Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zimno!


Nie lubię takiej pogody. Jeszcze kilka dni temu upały niemiłosierne a teraz? 16 stopni w czerwcu, w nocy 8. 

Po wczorajszej imprezie czuję, że mi poszło na gardło. Mało tego nos zatkany, nie mam czym oddychać. A. mówi, że mam teraz seksowną chrypkę, a ja się wkurzam.

Ogólnie impreza jak najbardziej udana. Wybawiliśmy się prawie do 3 nad ranem. Potem wracaliśmy prawie godzinę do domu ;D (a od miejsca imprezy do mnie jest zaledwie 15 min spacerkiem).Generalnie byłaby bajka gdyby nie mąż przyjaciółki. To jest tak trudny człowiek że głowa mała. Ze względu na naszą przyjaźń starałam się zawsze nie nastawiać się do niego negatywnie. Rozmawiałam z nim normalnie, głupie uwagi i docinki starałam się puszczać mimo uszu. Wczoraj znosiłam to wszystko cierpliwie jakieś 3 godziny. Ale w końcu coś we mnie pękło. Miałam już dość jego marudzenia, dogadywania i łapania za słówka. Półgodzinnego szukania miejsca gdzie mógłby się wysikać! Matko, to przecież nie baba, stanie za byle jakim krzakiem i po wszystkim. Ale nie, nie on. Pół godziny przed koncertem ktoś rzucił uwagę, że jeszcze nim się zacznie chciałby skoczyć do toalety, na co on że to dobry pomysł, też by poszedł. Więc stwierdziłam, chodźmy od razu bo przecież R, to trochę zajmie. Już nie pamiętam co mi powiedział, ale tak na niego wyskoczyłam, że sama byłam w szoku. Nawrzeszczałam na niego, że znamy się nie od dziś, że zwykle toleruję jego zachowanie ale dziś totalnie przegina i że mam go już dość. Zaskoczyłam go tym wybuchem, dopiero po chwili mi powiedział "taki już jestem". Cholera jasna. Skoro zdaję sobie sprawę z moich wad to staram się nad nimi pracować. A on nic zupełnie z tym nie robi. Żal mi tylko przyjaciółki bo on jest taki zawsze. Nie tylko jak się z nami spotyka i widzę że ona też ma już go czasem dość... Jestem osobą spokojną i raczej opanowaną, więc wyobraźcie sobie jak musiał mnie wkurzyć, że wybuchłam. Szybko się opanowałam, stwierdziłam w duchu "o nie, nie pozwolę Ci zepsuć mi tego wieczoru" i do końca odzywałam się do niego tylko wtedy kiedy było to konieczne. 

Dziś drugi dzień imprezy, oczywiście się wybieramy, postaram się nie zwracać na niego uwagi. A. jeszcze śpi, ja już się ogarnęłam, teraz popijam kawkę i siedzę na V. Zaraz zabieram się za obiad, później jadę do mamy. 

Sprawy dotyczące diety mają się świetnie. Wczoraj wypiłam tylko jedno piwo. I dzisiaj myślę, że też nie będzie więcej. Nie było, żadnych kalorycznych przekąsek ani nic. Kolację zjedliśmy jeszcze u mnie, żeby nie iść głodnym i żeby zapachy nie kusiły. A. jest kochany, uważa że wyglądam dobrze i nie muszę się odchudzać, ale szanuje moją decyzję i nie działa wbrew niej. Sam też się stara wystrzegać śmieciowego jedzenia i śmiał się ostatnio, że może nawet i jemu uda się zrzucić kilka kg. Nie wiem, czy można tu już mówić o miłości, ale czuję się przy nim szczęśliwa. Pomimo tych wszystkich problemów, obowiązków... Łapię czasem doły, ale on wie co zrobić żeby mnie z tego wyciągnąć. 

A i jeszcze wczorajsze ważenie. 90,4 kg więc spadek o 0,8 kg w ciągu tygodnia. No mogłoby być lepiej, mogłaby być już 8 z przodu, ale myślę że to i tak całkiem niezły wynik :) 

Trzymajcie się kochane! Buziaki ;*

Asia.

  • Ancur90

    Ancur90

    15 czerwca 2014, 14:17

    Z tego co czytam to na prawdę masz fajnego faceta :) I dobrze, że powiedziałaś kolesiowi co myślisz. Takie wampiry energii są nieźle uciążliwe...

    • czekoladka9186

      czekoladka9186

      17 czerwca 2014, 10:29

      O tak, z każdym dniem się coraz bardziej o tym przekonuję :) A przyjaciółka chyba też mu wygarnęła później w domu bo na drugi dzień był "do rany przyłóż" ;D

  • Vacaburra

    Vacaburra

    15 czerwca 2014, 12:35

    Super, że tak ci dobrze idzie i że dobrze sie bawisz. powrotu do zdrowia! buziaki!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.