Wczoraj był tak piękny dietkowy dzięń, przez żadnych grzeszków, poszłam sobie wieczorkiem na basen poskakać na aqua aerobiku. Miedzy czasie zadzwonił mój P. trochę się ścieliśmy, bo cały dzień się nie odzywał, nie odebierał ode mnie telefonów i jak łaskawie oddzwonił około 21, to zdziwiony co ja właściwie od niego chcę, przecież to logiczne że jak nie wrócił do domu to jest w pracy. To wcale nie jest logiczne, nie pomyślał że się może marwiłam, ze nie moge się z nim skontaktować. I niby się tłumaczyl że zostawiłl telefon w samochodzie dlatego nie widział jak dzwonie. Ale jak wiedział że jedzie gdzieś na dłużej to mógł dać znać. Wkurwił mnie i to się dla mnie źle skończyło, bo jak wróciłam do domciu to zjadłam pół paczki pistacji, a później jeszcze zagryzłam czekoladą. Grrrrrr gdzie ta cholerna silna wola. Przecież wcale nie byłam głodna. Dlaczego tak się dzieje jestem zła na siebie.
Dziś mam nadzieje że to nadrobie, dietka od rana wzorowo, mam nadzieje że tak wytwrwam do wieczora, jadę dziś do mamusi z własnym prowiantem obiadowym, a później od razu na aqua aerobik, wiec nie będzie okazji nic podjeść i niech tak zostanie. Muszę się wreszcie ogarnąć tak na całego, bo nici będzie z utraty wagi. A przecież to ja mam rządzić jedzeniem, a nie na odwrót.