Wreszcie udało mi się znaleźć chwilę wolnego, po tym wyjeździe strasznie dużo zaległości w pracy się zrobiło, trzeba było wszystko nadrabiać. Nie lubię tego bardzo, nie potrafię wtedy sobie dnia zoorganizować, taka rozbita jestem.
Wyjazd integracyjny okazał się wielką klapą, pogoda była kiepska, przez co nie włączyłam się w aktywny udział w zajęciach. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce po zakwaterowaniu zabrali nas na spotkanie organizacyjne, gdzie właśnie powiedzieli że idziemy do jakiegoś innego ośrodka oddalonego 7 km od hotelu. Droga miała prowadzić przez las. Byłam już nawet skłonna iść, ale zaczęło padać, a miałam ze sobą tylko 1 długie spodnie i nie najlepsze budy na błoto. Jak się później okazało bardzo dobrze zrobiłam że zostałam, padało cały czas, było strasznie dużo komarów i błoto po kolana. Przez to że nie poszłam na zadania ominął mnie obiad, który był zoorganizowany w tym ośrodku oddalonym 7 km od hotelu. Na szczęcie nie tylko ja zostałam w hotelu, kilka osób z firmy również zostało i razem sobie siedzieliśmy. I jak to bywa na takich wyjazdach alkohol lał się strumieniami. Ja też sobie oczywiście nie odmówiłam i wypiłam 1 piwko i 2 drinki. Na obiad posiuliłam się kajzerką z wędliną i na tymudało mi się przetwać do 20, kiedy była kolacja. Ale niestety na kolacji też mi się nie udało zaspokoić głodu. Był grill gdzie podawali rybę (nie lubię), boczek (nie jadam bo mega tłusty) i skrzydelka z kurczaka, którymi się nie da najeść, a poza tym nie byly dobre. Poratowało nas tylko to że pojechaliśmy na stację benszynową na hotdoga.
Te wszystkie wpadki organizacyjne ratowała impreza po kolacji, gdzie bawiłam się prawie dod rana, dzięki temu poprawił mi się humor. Tańc, hulanki, swawole i gdzie między to wlecione karaoke. było super, wytańczyłam się i mam nadzieje że dzięki temu spaliłam trochę tych niezdrowych kalorii.
Za to rano znów nas poraziła nieporadność organizacyjna. Były 4 autokary. wyjazd wszystkich miał być o 11, jednak jak się później okazało pierwszy autokar odjechał już o 9:45. Wkurzylo mnie to już równo, nikt nic nie powiedział że jest taka możliwość żeby jechać wcześniej. Na 100% bym pojechała, byłabym wcześniej w domciu. Ale na szczęcie zabrałayśmy się z koleżanką z naszymi kohanymi handlowcami samochodem :) Ale niestety prze to zaczął się mój dzień jedzenia niedozwolonych rzeczy. Zaczęło się od loda z polewą czekoladową w McDonaldzie, a później to już poszło w domciu po powrocie: nutella, paluszki, pieguski. Czuję wyrzuty sumienia, zdecydowanie za bardzo sobie pozwoliłam.
A dziś jeszcze jak weszłam do kuchni w pracy to poczułam piękną woń kuracza z KFC, nabrałam takiej ochoty na kubełek kurczaka, ze muszę chyba dziś z daleka omijać te miejsca to moja silna wola się ulotni tak jak wczoraj. Niby zaczełam od dziś znów jeść zdrowo, ale moja głowa nie chce się na to przestawić i cały czas mnie męczą myśli o jedzeniu.
A i jeszcze zapomniałam, w niedzielę był mój dzień ważenia i wcale nie poprawilo mi to humoru bo waga stoi w miejscu, a teraz pewnie po tych 2 dniach wzrośnie. Nie znosze tego stanu umysłu, kiedy mam takie wahania. Z jednej strony chcę walczyć o moją wagę, a za chwilę mam w szystko głępoko w poważaniu i prawie żucam się na jedzenie grrrrrrrr Jak ja mam mój mózg sprowadzić na dobre tory