Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uwielbiam czytać książki, zajmować się moim ogródkiem i gotować. Największą katorgą jest dla mnie sprzątanie. Chciałabym w końcu póść do sklepu i kupić sobie fajny ciuch a nie tylko czarny worek.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 62574
Komentarzy: 378
Założony: 30 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 21 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mrowa78

kobieta, 46 lat, Olsztyn

168 cm, 86.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 lipca 2010 , Skomentuj

Jakaś taka drętwota mnie ogarnęła. Może to już "zespół" bo właśnie oczekuję na @. Z tej okazji waga jak zwykle poszła lekko w górę. Dziś u nas ochłodziło się i nawet nieźle z rana popadało. W moim domu pojawiły się też wstrętne gryzące muszydła. Od rana z nimi walczę biegając z klepką od jednego pokoju do drugiego.

Jutro oficjalne ogłoszenie wyników. Z tej okazji zrobiłam już sobie paznokcie, położyłam maseczkę na pysk i tylko jeszcze włosy zostały. Wystąpię na jutrzejszej uroczystości w różowej sukience. Od razu przypomina mi się film Legalna blondynka. A co tam, ze pani mecenas nie przystoi różowy, a właśnie że przystoi i wszystkim to udowodnię.

 

15 lipca 2010 , Komentarze (2)

No i stało się. Dziś rano kolega w wielkiej konspiracji zadzwonił, że wedle wszelkich znaków na niebie i na ziemi egzamin poszedł pomyślnie. Po 10 minutach otrzymałam oficjalną nieoficjalną wiadomość od starościny naszej grupy, że wszyscy zdaliśmy.

Dopełnienie formalności w poniedziałek, ale nareszczie mogę już to powiedzieć

JESTEM PANIĄ MECENAS!!!!!!!  

Tyle lat ciężkiej harówki, ostatnie pół roku praktycznie wyrwane z życiorysu, ale się udało. Jestem przeszczęśliwa.

13 lipca 2010 , Komentarze (2)

84 kilogramy okazują się być dla mnie barierą chowilowo nie do pokonania. Zbliżam się coraz bardziej, ale kiedy mam wrażenie, że już jutro będzie 83 z przodu, to następnego dnia waga znów podskakuje o 10-20 dag. Może to przez te upały takie huśtawki. No i pobyt męża w domu też mi nie pomaga. Dziś grill urodzinowy będzie kupa ludzi. Uwielbiam gości. No i wszyscy będą mnie chwalić jak wszystko fantastycznie przygotowałam. Moje ego będzie podbudowane. Próżna jestem, wiem, ale to takie miłe jak cię chwalą.

11 lipca 2010 , Komentarze (1)

Czuję się fantastycznie, bo po dzisiejszym ważeniu (robię to codzienne, bo nie mogę się powstrzymać), jest znów o 400 g mniej. Mój szanowny małżonek powrócił na łono rodziny i stwierdził, że jest mnie coraz mniej. Znów nabrałam wiary, że uda mi się zrzucić kolejne kilogramy. Na razie plan jest aby do końca lipca była 7 z przodu. Zostało mi zatem jeszcze 4 kilogramy.

Upał dziś zapowiada się niemiłosierny. Do południa będziemy siedzieli w domku, bo od tej teperatury udaru można dostać. Ale po południu jedziemy nad jeziorko się pomoczyć. A wieczorkiem mam zaproszenie do teściowej. Nie wiem czy będzie się nam chciało po tym jeziorze. Zobaczymy. Od jutra zaczynam wielkie przygotowania, bo mój mężuś we wtorek ma urodziny i oczywiście już cała familia zaproszona (i jego i moja). Muszę mięcha zakupić i innych dodatków, bo zrobimy grilla. Nie będę do domu całego tego tałatajstwa spraszać to i bajzlu nie będzie.

Zimniutkie całusy. Bardzo się cieszę

10 lipca 2010 , Skomentuj

No i jednak coś ruszyło. Wczoraj rano się zaparłam i wyciągnęłam moją książkę "Nie potrafię schudnąć" czyli dieta Dukana. Wcześniej trochę ją stosowałam i choć były efekty to nie mogłam sobie odmówić owoców i przestałam. Ale od wczoraj zamieniłam jakość w ilość. Uwielbiam tę dietę, bo mogęjeść ile chcę i nie mam wyrzutów sumienia. Biorąc pod uwagę, że jestem mięsiarą, to ta dieta nie sprawia mi najmniejszych kłopotów. Najtrudniej jest mi znaleźć beztłuszczowe i bezcukrowe jogurty, ale mam jeden market, w którym przeważnie są. Po jednym dniu diety waga pokazała 84,6 czyli tylko 100 g do wagi na pasku, a w piątek mam nadzięję, że będzie 83.

Kupiłam sobie nowe spodenki lniane (na te upały co nadchodzą) w rozmiarze 44. No zawsze jakiś postęp bo tam w szwalni u mnie mają zaniżoną rozmiarówkę i w h&m takie spodenki byłyby w rozmiarze 42. Od 10 lat nie wlazłam w taki rozmiar. Jestem podbudowana.

Dziś na śniadanko były jajka na miękko, na drugie śniadanko szklanka bulionu rybnego, na obiad będzie udko z indora a na kolację to jeszcze nie myślałam, ale pewnie jogurcik a może nawet dwa. NA TEJ DIECIE NIE MUSZĘ UWAŻAĆ NA ILOŚĆ !!!! I to mi się podoba, bo mimo wsyzstko chudnę.

dla wsyzstkich zainteresowanych podpowiadam, że można już kupiś książkę 365 przepisów, która zawiera przepisy dla stosujących dietę Dukana, ja ją mam i choć niektórych w naszych polskich warunkach nie da się zrobić (książkę napisał francuski kucharz, który też stosował tę dietę) zawsze można je próbować przystosować do kuchni polskiej. Poza tym są i w naszej kuchni przepisy, które można śmiało stosować.

Pozdrawiam, trzymajcie się chłodno, w te upały.

9 lipca 2010 , Komentarze (3)

Weszłam na równię pochyłą. Przez to wieczorne obżeranie się mam na liczniku 55,7 kg. To straszne. Nie mogę tego znieść, a jednocześnie wieczorem nie mogłąm się znów powstrzymać. Przez cały dzień było dobrze a wieczorem pożarłam dwie pajdy chleba z szynką, serem pomidorem i cebulą. A obiecywałam sobie, że jużtego nie zrobię. Muszę to jakoś przepracować, bo wrócę do tego co było. A tak mi dobrze szło.

8 lipca 2010 , Skomentuj

Wczoraj zapodałam sobie niezłą dawkę roboty na działce. Skosiłam trawę, wypieliłam zielsko i podlałam wszystkie drzewka i kwiaty (łącznie 20 konewek wody) i .... NIC. Na wadze zamiast mnie to było 100 g więcej niż wczoraj. Nerwy mnie na to wszystko już wzięły.

Dlatego zaczęłam dzień dietetycznie i mam zamiar tak trzymać do końca. Największym moim problemem są wieczorne ataki głodu. Niby przez cały dzień nie obżeram się i staram się i walczę, wieczorami z reguły ulegam i rzucam się na żarcie. To jakby w mojej podświadomości siedzi i tylko czasami rozum zwycięża i się na nażrę.

Co do ruchu to dziś nadal działka, bo oczywiście nie wyszysto jeszcze doprowadziłam do porządku a po południu jedziemy nad jeziorko z dzieciakami. No to sobie popływam troszkę.

7 lipca 2010 , Komentarze (1)

Nie pamiętam już kiedy byłam tak zrelaksowana jak teraz. Nic już nie muszę, nie mam żadnych napiętych terminów. Po prostu czekam. 19 mam wyniki egzaminu i do tego dnia nie mam zamiaru zaprzątać sobie niczym głowy.

Jedyny problem to jak nie przytyć w czasie leniuchowania. Ruchu trochę zażywam bo mam tak zapuszczoną działkę, że przez tydzień będę ją doprowadzać do porządku. Tylko muszę uważać, żeby się nie obżerać. Poradźcie jak przetrwać nic nierobienie.

 

4 lipca 2010 , Komentarze (1)

Nareszcie mam to za sobą. Ostatni tydzień był najgorszym jaki do tej pory przeżyłam. To był istny koszmar. Wstawałam rano, ubierałam się i jechałam do Olsztyna. Potem przez 6 godzin pisałam egzamin i wracałam do domu. I tak przez 4 dni. W piątek myślałam, że mózg mi wybuchnie i rozerwie mi czaszkę.

Niestety, teraz mam lekkie schizy. Wyniki są dopiero 19 lipca, więc czeka mnie jeszcze trochę nerwówki. Chociaż po każdym dniu miałam wrażenie, że nie powinno być źle i że powinnam na 3 napisać (uwierzcie mi, więcej nie chcę bo liczy się dla mnie tylko to żebym zdała), to teraz wpadłam w lekką panikę. No cóż nie mam już na nic wpływu. Zrobiłam co mogłam. Teraz tylko czekać i liczyć na opatrzność Boską i przyvhylność komisji.

Przez ten egzamin nawet schudłam 30 dag.

W weekend miałam jeszcze gości. Narobiłam się jak dzika. Idę leżeć. Nareszcie będę mogła w spokoju poczytać wieczorem książkę. Pozdrawiam.

28 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Pożegnałam się z Wami wczoraj, ale jestem uzależniona od Vitalii i raniutko dziś się pojawiłam. Od miesiąca waga stoi w miejscu. Wolałabym żeby spadła, ale wiem że to dlatego, że nie bardzo się przykładam do diety. Koniec mojego rozmamłania nastąpi w piątek wieczorem.

Dzieciaki u mojej babci radzą sobie bardzo dobrze. Trochę tylko dziwnie tak samej w domu. Odzwyczaiłam się, od tego że jest cicho i dzieciaki się nie kłócą.

Od jutra zdaję najważniejszy egzamin w moim życiu. Przede mną 4 dni pisania. Boże boję się strasznie, bo mam świadomośc jak wiele zależy od tych 4 dni. Do wczoraj miałam taką wiarę, że wszystko będzie dobrze. Moi przyjaciele i znajomi mnie wspierają (rodzina to tak nie bardzo, oprócz mężusia) i trzymają za mnie kciuki, ale stres i tak robi swoje, i popadama w paranoję. Przypominam sobie moją marutę z historii, kiedy po 2 godzinach nie miałam napisane ani wyrazu. Moja mama, która byłą w radzie rodziców i robiła nam kanapki jak to zobaczyła, poleciała do najbliższego kościoła i przez godzinę się modliła. Maturę zdałam na 5. Teraz mamy już nie ma i tak jakoś mi smutno, bo nawet nie będzie miał mi kto dać kopniaczka przed wyjściem z domu. Ale egzamin będę pisała jej piórem, które mi po niej zostało. Zawsze mówiłam, że ten egzamin chciałabym napisać tym piórem. Potem przez jakiś czas było pisanie na kompach więc byłam pewna, że nie będzie mi to dane, ale w tym roku znów powrócili do pisania ręcznego. Znak???? Trzymajcie kciuki.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.