Pewnie, aż do skutku nie?
Dobra, przynajmniej nie utyłam. Jakby nie patrzeć, to co ładnie schudłam w zeszłym roku - trzymam. Jest to jakiś sukces.
Z powodów zdrowotnych mam sporą motywację, żeby się złapać za gębę. Za jakieś dwa miesiące przechodzę badania (okresowe w pracy i klasyfikacyjne do zabiegu, ale o nim później) i zdałoby się nie wstydzić za mocno z wyników. A wiem, że w dwa miesiące można zdziałać baardzo duużo.
Klasycznie z czułością wracam do Montignaca. I mam nadzieję, że uda mi się regularnie zaglądać do Pamiętnika.
Jak na razie wygląda to tak:
- placuszki z fermentowanej kaszy gryczanej białej z twarożkiem (szczypior, rzodkiewka), kalarepa, kefir
- dwa jajka na twardo, kabanosy, ser pleśniowy, sałata z pomidorem, papryką, oliwkami, oliwa
- schab pieczony, mizeria (do ogórków dodaję pora i chrzan - polecam!)