Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Zabiegana na zakręcie życia. Człowiek renesansu. Wiele zainteresowań, młoda dusza, coraz starsze ciało. Od ponad dwudziestu lat aktywna zawodowo, matka, żona. Dużo zmian w życiu, sporo wyzwań, niemało osiągnięć. U progu kolejnej dużej zmiany kierunku :). Optymistka zmotywowana na cel.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 59137
Komentarzy: 1958
Założony: 13 września 2021
Ostatni wpis: 18 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mantara

kobieta, 45 lat, Wilki

172 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

18 stycznia 2025 , Komentarze (3)

Tydzień był zawrotny i nie bardzo miałam kiedy pisać, dzieje się. W pracy, w domu bo koniec semestru i mnóstwo prac klasowych i chłopców trzeba było przepytywać coś tłumaczyć itp. Dwa przedpołudnia w szpitalnych poradniach z mamą. Kilka wyjazdów do klientów, kilka spotkań w biurze, dużo rozmów, robienia zdjęć, planów, obróbki...

Dietowo w miarę. Czasu na zdjęcia nie miałam co do regularności też kulała. Aktywność była ale nie tyle co bym chciała. Muszę się poprawić. Sprawdziłam płatki owsiane, lata ich nie jadłam bo od nich tyłam. W tym tygodniu zrobiłam je sobie, 40 g z odżywką  białkową i skyrem, żeby białka sporo było. I co? Standard, cały dzień po nich napady głodu, wilczy apetyt. Nadal mi nie służą. Grzeszki też były nie powiem, ale w limicie, więc rozpaczać nadmiernie nie będę.

A teraz podsumowanie 10 dni (teraz co tydzień będę takie robić).

10 dni temu, moja waga z analizą składu ciała mnie nie poznała, ręcznie musiałam w aplikacji wagę nanieść aby mnie zidentyfikowała ;D Mam świadomość, iż byłam wtedy nabrzmiała, opuchnięta z zatrzymaną wodą.

Po 10 dniach - 3kg mniej w tym 1,21 tłuszczu mniej - tak przynajmniej waga wylicza.

Masa mięśni szkieletowych spadła mi o 0,6 kg... Dobrze, że mięśni u mnie dostatek ale... ale...

Czyli reasumując - 3 kg. w tym 1,21 tłuszczu, 0,6 kg mięśni a reszta pewnie woda i inne dziwne rzeczy ;) .

Z tego ponad kilograma tłuszczu się cieszę.

Tutaj się plasuję odnośnie tłuszczu w organizmie:

A tutaj odnośnie mięśni:

Na słodycze nadal mam ochotę, jestem zmęczona. Muszę zacząć cukier mierzyć, kiedyś miałam problemy ze zbyt wysokimi spadkami. Za to spać bym mogła i spać...

Miłego weekendu (u mnie malowanie klatki schodowej i ściąganie ozdób świątecznych)... 

12 stycznia 2025 , Komentarze (4)

Weekend był szybki i zapracowany. W sobotę przed południem miałam prezentację nieruchomości, trzydzieści kilka  kilometrów od mojego miasta. Sypało od rana, biało wszędzie i jechało się niekomfortowo. I o ile Droga ekspresowa była ok to ostatnie kilkanaście kilometrów już było jak było. Udało mi się za to poćwiczyć trochę i coś poczytać. 

Niedziela leniwa... właściwie mam dużo pracy, takiej przy kompie ale stwierdziłam, że w niedzielę pracuję minimum, tyle co muszę. Więc rano śniadanko i ... zamiast wyjścia w tej aurze do kościoła (duży wiatr, deszcz, zimno, pochmurnie ogólnie bleee) obejrzeliśmy z dzieciakami mszę w TV. Potem obiad i po 15:00 do biura na spotkanie z klientami (tylko ten dzień pasował obu stronom a mieliśmy umowę do podpisania). Zeszło do 18:00. 

Potem podeszłam jeszcze zobaczyć wodę. Mieszkam kilkadziesiąt kilometrów od morza i cofkę mamy, wiatr w naszą rzekę wwniewa wodę, stany alarmowe przekroczone (mieszkam jedyne 700 m dalej). Zagrożenie dla mnie? Że mi w piwnicy w suszarni parę centymetrów wody gruntowej wyjdzie. Na razie ok ale przez okno widzę dyskotekę, tzn. straż wypompowuje wodę z piwnic ulicę dalej.

Kalorie przypilnowane.

Sobota:


Niedziela:

Woda na Starym Mieście:

11 stycznia 2025 , Komentarze (1)

Wczorajszy dzień zapracowany bardzo, jak większość przez ostatni rok. Czasu na aktywność nie było ale za to kalorie grzecznie przypilnowane i deficyt zgodnie z planem. Rano pisałam umowę przedwstępną, sprawdzałam po dwa razy dokumenty dotyczące nieruchomości zeszło mi do 11:00, potem w auto i na spotkanie z klientami, kilkadziesiąt kilometrów, trwało 3 godziny. Przyjęłam kolejne 3 nieruchomości do sprzedaży. Wracając odebrałam syna ze szkoły, jak w piątek trochę korków było. Obiad (mąż zgrillował piersi, ja tylko surówkę dorobiłam i grzanki dla siebie). Potem 1,5 h w domu, musiałam pocztę ogarnąć i chwilę odpocząć i znów w auto na prezentację mieszkania. Wróciłam przed 19:00, kolacja i ... książka. Na nic innego siły nie miałam. 

W styczniu mogę pracę nadrobić, mój mąż w domu i ogarnia sprzątanie, dużą część gotowania i pranie całe. W grudniu był na wyjeździe służbowym na drugim końcu świata i wtedy to ja miałam masakrę aby wszystko ogarnąć. Kolejny wyjazd ma prawdopodobnie w marcu, ale zobaczymy co z lutym będzie.

Mój najstarszy syn zauważył, że zmieniła się u nas w domu, tu cytuję: "dynamika podziału obowiązków". Uważam, że to dobrze jak synowie widzą normalny podział, tzn, czasem ogarnia większość mama czasem tata, a oni wypełniają swoje obowiązki w zależności od potrzeb.

Co do piątku kalorycznie wyglądał tak:

CPM 2229 kcal (1948 kcal PPM + 281 kcal aktywne)

2229 kcal - 1424 kcal (posiłki) = - 805 kcal

10 stycznia 2025 , Komentarze (2)

Czwartek był smutny, cały dzień mżyło, było mokro, pochmurnie, zimno. 

Dzień standard, że tak napiszę. Rano mąż zawiózł syna do szkoły więc ja zrobiłam dwa treningi z jogi (teraz skupiam się na moim kręgosłupie i walczę z niechęcią co rozciągania) i to by było na tyle jeśli chodzi o aktywność. Potem sprawdziłam maile pojechałam do apteki odeprać leki, dokupiłam trochę suplementów typu elektrolity, Witaminy, coś na odporność, krople do oczu itp. 

Potem podjechałam do mamy i z nią na zakupy, żeby nie dźwigała, zeszła godzinka. Do biura na kolejną godzinę i dobrze, że zajechałam bo przemeblowanie robili i zamiast ogromnego stołu z ośmiu biurek (dla 5 osób), przy którym siedzieliśmy dookoła, mamy teraz każdy swoje biurko w dwóch rzędach. Mogłam sobie wybrać miejscówkę, trzy były już zajęte ale ta, która dla mnie najlepsza została. Wszyscy siedzimy teraz frontem do drzwi ale ja lubię mieć ścianę za plecami i takie miejsce było wolne, dodatkowa z plecami mam jeszcze dostawione do ściany biurko, więc jest tak: przed sobą mam biurko na którym pracuję a za sobą biurko na dokumenty i ścianę - Idealnie.

Z biura po syna do szkoły, do domu, zjadłam obiad i do dentysty, wypadło mi wypełnienie już miesiąc temu. Czekałam, aż moja dentystka wróci z urlopu, wróciła miałam termin ale trafiła do szpitala, na oko ma ponad 70 lat, leczę się u niej już pewnie 5 lat. Dobrze, że przyjęli nowego dentystę (do tej pory była ona, jej synowa, a teraz doszedł ktoś trzeci) i terminy szybkie miał. Masakra wszędzie mimo, że prywatnie tygodniami trzeba czekać.  

Jedzeniowo zjadłam trochę za mało ale nie chciałam wieczorem dojadać, oto fotorelacja.

CPM: 2531 kcal (PPM: 1969 kcal, Aktywne: 562 kcal)

2531 kcal - 1359 kcal posiłki = - 1172 kcal

Makro ok, zgodnie z moimi widełkami:

9 stycznia 2025 , Komentarze (5)

Wczorajszy dzień zaliczam na plus. 

CPM 2478 kcal (Spoczynkowe- 1969 kcal i Aktywne - 509 kcal)

Zjadłam 1777 kcal 

Bilans dzienny: - 701 kcal

A oto fotorelacja posiłków:

Dzień był w biurze więc za dużo ruchu nie było. 

8 stycznia 2025 , Komentarze (6)

Waga mnie nie poznała... Zebrałam się rano, żeby wejść na wagę po miesiącu nieważenia i ... Waga mnie nie poznała.

Moja waga robi analizę ciała. Woda, mięśnie, tłuszcz itp. Ma wprowadzonych domowników, sama ich rozpoznaje i analizuje zmiany. I ten cud techniki mnie nie rozpoznał, stwierdził, że GOŚCIEM jestem... bo przez miesiąc nie można tyle przytyć 🤪 oj tam, jak to nie można... Widać można.

Podchodzę do tego z .... dystansem. Wiem skąd, liczyłam się z konsekwencjami piekąc piernik staropolski, dojrzewający na miodzie i maśle. Piekąc strucle makowe gdzie do maku sam miód, białka i orzechy szły. Robiąc pierogi, uszka. Wszystko domowe. I jedząc słodkości z prezentów, czekoladki, trufle itp. Pijąc grzańce... Mieliśmy długo gości i było wybornie ale ... ale...

Co teraz? Więcej ruchu ale spokojnego... Kijki nie dla mnie bo drętwienie rąk (zespół cieśni nadgarstka - kto ma ten wie). Żadnych ukochanych intensywnych aktywności, bo cukier spada a podnosi się poziom kortyzolu i u mnie to droga donikąd. Wiem już, że jestem w kilku procentach ludzi gdzie standardowa procedura deficyt kaloryczny i aktywność fizyczna nie działają. Działa pilnowanie makro, stosunku węgli do białek i tłuszczy. Więc wracamy do kontroli, tylko jak znaleść na to czas? No i najważniejsze jeść anie głodować. Jeść regularnie, nie pomijać posiłków, w czym miszczem jestem.

Ogólnie przeanalizowałam stosunek mojej wagi do aktywności, w przeciągu ostatnich 4 lat i wyniki są inne, niż można by się spodziewać. Ale to już na inny post.

7 stycznia 2025 , Komentarze (3)

Mojej mamuśce się zdrowie posypało bardzo mocno jakieś 2 lata temu (wcześniej przez kilkadziesiąt lat omijała lekarzy szerokim łukiem). 

Nadczynność tarczycy, choroba Gravesa-Basedowa (schudła makabrycznie jedząc ogromne ilości), choroba wywołała cukrzycę (diabetolog stwierdziła, że cukrzyca nie jest samoistna ale tarczyco-zależna po jodowaniu ustąpiła cukrzyca), nadciśnienie, wysokie tętno oj w ogóle mnóstwo rzeczy plus nasilenie depresji. Sama do lekarza nie pójdzie. Jak ma wizytę w szpitalu miejskim 500 m od mieszkania to jeszcze ok ale wszystkie inne wizyty, czyli ok 80 % już z nią muszę jeździć a do większości lekarzy wchodzę z nią (na jej prośbę) bo zapomni coś powiedzieć albo nie pamięta co lekarz mówił. Przez ostatnie 2 lata było kilkadziesiąt wizyt od neurologa, endokrynologa, ginekologa, okulisty, kardiologa, pulmonologa, psychiatry Wiele rzeczy trzeba było wykluczyć. Po jodowaniu się poprawiło ale znowu się pogarsza. Zaczęły się problemy z oczami a w przebiegu Basedowa-Graversa często występuje wytrzeszcz... i dobijamy do dzisiaj.

Na 9:00 wizyta na drugim końcu miasta u endokrynologa w szpitalu. Na 8:00 młodego do szkoły odwiozłam i po mamę i do szpitala. O 8:30 byłyśmy, o 9:30 weszłyśmy. Dostała od razu skierowanie na wyniki (16.01 z wynikami znów do niej), zeszłyśmy do laboratorium a tam 30 osób przed mamą 😭. Mama czekała a ja... przez 40 minut kółeczka robiłam marszem dookoła szpitala - wyrobiłam swoje kroki przynajmniej, kolejne 40 w aucie na maile i telefony odpowiadałam... Do 11:40 zeszło. Odwiozłam mamę i do drugiego szpitala do psychiatry w te pędy, mama bierze leki na depresję i nerwicę i ... wizyta w przyszłym tygodniu a jeden lek jej się jutro kończy. Pana doktora dziś nie ma będzie jutro. Mogę próbować zagadać, poprosić, jutro od 10:00 do 12:00 a ja w pracy na dyżurze od 9:00 do 17:00 bez auta... Masakra. Oczywiście mama mogła wcześniej mi powiedzieć, że leki jej się kończą, że nie starczy.... Ale po co... Wróciłam do domu, ogarnęłam sprawy pilne służbowe i zaraz na pocztę lecę listy nadać i na lekcję wiolonczeli do młodego, wytyczne przyjąć... 

Ps. wrzucam fotkę świątecznej tegorocznej aranżacji mojego salonu...

5 stycznia 2025 , Komentarze (11)

Wow, strasznie mnie dawno tu nie było... Czasu brakowało na wszystko a co dopiero na tu zaglądanie, czas na podsumowanie. 

Rok 2024 był:

1. Dobry zawodowo- w 2023 r. rozpoczęłam pracę po 2 latach w domu z dziećmi (na wcześniejszej emeryturze). Potrzebowałam tego czasu na powrót do normalności po dwóch dekadach w mundurze i pełnym skupieniu na służbie. Nowa moja dziedzina to nieruchomości... Lubię to zajęcie,  lubię ludzi z którymi rozmawiam, lubię nieruchomości, zdjęcia... ogólnie na chwilę obecną to jest to...

2. Skończyłam studia podyplomowe z wyceny nieruchomości,  ukończyłam kurs fotografii. 

3. Waga, w połowie roku 2023 osiągnęłam swój cel i utrzymałam wagę przez rok... potem już standardowe tycie... Im więcej pracy, mniej czasu, bez ruchu, auto i ciagly bieg, śniadanie o 12:00 często brak obiadu, bo obiad w domu dla dzieci jest ale ja...w terenie... bieg, wieczny bieg, praca, dzieci obowiązki i ... w tym wszystkim brak czasu dla mnie...

4. Ćwiczenia jak wyżej - brak. Wiadomo po ponad dwudziestu latach treningów mięśnie nadal są... bardzo duże są 🤣

5. Leki. Niedoczynność tarczycy. Od 8 miesięcy nie biorę hormonów... stąd tycie, brak energii, wieczna senność itp. Dlaczego przestałam je przyjmować? Straciłam połowę włosów,  zawsze miałam ogromny warkocz a teraz kitka i to po 4 miesiącach gdzie mi odrastają a nie wypadają.  Pozostała suplementacja też poszła w las. Cynk, selen, wit D3. Wszystko. Teraz wracam z minimalnymi dawkami bo...spałbym po 14 h.

Rok 2024 r był pozytywny,  mimo dużego skoku na wagę.  Wiem dlaczego, wiem jak utrzymać,  nie wiem jeszcze jak rozciągnąć dobę ale pracuję nad tym 😂 

Kluczowy jest czas... aby go wygospodarować bez szkody dla dzieci, pracy, domu...

28 listopada 2022 , Komentarze (22)

Podsumowanie robiłam w piątek i tam dużo liczb było 😉, jednak patrząc poniedziałek do poniedziałku jest spadek 1,5 kg. 

Weekend miałam mocno nieciekawy a właściwie niedzielę. W sobotę robiłam pizzę rodzince i sobie też. Wszystko wyliczone co do grama i moja miała 838 kcal, chociaż ciasto tak rozwałkowałam, że bardziej jak tortilla mi wyszło, a sera tam było ledwo 50 g. Wszystko w limicie, zjadłam ale ciężko potem na żołądku było. Odwykłam.

Wczoraj ciężko mi było z powodów rodzinnych. Moja mama. Znacie ten obrazek gdzie w ogrodzie pewnym róż, siedzi nieszczęśliwa kobieta a obok w innym ogrodzie inna kobieta cieszy się z jednej róży która zakwitła? Ta pierwsza to moja mama. Ma swoje napady czarnowidztwa a ostatnio mocno się nasiliły. Nic jej nie cieszy, codziennie słyszę, że chciałaby się nie obudzić, że nic jej dobrego nie czeka itp. Jej mieszkanie jest za małe 35 m (salonik, malutka sypialnia, kuchnia, łazienka, wyremontowane itp.) dla jednej osoby, ale okolica jej nie pasuje bo ludzie pod oknami psy wyprowadzają, w pobliżu śmietnik i obok pełno śmieci, Żulki tamtędy chodzą itp. Ma drugie mieszkanie na drugim końcu Polski, w nowym budownictwie. Mówię zamień z dopłatą. Ona nie chce, woli od dewelopera, ale czy się sprzedadzą te co ma. Wszystko na nie. Wg mnie od lat jest w depresji, ale do lekarza nie pójdzie, wczoraj znów płacz w słuchawkę nerwy a jak próbuję coś wytłumaczyć to obraza, że ja nie rozumiem, że lekarz nie pomoże bo ona ma takie życie a takie aspiracje. I w koło to samo. Ręce opadają. Lekarz nie bo ona nie będzie się otumaniała, tłumaczę, że dzisiejsze leki nowej generacji nie otumaniają. Nic nie dociera. Ona wie jak wygląda depresja a ona jej nie ma. Ona wie lepiej. Ją po prostu męczy życie, nie podoba jej się jej życie, najlepiej by już umarła itp. Ręce opadają. Całe życie, odkąd miałam naście lat to ja ją wspieram, pomagam, załatwiam. A ona podobno jeszcze tylko dla mnie żyje. Wiem, że to toksyczne wywieranie presji, mam świadomość. Wielokrotnie omawiałam te mechanizmy z koleżanką, która jest psychologiem. I co z tego? To moja matka. Wczoraj było źle, noc nie przespana. Dzisiaj o 7.30 byłam u niej. Jeszce jakiś czas temu byłabym wczoraj, ale nauczyłam się, że w takim nastroju nic do niej nie trafia i nie miałam na to siły. Dziś jest już z nią lepiej trochę. Ale tylko trochę i na trochę. O lekarzu nadal nie chce słyszeć. Jak kiedyś się uparłam i próbowałam ją przymusić, lata temu, obraziła się, że wariatkę chcę z niej zrobić i nie odzywała się długo. Nie pomogło. Lata temu, jak jeszcze studiowałam miała próbę, jak moja młodsza siostra zniknęła z domu po awanturze. Wypisała się ze szpitala na własne żądanie po dwóch dniach. Mamy diametralnie różne podejścia i charaktery. Moje dzieci uczą się dobrze, są kochane, zdolne, wrażliwe ale ona zawsze doda "ciesz się bo nie wiadomo co będzie za kilka lat ani co z nich wyrośnie". One nie traktują jej jak ona traktowała swoją babcie. Nie chcą z nią na spacery chodzić. Wolą grać a ona z nimi grać, nawet w planszówki (oprócz warcabów) nie będzie. Bo one nie chcą robić tego co ona chce a ona tego co one chcą. Drażni ją jak do mnie dzwonią jak jestem u niej. Mojego męża nie lubi, choć przyznaje, że jest dobrym mężem i ojcem ale go nie lubi. Sama nie wie dlaczego. Bo nie skacze koło niej. Nigdy jej nic nie powiedział ale trzyma się z boku i ona to odbiera jako brak akceptacji. Przykładów jest wiele i szkoda tu na to miejsca.

Może to nie miejsce na takie opisy ale to mnie boli, dołuje. Miesza w emocjach. A ja wtedy odreagowuję jedząc węglowodanowe bomby. Cukierki, czekolady. Ale nie tym razem. Wczoraj i dziś zapanowałam nad tym. Ale boli mnie jej ból, to, że jest tak uparta to, że ona chyba lubi być nieszczęśliwa, że odmawia pomocy. To moja mama. Jestem i będę przy niej, chociaż to nie jest łatwe.

25 listopada 2022 , Komentarze (36)

Dzisiaj rano waga mnie zaskoczyła, spadkiem o całe 0,6 kg od wczoraj, a od poniedziałku o 1,2. Ma to pewnie związek z tym, że właśnie skończył mi się okres więc wody organizm już nie zatrzymuje. Jaki by nie był powód jest mnie o 10 kilo mniej i postanowiłam sprawdzić ile czego mi ubyło. Ważę się codziennie, mam wagę z analizatorem składu ciała więc dane wyjściowe mam. 

Waga: 93,1 kg -> 82,7 kg     - 10,4 kg

Tłuszcz: 32,95 (35,4 %)-> 26,8 kg (32,5 %)     - 6,15 kg

Mięśnie szkieletowe: 28,5 kg (30,6 %) -> 26 kg (31,4 %)     - 2,5 kg

Masa kości: 3,8 kg -> 3,4 kg     - 0,4 kg

Nawodnienie utrzymuję, w zależności od dnia i cyklu w granicach: 47 % - 49 % wody.

Pozostałe 1,35 kg to prawdopodobnie woda i mięśnie gładkie.

Z liczb jestem zadowolona i to bardzo ponieważ parametry zdrowotne (oprócz BMI ale ono nie ma pełnego zastosowania do osób mocno umięśnionych) mam w normie. A niestety większość naszych lekarzy interesuje tylko BMI.

Waga to nadwaga z BMI 27,9. Chciałabym zejść poniżej 27. Spadło ponad 10 kilo i każde z nas tu wie ile to wysiłku, ograniczeń i potu.

Tłuszcz, wg WHO norma dla kobiety w moim wieku to 23 % do 34 %. Powyżej 34 % to nadwaga więc tłuszczowo jestem z moimi 32,5 % w normie. No i pocieszam się, że dodatkowych kilka procent i kilo noszę w miseczkach biustonosza o rozmiarze 80 H 🤪

Mięśnie szkieletowe spadek o 2,5 kg, pomimo pilnowania w diecie odpowiedniej ilości białka aby organizm zjadał tłuszcz a nie mięśnie. Żeby nie odpowiednie proporcje to na pewno mięśni spadło by więcej. Z dwojga złego wolę mieć mięśnie niż tłuszcz. Norma dla kobiet w moim wieku to 24,2 % - 30,3 % więc moje 31,4 % wskazuje na dużą masę mięśniową.

Masa kości, spadek o 0,4 kg ale moje 3,4 nadal w normie (minimum to 2,95 kg).

Woda, tu schody, powinno być jej 50 % lub więcej. Ale jej ilość zależy od tego ile w organizmie mamy tłuszczu, mięśni i kości. Ja ile bym nie piła to tych 50% przekroczyć nie mogę, im więcej piję tym częściej biegam do toalety a 50 % nie przekraczam.

To takie nudne podsumowanie przy piątku 😉

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.