No jestem już, strasznie mi was brakowało Vitalijki kochane moje. Zaczynamy od początku. To znaczy od nowej kiecki. Bo na wesele nie poszłam w tej, którą uszyłam na komunię, tylko ostatniego dnia polazłam do szwalni u mnie we wsi z zamiarem kupienia sobie czegoś na porawiny. No i naszłam taką piękną liliową kieckę jakby na mnie szytą razem z bolerkiem. No i się skusiłam. Jak mąż mnie w niej zobaczył, to orzekł że idę w niej na wesele. Ponieważ siostry potwierdziły to w końcu poszłam. Na okazję tę zakupiłam też sobie takie majtochy obciskające co to się pod pachami kończą, żeby moje wały jagiellońskie trochę ścicsnąć. I słuchajcie ZROBIŁAM FURORĘ. Cała rodzinka mojego męża prawiła mi komplementy (wszyscy szwagrowie na czele) a ja po prostu puchłam z dumy.
Na dodatek jeszcze mojej teściowej troszkę sytuacja nosa utarła, bo szwagier (mąż od tej córeczki co to taka niby najpiękniejsza w całej rodzinie) upił się do nieprzytomności no i oczywiście Bonanzę córeczce sprawił, do bitki się rwał i w ogóle wiochę totalną odwalił. Teściowa pół wesela ich rozbrajała, a ja z moim mężusiem normalnie jak za przedślubnych czasów gruchaliśmy jak dwa gołąbeczki, bo też przyznać należy ża szanowny małżonek zachował się bez zarzutu. A onie tam latali jak poparzeni. I dobrze im tak.
Wstrętna jestem, wiem ale każdy ma za swoje a nie za cudze, a ja się tyle przez nich wycierpiałam, że teraz niech oni trochę pocierpią i zobaczą "jak nam jest dobrze a tam jest źle".
Waga po weselu lekko podskoczyła, ale do piątkowego ważenia musi spaść. Dziś na obiadek dietetyczne gołąbki. Oto przepis jakby ktoś chciał wypróbować:
3 pojedyncze piersi z kurczaka (zmielić w maszynce)
150 dal pieczarek (umyś obrać i zetrzeć na tarce z grubych oczkach i usmażyć na patelni bez tłuszczu, po prostu je tak odparować)
1 cebule (albo szczypiorek jak kto woli) - poddusić z pieczarkamia
1 jajko
cały farsz wymieszać (trochę jest rzadki, ale taki musi być) i zawijać w liście kapusty (ja kupiłam młodą, ale możę być i włoska) układać w garze i dusić. Do duszenia podlałam szklanke wody wymieszaną z jedną łyżeczką vegetyi odrobiną soli a po pół godzinie duszenia dolałam kartonik zagęszczonego soku pomidorowego (takiej pasty). Wszamałam już jednego OBŁĘDNY. Resztę zamrożę i będę miała do odgrzewania jak ta lala.
Ależ epistoła dzisiaj. To dlatego, że tak długo mnie nie było. Przeczytam jeszcze co tam u was i lecę do nauki.