Witajcie
Nie wiem jak u Was, ale u mnie dziś upał na całego. Do tego zjawiła się ona, ta co męczy kobiety co miesiąc ;) Czułam to w kościach. Dlatego też dziś nawet nie ma mowy o treningu. Nie zamierzam robić nic ponad siły. Zresztą nawet posiłki dziś pozostawiają wiele do życzenia.
Miały być plany na weekend i z planów nici. Specjalnie wczoraj odwiozłam na dworzec chłopaka córki, bo dziś mięliśmy jechać do Berlina... ale okazało się, że aby tam wjechać trzeba mieć naklejkę na samochodzie taką specjalną. W osobówce takiej nie posiadamy.. a tirem przecież nie pojedziemy ;) No i lipa, po planach. Chociaż może i dobrze się stało, bo skoro dostałam okres i upał niesamowity... Nie dla mnie takie klimaty.
Dzisiejsze moje samopoczucie -10 , czuję się kiepsko. Myślałam, że wakacje będą dla mnie oazą spokoju, że odetchnę.. ale widzę, że nie. Już było tak dobrze, już stawiałam siebie na pierwszym miejscu, bo to ja jestem ważna.. i znowu wraca myśl, że to domownicy są ważni a ja? Ja mogę być na końcu. Dajcie mi kopniaka, aby wcześniejsza myśl wróciła.
Oczywiście, że się nie poddaje, działam.. ale to bardziej zmuszenie się do tego aby się nie objeść, aby nie rzucić się na jedzenie. Nie chce sobie robić krzywdy i nie chcę zaprzepaścić tego czego już dokonałam. Te 64 z haczykiem jest dla mnie sukcesem, nie chcę widzieć 66 czy 68 kg. Ale gdybym bardziej skupiła się na posiłkach, kontrolowała, zapisywała, już byłby mój cel czyli 58 kg.
No nic zabieram się za ułożenie jadłospisu na jutro, może się uda.
Trzymam za was kciuki , życzę miłego wieczoru i wspaniałej niedzieli. Pozdrawiam ;) :*