Chyba pierwszy raz wracam po dłuższej nieobecności nieutyta
Jakoś nie miałam weny na Vitalię, chociaż zaliczyłam i Post Dąbrowskiej i trochę zmian w żywocie jakoś nie miałam potrzeby, żeby to tutaj roztrząsać. Ale mi przeszło Zatęskniłam, zatem jestem
Ostatnie miesiące ubiegłego roku minęły na radosnym i niekontrolowanym tyciu. Niemalże dobiłam do 80 kg. Już niewiele brakowało. Wystraszyłam się na tyle, żeby... wpaść na głupi pomysł. Czyli powtórzenie postu. Nie to, że uważam dietę Dąbrowskiej za głupią, ale stosowanie jej na samo zbicie wagi już tak Oczywiście oszukiwałam się, że może udałoby się "naprawić" kilka rzeczy w zdrowiu, ale prawda jest taka, że chciałam w jak najkrótszym czasie zbić jak najwięcej kilogramów. Nie jestem z tego dumna, nie ma jednak powodu, żeby kłamać Wam i sobie. Za WO wzięłam się jakoś w połowie stycznia i było zupełnie inaczej niż za pierwszym podejściem. Było gorzej. Dużo trudniej. No ciężko jednym słowem. Jednak wytrwałam, miałam dobrą motywację (majową komunię, na którą nie chciałam kompletować nowej garderoby), spięłam się, wytrwałam i zaliczyłam sukces. Zrzuciłam jakieś 11 kg. Bez problemu wyszłam z diety. Ba, można nawet powiedzieć, że wychodzenie zaliczyłam śpiewająco, bo nic nie wróciło.
I jakoś w tym samym czasie rozpoczęłam pracę na magazynie przy kompletowaniu zamówień. Czyli w pierniki ruchu Nie wiem, czy pamiętacie, ale zawsze powtarzałam, że z żarciem to u mnie nie najgorzej. Swoje problemy z wagą zawdzięczam lenistwu i przez totalny brak aktywności. Nietrudno się domyśleć, że całe dnie na nogach spowodowały dalszy ubytek wagi Bardzo powolny, ale stały. W chwili obecnej ważę 62 kg, a w brzuchu udało się zejść poniżej setki. Nie wiem do jakiej wagi dążę, ale tak po prawdzie to nie robię teraz nic szczególnego na schudnięcie. Mam dużo ruchu to waga spada. Wcześniej, czy później się zatrzyma i może to już będę idealna ja Aż mi głupio o tym pisać, bo doskonale wiem, jak to jest odchudzać się na cały etat. Full koncentracji, plany, zapiski, poszukiwania idealnej diety oraz ciągły wysiłek by to wszystko ogarnąć i nie zaprzepaszczać tych mikro sukcesów. Wieczne myśli o jedzeniu, a raczej niejedzeniu. Ciągłe zastanawianie się co się robi nie tak, albo co zmienić lub ulepszyć, żeby w końcu szło, jak powinno. A tu proszę - wystarczyło ogarnąć jedną strefę życia i odchudzanie samo się robi.
Ciekawe jak to będzie wyglądało, jak zmienię pracę (bo zamierzam zrobić to już za miesiąc). Czy nie zacznę nagle tyć, jeśli tego ruchu już tyle nie będzie? Zobaczymy. Czas pokaże Na razie cieszę się tym, co jest. Jak się skiepści to wtedy będę kombinować.