Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chyba lepsze samopoczucie mnie sklonilo do odchudzania

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1065680
Komentarzy: 36967
Założony: 17 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 14 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aska1277

kobieta, 41 lat, Toruń

153 cm, 65.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 listopada 2022 , Komentarze (19)

Witajcie 

            Kolejny dzień na wysokich obrotach. Dobrze, że waga współpracuje ;) i pokazuje lekki spadek. Także działam dalej ;) Idę przed siebie, nie poddaję się, idę w swoim tempie i to mi służy. 

          Od samego rana znowu jedna, druga sprawa do załatwienia i tak się okazało, że południe. Potem pomoc M w garażu ( nosi go, ale robi tyle na ile mu sił starcza) Na szczęście to była lekka praca w garażu,  to ja miałam cięższą. Ale ja silna kobieta jestem hihihihi. Zanim się obejrzeliśmy, była 15 i trzeba było odebrać młodzież z miasta. Szybko do domu i wybiła 16.30 Zanim zrobiłam obiad wybiła 17 :( za późno na obiad ale zjadłam, bałam się że rzucę się na cokolwiek. 

        Jeśli chodzi o aktywność dzisiejszą, kroki standardowo ( jak od kilkunastu dni) Dobiję pewnie do 10 tyś i ładuję opaskę, bo pada. Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka wieloziarnista plus papryczki żółte ( pyszneeeeee) 

II ŚNIADANIE: McMuffin z twarożkiem, rzodkiewką i rukolą plus kawa chocoberry latte ( pysznaaaa ale droga 15 zł za 400 ml) plus kinder bueno

OBIAD/KOLACJA: paluszki rybne, frytki z piekarnika plus matcha latte i teraz jeszcze teraz dopijam kawkę bo oczy mi się zamykają ;) 

      Kaloryczność prawie 1900 także jest ok. Taki w biegu jadłospis....ale póki M nie stanie dobrze na nogi zdrowotnie, to tak u mnie będzie wyglądało jedzonko. Grunt, że nie rzucam się na cokolwiek.  W planach mam ograniczenie słodkości, powiedzmy, może tylko w weekend.... a może np. 3 razy w tygodniu.....zobaczymy. Nie chcę całkowicie rezygnować, bo to nie zadziała. Owszem, mogę wytrzymać dzień, dwa, tydzień.. a potem, rzucę się na  wszystko co słodkie. A przecież nie oto chodzi, prawda? Dlatego przeanalizuję swój plan. 

       Powoli zaczynam myśleć o świętach hmmm a raczej,gdzieś w głowie zrobienie listy potraw, może jakieś ozdoby zrobię ( to też chcę sobie rozpisać) Ja ogólnie lubię planować, jak wiecie... ale nie zawsze to wychodzi ;) Samo życie. 

       No dobrze, to byłoby na tyle. Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej przed siebie. Trzymam za Was kciuki, aby ten długi weekend był owocny. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 


9 listopada 2022 , Komentarze (18)

Witajcie 

       Znowu czas na małe podsumowanie kilku dni nieobecności. Ja jestem w tyle z dnami, datami... Zatem co u mnie? Od początku. Niedziela minęła szybko, zdecydowanie za szybko ale nawet spokojnie. Poniedziałek? Poniedziałek był ciężki, od rana do wieczora poza domem - najpierw załatwianie spraw z M i jeżdżenie w jedną i drugą :( uwierzcie dosyć miałam poniedziałku, miałam dosyć jazdy samochodem. Na szczęście zebrane szybko zleciało, bo nie było rady rodziców ;) zatem jakieś 30 minut w sumie trwało, więc luz...Tak jak wyjechałam z domu o 6.50 tak wróciłam dopiero po 18 ej :) W poniedziałek nawet nie liczyłam kalorii, bo jedzenie było w biegu. Czy żałuję? Troszeczkę, ale już we wtorek ogarnęłam się z liczeniem.... 

      Może  wtorek nie był to idealnym dnem liczenia kalorii, ale było policzone. Co zjadłam, policzyłam... chociaż jadłospis daleki od dietetycznego ;) 

ŚNIADANIE: bułka wieloziarnista, serek turek śmietankowy

II ŚNIADANIE: u rodziców drożdżówka, kawka, i pieczarki marynowane nadziewane serkiem - niebo w gębie. Kupione w sklepie Carrefour za 7,61 :) Są pyszne, tu w opakowaniu było więcej ale zostawiłam bratu :) 

OBIAD/KOLACJA:   bo późno czyli carbonara w moim wykonaniu ( o mamusiu, to było pyszne ....ale i kaloryczne ;) także trzeba uważać... 

       Wtorek był także ciężkim dniem. Niestety córka M dostarcza ostatnio bardzo dużo problemów :( które niestety skończą  na komisariacie:(   Wczoraj miałam tak nerwowy dzień, że wieczorem wzięłam dwie tabletki  na uspokojenie.. i jeszcze się okazało, że były przeterminowane tzn ważne do lutego :) Ale to nic, usnęłam jak dziecko i spałam do rana. Oj nie chcę pamiętać tego dnia. 

      Dzisiejszy dzionek czyli 94 dzień wyzwania. Tak to już 94 dzień, trwam dalej i waga ciut w dół od weekendu ;) Zobaczymy jak będzie w sobotę, niedzielę ;) Póki co robię swoje. Za sprawą wczorajszych leków, niestety byłam od rana zamulona :( Do tego deszczowa pogoda nie pomaga, ale samo życie. Dziś też od rana jakieś załatwiani spraw z M :( oj mam chwilami dosyć bycia szoferem ;) bo od rana do wieczora za kółkiem. Ale na szczęście leczenie idzie ku dobremu, ćwiczy w domu... nawet zawłaszczył sobie mojego orbitreka hahaha uwierzycie ? :) Tak do ćwiczeń ramion ;) A niech chłop ma ;) 

     Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka z  serkiem śmietankowym, kiełki rzodkiewki

II ŚNIADANIE: burek z serem i szpinakiem kupiony w Lidlu, plus bułka i papryczki żółte i orzeszki ( ten burek  jest pyszny- najlepszy ciepły. jeśli chodzi o papryczki. Pierwszy raz jadłam te żółte , chociaż one dla mnie pomarańczowe bardziej ;) 

OBIAD/KOLACJA: zupa ogórkowa z ziemniakami i kawa matcha latte ( sama robiłam -wyszła obłędna ) aaa  teraz dopijam energetyka ( wiem, samo zło, ale chciało mi się czegoś gazowanego) 

      Kaloryczność 1700 z haczykiem jest ok, chociaż mogłoby być te 1900-2000 ;) ale cieszę się, że nie jest to 1200 :) także trzeba patrzeć na pozytywy. A jeśli chodzi o matche, łapcie przepis 

potrzebujemy:

-  1 łyżeczka matchy

-  50 ml wody w temp.70-80 stopni

-  200 ml mleka

-  1-2 łyżeczki miodu 

       Matchę zalewany wodą, następnie mieszany ( ja to robiłam spieniaczem do mleka). Dodajemy miód i ponownie mieszany. W osobnej szklance wlewamy mleko i ubijamy spieniaczem ;) Następny krok, to przelanie mleka do matchy. Gotowe :) 

          Jakie to było pyszne ;) powyżej macie matchę z której zrobiłam to cudo. Zakupiona w Biedronce za niecałe 7 zł. I z tego co widzę, co starczy na dobre 10 takich pyszności ;) Więc warto, kupić. Swego czasu próbowałam matchę z McDonalds i w Lidlu ale obie nie były tak dobre, dopasowane pode mnie ;) heheh. Aaaa zapomniałam dodać, że jak wsypiecie matchę i zalejecie wodą, to musicie bardzo dobrze wymieszać. 

        Tak, co ja miałam jeszcze napisać... aktywność. Hmmm nie ma jej tzn poza krokami nie ma :(   Ale też nie robię sobie wyrzutów, bo mimo wszystko cały czas jestem aktywna ;) I to mnie cieszy, nie zalegam na kanapie. A niestety póki M jest w domu, moja aktywność kuleje, tzn nie jest taka jaką chciałabym aby była. Mimo wszystko jestem aktywna, na tyle ile mogę. Chociaż troszkę mi wstyd bo zapisałam się do wyzwania i co? Dupka blada :(  Za to wodę piję bez problemu ;) Hmmm 

       Nie poddaje się, działam, dalej robię swoje. Pamiętajcie, że nawet jak upadniesz, powstań idź dalej przed siebie. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 


      


     

5 listopada 2022 , Komentarze (20)

Witajcie 

        Nie wiem jak to się stało, ale znowu kilka dni mnie niebyło. Nawet nie wiem kiedy to  zleciało. Dużo się działo przez ten czas. Latanina po lekarzach, masakra. Wkurzyłam się gdy szukałam poradni urazowo-ortopedycznej.... dodam że na skierowaniu ma pilne. I wiecie na kiedy były terminy w Toruniu, poza Toruniem..... terminy rozbieżne, od stycznia po sierpień 2023 :) Hahah śmiech na sali. Ale załatwiłam prywatnie lekarza. Byliśmy na wizycie, za 10 minut wziął 200 zł :) Hmmm to nic, ważne że szybko przyjął. Z racji tego, że M ma do 30 listopada L4, lekarz zaproponował aby na kolejną wizytę przyszedł do poradni przy szpitalu. Dał kartkę z pieczątką swoją i dokładną datą wizyty. Doceniamy, że nie chciał nas znowu zaciągnąć na prywatną wizytę. Wiadomo, że gdyby trzeba było, to by poszedł prywatnie. 

       Na następny dzień pojechaliśmy do szpitala, do poradni w celu rejestracji do lekarza. Dzięki tej kartce od lekarza udało się zapisać na wizytę w dniu 30 listopada. Hmm nie pocieszył nas. Powiedział, że zwolnienie może być nawet na dwa miesiące. Zobaczymy co powie 30 listopada. M zaczął sam w domu robić lekkie ćwiczenia, oczywiście takie jakie pokazał ortopeda. Dzielnie ćwiczy, nawet gdy kwiczy z bólu ;) Chyba, że bardzo mocno bol to robi stop. Dzielny pacjent. Tak pacjent... bo dalej nie prowadzi, ja robię za kierowcę. Kanapki  jako tako sobie zrobi. Z umyciem się hmmm bywa ciężko, ubranie się niestety jeszcze sprawia problemy. Ale jest dzielny. To nic że śpimy osobno hahahha. Mamy przymusowy rozwód ;) łóżkowy. Niestety  musi spać na kanapie ,która nie jest rozkładana, bo ma stabilizację ręki. Cóż tak bywa, przeżyję ;) 

       Tydzień zleciał i na samą myśl, że weekend ucieszyłam się ;) Tak, do tego stopnia że od wczoraj piłam piwo 400ml bezalkoholowe hahahah. Taki pijus ze mnie :) Wypiłam łyka i do lodówki i tak od wczoraj wieczór. Aktywność kroki, standard. Na więcej nie miałam siły :(  całe dni jeżdżenia mi nie służą. Nie jestem do tego przyzwyczajona, ale jak mus to mus. Ale muszę się spiąć, bo przecież biorę udział w wyzwaniu 25 dni treningowych ;) Więc lipy być nie może :) Prawda ;) Za to z wodą nie mam problemu ;) a posiłkowo jak wygląda dzień dzisiejszy? 

ŚNIADANIE: bułka serowa, sałatka jarzynowa od mamy ;) plus papryka 

OBIAD: skrzydełka a'la kfc z piekarnika z sosem 

KOLACJA: jabłko, baton i jogurt plus kawka 

      Kaloryczność 1865, jest ok. Mogłoby być lepsze jedzonko, ale dobra ja zaproponowałam  młodzieży wizytę na galerii ;) Ucieszyły się, no i jedzenie poza śniadaniem nie było planowane, a jedynie czyszczenie lodówki zrobione ;) Grunt, że kalorie policzone, nie ważne co zjadłam, policzyłam. Zaraz czas na ułożenie jadłospisu na jutro ;) 

      Aaaaa zapomniałabym dziś 90 dzień wyzwania. Spadek po tych dniach trwały to 2,6 kg. Czyli więcej niż po 60 dniach ;) Dnia 60 było 66,1 kg a dziś 65,7 kg ;) Może nie są wielkie spadki, ale są trwałe. Nie przerywam wyzwania, trwam dalej. Na kolejne 30 dni ;) Zobaczymy co czas pokaże ;) Małymi krokami wkraczam w kolejny miesiąc wyzwania ;) I to na mnie działa najbardziej... małymi krokami ;) 


     Pamiętajcie, grunt to się nie poddawać. Walczymy, działamy. Nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej przed siebie . Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnej nocki i udanej niedzieli. Pamiętaj, żeby nie odmawiać sobie wszystkiego, bo wtedy prędzej czy później rzucisz się na dany produkt ;) Wszystko rób z głową, tak, żeby Tobie było dobrze, nie zadowolisz wszystkich.... Pozdrawiam :) :* 

1 listopada 2022 , Komentarze (11)

Witajcie 

       Kolejny dzień wyzwania za mną, to już 86 dzień.  Dni lecą jak szalone, a do tego szybko robi się ciemno... Cóż... zanim się obejrzymy będą święta. Chociaż szczerze, nie myślę nawet o nich. Za dużo złego ostatnio u nas się dzieje i nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Skupiam się na tym co tu i teraz i dobrze mi z tym. A jak mija dzisiejszy dzień? Spokojnie. Tak jak wczoraj pisałam, młoda pojechała do koleżanki na noc. Była zachwycona, zadowolona, wróciła radosna :) Oby takie stany były częściej. 

    Tak odebraliśmy młodą, od koleżanki, potem szybko do domku.....i wybraliśmy się pieszo na cmentarz, do sąsiedniej wsi ( gdzie leżą moi dziadkowie) Przy okazji M chciał zobaczyć o widoku jak wygląda motor. Hmmm szału nie robi, sporo do naprawy... ale póki co nie prędko za to się weźmie. Na chwilę spotkaliśmy się z moją rodzinką, zapaliliśmy znicza i do domku. Jeszcze wkurzył mnie  facet na cmentarzu. Byłam z młodymi u mojego wujka, postawić znicz. Ani ja , ani moja córka go nie znamy... zginął jak miał 3 latka. Ale moja córka, dba o ten grób, jakby to był ktoś bliski..a przecież nawet go nie zna. Doceniam. No ale do rzeczy. Podeszłyśmy do grobu i widzę, że jakiś facet opiera się o krzyż na grobie. Grzecznie podchodzę i mówię " proszę się nie opierać, bo ten krzyż jest ruchomy" a on mi na to, że nie jest i znowu się oparł ( dodam, że nie był stary... po prostu nie chciało mu się stać na mszy) To zwróciłam kolejny raz uwagę. Kurczę, rozumiem, żeby to dziecko nie zrozumiało, ale dorosły facet? I pewnie nie tylko on słyszał moje słowa, kiedy to drugi raz zwróciłam uwagę. Brak słów. 

       Aaaa to mój widok z sypialni ;) 

             Jakby ktoś pytał... tak mieszkam przy kościele i cmentarzu ;) 

   Także dzisiejsza aktywność to marsz w obie strony 6,5 km :) Sam M zaproponował, bo chciał rozchodzić łydkę. Pytałam dwa razy czy da radę. A on że tak ;) No to poszliśmy pieszo, ale jak wróciliśmy mówił, że troszkę czuje łydkę ;) Po obiedzie padł i spał. To dobrze, organizm się regeneruje. Tak ma być. Pamiętam ile spał po wypadku samochodowym. Te które są ze mną dłużej, pewnie pamiętają. kiedy to chwilę przez Wigilią miał wypadek :( Oj to był straszny czas dla mnie. 

       Posiłkowo dziś wygląda tak :


ŚNIADANIE: chleb fitness, sopocka, pomidor  ogórek oraz kakao ( wieki nie piłam ) 

OBIAD: ziemniaki, filet z piersi, bigos 

PODWIECZOREK DO FILMU: popcorn, M&M'S brownie ( jakie one są dobre) i kawka do tego, którą jeszcze dopijam 

KOLACJA: serek straciatella, borówki

      Kaloryczność wyszła  około 1900, także jest dobrze. Woda wypita, spijam dziś jakby szło na mróz ;) 

      Aaa dziś małe podsumowanie października. Szału nie będzie bo waga taka sama na początku jak i na końcu czyli 65,9 kg ;) Dobrze, źle? Hmm chyba wolę zastój niż wzrost. Także jest ok. Listopad będzie lepszy( chciałabym a czas pokaże) Woda pita każdego dnia, weszła mi w nawyk. Kroki też weszły mi w nawyk, liczenie kalorii wchodzi w nawyk... Więc i treningi też wejdą w nawyk ;) Na to liczę, ale widoczne potrzebuję na wszystko czasu. No i teraz podchodzę do tego wszystkiego z głową ;) A nie bo szybko... Nie nic nie muszę, nie szybko... mogę i robię w swoim tempie. I to mi służy. 

     Tabelka październikowa wygląda tak: 

      Jak widać treningów brak ale kroki nawet ładnie. Tylko 4 dni kiedy było poniżej 10 tyś. Ten miesiąc jest trochę gorszy, bo aż 11 dni było bez liczenia kalorii....a u mnie to bardzo dużo. Ale dużo się działo, niekoniecznie dobrego i tak wyszło. Jednak nie był to ciąg 11 dni, bo wtedy bym już nie wróciła do liczenia, to pewne. A u mnie te 11 dni się rozłożyło na cały miesiąc, także nie jest źle. Nie mam do siebie wyrzutów, idę dalej i robię swoje. Tak powinno być. 

       Nie ma póki co planów na listopad. Chociaż pewnie na dniach nad nimi pomyślę ;) Wyznaczę sobie jakieś punkty do realizacji. Oczywiście realne ;) A Wy macie jakieś plany na listopad? 

     Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej przed siebie. Głowa do góry, każdy ma wzloty i upadki.... takie życie. Życie jest nieprzewidywalne. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

31 października 2022 , Komentarze (23)

Witajcie 

      Znowu czas na krótkie streszczenie mojej nieobecności. Jestem w szoku, że dni tak szybko mijają... a teraz jeszcze jak przestawialiśmy czas, to już w ogóle. Piątek zleciał raz dwa, nawet nie wiem kiedy. Sobota też nawet szybko i nerwowo. Z racji tego, że robię za kierowcę, bo mamy chwilowo jedno auto, musiałam odebrać M z firmy. Szybki obiad, chwila odpoczynku i młodzież pyta....czy pojedziemy na galerię i gdzieś tam jeszcze... Hmmm M bez zastanowienia, jak macie posprzątane pokoje, to spoko... Hmmm dziewczyny chwila zadumy i brały się za porządki ;) Ogarnęły raz dwa i w drogę. Troszkę nam zeszło....Niby chwila tu, chwila tam i 3 godziny nie nasze. Poza tym weekend, sobota to ludzi dużooooo

      Niedziela do wieczora spokojna... nawet udało się trochę książki przeczytać. Coś pooglądać, posłuchać muzyki i nagle telefon...Jak tylko zobaczyłam kto dzwoni ( a dzwonił M), już wiedziałam, że coś jest nie tak( bo wybrał się na motor) I nagle prośba" kochanie przyjedziesz po mnie, bo miałem wypadek" Kuźwa..... nogi się pode mną ugięły :( Strach, co zastanę... Szybko w samochód i pojechałam po niego. Okazało się, że stoi na nogach, karetki nie ma- myślę jest dobrze. Motor odprowadzony do mojej cioci na podwórko ( wszystko działo się jakieś 6 km od naszego domu). Pytam jak się czuję, co go boli itp..... Szybko do domu, szybkie ogarnięcie i na pogotowie. Od jednego do drugiego szpitala, w końcu przyjęli... a ja? Ja czekałam 4 godziny przed izbą przyjęć.. bo tylko pacjent mógł wejść. Mój tłumaczy i pyta czy mogę wejść, aby mu pomóc w rozebraniu podczas badania, że na zewnątrz jest zimno... A oni, że nie, że mam jechać do domu :) Hmmm Siedziałam 4 godziny przed izbą, na ławeczce...Moja córka co chwilę, dzwoniła, pytała co i jak... a ja nawet nic nie wiedziałam.... bo mój nie miał tam zasięgu, do tego prawie rozładowany tel... szału dostawałam. W końcu słyszę, czekam na wypis.... Jak przyjechaliśmy przed 19 to wyszliśmy około północy. Po północy byliśmy w domu. Jechałam z duszą na ramieniu, mgła straszna, do tego deszcz, ciemno... aj najgorsza pogoda i warunki... jeszcze tylko śniegu brakowało ;) Na szczęście dowiozłam nas całych. Ja szybko spać, pod kołdrę, bo strasznie zmarzłam... byłam w lekkiej bluzie. 

      Oj wkurzyli mnie  w tym szpitalu, bo we wcześniejszym weszliśmy oboje... a tu, ja nie mogłam, szok. Najgorsze jest to, że od pacjentów wymagali maseczek...a sami nie mieli :) Hahaha śmiech na sali. A co do diagnozy to okazało się: zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego lewa strona a prawa to pęknięcie więzadła palca w stawach nadgarstkowo-śródręcznych i między paliczkowych :) Matkoooo w życiu bym tego nie zapamiętała ;) I co? Wyjęty z życia na 6 tygodni :( Gaci sam nie zdejmie, nie założy, leków trzeba przypilnować... posmarować.... Szczerze, to mam dosyć... W tym wszystkim znowu zapominam o sobie, a tak być nie może :( Liczę, że jutro wróci liczenie kalorii... 

    Dziś ja za kierowcę i tak pewnie będzie cały miesiąc, chyba, że M poczuje się lepiej... bo aż go nosi, a tu tyle do zrobienia ( auto w garażu stoi, w domu coś tam do ogarnięcia...) My nie należymy do ludzi, którzy leżą bezczynnie, zawsze sobie coś znajdziemy, lubimy być w ruchu... Więc widzę, że się męczy. 

    Ogarnęliśmy dziś groby, aby jutro nie jeździć, bo będą tłumy , dziś też mało nie było  :) :) Samo życie... Jutro w domku. Ewentualnie tylko odbiorę młodą, bo pojechała tzn zawiozłam ją do koleżanki na noc ;) To krok do przodu, przy jej chorobie... Nie ma jej dwie godziny i nie było żadnego telefonu ;) Jest postęp :) Trzymajcie kciuki, aby tak zostało do jutra ;) 

    Aktywność dzisiejsza kroki, na chwilę obecną 15515. Ogólnie cały tydzień zaliczony na plus jeśli chodzi o kroki, bo w poniedziałek było 19608, wtorek- 19059, środa- 18665, czwartek- 17017, piątek -17146, sobota -13743 a niedziela było 10965. Także to mnie cieszy, bo nie leniłam się ;) Woda pita każdego dnia :) Aaa przy okazji, zapraszam na listopadowe wyzwanie :) 

      Pamiętajcie aby się nie poddawać, walczymy, działamy ;) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnej nocki. Pozdrawiam :* :)  

27 października 2022 , Komentarze (14)

Witajcie 

        Zacznijmy od dnia wczorajszego. Szalony dzień od samego rana, nie ogarnęłam go do samego końca...Na wysokich obrotach od rana, a wieczorem padłam jak mucha. Posiłkowo dzień wyglądał tak:

ŚNIADANIE: bułka serowa, krem mleczny

II ŚNIADANIE: owsianka i baton ( w drodze) 

OBIAD/KOLACJA: sałatka, miks sałat, pomidor, ogórek, polędwiczki, majonez, krążki chlebowe i kawka

       Posiłki bez szału, ale cały dzień właściwie poza domem i w nerwach. Cud że zjadłam chociaż to, co widać. Nie ma co płakać, tylko działać dalej. Aktywność wczorajsza to kroki czyi wpadło 18016, jest ok. Woda pita, co mnie cieszy i tego się trzymam ;) 

      Dzisiejszy dzień też nie należy do najlepszych, chociaż... hmmmm nie, dzisiejszy dzień jest ok. Młoda dziś jechała do domu opieki z klasą ( to profil psychologiczno-pedagogiczny) i mają takie różne wyjścia. Szczerze, na początku nie chciała jechać.... bo komunikacja, a ona nie lubi jeździć niczym innym niż samochodem. Ja nie mogłam jej zawieźć, ale dała radę, pojechała. Sam pobyt w domu opieki, zrobił na niej ogromne wrażenie. na początku były łzy, bo strasznie przykro jej się zrobiło, jak zobaczyła tych ludzi... Schorowanych, starszych. Ale z każdą chwilą, oswajała się z pobytem tam. I wiecie co???? Ogólnie wspomina pobyt tam miło, tańczyli, śpiewali. Cieszyła się, że mogła wywołać uśmiech na ich twarzy. Cieszyła się, że mogła przytulić. Szok. Wróciła silniejsza. Cieszę się, że dała radę, pokonała swój lęk. 

      Posiłkowo dzień wygląda tak:

ŚNIADANIE: chleb z serkiem chrzanowym, salami mini. 

II ŚNIADANIE: winogrono, drożdżówka, kawa i chleb z roladą boczkową ( mama skusiła,a  mamie się nie odmawia) 

OBIAD: sałatka-miks sałat, pomidor, ogórek, polędwiczka, krążki chlebowe, majonez

KOLACJA: danio ciasteczkowe kawa 

       Zjedzone ze smakiem :) bez wyrzutów ;) Kaloryczność ciut za mała bo 1700 ale hmmm cóż. Ostatnio nie mam ochoty wcale jeść :( A zmuszała się nie będę. Woda dziś też wypita, aktywność kroki - na chwilę obecną. Aaaa odnośnie picia wody, dziś wleci kolejne listopadowe wyzwanie z piciem wody. Zapraszam ;) 

     Chciałabym też napisać kilka słów odnośnie tego mojego suplementu, o którym kilka wpisów wcześniej pisałam. A mianowicie Ketofix 

https://www.ketofix.pl/       tu macie link do strony, jesli chcecie więcej się dowiedzieć. 

    Był to suplement, który miałam okazję testować w ramach współpracy. Stosowałam go 30 dni, przez ten czas waga spadła 1 kg. Dużo, mało... zależy ale  też dużo czynników się na to złożyło. Stres, nerwy, okres i aktywność hmmm nie taka jaką bym chciała...ale co dał mi ten preparat?  Zmniejszył łaknienie na słodkości, nie podjadałam, co jest bardzo ważne i dało mi kopa. Nie miałam skutków ubocznych, co też jest plusem. Ogólnie skład tego preparatu jest spoko. Myślę, też, że gdybym miała więcej do zrzucenia, to waga inaczej by spadła.... a ja w momencie kiedy dostałam ten suplement, miałam do zgubienia 8 kg. Wiadomo że inaczej waga spada, jak ma się np.50 kg do zrzucenia, a inaczej jak ma się 10. Prawda? 

       Jak ja się cieszę, że jutro piątek... nie macie pojęcia. Marzy mi się gorąca kąpiel z pianką, do tego książka( którą mam nadzieję w ten weekend dokończyć) i piwko 0% :) które chłodzi się od jakiś 2 miesięcy hahah 

      Aaaa zaskoczyła mnie dziś waga, spadkiem oczywiście zaskoczyła, ale o tym za kilka dni ;) aby nie zapeszyć. Trwam w wyzwaniu, dalej robię swoje, może nie jest to zawrotne tempo, ale robię to na swoich zasadach ;) I tak powinno być. Oczywiście Wam dziękuję za wsparcie i motywację :* 

     Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy, działamy, idziemy do celu. Trzymam za Was kciuki i zmykam poczytać co u Was ;) Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

25 października 2022 , Komentarze (21)

Witajcie 

       Kolejny dzień wyzwania za mną. To już 9 dzień, szybko ten czas leci, zdecydowanie za szybko. Trwam dalej, nie poddaje się, mimo przeciwności losu... które cały czas rzucają kłody pod nogi..aj niech to się skończy... 

       Dzisiejszy dzionek troszkę taki płaczliwy dla mnie...niby nic konkretnego akurat dziś się nie stało, ale hmmm ostatnie wydarzenia i nadchodzące dni jakoś nie nastrajają pozytywnie. Mimo wszystko działam. Pogoda dziś nawet spoko, słonko i ciepło jak na końcówkę października. Aktywność- dalej kroki. Chwilowo jakoś nie mam ani weny, czasu na inną aktywność ( chociaż nie ukrywam, że w głowie mam jakiś trening- być może wrócę do nich) Cieszę się, że trzymam się picia wody. Z tym nie mam problemów czego nie mogę powiedzieć o treningach ;) 

      Posiłkowo dzień wygląda tak:


       ŚNIADANIE: chleb z polędwicą łososiową ( mało ale nie chciało więcej przejść przez gardło) 

II ŚNIADANIE: mus, jabłka sztuk dwa i baton proteinowy

OBIAD/KOLACJA: sałatka ( miks sałat, pomidor, ogórek korniszon, krążki chlebowe o smaku pizzy, majonez, devolay z sosem czosnkowym i kawka ( którą jeszcze dopijam) 

       Może szału nie ma ale kalorie policzone, wyszło 1700. Nie załamuję się, idę dalej. Nie poddam się. Szczerze to siebie podziwiam, bo jeszcze niedawno gdy pojawiały się problemy, kłopoty rezygnowałam. Przestawałam liczyć kalorie itp. A teraz hmm fakt było kilka dni, kiedy nie liczyłam kalorii, ale przez te 79 dni było ich niewiele. 

      Cieszę się, że teraz podczas tego wyzwania, działam, nie poddaję się. Nie załamuję, na tyle, że odkładam w czasie liczenie. Jeszcze nigdy nie wytrzymałam tyle dni licząc kalorie :) Dlatego jestem pod wrażeniem ;) swojej determinacji. Myślę, że jeśli będę to dłużej ciągnęła, to całkiem możliwe, że kolejnym punktem i wdrożeniem będzie aktywność. Jeśli oczywiście liczenie kalorii, będzie takim nawykiem jak picie wody. Wtedy wdrożę nawyk aktywności, ale nie tylko kroków....ale treningi. Także wszystko przede mną. Małymi krokami a  do celu. 

     Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia w nowym tygodniu. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :* :) 


23 października 2022 , Komentarze (11)

Witajcie 

      Dziś wpis na szybko. Niedziela mija spokojnie. Trochę poczytałam, ale skupić się nie mogłam i tak męczę książkę od wakacji. Ogólnie książka fajna, ciekawa, ale brak skupienia, czasu... Ale do brzegu. Wagowo dziś spadek, co mnie cieszy. Co prawda tylko 0,3 kg ale zawsze. Nie ma co oczekiwać  wielkich spadków, jak działałam różnie. Do tego @ dopiero dobiega końca. Działam dalej, robię swoje. Nie poddam się. 

      Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: chleb fitness, pasta z awokado i jajko na twardo, pomidor

OBIAD: ziemniaki, filet z papirusa i mizeria 

DESER: gofry z ciasta francuskiego z kremem Kizers plus borówki i kawka oraz mini kiwi

KOLACJA: serek straciatella, borówki i kulki cynamonowe (Ferrero Giotto karmelowo-cynamonowe kulki) smak obłędny jeśli ktoś lubi cynamon ;) 

     Najedzona i zadowolona ;) Kończę ten tydzień... oby nowy był pozytywny i spokojny. Dziś czego się nie tknęłam, to wszystko leciało mi z rąk :( Także zmykam spać, do jutra. Pamiętajcie aby się nie poddawać, walczymy, działamy. Spokojnej nocki i udanego poniedziałku. Powodzenia. Pozdrawiam ;) 

22 października 2022 , Komentarze (11)

Witajcie 

       Na wstępie chciałabym Wam podziękować za każde słowo wsparcia odnośnie wczorajszej imprezy córki. Powiem tak....wróciła do domu mega zadowolona i mówi " mamo za tydzień pójdziemy razem na imprezę''  :) hahah to oznacza, że naprawdę była udana impreza, pomimo tego incydentu. Po tym zdarzeniu dziewczyny postanowiły zmienić klub i okazało się to strzałem w 10 :) Dostały na mieście opaski ( taki bilet wstępu) od pań i weszły za darmo. Bardzo podobało mi się zachowanie dziewczyn. Nie piły, nie narobiły nam rodzicom problemów, jestem z nich dumna. No moja córka tak czy inaczej pić nie może bo bierze leki  ma świadomość, że nie wolno ich za alko mieszać. 

    Ogólnie do domu dotarłyśmy około 2. Sen dzisiejszy to hmm bez szału 

      W planach była drzemka w południe, ale przypomniało mi się, że muszę odebrać M z firmy hahhah. I ze snu nici, ale to nic odbiję sobie ;) Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: chleb fitness, pasta z awokado, pomidorki

II ŚNIADANIE: jabłko, gruszka, i biała czekolada

OBIAD: hmmm bez szału, ale tak bywa czyli McRoyal i kawa Latte 

KOLACJA: pomidor z cebulką i śmietaną plus  grzanki chleba fitness i wafelek

       Kaloryczność 1941ale to przez żarełko z maka. Cóż bywa. Dziś taki gwizdany dzień, przez te połowinki i późny powrót ale nie żałuję. Jest dobrze. Na zdjęciu suplement,  który dostałam w ramach współpracy. Być może jutro uda się nagrać na yt recenzję tego produktu, więc chwilowo tu o niej nie napiszę. 

      Samopoczucie dzisiejsze nawet spoko. Wiadomo jak dziecko zadowolone i radosne to i mamie się udziela :) Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Trzymam za Was kciuki. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

21 października 2022 , Komentarze (21)

Witajcie 

     Trochę mnie nie było. Ostatnie dni, to hmmm nawet nie wiem jak to nazwać. Ten tydzień był ciężki, a nawet bardzo ciężki. Jeśli chodzi o moje wyzwanie, to nadal przy nim trwam. Dziś dzień 75, waga znowu ruszyła w dół. Na chwilę obecną jest 3 kg w dół od początku wyzwania. Zobaczymy ile będzie w niedzielę ;) 

     Jeśli chodzi o aktywność to tylko kroki

sobota 15-go było 13437 kroków

niedziela 7631 niewiele, ale to był bardzo ciężki dzień 

poniedziałek 15417 wpadło kroków 

wtorek 18979 

środa 15488

czwartek ładnie poszło bo wydreptałam 21985 kroków 

           Posiłkowo różnie bywało, liczyłam kalorie poza środą i czwartkiem. Nie dałam rady. Dziś już policzone. Woda pita każdego dnia- to mnie cieszy bo trwam w tym bez problemu. 

        Jeśli chodzi o dzisiejsze menu, wygląda tak : 


ŚNIADANIE: bułka 4 pory roku z kremem mlecznym ( ten krem jest obłędny-polecam) 

II ŚNIADANIE: grzyby smażone u rodziców 

OBIAD: makaron  podsmażony z boczkiem, serem i pomidorami 

KOLACJA: jabłko, chleb fitness, ser camembert, figi i miód, plus kolagen i kawka 

      Kawkę właśnie dopijam. Późno bo późno ale muszę, bo młoda pojechała na połowinki i muszę ją odebrać  około 1 w nocy a mam spory kawałek ;) Jeszcze później muszę odwieźć jej koleżankę do domu, bo nie ma kto odwieźć. Jestem kłębkiem nerwów, bo ledwo co pojechała a już nalazła się jej prześladowczyni ze szkoły. Także w poniedziałek czeka mnie wizyta u dyrekcji. Kurczę jak to jest, że jak sama jest ta dziewczyna to nawet nie odezwie się do mojej córki....a jak jest z koleżankami.. to szczeka do mojej córki. Ale ja tego tak nie zostawię... Teraz siedzę  nadsłuchuję czy telefon nie dzwoni :( To miał być fajny wypad, fajny wieczór... oby jednak tak się zakończył, aby wróciła z miłymi wspomnieniami.  Na szczęście na obok siebie fajne koleżanki z kasy, które zawsze jej pomogą. I jestem spokojna o córkę.   

      Teraz poczytam co u Was. Poszperam na necie.... odsunę trochę myśli w innym kierunku. Zaraz święta, tzn ja wiem, że jeszcze dużo czasu... ale  robię z koleżanką wzajemnie kalendarz adwentowy ;) Koleżanka z yt mi zaproponowała, zgodziłam się i teraz rozmyślam co tu kupić ;) To połowy listopada muszę najpóźniej wysłać paczkę z zawartością ;) Mam kilka rzeczy już kupionych ale sporo jeszcze brakuje. Miałam to ogarnąć  dziś... ale jestem w trakcie @ i dziś to jakaś masakra ;) jak z kranu :(  Dlatego odpuściłam. Zrobię to po niedzieli, ale już na tip top. Niby jakaś lista jest, ale wiecie... nie ma to jak się pochodzi po sklepach :) Do tego jeszcze chcę zrobić córce kalendarz... ale dla  niej to dam radę, bo nie musze nic wysyłać i mogę robić to w każdej chwili, bez spiny ;) Dam radę :) A swoją drogą Wy robicie takie kalendarze adwentowe ? Czy może kupujecie ? 

      Spokojnego weekendu Wam życzę. Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Trzymam kciuki. Pozdrawiam  :) :* 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.