Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128276
Komentarzy: 2269
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 13 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 sierpnia 2020 , Komentarze (17)

Ostatnio zobaczyłam ogromną poprawę. I na dwoje babka wróżyła. Albo fakt, że nie chodzę do pracy i nie mam styczności z tym całym magazynowym kurzem i gołębimi odchodami. Albo sprawdziła się teoria, że trądzik może być objawem stanu zapalnego w organiźmie. I tak jak u mnie chociaż nawet OB było przyzwoite to torbiel rosła sobie w żuchwie latami...

Z trądzikiem bujam się od podstawówki. Przeszłam chyba przez wszystkie etapy i kuracje. Od homeopatii, diet wykluczających po ciężki arsenał antybiotyków. Nie warto nawet tego wszystkiego opisywać, bo też nic konstruktywnego z tego nie wynika. I tak cieszę się, że nie jest to już jedna wielka rana na całej twarzy, ot zwyczajnie brzydka i zanieczyszczona cera. W sumie to najwięcej dobrego zrobiła w zeszłym roku kosmetyczka, ale w pewnym momencie zrobiło się dziwnie. No i przyszedł covid. W przyszłym roku planuję wrócić do tematu.

A na razie pozostaje mi obserwacja, co to będzie się dalej działo.

23 sierpnia 2020 , Komentarze (9)

Nic dodać, nic ująć.

Najchętniej zawinęłabym się w polarowego naleśnika i niech nikt mnie nie tyka.

Wszystko mnie boli (nie tylko szczęka), jestem osłabiona (pewnie przez leki) i globalnie nieszczęśliwa (zapewne z jakiegoś ważkiego powodu, którego niestety jeszcze nie odkryłam).

Pogodą jestem zachwycona, tylko moja cielesna powłoka jakoś nie radzi sobie z okazaniem tego :PP

A lista rzeczy, które mam ochotę zjeść, jak już będę mogła gryźć robi się niezwykle absurdalna. Nie tylko ze względu na jej długość, ale też zawartość. Surowa kapusta? Serio? (smiech)

22 sierpnia 2020 , Komentarze (5)

Serio. Wiem, że upały, a ja uwięziona w domu, ale to słońce jest już raczej takie bardzo wrześniowe, prawda? Uwielbiam jesień i zawsze czekam na nią z utęsknieniem. Na te kolory, zapachy... Teoretycznie ogarniam dlaczego uważa się ją za najbardziej depresyjną porę roku, w praktyce sama odżywam jak nigdy!

Mam już ogarnięte mielenie mięsa. Nie sądziłam, że tak gładko pójdzie. Na zdjęciu poniżej schab z pieczarkami w sosie śmietanowym. Nie wygląda to to apetycznie, ale po tych kilku dniach w większości nabiałowych to była prawdziwa uczta.

I o dziwo wchodziło na zimno. W zmielonej kaszy, czy też zupie krem brakuje mi bardzo obłoczka pary ;) Ale to już niedługo przecież, a z dnia na dzień cieszą coraz bardziej prozaiczne rzeczy, np. porcja na łyżeczce ze zdjęcia wczoraj była na dwa razy. Dziś zmieściłaby się już cała. Kto wie, może jutro przestanę już sobie przygryzać policzek i przeżuwanie wróci do gry?

Ale co ja chciałam napisać. Dostałam przyzwolenie na lody. I ani razu ich sobie nie zażyczyłam! Jestem z siebie dumna :D

Takie rzeczy wrócą na mój talerz, nie zapieram się, że nie. Jednak mam postanowienie, żeby to łączyło się ze zwiększoną aktywnością. Zobaczymy jak mi to wyjdzie. Może i przeceniam tą przyszłą mnie, co nie zmienia faktu, że nie pcham teraz w siebie czystego cukru, a to jest bardzo duży sukces!

21 sierpnia 2020 , Komentarze (15)

Mam się względnie, ale w końcu zaczyna boleć?

I swędzieć (smiech)

Tak właśnie myślałam, że coś mi za delikatnie po tym zabiegu (smiech)

Obrzęk schodzi bardzo pomału, ale schodzi. Nie muszę już wkładać tyle wysiłku w otworzenie paszczy. Co prawda ciągle komunikuję się głównie przez pomruki i preferuję żywność płynną, ale widzę, że jest ku lepszemu. Jednak dopiero dziś wstałam z takim typowym bólem kości. I to przy jedynkach, a przecież cięcie ciągnie się aż do piątki, gdzie najwięcej dłubania było przecież pomiędzy trójką i czwórką. Zdaje się wszystko dopiero przede mną....

Wracając do tytułu. Żarcie dla niemowlaków to jakieś nieporozumienie. W sensie to gotowe, słoiczkowe. W ogóle nie dziwię się, że dzieci tym plują. Dostrzegam miażdżącą zaletę dorosłości - można używać przypraw :DI z automatu przypomniała mi się historia, jak mama pierworodnego chciała odżywiać zgodnie z wszelkimi zaleceniami. No i nie dało się. Płaczu i plucia było co niemiara. Aż w końcu w momencie totalnej bezsilności braciszek dostał do posmakowania zupy ogórkowej. No i jak się łatwo domyśleć skończyło się z kombinowaniem jak tu chować dziecko tak, żeby wszyscy byli zadowoleni poza nim samym. Dostawał wszystko to, co inni (oczywiście w odpowiednie formie). Tak samo ja teraz. Z tymi słoiczkami to chciałam pójść na łatwiznę. No to poszłam. W tej chwili mielenie schabowego nie wydaje mi się, aż tak głupim pomysłem. 

Waga oczywiście leci, bo nie dość, że jem mało, to jeszcze same przeciery. Mam nadzieję, że dwa tygodnie takiej diety nie rozleniwi mi jelit. Ani, że po tym czasie i powrotu do jedzenia w normalnej konsystencji waga nie zemści się podwójnie....

A pomijając powyższe perypetie to nudzę się okrutnie. Szukam jakiegoś lekkiego serialu i nie mogę znaleźć nic godnego. A niestety nic poza gapieniem się w komputer w tej chwili nie wchodzi w grę....

20 sierpnia 2020 , Komentarze (7)

Zabieg zaliczony. W żuchwie torbieli już nie ma. Pojechała sobie na identyfikację, czymże jest. Nie jest źle, chociaż że dobrze to też bym nie powiedziała (smiech) Wszystko wyglądało i przebiegało zupełnie inaczej niż się spodziewałam. W ogóle uważam, że taki rodzaj zabiegu na żywca to jest jakieś nieporozumienie. Ciągle widzi się zakrwawione łapy chirurga i co chwila skrobanie jakimś dłutem, sierpem, czy też piłką do borowania. Trza mieć silne nerwy. Nie bolało nic, raczej czułam dotyk, uścisk i inne takie, ale sam fakt otwartej gęby przez ponad godzinę męczył okrutnie. Bo tak, cięcie jednak na dziąśle, a nie przez policzek. Może to i lepiej? Szwów mam chyba z 10, kontrola i ich zdjęcie za dwa tygodnie. Tyle też dostałam zwolnienia. Niby super, bo na to właśnie liczyłam, ale mam wrażenie, że będę dochodziła do siebie z cały miesiąc. A może mówię tak, bo jestem zwyczajnie zmęczona? Tak bardzo okrutnie wyzuta z sił wszelakich. Nawet nie boli tak bardzo jak się spodziewałam, że będzie...

Chyba, że jeszcze wszystko przede mną? (smiech)

A teraz papki, papeczki i inne musy. Wszelkie pomysły na takowe mile widziane, bo niby wiem, że mogę sobie zmiksować nawet schabowego, ale czy powinnam? (kreci) na śniadanie była śmietana z masłem orzechowym. Na obiad planuję zupę krem z jajkiem na twardo, co do jajka (nawet rozdrobnionego) mam mieszane uczucia, w sensie nie wiem, czy to sie uda... Jednak rozdziawianie paszczy jeszcze mocno ograniczone.

Ratujcie inspiracjami, plis :)

14 sierpnia 2020 , Komentarze (4)

Jakiś czas temu zastanawiałam się ile można zdziałać w 5 tygodni. Odpowiedź brzmi - gucio. Tzn schudłam i to prawie 5 kg, ale... to jedyny sukces. Poza tym, że trzymałam dietę nie udało mi się wprowadzić żadnych "fajnych nawyków". Od umiarkowanej aktywności zaczynając, a na regularnym zmywaniu kończąc (smiech) no i nie zapominajmy, że cała ta akcja była dedykowana przedsięwzięciu - zbijam cukier! Co niestety nie udało się kompletnie. Ale co ja chciałam w miesiąc? Może jakby ich było trzy, sześć, albo co się będziemy rozdrabniać, 12!:D wtedy to może... Nie pozostaje mi nic innego, jak sprawdzić :PP technicznie rzecz ujmując nie dzieje się, żaden dramat, bo mówimy o kilku jednostkach ponad normę, jednak jeśli każde badanie okresowe ma tak wyglądać to ja dziękuję! Rok temu orzeczniczka właśnie wmawiała mi cukrzycę i dała zezwolenie na pracę tylko na rok, żebym się tym zajęła. Diabetolog mojej mamy wyśmiał problem. Orzeczniczka, z którą miałam (nie) przyjemność spotkać się teraz zignorowała cukier tylko dlatego, że jej się pokićkały rubryczki i myślała, że to po jedzeniu (swoją drogą ciekawe dlaczego mam niższy cukier z palca w jakieś dwie godziny po jedzeniu, niż ten z żyły z pobrania naczczo :?). Ta pani skupiła się na podwyższonym ciśnieniu, twierdząc, że to może być objaw tarczycy... O ludu... Dlaczego jeśli człowiek nie leczy się przewlekle i nie łyka żadnych leków, to od razu, no nie wiem co, kłamie? Baba mnie pytała gdzie mam lekarza pierwszego kontaktu. Ba, pytała mnie o ostatnią miesiączkę! Witki mi wszystkie opadły. Jedno wiem na pewno, przed kolejną taką wizytą robię komplet badań z zaświadczeniem, że jestem pod stałą, czułą opieką specjalistów i niech już ci orzecznicy z poczuciem misji dadzą mi wreszcie spokój.

Żeby nie było, zamierzam przyjrzeć się swojemu jestestwu, ale nie na niecały rok przed przeprowadzką, ani w czasach takiego, a nie innego dostępu do lekarzy!! Już to widzę, przychodzę na pierwszą wizytę do ogólnego i mówię "Bo wie pan, medycyna pracy twierdzi, że moje wysokie ciśnienie sytuacyjne to objaw tarczycy. Sprawdzi pan?":x

I od wczoraj nie ma wody... Znowu coś się podziało w magistrali na Jerozolimskich i wszystkie południowe powiaty zostały o beczkowozach... Umyć się w misce to nie kłopot, ale tachać to wszystko do spłuczki jest wycieńczające. Ani pozmywać, ani ugotować wygodnie... Wczoraj skończyło się na żarciu na dowóz. Ani nie jestem z tego dumna, ani zadowolona z samego żarcia.

A jeszcze dzisiaj dentysta... Albo wszystko bedzie cacy i będę mogła podejść do zabiegu w przyszłym tygodniu, albo będę zmuszona kombinować i przekładać na wrzesień. O ile się da. No, ale może chociaż to się dzisiaj ułoży.

***

Edit

No i poszło dobrze. Na razie jest okej.

Zatem dentysta mnie załatał, to teraz chirurg może ciąć. Już w środę. Ojejku. To się dzieje (strach)

10 sierpnia 2020 , Komentarze (8)

Właśnie miałam się nią chwalić, a ta skubana sobie spierdoliła (smiech)

Nic to. Będę ją gonić.

Wpadłam na "genialny" pomysł tymczasowego odstawienia kawy. Ostatnio przez ten cały stres i skoki ciśnienia (rzecz całkowicie sytuacyjna, a nie chorobowa) pomyślałam, że kawa w tym wszystkim raczej nie pomaga... Żeby nie było, nigdy nie działała na mnie jakoś super pobudzająco, lubię ją ze względu na smak i chwilę spokoju. Dopiero, gdy wypijam jej zbyt dużo to miewam drobną delirke w rękach :PP 

W pracy w puszce zostało coś tam na dnie i w zaistniałej sytuaci postanowiłam nie uzupełniać.

I wyobraźcie sobie jak ten geniusz(czyt. ja) siedzi w robocie około godziny 11 i wymyśla sobie od "niegeniuszy". Łeb boli, słabawo trochę i tak ogólnie nieszczęśliwie. Polazłam do portfela, a tam jakieś 70 gr w bilonie. Zatem kawa z automatu odpadła. No to zrobiłam sobie lurę z tej resztówki co miałam, a potem łaziłam po ludziach dopraszając się o poczęstunek 😂 Grunt, że pomogło.

Nie ma to jak chcąc uniknąć stresu, dowalić organizmowi kolejny, w postaci rzucania używki 😅 ale tak właściwie to po tej całej sytuacji jestem jakaś taka spokojniejsza 😆

PS Zapas w puszce już uzupełniony.

6 sierpnia 2020 , Komentarze (3)

Jeden wielki stres. Tak teraz na imię mam.

Z absolutnych pozytywów - ostatnio zapomniałam przesunąć paseczek, więc dziś wynik z dwóch tygodni - ponad kilogram mniej! :) Cieszy ogromnie!

Jak mi się już coś zaczyna zgrabnie medycznie układać następuje klops totalny i w sumie nie wiem, czy ten stresior skończy mi się w końcu z nadejściem września, czy nie. Głównym winowajcą jest moja ulubiona dentystka. Po tych wszystkich ekscesach raczej wkrótce moja eks dentystka. Mogłabym całą epopeję tutaj wystosować, ale nie. Nie jest warta kolejnego mielenia co mam jej do zarzucenia. Zadowolona z niej byłam przez prawie dekadę. Ostatnie trzy miesiące, czyli czas w którym zrobiło się poważnie i nieprzyjemnie, no cóż...Nie zamierzam wystawiać żadnych negatywnych opinii, ale gabinetu zdecydowanie polecać nie będę!

Wczoraj odbyłam w końcu konsultację z chirurgiem szczękowym. Spokojnie mogłam mieć to za sobą już dwa miesiące temu jak się okazuje. I znowu, miażdżący żal do dentystki. Ale odczepiając się już od tego rozgoryczenia wiem, że zabieg możne niejako pójść w trzech kierunkach. I tak, jak przypuszczałam, nie on sam będzie straszny, ale wszystko to, co będzie potem. Najbardziej optymistyczna wersja jest taka, że wraz ze zdjęciem szwów po dwóch tygodniach następuje koniec historii. Wersja najmniej przyjemna to noszenie stabilizatora na zęby przez jakieś pół roku. No nic. Po tym wszystkim przeżyję i to.

Dziś byłam na pobraniu krwi przed badaniami okresowymi w pracy. Czyli po ptokach! Zobaczymy jak ta moja absolutna grzeczność wpłynęła na wyniki. Głęboko wierzę w to, że już sam fakt zrzucenia tych 5 kg. wrzuci mi cukier w odpowiednie widełki. Do przychodni wchodzi się pojedynczo. Jestem zachwycona! zdecydowanie powinni utrzymać ten stan po ujarzmieniu epidemii hahhah. Dzień byłby na plus, ale siniak, a co za tym idzie pewien dyskomfort w ręce, psuje cały efekt.

W środę spotkanie z orzecznikiem, a więc test finalny mojego opanowania podczas EKG. 

W czwartek spotkanie z dentystką, które albo wszystko przypieczętuje, albo rozpierdoli. Jeśli wydarzy się najgorszy scenariusz mam jeszcze plan B i C, który może jednak uratuje mój zabieg grzebania w szczęce zaplanowany na za dwa tygodnie. Jeśli nie, świat się nie skończy, ale o ile byłałbym szczęśliwsza, gdyby choć raz wszystko przebiegło, bez żadnego czorta wyskakującego z pudełka!

Co do diety, jak już wspomniałam, powód mojej nadmiernej cnotliwości już za mną i mogłabym zluzować. Ale w praktyce oznacza to tyle, że jak nie za 2 tygodnie, to za 4 i tak będę musiała przejść na chwilę na żarcie papkowato - płynne. No i Mój ma jeszcze wenę na trzymanie diety, zatem nie będę się wyłamywać. Jednak nie będę też już tak stanowczo wzbraniać się przed imieninowym ciastem w pracy, czy też zamówieniem piwa podczas obiadu z kumpelą na mieście. To nie jest moment, że zaczynam utrzymywać ten spadek. Powalczę o jeszcze kilka kilogramów, skoro sytuacja tak idealnie ku temu sprzyja, ale nie zamierzam już tak ascetycznie pilnować gęby.

Trzymajcie kciuki, żebym w napadzie szału nie skrzywdziła, żadnej...przedstawicielki profesji medycznej.

27 lipca 2020 , Komentarze (14)

Czyż nie? :D

Niedawno zrobiłam sobie prezent w postaci "inteligentnej bransoletki". Motywowana przeróżnymi głupotkami stałam się właścicielką tego zacnego urządzenia i jeszcze nie do końca rozgryzłam tych wszystkich funkcji i możliwości, które oferuje. Pierwsze co, to sprawdziłam ją w terenie i zdziwiłam się, że moje wielokilometrowe spacery spalają tak mało kalorii (smiech)

Jednak teraz chciałam skupić się na "monitorowaniu snu". Oczywiście biorę dużą poprawkę na to cudo, ale miałam nadzieję, że może chociaż trochę wytłumaczy moje wieczne niewyspanie. Zasypiam szybko, śpię raczej dobrze, a bez względu na to ile czasu śpię, wstaję tak samo zmęczona. Co na to moja opaska?

Za pierwszym razem powiedziała mi, że jakość mojego snu jest przyzwoita. Lekko zaskoczona przyjęłam to do wiadomości i zaczęłam zgłębiać poszczególne pomiary. Dowiedziałam się, że większość podpunktów idealnie mieszczą się w normie. Jedyne co szwankuje to ciągłość snu głębokiego oraz zbyt duża ilość snu płytkiego. Wychodzi na to, że bardzo dużo mi się śni...

Kolejny pomiar przypadł na dzień pracujący, a zatem z budzikiem. Aplikacja poinformowała mnie, że "tego ranka obudziłeś się o 4:30, czyli trochę za wcześnie. Odprężenie się przed snem pomaga spać nieco dłużej". No tak... czy to wymaga jakiegoś komentarza? (smiech) 

Gdy kolejnym razem mogłam spać do woli komentarz brzmiał następująco "Sypiasz ostatnio o nieregularnych porach. Aby spać zdrowej przeznacz na sen najbardziej sprzyjającą część doby od 22:00 do 6:00." Cholera, wychodzi na to, że w pracy w ogóle nie mają o tym pojęcia!:?

Jeszcze kilka razy pojawiło się "zmiana nawyków zapewni zdrowszy sen", "wstawanie o tej samej porze pomoże Ci zachować regularny tryb". I oczywiście bezcenne rady typu "znowu obudziłeś się trochę za wcześniej. Proste, powtarzalne ruchy ciała mogą pomóc w ponownym zaśnięciu" No miło...

Raczej nie znajdę tutaj odpowiedzi na moje wieczne zmęczenie, ale jestem wściekle ciekawa kiedy algorytm załapie, że poranki co drugi dzień mam niezmiennie identyczne, a zatem jednak jest to jakaś regularność w życiu. :x

25 lipca 2020 , Komentarze (2)

Czuję, że powinnam coś napisać.

Jednak nie bardzo wiem co... Czas leci, jak szalony. Myślę o wszystkim tyko nie o diecie. Dieta o dziwo robi się sama. Mam sporo materiału do przeżywania i z utęsknieniem czekam na wrzesień, kiedy to będę mogła odetchnąć i ...zapewne znaleźć nowy materiał do przeżywania 😂

Dostałam w końcu skierowanie na badania okresowe, ale umawiać mogę się dopiero w poniedziałek. Im szybciej, tym lepiej. Ciekawe jak ten mój cukier po miesiącu ascetycznej grzeczności? Zobaczymy już wkrótce.

Potem chirurg szczękowy i serio mam nadzieję, że obędzie się już bez większych niespodzianek. Bardzo mocno chciałabym być już "po".

W okolicach września okaże się też, czy pożyczkę na mieszkanie trzeba brać już teraz, czy uda się dopiero w przyszłym roku... Ale to też zależy, jak to wyjdzie finansowo u chirurga... Ech, życie.

Waga spada stabilnie. Jest ekstra! W środę podsumowanie 4 tygodni. Ciekawa jestem jak sytuacja w centymetrach.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.