Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128331
Komentarzy: 2269
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 13 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 lipca 2020 , Komentarze (5)

Na ukąszenia chyba nikt nie reaguje dobrze, prawda? A u mnie to w ogóle, wolę, żeby urąbał mnie komar niż meszka lub pająk, bo wtedy puchnę w okolicy dziabnięcia. A  w tym roku? Już trzy razy po komarze miałam straszne cyrki. I gdybym nie widziała na własne oczęta, że to właśnie komary mnie tak załatwiły za każdym razem to bym pewnie złorzeczyła na jakieś bogu ducha winne meszki. Bo po pająkach, jak już zaczynam odpuchać to ewidentnie widać "wampirze wgryzienie". Ale serio mam nadzieję, że wykorzystałam swój limit nieszczęść na ten sezon, bo ostatnio nie mogłam długopisu w ręce utrzymać, a zupę jadłam używając lewej ręki. Dobrze, że potrafię. 

Jutro mijają trzy tygodnie diety. Wychodzi mi wyjątkowo bezboleśnie. Fajnie byłoby wytrwać tak chociaż do września. No, zobaczy się. Na dzień dzisiejszy 300 g mniej, zobaczymy co pokaże waga jutro. A aktualizację przeprowadzę w czwartek, bo jutro cały dzień poza domem i nawet jeśli znalazłabym na to czas, to pewnie siły i chęci zabraknie. Zupełnie niechcący ucięłam mocno węgle. Wcinam je tylko pod postacią warzyw i strączków. Czasem naszykuję sobie jakąś kaszę, czy tam ryż do pracy, ale posiłki tłuszczowe zdecydowanie lepiej mnie sycą na te 12 godzin. A jak mam wolne to też mam większą ochotę na białko i tłuszcze - ja, zawzięta makaroniara. Dziwne, ale nie niepokojące. 

A w ogóle jutro wielki dzień, bo w końcu dostąpię zaszczytu konsultacji u chirurga szczękowego :D Po prawie trzech miesiącach zastanawiania się co to to będzie, jutro w końcu dostanę odpowiedź. 

EDIT

Wizyta u specjalisty się wykrzaczyła. Oczywiście, bo czemu by nie? :< Pobędę w tej niepewności nieco dłużej....

15 lipca 2020 , Komentarze (7)

Umówiłam się z koleżanką na całodzienne szlajanie połączone z posiłkiem w między czasie. Uczciwie ją ostrzegam, że nie pójdziemy na pizzę, naleśniki, czy też gofry, bo jestem na diecie. I tym razem to tak serio, serio. Na co mi odpowiada, że mogę przecież zamówić coś dietetycznego, albo sałatkę. 

Koleżanka z tych wiecznie szczupłych. Mało zainteresowana kwestiami odżywiania jako takimi. Też taka byłam nie mając problemów z wagą, więc żeby nie było, ja tutaj nie piętnuję, jedynie dzielę się radością z tej rozmowy. Ubaw z tego mam zresztą do tej pory 😆

Coby jej za bardzo nie mieszać, że staram się łączyć tłuszcze jedynie z węglami o niskim IG, a tak to z białkami, to jej tłumaczę, że mi nie chodzi o duży deficyt kaloryczny, jedynie jem w specyficzny sposób, więc "coś dietetycznego" odpada, a w sałatkach w sosach jest pełno cukru. W odpowiedzi usłyszałam, że sosy do sałatek zazwyczaj podawane są oddzielnie, więc wystarczy nie dodawać. Tak, wiem, masz ochotę na naleśniczki, a tam serwują sałatki. Jedna nawet na upartego względnie podchodzi pod zasady mojej dietki, o czym oczywiście nie możesz wiedzieć 😂

Rozmowa toczyła się wokół tego, jakim to brzydkim słowem jest "dieta" i że trochę luzu się w życiu należy. Z czym generalnie się zgadzam, ale nie w mojej obecnej sytuacji, gdy przez kolejne dwa miesiące będę stawała na rzęsach, żeby tylko na tych dwóch miesiącach się skończyło, a nie, żeby niejako na własne życzenie babrać się z tym...nawet nie wiem ile. Nie znam alternatywy i mam nadzieję, że nie będę musiała się z nią zapoznawać!

Jednak wracając do rozmowy, gdzie niestety torpedowałam każdą jej propozycje mówiąc, że najchętniej wybrałabym się z nią na golonkę, czy też inną podeszwę, na zwieńczenie padło zdanie:

"Ostatecznie zostaje jeszcze chińczyk. Chyba, nie?"

Kurtyna.

13 lipca 2020 , Komentarze (6)

Chyba potrzebowałam małej presji, żeby utrzymać się w ryzach 😅 to już prawie dwa tygodnie totalnej grzeczności. Waga ładnie leci. Dzięki zaplanowanym posiłkom w końcu jem tak, jak chcę, a nie najpierw kilka godzin zastanawiania się co by tu, by i tak zjeść cokolwiek byle szybko. Ja może tak w ogóle to nie odżywiałam się jakoś tragicznie, ale okrutnie monotonnie. I warzyw, które przecież bardzo lubię jeść, ale niekoniecznie szykować ich do posiłku, bywało bardzo mało.

Tak po miesiącu zrobię sobie tutaj całościowy jadłospis, może gdzieniegdzie wrzucę zdjęcie żarła, będę miała jak znalazł na kolejny zryw do odchudzania. Bo aż taką optymistką, że zwalę za tym zamachem kilkanaście kilo, to ja nie jestem 😂 idealnie byłoby gdzieś tak od października zacząć utrzymywać to, co spadnie. Tak, jak w zeszłym roku. A w następnym cały proces po raz kolejny powtórzyć. I wtedy byłby to już sukces pełną gębą.

Chciałabym bardziej skupić się na tym, co teraz robię w kwestii odchudzania, ale w pracy mały stresik. Możliwe, że będę musiała zastąpić koleżankę na czas urlopu, na stanowisku, na którym pewnie sobie poradzę, ale będzie mnie to kosztowało dużo nerwów i wysiłku. A mam czym się przejmować poza tym. Dzisiaj kolejna wizyta u dentysty. Mam nadzieję, że to już ostatnia i będę mogła w końcu iść na konsultację do chirurga szczękowego. Trzymajcie kciuki, kto mnie tam czyta, za całokształt, że tak nieskromnie poproszę 😆

7 lipca 2020 , Komentarze (2)

Należę do tych osób, które ważą się codziennie i wyciągają średnią z tygodnia. Ważenie się co tydzień, czy dwa uważam za spory błąd, bowiem nie można wtedy wychwycić drobnych anomalii. Waga potrafi skakać z przeróżnych powodów i teoretycznie o tym wiemy, ale gdy np. skacze nam przed okresem widzimy tylko to, że jest więcej, albo nie ubyło i się dołujemy, zamiast skojarzyć ten fakt z możliwością, która pojawia się cyklicznie. I na co nam ten stres? Tak wiem, niektórym codzienne ważenie szkodzi. Uparcie wypierają fakt dobowych wahnięć i koniecznie od razu, natychmiast wprowadzają zmiany, aby ta głupia waga zaczęła w końcu spadać. A potem są zadowoleni, bo cyferki oczywiście się zmienią, ale nie widzą już związku z pojawienia się krwawienia dla przykładowej tu menstruacji. No, ale dla tych przypadków nie mam dobrej rady.

Tak, tak na wadze po tych kilku dniach 2 kilo mniej 😎 ale! Żeby nie było, ja bardzo dobrze wiem, że to woda, ale nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że ona sobie ze mnie zlazła! W ostatnich latach (zapewne przez nadwagę) podczas upałów bardzo puchnę. Słabnie mi chwyt przez opuchnięte dłonie. Kucanie jest dyskomfortowe przez sytuację w okolicach kostki, paluszków w sumie też. A teraz? Teraz jak ręką odjął! Czy to znaczy, że jedzenie miało na to, aż taki wpływ? 

Jestem zaskoczona, bo wydaje mi się, że coś takiego mogłoby mieć miejsce, gdybym nagle odstawiła sól, której oczywiście wcześniej musiałabym nadużywać. Jednak mówiąc szczerze nigdy nie byłam jej wielką fanką. Tak samo, jak i octu zresztą. Wystarczą mi ich symboliczne ilości w potrawach, inaczej rzecz staje się dla mnie niezjadliwa. Na myśl przychodzi odstawienie gotowców, ale w odniesieniu do powyższego, te pojawiały się u mnie bardzo rzadko w ramach ostatniej deski ratunku. Z czym zatem przesadzałam? Ze słodkościami, kluchami wszelakimi i piwem, przy czym z tym ostatnim w zdecydowanie większym stopniu 😅 ale przecież piwo powinno odwadniać, nie? 😂

Siedzę i myślę, co zmieniło się AŻ TAK. I nie wiem. Jednak cieszę się bardzo na tą nagłą swobodą ruchów i komfort w bieliźnie. A wagę w wysokości 72,8 kg. traktuję jako wyjściową przy tegorocznym podejściu do odchudzania.

3 lipca 2020 , Skomentuj

Należę do tych osób, które ważą się codziennie i wyciągają średnią z tygodnia. Ważenie się co tydzień, czy dwa uważam za spory błąd, bowiem nie można wtedy wychwycić drobnych anomalii. Waga potrafi skakać z przeróżnych powodów i teoretycznie o tym wiemy, ale gdy np. skacze nam przed okresem widzimy tylko to, że jest więcej, albo nie ubyło i się dołujemy, zamiast skojarzyć ten fakt z możliwością, która pojawia się cyklicznie. I na co nam ten stres? Tak wiem, niektórym codzienne ważenie szkodzi. Uparcie wypierają fakt dobowych wahnięć i koniecznie od razu, natychmiast wprowadzają zmiany, aby ta głupia waga zaczęła w końcu spadać. A potem są zadowoleni, bo cyferki oczywiście się zmienią, ale nie widzą już związku z pojawienia się krwawienia dla przykładowej tu menstruacji. No, ale dla tych przypadków nie mam dobrej rady.

Tak, tak na wadze po tych kilku dniach 2 kilo mniej 😎 ale! Żeby nie było, ja bardzo dobrze wiem, że to woda, ale nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że ona sobie ze mnie zlazła! W ostatnich latach (zapewne przez nadwagę) podczas upałów bardzo puchnę. Słabnie mi chwyt przez opuchnięte dłonie. Kucanie jest dyskomfortowe przez sytuację w okolicach kostki, paluszków w sumie też. A teraz? Teraz jak ręką odjął! Czy to znaczy, że jedzenie miało na to, aż taki wpływ? 

Jestem zaskoczona, bo wydaje mi się, że coś takiego mogłoby mieć miejsce, gdybym nagle odstawiła sól, której oczywiście wcześniej musiałabym nadużywać. Jednak mówiąc szczerze nigdy nie byłam jej wielką fanką. Tak samo, jak i octu zresztą. Wystarczą mi ich symboliczne ilości w potrawach, inaczej rzecz staje się dla mnie niezjadliwa. Na myśl przychodzi odstawienie gotowców, ale w odniesieniu do powyższego, te pojawiały się u mnie bardzo rzadko w ramach ostatniej deski ratunku. Z czym zatem przesadzałam? Ze słodkościami, kluchami wszelakimi i piwem, przy czym z tym ostatnim w zdecydowanie większym stopniu 😅 ale przecież piwo powinno odwadniać, nie? 😂

Siedzę i myślę, co zmieniło się AŻ TAK. I nie wiem. Jednak cieszę się bardzo na tą nagłą swobodą ruchów i komfort w bieliźnie. A wagę w wysokości 72,8 kg. traktuję jako wyjściową przy tegorocznym podejściu do odchudzania.

3 lipca 2020 , Komentarze (3)

Swego czasu w ramach motywacji i zwykłej ciekawości oglądałam dokumenty o odżywianiu, postach, leczeniu jedzeniem, jak i obalania popularnych teorii, które w chwili, gdy przestają być teorią robią się nagle bez sensu, ale i tak nie tracą na popularności. W to wszystko często zaplątani byli ludzie i ich historie odchudzania. Ich sukcesy i porażki, ale nie na drodze ku lepszej sylwetce, ale też po. Utrzymać efekty to najcięższa praca, w którą nie wierzy żaden "grubas". Myślimy, że oby schudnąć to potem wszystko się magicznie ułoży. Nagle zaczniemy odnosić większe sukcesy na polu zawodowym i prywatnym, zaczniemy się lepiej ubierać, a nabrane nawyki pielęgnacyjne będą czynnością tak naturalną, jak oddychanie. No i owszem, większości z nas udaje się osiągnąć upragniony spadek wagi, ale na to, co potem rzadko kiedy poświęcamy czas na głębszą refleksję. A nawet jeśli, wcześniej, czy później przychodzi rozluźnienie, w którym nie widzimy niebezpieczeństwa... I tak, zazwyczaj, cykl się powtarza.

No, ale miało być o konkretnym filmie! Ostatnio widziałam bardzo fajny dokument z BBC " Dieta dla Ciebie", ale dorwałam tylko pierwszy odcinek (z trzech?) Ja chcę wiedzieć, jak im poszło! Jestem wściekle ciekawa! 🤣

Lubicie tego typu programy? Jeśli tak, to jakie? 

Dietę trzymam ładnie. Bez jakiś większych ciągot, co jest zaskakującą, ale bardzo dobrą wiadomością. 

- jajka sadzone, smażony seler korzeniowy w curry, schab pieczony, papryka zielona.

- twaróg z owocami i kefirem

- fasola z ryżem basmanti, w formie takiej sałatkowej, dałam do tego resztę świeżych warzyw

- camembert z zieleniną, oliwkami i pomidorem.

1 lipca 2020 , Komentarze (2)

Ano zobaczymy 😁 

Mniej więcej tyle czasu dzieli mnie od badań okresowych i drobnego zabiegu szczękowego. A raczej mam nadzieję, bo badania okresowe w obecnej sytuacji mogą przecież zawiesić, a moja szczęka to temat rzeka, którego wolałabym jeszcze nie poruszać... 

Chciałam napisać coś głupiego. Coś w stylu, że skoro nie znam konkretów to nie wiem, czy jest po co się starać 😂 taa, pomińmy to milczeniem.

Czeka mnie iście ascetyczny czas. Metoda Montignaca czysta do obrzydliwości, a nawet do przesady. Zobaczymy ile da się z niej wycisnąć w 5 tygodni.

Startuję z wagą o pół kilograma większą niż paskowa. Kaloryczność ustawiona na 1800 kcal. Aktywność? No zobaczymy. Wiem, że powinnam. Wiem też, że nie mam co się zarzekać i rzucać na głęboką wodę, bo wtedy z pewnością nic z tego nie będzie. Dlatego nieśmiało postanawiam - callanetics 2 razy w tygodniu. Może stanie się cud i zachęci mnie to do częstszej aktywności.

Menu dzisiejsze:

- sałatka owocowa na czczo

- jajka na twardo, salami z pieprzem, ser żółty, pomidor, papryka zielona i żółta

- schab pieczony z brokułami pod serem

- soczewica zielona z duszonymi warzywami (kalafior, papryka, seler korzeniowy, cebula...) kefir.

Menu na jutro do pracy wymaga jeszcze dopracowania.

25 czerwca 2020 , Komentarze (8)

Żenuła 😖

Miałam coś napisać. Coś o braku czasu. Braku konsekwencji. Takie standardowe pitu pitu.

A w oczy rzucił mi się ten zacny wynik bytności na naszym szanownym portalu. Przez większość tego czasu było mnie więcej niż mniej. Bywało też, że miałam się z wagą całkiem nieźle. Jednak jak widać zawsze kończyłam bijąc kolejne rekordy. Dziś już dążę do wagi z jaką zaczynałam odchudzanie (co wtedy było oczywiście dramatem. Mam tu na myśli jakieś 63 kilo). Jakby mi ktoś wtedy powiedział, że przekroczę 80 to bym najpierw go wyśmiała, a potem obraziła się śmiertelnie za niecne spekulacje 😂

Nie ma co pisać więcej. Czas się nad sobą zastanowić, a nie ciągle się okłamywać i szarpać to w jedną, to w drugą stronę...

21 czerwca 2020 , Komentarze (4)

Z przerażeniem odkryłam, że tęsknie za klasycznymi upałami, bo to, co mamy teraz na co dzień to jest jakieś nieporozumienie. Jak jest skwar, to jest skwar i tyle. Trzeba przeczekać i przecierpieć. A tak, temperatura niby przyzwoita, pada częściej niż rzadziej, więc też powinno być lepiej, ale ta wilgotność i lepkość doprowadza mnie do szału. Cały czas jestem poirytowana, a winą mogę obarczyć jedynie pogodę. Jeśli całe lato takie będzie to ja wymiękam.

Grunt to do jesieni! 8) W ogóle tej jesieni rozstrzygnie się sporo spraw, więc czekam na nią podwójnie, bo dopiero w październiku będę wiedziała na czym stoję i zawodowo, i zdrowotnie, o finansach nie wspominając... To już może chociaż niech szczuplejsza będę do tego czasu, nie? (smiech) Jeden kłopot mniej!

W końcu dojrzałam do diety na tak zwane 100% Już się "wybawiłam", mogę skupić się na polepszaniu siebie, a nie na deliberowaniu, czego to teraz mi nie będzie wolno, więc pozwolę sobie jeszcze ten jeden, oczywiście ostatni, raz. Tym bardziej, że dietka przecież jest super! Ja to bardzo dobrze wiem. Tylko chyba jakoś tak musiałam dojrzeć do tego, że nie wkraczam w czas zakazów, tylko nieco innego toru odżywiania. A robię to dla zdrowia i piękności, więc koniec z przymierzaniem się, czas na działanie! :D

17 czerwca 2020 , Komentarze (2)

Jednak szkielet jadłospisu już hula :D

W pracy sezon imieninowy... Ależ ja jestem łasa na domowe ciasta! Sama nie piekę (oficjalna wersja jest taka, że nie dogaduję się z piekarnikiem. Starym, gazowym, z grzaniem od dołu... A nie, żem beztalencie w tym temacie (smiech) tej wersji się trzymamy). No i piwa się chce po całym dniu ciężkiej pracy w tej duchocie... Ale kierunek obrany nie idzie w zapomnienie. Wierzę, że jeszcze kilka dni i wszystko ładnie we łbie pyknie!

- na czczo pół grapefruita i kiwi

- omlet z dwóch jajek przełożony plastrem schabu i żółtym serem, surówka z pekinki, pomidorów, oliwek

- zupa z cukinii i czerwonej soczewicy, dużo cebuli i przecier

- zielony groszek w przyprawie curry z makaronem, świeża papryka i rzodkiew.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.