Dla mnie bomba, mogłabym tak nawet na cały etat ;D Miło, że o mnie pomyślał chociaż już od kilku miesięcy nie rehabilitował mamy. 

Z rzeczy mniej przyjemnych... Pojawiły się u mnie w kuchni mole spożywcze. Dwa dni temu przejrzałam dosłownie wszystko! Nie znalazłam ani jednego. Wieczorem świecę światło wchodzę do kuchni a one sobie jakąś imprezę urządziły bo latały jak opętane. Zabiłam ich chyba z 5, na przylepcu też się kilka złapało. Wczoraj to samo. Jak dla mnie masakra, brzydzę się wszelkich robali, a mole dosłownie doprowadzają mnie do szału. Nie mam pojęcia jak się ich skutecznie pozbyć. Czytałam, że mogłam je przynieść nawet ze sklepu. Jednak bardziej prawdopodobne dla mnie jest to, że przyniosła mi je koleżanka, nieświadomie oczywiście. U niej pojawiły się już wcześniej, a ja nie wpadłam na to, że może je przynieść do mnie. Bo ona bardzo często lubi mi podrzucać różne rzeczy. Kiedyś przyniosła jakąś mąkę, kaszę bo mówi że teściowa ją tak zaopatrzyła, że prze rok tego nie zużyją. I wydaje mi się że to stąd. Ale problem polega na tym, że przejrzałam dokładnie po kilka razy wszystkie produkty i nic nie znalazłam. Znacie jakieś skuteczne sposoby na walkę z molami? Bo jak ich nie wytępię to albo się wścieknę, albo wyprowadzę bo nie ogarniam.

Jutro się zaczynają dni mojej miejscowości. Będą grały świetne zespoły i na pewno nie opuszczę tego wydarzenia. Rano z tej okazji mój chrześnik gra mecz piłki nożnej i zostałam zaproszona. Jutro gabinet nieczynny więc na pewno się wybiorę i dzięki temu sprawię mu ogromną radość. A wieczorem razem z A., moją przyjaciółką i jej mężem idziemy na koncert. Mam zamiar się świetnie bawić.

No i mam nadzieję, że jutro się nie zapomnę zważyć ;D Więc zaktualizuję pasek, postaram się rano i może dodam też jakiś wpis. 

Dobra uciekam dokończyć książkę. Trzymajcie się kochane. Buziaki;*

Asia

Ps. Mama dalej w szpitalu i jeszcze poleży ok tydzień, ale póki co badania wychodzą dobrze. Dzisiaj miała tomografię jamy brzusznej, wynik prawdopodobnie w poniedziałek...

10 czerwca 2014 , Komentarze (7)

To moje nowe motto. Dzisiaj jadąc autem, nieomal doprowadziłam do wypadku... Gdyby kobieta prowadząca drugie auto, nie zahamowała gwałtownie z piskiem opon  to by we mnie przywaliła bo jej nie widziałam i nieświadomie wymusiłam pierwszeństwo. Aż mi się gorąco zrobiło i później nie mogłam się otrząsnąć... Opatrzność nade mną czuwa...

W ogóle dziwny dzień dzisiaj. Mam jakieś takie wahania nastroju i nie wiem co jest grane. @ już mi się skończyła więc to nie przez PMS. Nie wiem co się dzieje. Rano wstałam byłam mega zadowolona. Potem pojechałam do mamy i też nie było źle. Rozmawiałam z Panią ordynator i mówiła że póki co wszystkie badania wychodzą dobrze. Jutro ma mieć gastroskopię i jeszcze w tym tygodniu a już najpóźniej w przyszłym tomografię jamy brzusznej. Więc w zasadzie nie miałam się ani czym zdenerwować ani zasmucić. Potem wróciłam do domu i coś mi się porobiło. Miałam straszną ochotę na słodkie, ciągle chciało mi się pić (ale to na bank od upału). Zjadłam 2 krówki i 2 kostki ptasiego mleczka, a potem jeszcze gumę rozpuszczalną. Zrobiłam szybki obiad (warzywa na patelnię), który wyjątkowo mi nie smakował i generalnie podziubałam trochę na siłę, żeby nie być głodną, wzięłam szybki prysznic i w drogę. Miałam do załatwienia kilka spraw na uczelni i postanowiłam, że zrobię małe zakupy bo nie mam żywcem w czym chodzić. Dostałam też telefon od znajomego, czy nie chciałabym przyjść do niego do pracy na 2 tygodnie do recepcji. Nie są to wielkie pieniądze (5 zł za godzinę, za siedzenie i umawianie pacjentów), ale na miejscu (2 minuty od domu), a w domu tego nie wysiedzę... Więc się ucieszyłam. Potem znów jakieś złe myśli podczas tych zakupów. A kiedy byłam już w drodze powrotnej popukałam się w czoło, zaśmiałam się w głos i powiedziałam sobie "ty głupia babo, zrobiłaś udane(!) zakupy, praca sama do ciebie przychodzi a ty zamulasz". Wiecie, że wystarczyło? Ale teraz znów się stresuję bo promotor mi jeszcze nie odpisał... Obłęd. Mam nadzieję że wieczorne spotkanie z przyjaciółką poprawi ten mój nieogarnięty dzisiaj nastrój...

Trzymajcie się Kochane! Buziaki,

Asia

8 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Strasznie dużo się u mnie ostatnio dzieje. Czas mam wypełniony co do minuty. Sen skróciłam do 5 godzin na dobę bo z niczym się nie wyrabiałam. Ratuję się kawą w ciągu dnia. 

Mama dalej w szpitalu, niby dają jej jakieś leki, ale badania dopiero jutro. W piątek jak u niej byłam miała całkiem niezły nastrój, dzisiaj jak przyjechałam z siostrą to się popłakała. Mówiła, że tak ją boli, że nawet leki nie pomagają ;/

Wczoraj miałam cały dzień spędzić w domu (poza porannymi zakupami). Musiałam trochę ogarnąć mieszkanie, zrobić pranie i posiedzieć nad pracą. Moje plany pokrzyżował A., który normalnie w soboty pracuje do 18, wczoraj skończył wcześniej (bo kończył zlecenie) i postanowił zrobić mi niespodziankę. No nie powiem, udało mu się bo kogo jak kogo ale jego najmniej się spodziewałam! Mało tego przyjechał na rowerze. Jak mu się tak chciało w taki upał zaiwaniać ponad 20 km? Pojęcia nie mam, ale mimo tego, że co innego planowałam ucieszyłam się na jego widok. Ja sobie ogarniałam mieszkanko, a on upichcił obiadek. Potem zadzwoniła do mnie siostra, żebym wpadła do nich na działkę bo będą robić grilla. Jak się dowiedziała, że jest u mnie A. to już nie dała się spławić. Ostatecznie pożyczyłam rower od drugiej siostry i pojechaliśmy. Pozabierałam wszystkie notatki, laptopa i siedziałam sobie w cieniu i pisałam pracę, a A. pomagał szwagrowi coś tam robić. Kurcze myślałam, że nie ma szans żebym tam coś napisała, że się nie będę umiała skupić, a ja skończyłam całość! Zostaje mi jeszcze tylko bibliografię zrobić i kilka kosmetycznych poprawek (mam zamiar się za to zaraz zabrać). No i pod wieczór na działce rozkręciła się impreza, wpadli jeszcze znajomi siostry i zostaliśmy do końca. Zjadłam szaszłyka i wypiłam całe jedno piwo, po którym co pół godziny latałam sikać... A. namówili i też się napił. Bronił się co prawda bo miał wracać przecież na rowerze do domu, ale MOJA SIOSTRA powiedziała mu, że co za problem przecież u Asi jest za tyle miejsca do spania... Głupio mi było powiedzieć mu żeby sobie kombinował jakiś przejazd, bo to nie wchodzi w grę. Wróciliśmy więc razem do mnie, było chyba coś ok 1.00. Włączyliśmy tv i poprzytulaliśmy się trochę. Jak się przebudziłam nad ranem to było mi tak goorącoo, że musiałam wejść pod prysznic żeby się trochę ochłodzić... Poszłam się jeszcze położyć do mamy, a rano jak już A. się obudził to musiałam się tłumaczyć czemu emigrowałam i go zostawiłam. Powiedział mi, że chciałby żebyśmy zostali parą i co ja na to. Hm... nie wiem ;D Ale możemy spróbować... 

To by było na tyle ;D Waga dziś rano 0,9kg mniej niż na pasku, ale nie zmieniam póki co bo to być może efekt tego wczorajszego sikania ;D

Trzymajcie się Kochane. Odezwę się znów jak znajdę chwilę. Buziaki!

Asia

6 czerwca 2014 , Komentarze (10)

Kochane na początku chciałam Wam gorąco podziękować za odzew pod ostatnim wpisem i wsparcie. To dla mnie bardzo dużo znaczy. Dziękuję! ;*

Wczoraj na wizytę domową do mamy przyszła lekarka z przychodni. Stwierdziła, że leczenie domowe nie przynosi zamierzonych efektów i warto się udać do szpitala na kilka dni, żeby porobić dokładniejsze badania i wg tego ustalić jakieś leczenie. Mama przystała na to ochoczo, w sumie sama już dawno mówiła o tym, że byłoby dobrze iść do szpitala bo może w końcu znajdą przyczynę jej dolegliwości. Pani doktor wszystko sprytnie załatwiła i po godzinie była już karetka po mamę. Zorganizowała to też tak, że od razu zabrali mamę na oddział, dzięki czemu zaoszczędziłyśmy pół dnia czekania na izbie przyjęć. Co jak co, ale na nią zawsze można liczyć. Pomogłam się mamie rozpakować, przebrać. Pomogłam pani doktor która przyjmowała mamę wypełnić wszystkie papiery itd i poszłam na busa, żeby wrócić do domu. Szybkie zakupy i obiad dla taty (kupiłam pierogi z serem bo już było późno), a potem zasiadłam do pisania pracy. Siedziałam nad tym do 22.30... Ale sporo zrobiłam. Zostaje mi jeszcze wstęp i zakończenie, no i ogólna kosmetyka. Mam to w planie ogarnąć do końca tygodnia.... Później był jeszcze rower i ćwiczenia na ramiona w sumie prawie godzina. Spać poszłam o 1.30...

Dzisiaj poszłam z siostrą odebrać zamówione truskawki 4zł/kg. Wzięłam 3 koszyczki = 6 kilo + 1kg z wczoraj. No nie powiem miałam trochę roboty przy tym. Umyć, obrać szypułki, podzielić. W efekcie mam zapełnioną całą szufladę w zamrażalniku, ok 600 ml koktajlu, truskawki na obiad i ok 1,5kg przygotowanych na dżem. Jestem zadowolona. Zrobiłam też 2 prania i pierwszy raz w życiu wrzuciłam buty do pralki... Powiem Wam że efekt jest w zasadzie taki sam jak po praniu ręcznym, pralka cała więc po co się męczyć? Będę wiedzieć na przyszłość :)

No i dziś mamy piątek więc dzień ważenia. Mimo okresu i wczorajszych nieplanowanych lodów z przyjaciółką, waga w tym tygodniu spadła o 1,2 kg! Na wadze 91,2 kg. Już coraz bliżej upragnionej 8 :) Nie nastawiam się, ale może w przyszłym tygodniu już się pokaże?

Trzymajcie się Kochane!

Asia

4 czerwca 2014 , Komentarze (16)

Mama z dnia na dzień coraz gorzej się czuje. Badania z krwi wcale nie wychodzą źle. A ona sama jak to określa czuje że coś ją zżera od środka. Poza tym ciągłe uczucie pieczenia, skurcze, napięcie mięśni przy jej dolegliwościach z kręgosłupem wcale nie poprawiają samopoczucia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt jej nie potrafi pomóc. Wydaje mi się, że albo w ogóle nie wiedzą od czego ten ból i takie odczucia, albo kompletnie nic się z tym nie da zrobić. Ale żeby chociaż ją nie bolało... Konsultowałam się z kilkoma lekarzami i większość mówi, że kolejna operacja wiąże się z ogromnym ryzykiem, że już w ogóle nie będzie chodzić (nawet o balkoniku jak teraz), a pewności że ból minie nie ma żadnej. Jeden mi nawet powiedział, że gdyby chodziło o jego matkę to za nic by się już nie zgodził na żadną operację. Drugi, kiedy spytałam o rehabilitację powiedział, że owszem można się rehabilitować, ale wg niego i tak to nic nie da. No to cholera jasna po co robić coś w czego efekty się nie wierzy? Ona sama zawsze była samodzielna, rano biegiem zakupy, szybki obiad i do pracy. W weekendy też nigdy nie leżała plackiem tylko zawsze coś robiła. Poza tym jest osobą bardzo niecierpliwą. Wszystko musi mieć zrobione już, teraz, w tym momencie. Często się przez to kłócimy bo ja mam w głowie jakiś tam swój plan działania a ona chce TO, właśnie W TYM MOMENCIE. I działa takim psychicznym szantażem na mnie bo zawsze coś tam jej powiem na ten temat, a ona do mnie że przecież gdyby mogła sobie TO zrobić sama to ona by się nikogo nie prosiła i na nikogo nie oglądała, a potem zaczyna płakać. 

Ciężko mi jak cholera, bo nie umiem patrzeć bezczynnie na czyjeś cierpienie. Chciałabym jej jakoś pomóc, ulżyć, ale co ja mogę? Niedługo chyba obie wylądujemy w jakimś zakładzie dla psychicznie chorych bo ileż można?! Ja już dawno bym zwariowała, gdyby nie moi przyjaciele, na których zawsze mogę liczyć i zawsze dodadzą mi otuchy. Dzięki nim mam siłę by dalej żyć i robić to co robię, ale też dzięki świadomości że jednak jestem potrzebna rodzicom i beze mnie nie daliby sobie rady...

Przepraszam, że piszę tutaj o takich sprawach, ale siedzi to dziś we mnie i muszę dać temu jakiś upust. 

Z dietą w dalszym ciągu radzę sobie całkiem nieźle. Oczywiście miewam sytuacje kiedy np. będąc na zakupach mam ochotę wynieść ze sklepu pół torby słodyczy, ale nie ulegam sama sobie. Jakoś tak powoli chyba zakorzeniło się we mnie przekonanie, że ta droga którą obecnie idę jest najwłaściwszą i nie warto z niej rezygnować. Tym bardziej, że ostatni raz tyle co wczoraj ważyłam w zeszłym roku... I kto by pomyślał, że to ja będę wśród moich przyjaciół strażnikiem zasad zdrowego odżywiania. Ostatnio robiłam zakupy z przyjaciółką (spożywcze) i kupowała składniki na deser (serek mascarpone, śmietana 30%, truskawki, banany) przy czym została przeze mnie ochrzaniona na tyle że ze sklepu wyszła z jogurtem danone naturalnym łagodnym i owocami zamiast serka i śmietany kremówki. A później dzwoniła do mnie, że się nie spodziewała że to będzie takie dobre i że nawet jej mąż się zajadał. Da się? DA. Sama już chwaliła się ostatnio, że schudła 2 kg. Przy czym musi się jeszcze kilku rzeczy nauczyć, bo robi sporo błędów żywieniowych. Nie, żebym siebie uważała za jakiegoś guru czy superznawcęodchudzania, bo i przede mną jeszcze mnóstwo pracy, ale pewne rzeczy które ja już znam mogę jej podpowiedzieć. 

Co do aktywności to był wczoraj rower + ćwiczenia z hantlami na ramiona + rozciąganie, w sumie prawie godzina. Dzisiaj planuję również rower, a co do reszty zobaczymy. 

Praca się pisze. Zostało mi jeszcze raptem kilka stron, plus wstęp i zakończenie. A później tylko kosmetyka, żeby to miało jakoś ręce i nogi. Daję sobie czas do końca tygodnia. Ale oczywiście im wcześniej tym lepiej. 

Uf... Dziś wyszło trochę przydługawo... Dobra, spadam :) nie męczę już Was więcej.

Trzymajcie się Kochani. Buziaki.

Asia

3 czerwca 2014 , Komentarze (4)

Dzisiaj drugi dzień tego draństwa więc standardowo zdycham. Ale łykłam już prochy więc powoli zaczynają działać. Kontrolnie oczywiście sprawdziłam wagę i znów jest spadek, ale poczekam aż będzie po i zobaczymy czy się utrzyma. Spadki jednak zdecydowanie są bardziej motywujące :) W planach dziś wiele do zrobienia. Teraz mam chwilkę więc zasiadłam do komputera. Wczoraj coś mi się pochrzaniło i net chodzi jak chce. Np. nie wyświetlają się poprawnie treści na stronach i mało tego stasznie długo się ładują... Niestety to chyba wina komputera bo na telefonie śmiga jak zawsze. Czuję więc, że niedługo czeka mnie kolejny wydatek... Jakbym miała ich jeszcze mało. Wczoraj załaciłam 200 zł u dentysty i to nie była ostatnia wizyta... Kończenie pracy idzie mi jak po grudzie. Totalny brak weny :( Wczoraj nie ćwiczyłam, ale nawet nie było kiedy, cały dzień taki zalatany i kompletnie rozwalony. Dzisiaj już choćby się waliło i paliło, nie ma opcji, wsiadam na rower i chociaż te 40 min muszę zaliczyć. Dla zdrowia! Kończę na dziś, mam nadzieję że wpis się zapisze bez problemu i nie będę się znów wkurzać! Trzymajcie się Kochani! Asia

1 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Na studiach ostatnie egzaminy. Obawiam się tylko wyników z jednego przedmiotu. Bo koleś ma trochę nie po kolei w głowie i uważa się za pana świata. Pierwszy termin (wczoraj była zerówka) ustalił na dwa dni przed obroną ;/ przy czym nie ma takiej opcji, żeby zdążył to od razu sprawdzić... Dlatego modlę się żeby to zaliczyć...

Po zajęciach przyjechał po mnie A., zabrał mnie do wesołego miasteczka :D Chyba nigdy, nawet za dziecka nie byłam na tylu karuzelach w ciągu jednego dnia. Dostarczył mi sporą dawkę adrenaliny, ale jednocześnie dużo śmiechu i relaksu. Wróciłam do domu bardzo późno... Nie miałam już nawet siły żeby tu jakoś ogarnąć po skończonym remoncie. TAK chłopaki skończyli! Tak jak obiecali. Jestem z nich dumna. Teraz miesiąc przerwy (praca, obrona) i w lipcu działamy dalej. 

Dziś wskoczyłam kontrolnie na wagę, żeby zobaczyć czy waga się utrzymuje, a tam kolejny spadek! Szok :) Ale pasek zmienię dopiero w piątek, po oficjalnym ważeniu :)

Od trzech dni robię sobie koktajle truskawkowe z jogurtem naturalnym i jestem szczęśliwa jak dziecko kiedy się zabieram za konsumpcję :D

Trzymajcie się Kochane! Buziaki! 

Asia

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.