Witajcie
Kolejny dzień za mną, dzień 4. Jestem sama pod wrażeniem, że idzie mi dobrze. Trwam, nawet gdy w domu grzmoty... Sama siebie nie poznaję, nie rzucam się na jedzenie.. to może być poniekąd wyrobiony nawyk liczenia kalorii. W sumie 164 dni były liczone ( no może bez kilkunastu dni) Także póki co jest dobrze. Nie mam problemów z kalorycznością, fakt nie jest ona ogromna... ale wiem, że z każdym dniem będzie lepiej. Uczę się planować bardziej objętościowe, jedzenia. Przede wszystkim staram się przemycać więcej warzyw i owoców ;) Co kiedyś było problemem. Teraz jakoś mi to idzie. Cieszę się, że trwam, nie poddaje się. Idę po swoje. Dziś na wagę nie weszłam... tzn chciałam... ale miałam mały wypadek i mi się odechciało.
Hmmm a więc zawsze ważę się po porannej toalecie, nago... i tak też miało być tym razem. Zawsze mam tak, że jak się rozbiorę, kładę piżamę na wc ( zamknięte- tzn gdy deska opuszczona) Ale nie tym razem ;) Jakoś tak w pośpiechu wszystko robiłam i nie zauważyłam, że deska nie jest opuszczona..... no i piżamka wylądowała w kibelku hahahahahah No i przeszła mi ochota na ważenie :) No nic jutro też jest dzień. Uśmiałam się, może to był znak abym nie wchodziła na wagę ? Jak myślicie :)
Treningu brak, niestety mam wrażenie jakby znowu mnie coś brało. Chyba wczoraj mnie przewiało, jak była ta śnieżyca, a my z M musieliśmy z busa wyjąć to....
Tak słupki betonowe.... jeden około 50-60 kg :) Nikogo w pobliżu do pomocy, a że na gwałt trzeba było oddać busa, to słupkami zajęłam się ja z M ;) Silna jestem, co ? Ale to, to pikuś ;) Nie takie rzeczy się dźwigało. No ale cóż. Bywa i tak... no i jeszcze wczoraj szłam w tą śnieżycę do sklepu, na wiosce. Może to tylko osłabienie, przez dźwiganie ( oby tak było i obym jutro czuła się lepiej)
Woda pita według planu ;) Letnia, gorąca... ale w normie się wyrobiłam. Swoją drogą polecam letnią wodę z imbirem, cytryną i miodem.... lub bez miodu ;) W taki zimne dni, jak znalazł. Jedzenie prezentuje się tak:
ŚNIADANIE: chleb z ziarnami, ogórkiem kiszonym, jajecznica ( dodałam jeszcze białka płynnego ) plus pomidor i sokolik
II ŚNIADANIE: jabłko, kiwi, winogrono
OBIAD: placki z cukinii z sosem tao tao chili
KOLACJA: pudding karmelowy plus ryż z wczorajszego obiadu, dodałam pomidora i twaróg wędzony ( rewelacyjne połączenie) plus kawka którą teraz dopijam
Powiem tak... kaloryczność przedstawia się następująco
Kolejny dzień zmieszczony w limicie, najedzona po kokardę, zadowolona. Czego chcieć więcej ;) Prawda? Ne pamiętam, kiedy ostatni raz udawało mi się dobić tyle białka... zwykle wyglądało to, tak, że mnóstwo tłuszczu było... chociaż węgli jadłam sporo, to nie przekraczałam ich, ale z białkiem zawsze miałam problem. Skąd wiem? Cofnęłam się w Fitatu we wcześniejsze dni, kiedy liczyłam kalorie. Także tamto liczenie, to był taki wstęp do tego prawidłowego ;) Wtedy uczyłam się regularności... a widocznie nie skupiłam się na jakości posiłków. Teraz tzn od 4 dni, jest troszkę inaczej, czy tak pozostanie? Tego nie wiem, ale wiem, że się nie poddam i nie potrzebuję żadnych kropelek.. jak to sugeruje pewien pan.
Szczerze to trochę obawiałam się, tej kaloryczności. Bałam się, że może będę głodna. Jednak spora ilość warzyw i owoców pomaga. Swoją drogą jutro muszę uzupełnić zapasy ;) Bo tylko jabłka mi zostały.
Wasze wsparcie jest nieocenione - dziękuję :*
Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy. Za chwilę nowy tydzień, bierzcie byka za rogi i do dzieła ;) Wszystko jest w głowie. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :*