Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Żeby chorować to trzeba jednak mieć końskie
zdrowie.


Mojej mamuśce się zdrowie posypało bardzo mocno jakieś 2 lata temu (wcześniej przez kilkadziesiąt lat omijała lekarzy szerokim łukiem). 

Nadczynność tarczycy, choroba Gravesa-Basedowa (schudła makabrycznie jedząc ogromne ilości), choroba wywołała cukrzycę (diabetolog stwierdziła, że cukrzyca nie jest samoistna ale tarczyco-zależna po jodowaniu ustąpiła cukrzyca), nadciśnienie, wysokie tętno oj w ogóle mnóstwo rzeczy plus nasilenie depresji. Sama do lekarza nie pójdzie. Jak ma wizytę w szpitalu miejskim 500 m od mieszkania to jeszcze ok ale wszystkie inne wizyty, czyli ok 80 % już z nią muszę jeździć a do większości lekarzy wchodzę z nią (na jej prośbę) bo zapomni coś powiedzieć albo nie pamięta co lekarz mówił. Przez ostatnie 2 lata było kilkadziesiąt wizyt od neurologa, endokrynologa, ginekologa, okulisty, kardiologa, pulmonologa, psychiatry Wiele rzeczy trzeba było wykluczyć. Po jodowaniu się poprawiło ale znowu się pogarsza. Zaczęły się problemy z oczami a w przebiegu Basedowa-Graversa często występuje wytrzeszcz... i dobijamy do dzisiaj.

Na 9:00 wizyta na drugim końcu miasta u endokrynologa w szpitalu. Na 8:00 młodego do szkoły odwiozłam i po mamę i do szpitala. O 8:30 byłyśmy, o 9:30 weszłyśmy. Dostała od razu skierowanie na wyniki (16.01 z wynikami znów do niej), zeszłyśmy do laboratorium a tam 30 osób przed mamą 😭. Mama czekała a ja... przez 40 minut kółeczka robiłam marszem dookoła szpitala - wyrobiłam swoje kroki przynajmniej, kolejne 40 w aucie na maile i telefony odpowiadałam... Do 11:40 zeszło. Odwiozłam mamę i do drugiego szpitala do psychiatry w te pędy, mama bierze leki na depresję i nerwicę i ... wizyta w przyszłym tygodniu a jeden lek jej się jutro kończy. Pana doktora dziś nie ma będzie jutro. Mogę próbować zagadać, poprosić, jutro od 10:00 do 12:00 a ja w pracy na dyżurze od 9:00 do 17:00 bez auta... Masakra. Oczywiście mama mogła wcześniej mi powiedzieć, że leki jej się kończą, że nie starczy.... Ale po co... Wróciłam do domu, ogarnęłam sprawy pilne służbowe i zaraz na pocztę lecę listy nadać i na lekcję wiolonczeli do młodego, wytyczne przyjąć... 

Ps. wrzucam fotkę świątecznej tegorocznej aranżacji mojego salonu...

  • equsica

    equsica

    8 stycznia 2025, 01:00

    Piekny salon. Trzymam kciuki za mamę. Mam nadzieję że takie rajdy po lekarzach to tylko raz na czas a nie codzienność.

    • Mantara

      Mantara

      8 stycznia 2025, 09:55

      Dziękuję bardzo :) a z mamą, mam nadzieję, ż e będzie lepiej. Duże w tym jej podejścia, lata chowania głowy w piasek i udawania, że nic jej nie jest a teraz odwrót o 180 stopni i w głowie kuje, to na pewno guz. Ja, że nerwobóle od nerwicy. Neurolog, rezonans i jest ok wszystko, a ból to nerwoból.

  • ognik1958

    ognik1958

    7 stycznia 2025, 19:36

    wszystko piękne ale również ja bym sie zająć.... zwałką kg ..idzie wiosna ....ja przed taką wiosną zająłem sie i poszło sie gonić kilkadziesiąt kg i...nie wróciło....uff już 3,5 latek ....trza działać również w tej materii...powodzenia

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.