Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Uwielbiam czytać książki, zajmować się moim ogródkiem i gotować. Największą katorgą jest dla mnie sprzątanie. Chciałabym w końcu póść do sklepu i kupić sobie fajny ciuch a nie tylko czarny worek.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 62580
Komentarzy: 378
Założony: 30 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 21 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mrowa78

kobieta, 46 lat, Olsztyn

168 cm, 86.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 czerwca 2010 , Skomentuj

Wczoraj wywiozłam moje dzieciaki, do prababci razem z moim tatą. Pojechali na wakacje ale głównie dlatego, że mam ten cholerny egzamin. Oczywiście rano jak tylko wstałam rzuciłam się do telefonu. Durna taka jestem bo mam wyrzuty sumienia, że ich zostawiłam na cały tydzień, choć z drugiej strony to wiem, że nie będzie działa im się krzywda. Dziś po kościele już są przygotwani na ryby, bo babcia mieszka nad samym jeziorem.

Wczoraj było też miło, w czasie pobytu u babci wpadłam na chwilkę do znajomych, którzy w tej miejscowości mają taki mały bar. No i oczywiście zauważyli, ze schudłam i pochwalili bardzo. Dostałam też chlebek św. Agaty na szczęście przy egzaminie. Najgorsze jest to, że znów odezwały się moje zatoki, łeb mnie boli jak diabeł. Na szczęście mam jeszcze jakieś leki, więc do piątku jakoś pociągnę, bo ból nasila się właściwie tylko wieczorem. Trzymajcie za mnie kciuki przez wtorek, środę, czwartek i w piątek. Odezwę się już po egzaminie.

Do napisania moje drogie Vitalijki.

Waga nie ruszyła w dół, niestety więc i paseczka nie przesuwałam. I to jest ta zła wiadomość.

26 czerwca 2010 , Skomentuj

Wczorajszy dzień, był dniem straconym. Choć właściwie może nie tak całkiem. Rano poszliśmy z chłopcami na rozdanie świadectw. Od razu mi to ciśnienie podniosło, bo pani dyrektor (gwiazda naszej podstawówki) tak rozwleka zawsze to zakończenie roku, że szok. Co to za durne babsko jest. Dzieci nawet nie mogły dobrze pożegnać się z nauczycielami, bo już gimbus stał pod szkołą żeby odwieźć dojeżdżające dzieci. Ale apel był 2,5 godziny. Szok.

Potem to już było tylko gorzej. Głowa mnie zaczęła tak potwornie boleć, że myślałam że zwariuję. Na dodatek musiałam jeszcze pojechać do Iławy do mojego kolegi, pożyczyć książki na egzamin. Przyjęcie było co najmniej dziwne i polegało na tym że weszłam szybko szybko dał mi książki i poszłam, bo klienci czekali. Nie zamieniliśmy więcej niż ze 4 zdania. Szok po prostu. Chyba mu lekko odbiło, od tej roboty. No nie wiem, zobaczę jak będzie kiedy pojadę oddać mu te książki. Wieczorem poszłam spać o 20.30 bo nie mogłam patrzeć na oczy.

Pogoda piękna, słoneczko świeci jasno, oby tak się utrzymało jak najdłużej. Tęsknię za upałami i nawet 35 stopni w cieniu zniosę, bo wczoraj musiałam ogrzewanie odpalić tak było zimno wieczorem.

24 czerwca 2010 , Komentarze (2)

Wczoraj po kopniaku o jolaamor wzięłam d...ę w troki i proszę jest efekt natychmiastowy. Dziękuję moja droga. Waga pokazała dziś 84,6. Paseczka nie ruszam zrobię to jakby co w sobotę. A wystarczyło zjeść kolację o normalnej porze i się nie obżerać. Ulżyło mi, bo już oczami wyobraźni widziałam te 90 kilogramów, które pożegnałam z takim zadowoleniem.

Dziś mam trochę wyjazdowo, bo muszę jechać kwiaty kupić na zakończenie roku dla moich chłpoców i spodnie oddać do naprawy, bo młodszy wyrwał z mięchem cały zamek od garniturowych spodni i jak jutro się pokaże. Za to jutro czeka mnie radosny dzień. Moi synowie kończą rok szkolny. Będę puchła z dumy bo starszy jest najlepszym uczniem w całej podstawówce (na jego nagrody muszę sporą torbę przygotować), a i młodszy będzie nagrodzony za naukę. W mamusię poszli (cóż za skromność hahaha), no to nie mieli wyjścia. W sobotę wywożę ich z moim tatą do babci, to znaczy do ich prababci, a mojej babci. Mają tam jezioro więc już zaplanowali łowienie ryb. Posiedzą tam przez tydzień, bo chciałabym w czasie egzaminu mieć wolną chatę, żeby spokojnie wracać i móc się przygotowywać na kolejny dzień. Bo zdawania będzie 4 dni (od wtorku do piątku).

Pogoda pod psem. Wychlałam już jedną kawę, bo chyba usnęłabym na stojąco. Pozdrawiam ciepło, choć za oknem leje. No cóż na świętego Jana deszcz leje od rana.

23 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Mam dziś doła. Wlazłam rano na wagę i pokazało się 86 kg. Takiej wagi to już dawno nie było. Zdajęsobie sprawę, skąd się to wzięło, po prostu nie pilnuję czasu posiłków. Jem już wtedy kiedy mnie porządnie ssie i wtedy wżeram wszystko co mi w rękę wpadnie. Wczoraj skończyło się to kolacją  (wcale nie dietetyczną) po godzinie 22 (fantastycznie po prostu). Mój poziom stresu osiągnął już prawie apogeum a ja oczywiście zamiast zaciśniętego żołądka to wtedy mam napady wilczego głodu. Buuu, jestem dziś nieszczęśliwa.

21 czerwca 2010 , Skomentuj

Jestem już w histerii. Dietę trzymam, ale skoczyło mi 50 dag bo dostałam @. Miarodajne ważenie będzie więc za dwa dni. Dzisiaj przez cały dzień byłam rozjemczynią między moją siostrą a jej mężęm, bo szwagier lekko popłynął wczoraj no i oczywiście kłótnia na cztery fajerki. Siostra już walizki pakuje, bo z pijakiem siedzieć nie będzie. Jak wie że on hamulców nie ma i że nie wie kiedy mu się kontrolka FULL pali to trzeba było na tej imprezie zostać, a nie z koleżanką do chałupy jechać. Zresztą czy to który chłop sam wie kiedy przestać pić. Ja jeszcze takiego nie spotkałam. Dość że przez cały dzień mi się żaliła i zamiast się uczyć to medioatorką być musiałam.

Po tym wszystkim podziekowałam w duchu Bogu, że mojego do wypitki nie ciągnie. Ot raz na ruski rok mu się zdarzy więcej wypić, jak na jakieś wesele idziemy. Ale żeby sam okazji szukał to nie. Ja od występów gościnnych w Wielkanoc, kropli alkoholu do ust nie wzięłam. Ale jak zdam, to już sobie obiecałam, że ile dni ten egzamin zdawałam tyle dni będę go opijać. No to się pobawimy. A póki co poczytałam co tam u Was kochane i lecę do nauki.

Tak w sumie to nudy u mnie. Ale ostatnio jak wieszałam w weekend pranie na dworze, to sobie uświadomiłam, że nawet się nie obejrzałam jak mi te pół roku przeleciało. Ciągle siedzę w książkach to nawet nie zauważyłam, że już lato.

19 czerwca 2010 , Skomentuj

Wlazłam dziś na wagę. Pokazała 85,0 kg. Co oznacza, że nie jest ze mną jeszcze tak źle. Wracam do pilnowania jedzenia. O ruchu narazie nie mówimy, bo ... wiadomo. Dzisiaj moje dzieci zaraz po śniadaniu jadą to babci (mojej teściowej) i zostaną tam na noc. Jutro muszę po nich rano jechać, bo mamy odpust u nas w parafii i mój starszy syn jest ministrantem i lektorem, więc obecność jakby obowiązkowa.

Ostatnio oglądając powtórkę Dr House'a taka to naszła mnie taka refleksja. Dlaczego jest tak, że jeśli chce się coś osiągnąć zawodowo, to trzeba być samolubem i koncentrować się tylko na sobie. Ci którzy chcą mieć normalną rodzinę skazani są na przeciętniactwo. Dotyczy to szczególnie kobiet. Sama bowiem jestem w takiej sytuacji. Staram się aby moi chłopcy (wszyscy) nie odczuwali tego, żę ich mamusia i żonka wybrała taką drogę zawodową jaką wybrała, ale przez to mam wrażenie, że wszystko robię tak na pół gwizdka. Na pół gwizdka jestem mamą, na pół gwizdka żoną i na pół gwizdka poświęcam się swojemu zawodowi. Stoję w takim rozkroku już piąty rok i trochę mi to zaczyna doskiwerać. Na dodatek jak zdam ten egzamin to przede mną rozrkęcanie własnego interesu, więc lepiej nie będzie. A jak nie zdam to jesienią będę kandydować na wójta w mojej gminie. Nawet jeśli nie wygram, to przynajmniej tego obecnego postraszę, żeby się trochę do roboty wziął, bo już wszystko mu zwisa.

18 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Czasu coraz mniej a na domiar złego, na pokuszenie tylko MŚ w piłce nożnej. No bo jak tu można się uczyć jak Argentyna 4 bramki strzela a Francja baty dostaje aż miło. Tak więc próbuję łączyć jedno z drugim i uczę się przy włączonym telewizorze, ale mam tylko wizję fonię wyciszam. Może to i lepiej, bo po pierwsze nie drażnią mnie te afrykańskie trąby, co u mnie powodują wrażenie, że nad stadionem krąży chmara monstrualnych szarańczy, a po drugie nie słucham powalającego komentarza naszych polskich sprawozdawców.

Dziś ważenia nie było, więc nie wiem co tam słychać. Dietę staram się trzymać, więc nie powinno być źle.

17 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Oj długo mnie nie było, ale to z przyczyn obiektywnych. Małżonek był w domu, a w tym czasie to po prostu istna gonitwa jest. W tak zwanym międzyczasie zaliczyłam jeszcze rodzinny pogrzeb. Waga trzyma się w ryzach, choć dieta odeszła trochę w odstawkę. Powód jest ten sam co od kilku miesięcy - Egzamin. Mam tyle nauki, że nawet nie mam czasu jeść, a co mówić odpalić kompa. Zostało już tylko 12 dni.

Wracając do mojej "pracowej" imprezy to zrobiłam furorę. Ubrałam się oczywiście odpowiednio, żeby podkreślić że schudłam. Moim kolegom ślina ciekła po bordzie, bo biorąc do kupy moją szczuplejszą pupę i wyeksponowany dekolt to sama im się nie dziwię. Przetańczyłam całą imprezę i po prostu było cudnie. Na dodatek zrzuciłam 1 kilogram po tej imprezie, to chyba od tych wygibasów na parkiecie. Muszę częściej tańczyć.

8 czerwca 2010 , Komentarze (1)

No jestem już, strasznie mi was brakowało Vitalijki kochane moje. Zaczynamy od początku. To znaczy od nowej kiecki. Bo na wesele nie poszłam w tej, którą uszyłam na komunię, tylko ostatniego dnia polazłam do szwalni u mnie we wsi z zamiarem kupienia sobie czegoś na porawiny. No i naszłam taką piękną liliową kieckę jakby na mnie szytą razem z bolerkiem. No i się skusiłam. Jak mąż mnie w niej zobaczył, to orzekł że idę w niej na wesele. Ponieważ siostry potwierdziły to w końcu poszłam. Na okazję tę zakupiłam też sobie takie majtochy obciskające co to się pod pachami kończą, żeby moje wały jagiellońskie trochę ścicsnąć. I słuchajcie ZROBIŁAM FURORĘ. Cała rodzinka mojego męża prawiła mi komplementy (wszyscy szwagrowie na czele) a ja po prostu puchłam z dumy.

Na dodatek jeszcze mojej teściowej troszkę sytuacja nosa utarła, bo szwagier (mąż od tej córeczki co to taka niby najpiękniejsza w całej rodzinie) upił się do nieprzytomności no i oczywiście Bonanzę córeczce sprawił, do bitki się rwał i w ogóle wiochę totalną odwalił. Teściowa pół wesela ich rozbrajała, a ja z moim mężusiem normalnie jak za przedślubnych czasów gruchaliśmy jak dwa gołąbeczki, bo też przyznać należy ża szanowny małżonek zachował się bez zarzutu. A onie tam latali jak poparzeni. I dobrze im tak.

Wstrętna jestem, wiem ale każdy ma za swoje a nie za cudze, a ja się tyle przez nich wycierpiałam, że teraz niech oni trochę pocierpią i zobaczą "jak nam jest dobrze a tam jest źle".

Waga po weselu lekko podskoczyła, ale do piątkowego ważenia musi spaść. Dziś na obiadek dietetyczne gołąbki. Oto przepis jakby ktoś chciał wypróbować:

3 pojedyncze piersi z kurczaka (zmielić w maszynce)

150 dal pieczarek (umyś obrać i zetrzeć na tarce z grubych oczkach i usmażyć na patelni bez tłuszczu, po prostu je tak odparować)

1 cebule (albo szczypiorek jak kto woli) - poddusić z pieczarkamia

1 jajko

cały farsz wymieszać (trochę jest rzadki, ale taki musi być) i zawijać w liście kapusty (ja kupiłam młodą, ale możę być i włoska) układać w garze i dusić. Do duszenia podlałam szklanke wody wymieszaną z jedną łyżeczką vegetyi odrobiną soli a po pół godzinie duszenia dolałam kartonik zagęszczonego soku pomidorowego (takiej pasty). Wszamałam już jednego OBŁĘDNY. Resztę zamrożę i będę miała do odgrzewania jak ta lala.

Ależ epistoła dzisiaj. To dlatego, że tak długo mnie nie było. Przeczytam jeszcze co tam u was i lecę do nauki.

5 czerwca 2010 , Komentarze (2)

Mój plan, żeby do wesela wazxyć 85 kg został wykonany i nawet troszkę przekroczony. Przesuęłam dziś paseczek. Bardzo mi się to podoba. W ogóle to jest strasznie dobra motywacja, kiedy po przesunięciu paseczka widzisz ile już straciłaś, a ile do końca.

Dziś czeka mnie jeszcze troche latania, bo kwiaty muszę kupić i jakiś dodatek do włosów. Na szczęście uczesze mnie siostra więc mam ten komfort, że nie jestem zależna od fryzjera i mogę zaplanować przygotowania. Kupiłam nową kieckę na jutrzejsze poprawiny. Mam nadzieję, że nie będzie jakiejś  kaszany i będę się dobrze bawić.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.