Pożegnałam się z Wami wczoraj, ale jestem uzależniona od Vitalii i raniutko dziś się pojawiłam. Od miesiąca waga stoi w miejscu. Wolałabym żeby spadła, ale wiem że to dlatego, że nie bardzo się przykładam do diety. Koniec mojego rozmamłania nastąpi w piątek wieczorem.
Dzieciaki u mojej babci radzą sobie bardzo dobrze. Trochę tylko dziwnie tak samej w domu. Odzwyczaiłam się, od tego że jest cicho i dzieciaki się nie kłócą.
Od jutra zdaję najważniejszy egzamin w moim życiu. Przede mną 4 dni pisania. Boże boję się strasznie, bo mam świadomośc jak wiele zależy od tych 4 dni. Do wczoraj miałam taką wiarę, że wszystko będzie dobrze. Moi przyjaciele i znajomi mnie wspierają (rodzina to tak nie bardzo, oprócz mężusia) i trzymają za mnie kciuki, ale stres i tak robi swoje, i popadama w paranoję. Przypominam sobie moją marutę z historii, kiedy po 2 godzinach nie miałam napisane ani wyrazu. Moja mama, która byłą w radzie rodziców i robiła nam kanapki jak to zobaczyła, poleciała do najbliższego kościoła i przez godzinę się modliła. Maturę zdałam na 5. Teraz mamy już nie ma i tak jakoś mi smutno, bo nawet nie będzie miał mi kto dać kopniaczka przed wyjściem z domu. Ale egzamin będę pisała jej piórem, które mi po niej zostało. Zawsze mówiłam, że ten egzamin chciałabym napisać tym piórem. Potem przez jakiś czas było pisanie na kompach więc byłam pewna, że nie będzie mi to dane, ale w tym roku znów powrócili do pisania ręcznego. Znak???? Trzymajcie kciuki.
MissC
28 czerwca 2010, 14:00piękna historia, jak przyjaciel stał się mężem... :) Często tak właśnie jest ;) Chociaż ja mam jeszcze innego przyjaciela, takiego najbliższego, któremu mówię o wszystkim, ale jakoś nie wyobrażam sobie z nim być :) trzymam kciuki!